„Wstyd mi za syna – bezrobotnego dziecioroba. Nie płacił alimentów i wpędził mnie w  kłopoty!”
Fot. 123 RF

„Wstyd mi za syna – bezrobotnego dziecioroba. Nie płacił alimentów i wpędził mnie w kłopoty!”

„Z urzędu wyszłam załamana. Jak przeżyjemy z tych kilku groszy, które zostaną? Dopiero w drodze powrotnej zdałam sobie sprawę, że przecież mój syn ma dwadzieścia osiem lat i to on powinien mnie utrzymywać, a nie ja jego.” Władysława, 57 lat

Z niego nic dobrego nie wyrośnie pani Władziu – mówiła sąsiadka, gdy syn kradł jej orzechy z drzewa.

– Niech się pani lepiej zajmie swoimi synami, a nie po wsi bzdury opowiada.

Chociaż takich uwag o moim synku było więcej, tłumaczyłam sobie, że ludzie głupoty gadają. W domu przecież Jarek był grzeczny, w podstawówce uczył się dobrze, więc pewnie sąsiadki zazdrościły mi, że za parę lat na studia pójdzie i jakimś lekarzem albo adwokatem zostanie.

Dziewuchy ze wsi za nim latały 

Syn dorastał, a jego stopnie były coraz gorsze. „Kiedy ma się chłopak uczyć, jak mi ciągle w polu pomaga?”, tłumaczyłam sobie. „Jak dobrej szkoły nie znajdzie, to zawsze może na gospodarstwie zostać”, pocieszałam się.

Dumna z syna byłam zawsze, bo przystojny był po mężu i wszystkie dziewuchy we wsi za nim biegały.

– Niech go tak pani nie chwali, bo jeszcze którejś brzuch zrobi i tyle będzie – dokuczała mi pani Antosia.

– To pewnie pani córce najszybciej, bo się tak do niego klei – odcięłam się i wróciłam szybko do domu.

– Dzisiaj spotkałam w sklepie Antosiową – zaczęłam od drzwi. – Mówiła mi, że za dziewczynami strasznie biegasz. Przyznaj się.

– Mamuś! Ja biegam? – Jareczek popatrzył na mnie zdziwiony. – Przecież to one za mną już prędzej! Nic na to nie poradzę, że kobiety mnie uwielbiają, ale ciebie mamuś zawsze będę kochał najbardziej! – przymilał się.

I chyba na tych przymilaniach się skończyło. Za pół roku młoda Antosiowa chodziła z brzuchem po wsi. Ludzie mówili, że to sprawka mojego syna. On jednak zaklinał się na wszystkie świętości, że nie miał z tym nic wspólnego.

– Pewnie wpadła z kimś, a ode mnie chce kasę wyciągnąć – żalił mi się Jarek.

Wierzyłam mu, bo niby dlaczego miałby mnie kłamać. Sprawa przycichła, gdy Jarek wstąpił do naszej Ochotniczej Straży Pożarnej. Pieniędzy z tego nie było, bo płacili tylko za gaszenie, a to zdarzało się rzadko. Częściej chłopcy pucowali jedyny wóz lub po prostu pili piwo w remizie.

To dla prestiżu mamuś zostałem strażakiem – tłumaczył Jarek, gdy robiłam mu awantury, że wraca podchmielony do domu. – Młody jestem i na pracę w fabryce jeszcze mam czas. Daj mi się pobawić!

Nie powiem, trochę mnie to denerwowało. Właściwie od kilku lat żyliśmy z mojej małej emerytury. Do pierwszego jakoś nam starczało, nawet jeśli Jarek wyciągał ode mnie pieniądze na piwo. Zresztą co miałam robić, synek chciał się wyszumieć. Czasami jakaś sezonowa robota mu wpadła, ale z tego wyżyć się nie dało.

Ufałam mu bezgranicznie 

Kilka miesięcy po jego wstąpieniu do straży ktoś zapukał do moich drzwi. Okazało się, że to Maryna z córką.

Jestem w ciąży z Jarkiem – wypaliła młoda od progu.

– A co mnie twoja ciąża obchodzi?– próbowałam zachować zimną krew.

– Dziecko musi mieć ojca, więc niech się Jarek do ślubu szykuje! – rzuciła Maryna.

– O! Niedoczekanie wasze!

W głowie mi się nie mogło pomieścić, że mój syn byłby taki lekkomyślny. Pewnie to te baby ofiary szukały.

– Latawicę mi tu na podwórko przyprowadzać! – wkurzyłam sie nie na żarty. – Won, bo was psami poszczuję!

– Jeszcze tego pożałujesz! – wykrzykiwały już za bramą.

Gdy sobie poszły, usiadłam zdenerwowana przy stole. „Jak ludzie mogą być tacy bezczelni?”, zastanawiałam się. „Niewinnego chłopaka w ciążę wrabiać!” Wolałam się jednak upewnić. Gdy Jarek wrócił, od razu wypaliłam:

– Zrobiłeś dziecko córce Maryny?

– No co ty mamuś za głupoty wygadujesz? – zdziwił się.

– Dzisiaj była tutaj z matką i podobno jest z tobą w ciąży – rzuciłam zdenerwowana.

– Całowałem ją tylko, ale od tego się w ciążę nie zachodzi. Niech gdzie indziej poszuka frajera z kasą. Mamuś, ja tylko ciebie przecież kocham!

Potem przytulił się do mnie czule. Po raz kolejny okazało się, że mam dobrego syna. Byłam przekonana o niewinności Jarka jeszcze przez rok.

Syn od początku nie płacił alimentów

Prawda wyszła na jaw, gdy listonosz podjechał, jak co miesiąc, wręczyć mi rentę. Przeliczyłam pieniądze z niedowierzaniem.

– Tu brakuje trzystu złotych – popatrzyłam zdziwiona na plik banknotów. Potem dopiero spojrzałam na odcinek renty.

– W związku z postępowaniem komorniczym... – głos mi się rwał. – Zaległości alimentacyjne... syna Jarosława...

Nie mogłam uwierzyć w to, co było napisane w dokumencie.

Roztrzęsiona wsiadłam do najbliższego PKS-u i pojechałam do miasta do oddziału ZUS-u wyjaśnić pomyłkę.

Pani syn od początku nie płacił alimentów – urzędniczka patrzyła na mnie obojętnie.

– Ale skąd wiadomo, że to jego? – byłam zdziwiona.

– Widocznie były pozwy o ustalenie ojcostwa i tyle.

– Pozwy? To nie jeden?

– Mam tutaj w dokumentach dwa postępowania alimentacyjne. Syn ma dwójkę dzieci – popatrzyła w dokumenty.

– To czemu ja mam płacić? Jestem babką – pytałam się.

– Jeśli syn nie ma udokumentowanych zarobków, to w drodze postępowania komorniczego alimenty są ściągane od najbliższej rodziny, czyli dziadków – wyjaśniała.

– A to krętacz! Nic mi nie powiedział, że jakieś sprawy w sądzie były. Pani kochana, przecież ja mam mało pieniędzy – tłumaczyłam błagalnie.

– Nic pani nie poradzę, proszę złożyć apelację w sądzie, a do tego czasu alimenty syna będą potrącane z pani emerytury.

Z urzędu wyszłam załamana. Jak przeżyjemy z tych kilku groszy, które zostaną? Dopiero w drodze powrotnej zdałam sobie sprawę, że przecież mój syn ma dwadzieścia osiem lat i to on powinien mnie utrzymywać, a nie ja jego.

Już od progu zaczęłam krzyczeć na Jarka.

– Jestem niewinny mamusiu – kłamał mi prosto w oczy. – Te kobiety to oszustki, wrobiły mnie! Uwierz mi!

Tym razem w ogóle mu nie uwierzyłam.

– Testy na ojcostwo nie kłamią! – rzuciłam zdenerwowana. – Co ty mi tu za bzdury opowiadasz! Jak mam teraz żyć za te parę złotych?

Jarek oczywiście nie wiedział. Stwierdził, że o pracę trudno, ale się za czymś rozejrzy.

Powtórka z rozrywki 

Od tego dnia nie potrafiłam spojrzeć ludziom ze wsi prosto w oczy. Wstyd było mi za syna – bezrobotnego dziecioroba. Pytałam znajomych w innej wsi, czy kogoś do pracy nie potrzebują. Wreszcie jeden gospodarz się ulitował i zgodził przyjąć Jarka do stałej pracy przy krowach.

Postanowiłam od razu powiedzieć o tym Jarkowi. Byłam pewna, że o tej porze w domu go nie ma, bo zazwyczaj albo siedział pod sklepem i pił z kolegami, albo w remizie polerował wóz strażacki. Po drodze z przystanku była remiza, więc tam zajrzałam. Uchyliłam wrota i zobaczyłam, jak na wersalce z Józefową córką leżał Jareczek! Stałam jak wryta z pół minuty, aż nie wytrzymałam. Złapałam kija i rzuciłam się na syna.

– Mamuś, no co ty?! – krzyczał zdębiały Jarek.

– Wariatka! – wydzierała się dziewczyna.

– Może i wariatka, ale nie stać mnie na więcej dzieci!

– Jakich dzieci? – oburzyła się dziewczyna.

– To on ci nic nie powiedział? Ma już dwójkę! A kto za nie płaci? Ja!

Dziewczyna popatrzyła na Jarka ze zdziwieniem, a ja wyszłam, trzaskając drzwiami. Chwilę potem ona też…

Czytaj więcej