"Perspektywa budzenia się każdego ranka obok Niny wydawała się cudowna. To, że byłem jej nauczycielem i mam żonę, przestało się liczyć. Tylko co ja miałem jej do zaoferowania? Nauczyciel z marną pensją..." Szymon, 36 lat
Wciąż nie potrafię uwolnić się od wspomnienia dnia, kiedy drżącymi rękoma wyjąłem ze skrzynki od tygodni oczekiwany list. Niecierpliwie rozerwałem kopertę. „Pomyliłam się. Wybacz mi i postaraj się zapomnieć. Nina”, przeczytałem. Litery zlały się w jedną całość. Nie mogłem złapać tchu. W głowie krzyczało pytanie: „dlaczego?”.
Pierwszy września rozpoczął się zwyczajnie. Po oficjalnej części inauguracji roku szkolnego spotkałem się z moją klasą maturalną. Dopiero po chwili zauważyłem wpatrujące się we mnie badawczo oczy. „To pewnie jest ta nowa uczennica, o której wspominał dyrektor”, przypomniałem sobie. Nina zwróciła moją uwagę już podczas pierwszej lekcji. Była niezwykle błyskotliwa i oczytana. Uczyłem już od ponad dziesięciu lat, ale nieczęsto zdarzało mi się mieć do czynienia z młodymi ludźmi tak żywo biorącymi udział w dyskusjach. Miałem nadzieję, że ze swoim temperamentem i wyobraźnią Nina rozrusza klasę. Z miesiąca na miesiąc temperatura lekcji wzrastała, Nina poruszała trudne kwestie, często podważając sens toczących się sporów. Nasze utarczki słowne stały się wkrótce zwyczajem. Klasa milczała. Czyżby widzieli coś, czego ja nie dostrzegałem? Punktem zwrotnym okazała się osiemnastka jednego z moich uczniów. Poszedłem, bo nie chciałem robić mu przykrości. Zaplanowałem, że posiedzę godzinę i wrócę do domu, ale... Ona też tam była.
– Dobry wieczór, profesorze. Myślałam, że już się pana nie doczekam. Nina wyglądała olśniewająco. Popatrzyła na mnie tak, że poczułem się nieswojo. Wspominając coś o jej ostatnim wypracowaniu, nieporadnie próbowałem ukryć swoje zmieszanie. Nina roześmiała się, chwyciła mnie za rękę i znalazłem się w roztańczonym tłumie. Kolejne toasty sprawiły, że całkowicie straciłem poczucie czasu. Nagle znaleźliśmy się z Niną w ogrodzie.
– Nareszcie sami – wyszeptała i mocno się do mnie przytuliła. Magia tej nocy i alkohol podziałały jak narkotyk. Nina zrobiła nieznaczny ruch głową i jej usta trafiły na kąciki moich ust. Niezdarnie przylgnąłem wargami do jej warg.
– Profesorze, gdzie pan jest? – któryś z chłopców otworzył drzwi prowadzące do ogrodu. Odepchnąłem ją od siebie.
– Co ty robisz?! Upiłaś się – wymamrotałem, nie patrząc jej w twarz – To się nie może powtórzyć.
Od tamtej pory zacząłem jej unikać. Ignorowałem jakiekolwiek próby kontaktu. Lekcje stały się dla mnie udręką. Jej komentarze, pełne uszczypliwych uwag, nabrały wojennego charakteru. Wyczuwałem ze strony Niny z trudem skrywaną wrogość, a nawet agresję.
Pewnego popołudnia musiałem dłużej zostać w szkole. Nagle ktoś cichutko uchylił drzwi i w progu zobaczyłem Ninę.
– Musi pan ze mną porozmawiać! – powiedziała stanowczo. Kiedy próbowałem wytłumaczyć jej, że to nie czas ani miejsce na spotkanie, gwałtownie mi przerwała.
– Kocham pana.
– O czym ty mówisz? Co ty wiesz o miłości? Jesteś młoda, ładna, na pewno spotkasz chłopaka w swoim wieku...
– I pan w to wierzy, profesorze?!
Przeraziło mnie to wyznanie. Nie mogłem się przecież w niej zakochać. Byłem jej nauczycielem. No i miałem żonę!
– Niech się pan nie boi. Wszystko już zaplanowałam. Zmienię szkołę. Czułem, że twarz mi tężeje. Nie miałem prawa do takich uczuć.
– Przed maturą?! – rozpaczliwie szukałem racjonalnych argumentów. – Masz dopiero 18 lat i jesteś moją uczennicą! Gdyby ktoś się o nas dowiedział, wybuchłby skandal – powiedziałem zdenerwowany. – Zaryzykujmy – wyszeptała. – A co ty wiesz o ryzyku? Czym ty ryzykujesz? – krzyczałem, nie panując nad ogarniającą mnie falą gniewu. I bezsilności.
Przez następne tygodnie Nina chodziła odmieniona. Na lekcjach milczała i tylko wodziła za mną tym swoim wzrokiem... A potem była matura... Nina oddała swoją pracę jako ostatnia. Kiedy kładła kartkę na stole komisyjnym, spojrzała mi prosto w oczy. Pomyślałem, że oto właśnie ją tracę. Ale wiedziałem też, że wraz z jej odejściem odzyskam spokój. A potem popatrzyłem na kartkę. Napisane było na niej tylko jedno zdanie:
„To właśnie jest ryzyko”. Po oblanej maturze Nina zniknęła na trzy miesiące. Wtedy dotarło do mnie, jak wielka musiała być jej determinacja i uczucie. Próbowałem zdobyć jakiekolwiek informacje o niej, ale moi byli uczniowie milczeli jak zaklęci. Prawdopodobnie od samego początku domyślali się wszystkiego... Aż nagle któregoś dnia Nina zadzwoniła i poprosiła o pomoc w przygotowaniu się do przyszłorocznej matury. Chociaż prośba wydała mi się absurdalna – była przecież najlepszą humanistką w liceum – zgodziłem się. Nie potrafiłem wówczas nazwać tego, co czułem, ale jednego byłem pewien: nie chcę jej ponownie stracić. Początkowo udzielałem jej korepetycji dwa razy w tygodniu, a potem pochłonęły nas wyprawy do kina, kawiarni, spacery.
No i stało się. Zakochałem się. Nina otworzyła przede mną nowy świat. Jej świeżość i otwartość dały mi poczucie wolności. A dręczące wcześniej dylematy i rozterki po prostu zniknęły. Za drugim razem Nina zdała maturę na piątkę. Wręczając mi świadectwo, powiedziała: – Ja zdałam swój egzamin dojrzałości, a ty? Zaryzykowałam dla ciebie wszystko. Teraz kolej na ciebie. Wiedziałem, że ma rację i że muszę podjąć to ryzyko. Tego samego dnia powiedziałem żonie o Ninie. I tak się domyślała.
– Jesteś żałosnym draniem – wycedziła. Ale to nie miało już dla mnie znaczenia! Teraz liczyło się tylko jedno: być razem z Niną. Perspektywa budzenia się każdego ranka obok niej wydawała się cudowna. Tylko co ja miałem jej do zaoferowania? Nauczyciel z marną pensją?
Wynająłem kawalerkę, a Nina wprowadziła się do mnie. Nasze pierwsze wspólne tygodnie zdawały mi się rajem. A potem Nina zaczęła spędzać coraz więcej czasu poza domem. – Ta ciasnota mnie przybija! Nawet nie mogę nikogo tutaj zaprosić! Wiedziałem, że towarzystwo moich znajomych nudzi ją, a wspólne wyjścia z jej rówieśnikami też kończyły się fiaskiem. Prawdopodobnie nie spełniałem wszystkich jej oczekiwań. Nie dopuszczałem jednak do siebie myśli, że coś może się zmieniać w uczuciach Niny do mnie. Jesienią postanowiła wyjechać do Londynu na dwumiesięczny kurs językowy. Przez pierwsze tygodnie wiadomości od niej przychodziły niemal codziennie, później coraz rzadziej. Czułem, że coś się zmienia. A potem dostałem ten list... To była pierwsza kobieta, dla której poświęciłem prawie wszystko i która tak mnie zraniła. Niedługo potem dowiedziałem się, że Nina spotkała w Londynie chłopaka w swoim wieku. Zakochała się i postanowiła tam zostać jeszcze kilka miesięcy. A jednak miałem rację... Przewidziałem to, więc chyba nie powinienem winić jej, tylko siebie.