"Nazywała mnie swoim pieskiem... Dobrze się bawiła, a ja cierpię"
Fot. 123RF

"Nazywała mnie swoim pieskiem... Dobrze się bawiła, a ja cierpię"

"Kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem, wydała mi się niezwykła. Nigdy wcześniej nie spotkałem takiej kobiety! Chociaż w sercu nadal miałem bliznę po rozwodzie, pragnąłem spotkań z Marią. Pewnego razu opowiedziała mi o swojej córce. To powinno mi dać do myślenia..." Jan, 50 lat

Maria po prostu mnie zafascynowała. Od pierwszego wejrzenia. Miała w sobie fantazję nastolatki, co było bardzo pociągające. Kto z nas, po osiągnięciu pewnego wieku, po tych wszystkich problemach i zmartwieniach, nie chciałby wreszcie znów poczuć się wspaniale, lekko i młodo?

Dla Marii zacząłem znów się starać

Pokazywała mi, co jest jej zdaniem ładne i modne. Na ogół nie przywiązywałem wagi do wyglądu, Maria przeciwnie. Przyciągała wzrok swoimi oryginalnymi strojami. W lecie nosiła ogromne kapelusze i barwne kolczyki.
– Twoja przyjaciółka jest artystką? – pytali znajomi.
– Maluje obrazy – odpowiadałem enigmatycznie. Maria była wolnym duchem.
Zmieniała pracę, jeśli tylko coś się jej nie spodobało. Podziwiałem jej bezkompromisowość, bo byłem bardzo zachowawczy.
– Ale właśnie za to cię kocham, mój piesku – mówiła do mnie, gdy siedzieliśmy u niej w domu, wśród farb, obrazów i porozrzucanych książek. – Bo dajesz mi poczucie bezpieczeństwa. Nigdy w życiu tego nie zaznałam. Dzięki tobie wreszcie nie muszę się martwić tym strasznym światem!

Czułem, że jestem dla niej oparciem

To była dla mnie bardzo ważna rola. Czułem, że jestem dla tej niezwykłej kobiety oparciem. Powinna wystawiać swoje obrazy w najlepszych galeriach. Póki co moja ukochana pracowała w sklepie z ubraniami. –
Męczę się tam i duszę! – skarżyła mi się. – Te okropne klientki nie mają za grosz gustu. Ale z czegoś trzeba płacić rachunki... Oprócz rachunków Maria miała także córkę. Cicha dwudziestolatka była zupełnym przeciwieństwem matki. Przy niej wydawała się nieco bezbarwna. Maria przedstawiła nas sobie przy jakiejś okazji. Dziewczyna podała mi rękę i spojrzała w oczy. Jej spojrzenie też było bez wyrazu.
– Ona jest bardzo podobna do swojego ojca. Niestety – westchnęła Maria. – Był beznadziejnym nudziarzem. Dobrze, że jest już dorosła. Zajmowanie się nią bardzo mnie męczyło. Nie ma wyobraźni.
– To miła dziewczyna – stwierdziłem niepewnie. Niewiele więcej dało się powiedzieć o Sylwii. Znikała za każdym razem, gdy przychodziłem. Wkrótce dowiedziałem się, że wyjechała.
– Dostała stypendium i ojciec jej trochę pomógł – wyjaśniła Maria. – Pojechała do Francji. Mam tam daleką rodzinę.
– Jesteś z pochodzenia Francuzką? – zdumiałem się.
Och, wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, mój piesku!

Po tym, co mi o sobie powiedziała, poczułem niepokój

Wielokrotnie – zwłaszcza gdy Maria narzekała na brak pieniędzy – proponowałem jej, żeby się do mnie wprowadziła. Nie chciała. Podejrzewałem, że sparzyła się w małżeństwie, dlatego tak się broni przed kolejnym poważnym związkiem.
– On nie był moim mężem – przyznała któregoś razu.
– Dlaczego? – zdziwiłem się.
– Bo miał już żonę – odparła. – Był przystojny i dobrze sytuowany, a mi stuknęło 28 lat. Była najwyższa pora zostać matką. Tak go długo zaczepiałam, aż mi uległ. Biedaczek – westchnęła – jakie on miał wyrzuty sumienia! Zawsze płacił alimenty i spotykał się z Sylwią. Nadal się spotyka i jej pomaga. Chciał się nawet dla mnie rozwieść, ale powiedziałam mu, że to bez sensu. Nie spodobało mi się to wyznanie, ale nic nie powiedziałem. Wiedziałem już, że Maria źle reaguje na krytykę. Nią można się było tylko zachwycać...

Zdradziła mnie i nie widziała w tym nic złego...

Kilka tygodni później spotkałem moją ukochaną w mieście z młodym mężczyzną. Podszedłem się przywitać. Maria była trochę zdziwiona moim widokiem. Fakt, powinienem siedzieć w biurze. Ale tego dnia wyszedłem wcześniej.
– To jest Jan, a to Bartek. Pracuje tutaj – zająknęła się – niedaleko.
– Nawet całkiem blisko – zaśmiał się młody mężczyzna. Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Poczułem, że między nimi coś zaszło. Postanowiłem zdusić zazdrość w zarodku. Musiałem zaufać Marii. Byliśmy przecież razem.
Kiedy powiedziała mi, że wyjeżdża na kilka dni, bo ma warsztaty malarskie, po prostu przyjąłem to do wiadomości. Wyjechała. Minął dzień, potem drugi. Nie dzwoniłem. Nie chciałem jej przeszkadzać, chociaż tęskniłem. Mimo że mnie o to nie prosiła, pomyślałem, że wpadnę do niej do domu, żeby podlać kwiaty. Miałem przecież klucze. Marię zastałem w łóżku z... Bartkiem. Świetnie się bawili. Na stole stała butelka wina. Maria na mój widok zaczęła się śmiać.
– Co cię tak bawi?! – wrzasnąłem, zraniony do żywego.
– Twoja głupia mina – odparła.
– Jak możesz?! Zdradziłaś mnie, a ja ci ufałem...
– A co to ja jestem twoją żoną?! Nie wytrzymałem i ją uderzyłem. Do dziś się tego wstydzę.
– Wynoś się stąd – warknęła. – Jesteś taki sam jak wszyscy.
– Chciałem tylko być z tobą. Pomagałem ci... Kochasz go?
– Daj spokój, piesku, przecież to tylko zabawa – odparła. – Ale z tobą zabawa już skończona!

Wyrzuciła mnie. Zmieniła zamki

Kilka tygodni później przypadkiem spotkałem Sylwię.
– Bardzo mi przykro, panie Janku. Słyszałam, co się stało. Jutro wylatuję z powrotem do Calais. Wszystko się jakoś poukłada. A pana polubiłam. Jest pan porządnym człowiekiem. Myślałam, że ona... – przełknęła ślinę – wreszcie zrobi coś sensownego ze swoim życiem. Niech pan nie żałuje. Jestem jej córką i cieszę się, że się od niej uwolniłam.
Złamała mi serce...
– Bo sama go nie ma – powiedziała Sylwia i mnie uściskała.
Zrozumiałem, że tak jak ona długo będę dochodził do siebie po tej emocjonalnej huśtawce. Tylko że ja stąd nie ucieknę...

 

Czytaj więcej