"Byliśmy z Borysem szczęśliwym małżeństwem. Do czasu, aż dostaliśmy ten prezent…"
Obraz, który dostaliśmy od cioci, miał smutną historię.
Fot. 123RF

"Byliśmy z Borysem szczęśliwym małżeństwem. Do czasu, aż dostaliśmy ten prezent…"

"Czy rzeczy mogą mieć złą energię? Czy to możliwe, by przyciągały nieszczęścia? Nigdy w to nie wierzyłam, ale od momentu, kiedy w naszym domu pojawił się prezent od cioci Janiny, zaczęła się seria niepokojących wypadków..." Julia, 32 lata

Byliśmy z Borysem parę miesięcy po ślubie. Oboje pracowaliśmy w firmie mojego ojca. Rodzice kupili nam działkę obok swojej i pomogli wybudować tam dom. Niczego nam nie brakowało. Podczas jednego z rodzinnych obiadów mama zwróciła się do nas:
– Dzwoniła ciocia Janinka. Prosiła, żebyście przyjechali. Ma dla was prezent.

Smutek zaklęty w obrazie

Ciocia miała dom w małym, uroczym miasteczku. Prowadziła antykwariat. Choć mieszkała daleko od nas, na zachodzie Polski, w kolejny weekend wybraliśmy się do niej.
– Jak się cieszę, że jesteście! Julia, przepięknie wyglądasz, a Borys taki przystojny. Chodźcie, upiekłam rogaliki – przywitała nas. Ucałowałam ją serdecznie. Była starszą kobietą, malutką, drobną, ale pełną energii. Zrobiła kawę, chwilę siedzieliśmy i rozmawialiśmy. A potem ciocia zabrała nas do antykwariatu. Tam z ciekawością oglądałam wszystkie przedmioty: stare książki, tkaniny, meble, porcelanę, biżuterię, mapy…
– Prezent mam na zapleczu – ciocia wprowadziła nas do małego pokoiku. Przy ścianie stał spory obraz starannie owinięty w papier. Niecierpliwie zaczęłam go odwijać. Był to pastel. Przedstawiał rudą dziewczynkę w jasnej sukience. W tle była skąpana w słońcu łąka. Zerknęłam na datę i niewyraźny podpis malarza.
– Ciociu, ten obraz może być sporo wart – powiedziałam.
– Kupiłam go okazyjnie. Podoba ci się? To go bierzcie! Spojrzałam na męża. Miał dziwną minę, sprawiał wrażenie przestraszonego.
– Źle się czujesz, kochanie?
– Zakręciło mi się w głowie – odparł. – Przejdę się.
Zostałyśmy same. Przestawiłam obraz bliżej okna i jeszcze raz mu się przyjrzałam. Zauważyłam, że dziewczynka ma piękne, zielone, ale bardzo smutne oczy. „Dziwne, dziecko powinno być radosne… ”, pomyślałam. Zapakowałam dzieło i wyszłam na ulicę. Borys siedział na ławce.
– Już lepiej? – spytałam.
– Nic mi nie jest, Julio. Ale nie bierzmy tego obrazu.
– No wiesz! Chyba oszalałeś.
– Proszę – powiedział cicho.
– Nie ma mowy. To prezent i mnie się bardzo podoba. Co, mam go wyrzucić na śmietnik?
– Tak byłoby najlepiej.
– Borys, o co ci chodzi? – spytałam niecierpliwie, ale on zamilkł. Do końca wizyty u cioci był jakiś nieswój.

Nocne wędrówki

Do domu wracaliśmy w milczeniu. Borys prowadził. Nie rozumiałam, co się z nim dzieje. Wiedziałam, że nie miał łatwego życia. Jego rodzice zginęli w wypadku. Pięcioletniego chłopca przygarnęli dziadkowie, ale już w wieku 18 lat został zupełnie sam. Nie lubił mówić o tamtych czasach, a ja nie nalegałam. Kochałam go i szanowałam jego tajemnice. Po powrocie do domu zaczęłam szukać miejsca na obraz. W końcu powiesiłam go w salonie.
Tamtej nocy źle spałam. Miałam dziwne sny. Budziłam się co chwilę i wydawało mi się, że dzieje się coś dziwnego. Zobaczyłam, że w łóżku nie ma Borysa. Wstałam i poszłam do salonu. Mąż stał niemo wpatrzony w obraz… Następne dni upłynęły w spokoju. Niepokoiłam się o Borysa. Był inny, dziwny.
W niedzielę jak zwykle poszliśmy do rodziców na obiad. Od razu wyczułam napiętą atmosferę. Ojciec był zdenerwowany.
– Tatusiu, stało się coś? – zapytałam.
– Mamy kłopoty w firmie. Nic nie rozumiem. Kontrahenci się wycofują. Musimy pomyśleć o kredytach. Borys, w poniedziałek musimy to omówić, finanse to twoja działka.
– Oczywiście, szefie – odparł żartobliwie mąż.
Czas płynął. Coraz bardziej denerwowałam się Borysem. Próbowałam tłumaczyć sobie, że jest przygnębiony z powodu pracy, ale było coś jeszcze. Źle sypiał, chodził po nocach. Namawiałam go na wizytę u lekarza, ale odmawiał.
Pewnej nocy obudziły mnie hałasy dochodzące z salonu. Zajrzałam. Borys w jakiejś furii zrzucał wazony, doniczki z kwiatami. Na podłodze było pełno szkła. Podeszłam do niego. Sprawiał wrażenie półprzytomnego. Wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do sypialni. Zasnął jak dziecko. Rano twierdził, że nic nie pamięta…

Przynosi tylko nieszczęście

Nie wiedziałam, co robić. Postanowiłam porozmawiać z mamą. Zawsze mogłam jej się ze wszystkiego zwierzyć. Opowiedziałam jej o wydarzeniach ostatniej nocy.
– Lubię Borysa, ale wiesz, jaką ma przeszłość… Po takich zdarzeniach, coś może z nim być nie tak… – odparła.
– Mamo, jak możesz tak mówić? – zdenerwowałam się.
– Poczekaj na ojca, to się dowiesz. Twój mąż naraził firmę na duże straty.
– Jak to? On jest uczciwy.
– Nie mówię, że ukradł. Źle pozałatwiał sprawy. Nie posprawdzał umów. Nie wiem, jak teraz z tego wybrniemy. Ojciec jest wykończony.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtedy zadzwonił telefon mamy.
– Co?! Kiedy?! W jakim szpitalu?! – krzyczała. Rzuciła komórkę na stół.
– Ojciec zasłabł w pracy. Podejrzewają zawał. Jest w szpitalu. Muszę jechać.
– Jadę z tobą – powiedziałam.
Cała dygotałam. Po godzinie udało nam się porozmawiać z lekarzem. Okazało się, że ojciec ma rozległy zawał i najbliższe dni zadecydują, czy będzie żył. Mama chciała zostać w szpitalu, ale to było bez sensu, bo i tak nie mogła zobaczyć się z ojcem. Odwiozłam ją do domu i wróciłam do siebie. Borys siedział na tarasie z prawie pustą butelką wina. Nie wytrzymałam.
– Ty sobie tak spokojnie popijasz winko? Ojciec walczy o życie! Miał zawał!
– Wiem – odparł spokojnie.
– To przez ciebie! Zrujnowałeś firmę! – krzyknęłam.
– Nie chciałem. Nie wiem, jak mogłem tak nawalić.
– Ty nic nie wiesz! – obruszyłam się, ale czułam, że przesadziłam i szybko zmieniłam ton.
– Zrobię kawę i musimy poważnie porozmawiać. Czekam w salonie.
Borys przyszedł po chwili. Wziął filiżankę z kawą i rzucił ją w obraz.
– Zwariowałeś?! – krzyknęłam.
– Zabierz stąd to paskudztwo. Przynosi nieszczęście.
– Co ty bredzisz?
– Znam ten cholerny obraz. Kiedyś wisiał w naszym domu. Potem był wypadek, w którym zginęli rodzice. Dom został sprzedany razem z tym bohomazem.
– No i co z tego, to był czysty przypadek. Takie rzeczy się zdarzają – odparłam.
– Proszę, wyrzućmy go – powtórzył z uporem.
– Nie ma mowy. Jutro zawiozę go do konserwatora, a potem wróci na swoje miejsce.
– Czy ty nie widzisz, że od momentu, kiedy pojawił się w naszym domu, spotykają nas same nieszczęścia? – To też przypadek – odpowiedziałam już mniej pewnie.

Smutna historia

Przyjrzałam się uważnie obrazowi. Przez chwilę wydawało mi się, że widzę złość w oczach dziewczynki. Zaczęłam się zastanawiać. Rzeczywiście, to dziwne zachowanie Borysa, choroba ojca… „Może on ma rację?”, pomyślałam. Zadzwoniłam do ciotki. Powiedziałam jej o naszych kłopotach, sugerując, że wpływ na to mógł mieć jej prezent. Zapytałam, skąd go ma.
– Przyniosła go do mnie starsza kobieta. Powiedziała, że wyjeżdża na stałe do syna do Stanów i pozbywa się rzeczy.
– Masz do niej jakiś kontakt?
– Nie, niestety.
– Szkoda, chciałabym z nią porozmawiać.
Dziękuję. Następnego dnia zawiozłam poplamiony kawą obraz do konserwatora.
– Da pan radę usunąć te plamy? – zapytałam.
– Tak – odparł. – Chyba już kiedyś go widziałem.
– Kiedy? Niech pan sobie przypomni – prosiłam.
– Dziecko, przez moje ręce przeszły setki obrazów. Jak będę coś wiedział, dam znać.
Gdy po dwóch tygodniach odbierałam dzieło, konserwator powiedział:
– Dowiedziałem się czegoś o tym obrazie. To portret dziewczynki, która została zamordowana. Smutna historia.
– Proszę mówić.
– Pod koniec XIX wieku w majątku na Kresach mieszkało małżeństwo. Mieli córeczkę. Byli bardzo szczęśliwą rodziną. Poprosili malarza o namalowanie portretu dziewczynki. Nie wiadomo dlaczego, ale ojciec małej oszalał, zaczął strzelać do żony i córki. Potem popełnił samobójstwo. Kobieta przeżyła, dziecko zmarło.
– Czy sądzi pan, że dlatego ten portret może przynosić nieszczęście?
– Nie wiem, ale czasem takie rzeczy się zdarzają
– Co mam teraz robić? Nie chcę już tego obrazu.
– Rozumiem. Niech go pani gdzieś odda – poradził.
Tak zrobiłam, zaniosłam obraz do domu kultury. Uznałam, że tam dziewczynka nie zrobi nikomu krzywdy. Życie naszej rodziny wróciło do normy. Tata wyzdrowiał, kłopoty w firmie się skończyły, Borys znów był sobą. Zaszłam w ciążę i urodziłam śliczną córeczkę. Zapomniałam o tamtych wydarzeniach.
Po kilku latach poszłam z córką do domu kultury. Przemierzałyśmy korytarz, gdy nagle mała zatrzymała się i zaczęła się przyglądać… TEMU obrazowi. Też na niego spojrzałam. Może mi się wydawało, ale w oczach dziewczynki z portretu zobaczyłam radość…

 

Czytaj więcej