"Uwielbiam opowieści mojej babci. Tej o pogrzebie za Bóg zapłać nigdy nie zapomnę..."
Fot. Adobe Stock

"Uwielbiam opowieści mojej babci. Tej o pogrzebie za Bóg zapłać nigdy nie zapomnę..."

„Babcia miała ponad dziewięćdziesiąt lat i z jej pamięcią nie zawsze wszystko było w porządku. Często coś przeinaczała, coś się jej tylko wydawało, o czymś nie pamiętała albo myliła fakty. Ale była mądrą kobietą, chociaż niewykształconą, i jej opowieści, zwłaszcza tych sprzed wojny, potrafiłam słuchać godzinami”. Alina, 39 lat

Po powrocie z cmentarza babunia zaczęła wspominać pochówek swojego taty. Obie z mamą nie mogłyśmy się nadziwić

– Tylu ludzi było na tym pogrzebie – westchnęła ciężko mama.

– Pana Adasia wszyscy w kamienicy lubili, nie ma się co dziwić – odparłam.

– Ale ten wieniec od sąsiadów prezentował się ładnie, prawda? – uśmiechnęła się. – Chociaż tak mogliśmy mu podziękować. A rodzina też się postarała, aż dwa autobusy zajechały pod kościół. Chociaż te zasiłki pogrzebowe obcięli, to wszystko było pięknie, i księża, i chór – przyznała mama.

Teraz z pogrzebem to nie ma żadnego zachodu – wtrąciła babcia. – Firma pogrzebowa wszystko załatwi.

– No, to przecież chyba normalne, babciu – roześmiałam się. – Od tego są, żeby pogrzeb zorganizować.

– O, dziecko, nie zawsze tak było – babcia pokręciła głową. – W moich czasach, przed wojną jeszcze, to nieraz trudno było pochować kogoś bliskiego…

– Jak to? – zdziwiłam się.

Wspomnienia babci...

Babcia miała ponad dziewięćdziesiąt lat i z jej pamięcią nie zawsze wszystko było w porządku. Często coś przeinaczała, coś się jej tylko wydawało, o czymś nie pamiętała albo myliła fakty. Ale była mądrą kobietą, chociaż niewykształconą, i jej opowieści, zwłaszcza tych sprzed wojny, potrafiłam słuchać godzinami.

Wiesz, bieda była okrutna, szczególnie u nas na wsi – babcia westchnęła. – Na przednówku jeść co nie było, mama często gotowała zupę z pokrzyw, a o dwa skwarki w niej to myśmy się z rodzeństwem nieraz bili…

– Skwarki – otrząsnęłam się z obrzydzeniem. – A kto by to w ogóle jadł!

– Nawet nie wiesz, jaki to był cymes wtedy – babcia roześmiała się, ale jej oczy zaraz spoważniały. – Pamiętam, jak tamtej zimy ojciec roboty nie miał. Najął się w końcu u leśniczego na drwala. Do boru chodził, drzewa ścinać. Ale już swoje lata miał, słaby był – w oczach babci pojawiły się łzy. – I przywaliło go drzewo, sosna wielgachna… Leżał jeszcze nieboraczek z tydzień, cierpiał okrutnie, w końcu Bóg się nad nim ulitował i wziął go do siebie.

– Babciu, lepiej nie wspominać smutnych zdarzeń, było, minęło – uściskałam ją.

– Czekaj, bo nie o tym chciałam gadać, tylko o pochówku, że to nie było wtedy tak prosto z tym – babcia energicznie wyswobodziła się z moich ramion. – Do księdza trzeba było iść, do proboszcza, opłacić jego i organistę. A grosza przecież wtedy matka nie miała, ledwie na trumnę starczyło, a i tak sąsiadów trzeba było prosić, żeby dołożyli. No i pamiętam, jak poszłyśmy z mamą do księdza proboszcza prosić, żeby pogrzeb odprawił. Mama jajek w węzełek wzięła, trochę grochu, co to miała na sadzenie zostawione, i poszłyśmy. Wstydziłam się okrutnie, bo ksiądz to jegomość surowy był, a myśmy przecież pieniędzy na pochówek nie miały. Serce mi tak mocno biło, jakeśmy na plebanię wchodziły, że myślałam, że wszyscy to słyszą. A mama stanęła przed biurkiem proboszcza, pochyliła głowę, nawet usiąść nie śmiała. Skubała palcami kraj zapaski, w drugiej ręce trzymała ten węzełek z jajkami i grochem… Schowałam się za nią, nie miałam odwagi unieść wzroku.

– Słyszałem, Józkowa, o waszym nieszczęściu – pamiętam, że proboszcz podniósł się wtedy zza biurka i podał mamie rękę.

Pochyliła się i ucałowała ją z szacunkiem.

– Za pochówkiem żeście do mnie przyszli pewnie.

– Ano tak, proszę księdza jegomości – mama znowu się pochyliła. – Jajek żem przyniosła, niech będzie na zdrowie.

A na co mi te wasze jajka, Józkowa? – ksiądz popatrzył na węzełek i zaśmiał się. – U mojej gospodyni kury dobrze niosą, a mnie jajek za wiele jeść nie można. Dzieciom lepiej jajecznicy usmażcie, żeby na pogrzeb miały siłę iść.

– No ja właśnie w sprawie tego pochówku – zająknęła się mama. – Bo grosza już nie ma, na trumnę wszystko poszło, a Józkowi godzi się porządny pogrzeb sprawić, żeby się przed wsią nie powstydził.

– I dobrze, Józkowa, wasz chłop porządnym człowiekiem był, to i pogrzeb będzie jak trzeba, nie martwcie się – ksiądz poklepał mamę po ramieniu. – Nic od was nie wezmę, najwyżej twoja dziewucha będzie kościół przez miesiąc sprzątać.

– Jakże to tak? – speszyła się mama. – Nie godzi się przecie…

Już ja tam wiem lepiej od was, co godzi się, a co nie – odparł stary ksiądz.

– No, a co będzie z organistą? – widziałam, jak twarz mamy sposępniała. – Przecie wypada, żeby Józkowi na tej ostatniej drodze zaśpiewał. A on zawsze każe dać sobie połowę tego, co ksiądz weźmie…

– No to dacie mu połowę, Józefowa – zaśmiał się proboszcz. – Idźcie teraz do niego, a jak się zapyta o zapłatę, to powiedzcie, że zapłacicie po pogrzebie, połowę tego, ile dacie mnie.

– Co też ksiądz jegomość gadają? – w głosie mamy słyszałam strach. – Przecie ja grosza nie mam…

– Idźcie, już idźcie, i tak rzeknijcie, jak wam mówię. Policzymy się po pogrzebie.

Problemy z organistą

Stary organista nie był już taki łagodny i dobroduszny jak proboszcz. A matka nieśmiałym, łamiącym się głosem wyłuszczyła mu swoją prośbę.

– Ale wiecie, kobieto, że ja biorę połowę tego, co ksiądz? – zapytał ostro.

– No wiem, wiem, ale ksiądz rzekł, że dostaniecie połowę tego co on – powiedziała mama cicho.

– A, to chyba że tak – skinął łaskawie głową.

Nie wiedziałam, jak mama zamierza to załatwić. Gdy ją zapytałam, tylko wzruszyła ramionami.

– Ja sama nie wiem, dziecko – w jej oczach pojawiły się łzy. – Ale przecież ksiądz proboszcz tak kazali powiedzieć…

Pochowaliśmy ojca…

Niewiele pamiętałam z tego pogrzebu, bo ziąb był taki straszliwy, śnieg jeszcze padał, a ja szłam za trumną i płakałam. Żal mi tak okrutnie ojca było, że go w tej zimnej ziemi pochowają, że zmarznie…

Babcia zamilkła, otarła łzy. Zasłuchane w jej opowieść, milczałyśmy z mamą, nie chcąc jej przerywać.

– No, ale jak było w końcu z tą zapłatą? – spytała po chwili mama. – Przecież babcia nie miała pieniędzy.

– No, nie miała – staruszka uśmiechnęła się przez łzy. – Ale ten proboszcz to był dobry i mądry człowiek… Jak mama poszła do niego wtedy po pogrzebie, to wzięła mnie też ze sobą. Chyba bała się iść tam sama, tak bez pieniędzy. Widziałam, jak zagryzała usta i wyłamywała palce, zanim weszłyśmy na plebanię.

A ksiądz na nasz widok uśmiechnął się.

– No to, moja Józkowo, już po pogrzebie – powiedział. – I jak, zadowolona jesteście z pochówku?

– Gdzieżby tam zaś nie – mama przypadła do jego ręki. – Wielkie wam Bóg zapłać, księże proboszczu, tylko jak to będzie z tą zapłatą?

Powiedzcie teraz mi jeszcze dwa razy „Bóg zapłać” i po robocie – roześmiał się ksiądz. – To będzie moja zapłata.

– Dobrze, tylko dlaczego dwa razy?

– No, bo przecież organiście macie dać połowę z tego co mnie, no nie? – ksiądz wciąż się uśmiechał. – To jemu powiecie jeden raz „Bóg zapłać”.

Pogrzeb za Bóg zapłać

Babcia znowu zamilkła, ale w jej oczach już nie było łez.

– No i co, poszłyście do tego organisty? – zapytałam zaciekawiona.

– A pewnie – znowu się roześmiała. – A żebyście wy widziały, jaki był zły, jak się wściekał, że nic nie dostał za to swoje śpiewanie. A starał się rzeczywiście, tego nie powiem… I nie zarobił ani grosza.

Za to dostał dobre słowo, to czasem więcej warte niż pieniądze – powiedziała mama filozoficznie.

– Ale nie dla tamtego człowieka – odparła babcia. – Tak sobie myślę, że to był zły, pazerny człowiek, żerujący na ludzkim nieszczęściu, i ten proboszcz chyba go nie lubił. Utarł mu nosa w końcu…

– Wyobrażam sobie jego minę, jak usłyszał od babci to „Bóg zapłać” – roześmiała się mama. – A swoją drogą to musiał być porządny człowiek, ten wasz proboszcz. Ciekawe, czy dzisiaj by się jakiś ksiądz tak zachował.

– Chyba nie miałby okazji – potrzasnęłam głową. – Chociaż obcięte, to jednak wciąż są te zasiłki pogrzebowe. A ty, babciu, sprzątałaś ten kościół?

– Jakże by nie, w podzięce proboszczowi to nawet jeszcze we wojnę z siostrą zawsze sprzątałyśmy w soboty – odparła. – Księdzu się już zmarło, a ja wciąż pamiętałam o tym obowiązku, aż do czasu, kiedy do miasta się wyprowadziłam…

Czytaj więcej