"Randki w ciemno to według mojej przyjaciółki najlepszy sposób na silne emocje, jakich życie codzienne już nam nie dostarcza. No cóż, ja nie bardzo lubię niespodzianki tego typu, ale bardzo lubię Ankę, więc często zgadzam się na jej szalone pomysły. – To będzie hit, zobaczysz! Naprawdę fajny facet, taki nietuzinkowy – przekonywała mnie przez telefon, a ja, otumaniona zmęczeniem i lekkim poczuciem winy, że ostatnio byłam dla niej niezbyt miła, po prostu się zgodziłam. Tego, co się z wydarzyło później, nie mogłam przewidzieć..." Magdalena, 29 lat
Moja przyjaciółka, Anka, zawsze miała zbyt dużo energii i zbyt mało rozsądku, więc kiedy oznajmiła, że „umówiła mnie z kimś wyjątkowym”, powinnam była uciekać, gdzie pieprz rośnie. Zamiast tego tylko westchnęłam i poszłam się szykować. Anka znana jest z tego, że ma wybitny talent do wybierania rzeczy, które mi kompletnie nie pasują. Dlatego zawsze na mikołajki kupuje mi kolczyki, choć nie mam przebitych uszu.
– To będzie hit, zobaczysz! Naprawdę fajny facet, taki nietuzinkowy – przekonywała mnie przez telefon, a ja, otumaniona zmęczeniem i lekkim poczuciem winy, że ostatnio byłam dla niej niezbyt miła, po prostu się zgodziłam.
– Park miejski, ławka przy fontannie, o szesnastej. Mężczyzna jest zaufany – wyjaśniła. – Pracuje w branży IT. Inteligentny, miły, no i wysoki!
– Wysoki to dla mnie priorytet numer jeden – mruknęłam sarkastycznie, ale Anka i tak już mnie ignorowała.
– I błagam, ubierz się normalnie, żadnych dziwnych swetrów z warkoczami – przestrzegła mnie.
Dotarłam na miejsce przed czasem. Park był pełen spacerowiczów, dzieci na hulajnogach i osób karmiących kaczki. W samym środku tego idyllicznego chaosu dostrzegłam mojego randkowego towarzysza. Od razu wiedziałam, że to on, bo jakby... odstawał od innych. Anka powiedziała, że jest wysoki, ale nie wspomniała, że do tego ma posturę niedźwiedzia. I powiem tak: na pewno był nietuzinkowy. Anka nie kłamała. Wyglądał dosyć groteskowo w kowbojskim kapeluszu i skórzanej kamizelce, którą chyba wygrzebał z garderoby jakiegoś aktora westernów. Mimo chłodnego popołudnia miał na nosie przeciwsłoneczne okulary. Na jego widok wyłączyłam opcję „udawaj, że jesteś zachwycona” i automatycznie przeszłam w tryb „podstawowy uśmiech dyplomatyczny”.
– Cześć, jestem Andrzej! – przywitał się, wyciągając rękę z pierścieniem na palcu wskazującym. Nie wiedziałam, czy to moda, czy hobby historyczne, ale wywołało to we mnie pytanie o sens życia.
– Miło mi. Magda – odpowiedziałam grzecznie, chowając panikę za kolejnym uśmiechem. – To co, idziemy na spacer? Spacerowaliśmy. Andrzej miał do powiedzenia dużo, głównie o sobie. Przeszliśmy kilkaset metrów, podczas których zdążył mnie zasypać opowieściami o swojej pasji do wytwarzania łuków i rekonstrukcji historycznych. Przyznaję, miał zapał. I gadał jak nakręcony. Problem polegał na tym, że ja ledwo nadążałam z kiwaniem głową i udawaniem zainteresowania.
– Naprawdę powinno się tego spróbować – mówił z przejęciem. – To niesamowite uczucie, kiedy naciągasz cięciwę i…
– Magda? To ty?! – przerwał mu znajomy głos. Kiedy odwróciłam się, ujrzałam Marka, mojego dawnego kolegę z pracy. Marka, z którym dzieliłam biurko, kawę i bezsensowne narady przez trzy lata.
– Marek! Co za spotkanie! – wykrzyknęłam z ulgą, którą trudno było ukryć.
– Dawno się nie widzieliśmy – powiedział, ściskając mi rękę. Spojrzał na Andrzeja, który wyraźnie nie był zachwycony tym, że ktoś mu przerwał jego monolog. – A to kto? Twój znajomy?
– Andrzej – powiedział sam zainteresowany, wyciągając rękę z pierścieniem. Marek spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.
– Randka w ciemno – szepnęłam tak, by Andrzej nie usłyszał.
Marek uniósł brwi, po czym radośnie się uśmiechnął.
– To może dołączę do was? – zapytał, zanim Andrzej zdążył zaprotestować.
Ja natomiast zrobiłam rozpaczliwe oczy i kiwnęłam głową z taką energią, że omal nie spadły mi okulary.
Andrzej nie wyglądał na zachwyconego. Przez resztę spaceru starał się wrócić do swojego wywodu o łucznictwie, ale Marek skutecznie przejmował inicjatywę, pytając mnie o wszystko: co teraz robię, jak się czuję, czy dalej piję kawę z trzema łyżeczkami cukru.
Kiedy w końcu dotarliśmy do wyjścia z parku, Andrzej zatrzymał się i powiedział z wyraźną nutą frustracji:
– No, muszę lecieć – rzucił z wymuszonym uśmiechem. – Było miło.
– Tak… – dodałam, z trudnością powstrzymując się przed westchnieniem ulgi.
– Magda, fajnie było cię poznać – dodał. – Może kiedyś jeszcze porozmawiamy o łucznictwie?
– Może – odpowiedziałam wymijająco, odprowadzając go wzrokiem.
Kiedy tylko zniknął z pola widzenia, Marek wybuchnął śmiechem.
– Wybacz, ale musiałem. Twoja mina mówiła więcej niż tysiąc słów – chichotał. – Co to było?
– Chyba coś, czego lepiej nie wspominać – mruknęłam. – Dzięki, że mnie uratowałeś. Gdyby nie ty, chyba zastrzeliłabym się z tego jego łuku…
– Nie ma za co – odparł. – Może teraz czegoś się napijemy?
Radośnie kiwnęłam głową, czując, że wieczór wreszcie zaczyna wkraczać na właściwe tory. Ruszyliśmy w stronę kawiarni na końcu parku, gdzie rozmowa przeszła na tematy o wiele bardziej interesujące niż aerodynamika strzały.
Reszta wieczoru była mieszanką śmiechu, wspomnień i lekkiego flirtu. Kiedy wróciłam do domu, Anka już czekała na relację.
– I jak Andrzej? – zapytała z błyskiem w oku.
– O, z pewnością jest niezwykły. Zbyt niezwykły dla mnie – odparłam. – Za to wieczór zakończyłam z kimś o wiele bardziej przyziemnym. Dziękuję za katastrofę, bo przypadkiem wyszło z niej coś dobrego.
Anka spojrzała na mnie podejrzliwie, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czasami randki w ciemno mogą prowadzić do zupełnie niespodziewanych happy endów.