"Pracuję w nocnych klubach jako tancerka erotyczna. Nie gotuję, nie sprzątam, nie mam bladego pojęcia, co to jest tzw. ognisko domowe. Niedawno porządny facet zaproponował mi małżeństwo. Pewnie w końcu by mnie przekonał do tego nowego lepszego życia, ale zgubiła go pewność siebie. Chciał być moim zbawcą, ale szybko się okazało, co tak naprawdę o mnie myśli..." Mariola, 36 lat
To samo, jeszcze raz – rzuciłam do barmana i pokazałam na pusty kieliszek. Szóstym już drinkiem próbuję zagłuszyć wątpliwości.
– Trzy dni temu odrzuciłam oświadczyny. Facet był starszy ode mnie, zakochany, zamożny... Idealny kandydat na męża. Pytanie tylko – czy akurat dla mnie? Czy taka kobieta jak ja, tancerka erotyczna, niestabilna emocjonalnie, po przejściach, z kiepskimi perspektywami, powinna w ogóle wychodzić za mąż?
– A niby czemu nie – oburza się Klaudia, kumpela po fachu. – Tancerki erotyczne nie mają prawa do szczęścia?
Mają. Jasne, że tak! Muszą tylko we właściwym momencie zaufać właściwemu facetowi. A to nie jest proste – wyczuć moment i wyczuć faceta. Zbyt dobrze poznałam ten wyklęty męski ród, by wierzyć w bajki. Że niby kocha?! Bez jaj! Każdy jakąś tam „księżniczkę” kocha. Co nie przeszkadza mu szukać atrakcji u innej, najczęściej suto opłacanej. Przez nasz klub codziennie przewijają się tacy „królewicze”. I co, mam wierzyć, że mój będzie lepszy?! Że będzie mnie kochał po grób, rozpieszczał, nosił na rękach i zdmuchiwał pyłki spod moich stóp?! Aż taka naiwna nie jestem.
Przynajmniej raz dziennie zaliczam doła, rano muszę strzelić sobie kielicha, by przetrwać kolejny dzień... Nie gotuję, nie sprzątam, nie mam bladego pojęcia, co to jest „ognisko domowe”. Gadka-szmatka! Jedyne ognisko domowe, jakie widziałam, zamieniło się w pożar kamienicy – gamoniowaty sąsiad bawił się zapałkami i puścił z dymem całkiem fajną metę.
Taka jestem. Cyniczna, nieufna, pozbawiona złudzeń. Dlatego gdy Marek wyskoczył z tymi oświadczynami, aż zadławiłam się z wrażenia.
– Do mnie ten tekst? – parsknęłam, kiedy tylko odzyskałam oddech. – Pogięło cię?
Upierał się, że nie.
– Przecież nie chcesz tańczyć na rurze do końca życia – wypalił. – Daję ci szansę na lepsze życie.
– Odczep się od mojego życia – wkurzyłam się nie na żarty. – Lubię je, więc się nie wchrzaniaj.
Nie zabrzmiało to przekonująco, i faktycznie – Marka nie przekonałam.
Namawiał mnie jeszcze przez kilka miesięcy. Cierpliwy był, uparty. I całkiem przy tym miły. Nie wyrzucał mi przeszłości, nie dopytywał się, z iloma facetami byłam, za ile i jak. Jakby w ogóle go to nie interesowało. Dlatego pewnie w końcu by mnie przekonał do tego nowego lepszego życia, ale zgubiła go pewność siebie. Za bardzo, biedak, wierzył w to, że jest moim zbawcą. A mnie ta jego wiara przyprawiała o mdłości. Dlatego gdy po raz kolejny próbował mi wcisnąć na palec pierścionek zaręczynowy, plotąc przy tym, że oto z dziwki zrobi porządną kobietę, walnęłam go w zęby. No po prostu nie zdzierżyłam.
– Pożałujesz tego dziwko – warknął, ocierając krew z wargi. I tak się skończył mój sen o królewiczu...
– Dupek – skwitowała Klaudia. – Nie powinien nazywać cię dziwką.
– Dobrze, że mu się wymsknęło – machnęłam ręką. – Pewnie cały czas tak o mnie myślał. Za parę miesięcy albo za parę lat dałby mi to odczuć...
– Może – Klaudia nie wyglądała na przekonaną. – A tak się dobrze zapowiadał.
– Oni zawsze dobrze się zapowiadają – podsumowałam. – I nic więcej.
Czy żałuję? Trochę. Dlatego...
– Barman! Jeszcze raz to samo!