"Czy warto wychodzić za mąż za swojego pierwszego mężczyznę? Pewna historia dała mi do myślenia..."
Czy wychodzenie za mąż za swojego pierwszego chłopaka to dobry pomysł?
Fot. 123RF

"Czy warto wychodzić za mąż za swojego pierwszego mężczyznę? Pewna historia dała mi do myślenia..."

"Michał był moim pierwszym i jedynym mężczyzną. Trzy tygodnie przed ślubem dopadły mnie wątpliwości. Czy mam wiązać się z nim na całe życie? Skąd mogę mieć pewność, że to ten jedyny, skoro nie mam porównania? To, co usłyszałam od babci, pomogło mi podjąć decyzję..." Karolina, 26 lat

Siedziałam na kuchennym taborecie i wpatrywałam się w pierścionek na swoim palcu. Piękny, klasyczny, z ciemnym oczkiem. Taki, o jakim zawsze marzyłam. Za trzy tygodnie miałam wziąć ślub z Michałem, chłopakiem, którego znałam od zawsze, który był moją pierwszą i jedyną miłością. I dopiero teraz, tuż przed ślubem, dopadły mnie wątpliwości.

Razem od... piaskownicy

Do tej pory myślałam, że kocham Michała i nic tego nie zmieni. Już w piaskownicy bawiliśmy się razem. Przez całą podstawówkę i gimnazjum siedzieliśmy w jednej ławce. Dopiero w liceum zdobyliśmy się na szaleństwo i poszliśmy do różnych klas, tylko dlatego, że ja wolałam przedmioty humanistyczne, on matematykę, ale i tak każdą przerwę spędzaliśmy razem. To właśnie w liceum zostaliśmy parą, choć do dziś mamy wątpliwości przy ustalaniu, kiedy dokładnie to się stało. To było tak naturalne, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym chodzić z kimś innym. Z nim pierwszy raz się całowałam i to on był moim pierwszym kochankiem. Nikogo poza nim nie miałam i, choć zabrzmi to okropnie, właśnie ten fakt spowodował moje wątpliwości. Bo skąd mogłam wiedzieć, że to ten jedyny? A może łączyło nas tylko przyzwyczajenie i swoją prawdziwą, jedyną miłość spotkam chwilę po ślubie? Albo po prostu unieszczęśliwię i siebie, i jego. Nie mogłam dojść do ładu z własnymi myślami.
Ślub był już dopięty na ostatni guzik, suknia kupiona, goście zaproszeni, wszystko gotowe. Prócz mnie. Nie wiedziałam, co robić. Nie chciałam odwoływać uroczystości, bo nie mogłabym złamać Michałowi serca, ale nie chciałam też zrobić kroku, którego miałabym potem żałować. Byłam w kropce. Postanowiłam zrobić to, co wydawało mi się jedynym dobrym rozwiązaniem.

W poszukiwaniu odpowiedzi

Spakowałam się i pojechałam do babci Maliny. To cudowna kobieta, mama mojej mamy. Mieszkała samotnie w domku pod miastem i choć już kilkakrotnie chciałyśmy ją do siebie zabrać, ona nie pozwoliła, bo starych drzew się nie przesadza. Teraz ze spokojem obserwowałam sunące za oknem pociągu krajobrazy, bo miałam przeczucie, że u babci nabiorę dystansu i znajdę odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Pobyt u niej zawsze był lekarstwem na wszystkie smutki. Nie zapowiedziałam się, a jednak babcia wyszła po mnie do furtki, zanim zdążyłam nacisnąć dzwonek.
– Kochanie, jak dobrze cię widzieć – uśmiechnęła się. – Chodź do środka, mam rewelacyjny placek śliwkowy, twój ulubiony – trajkotała, prowadząc mnie do domu. Wcale nie wydawała się zaskoczona moją wizytą.
– Babciu, czy ty wiedziałaś, że przyjadę? – spojrzałam na nią badawczo.
– Kobieca intuicja – powiedziała tajemniczo, a ja stwierdziłam, że moja babcia chyba jest najprawdziwszą czarownicą.
– Co cię sprowadza? Jakieś zmartwienie? Wątpliwości ślubne? – rzuciła, a moje przypuszczenia przybrały na sile.
– Skąd wiesz? – zapytałam szczerze zdziwiona.
– Kochanie, jeśli przyjeżdżasz z niezapowiedzianą wizytą trzy tygodnie przed ślubem i wyglądasz, jakbyś ze trzy noce nie spała, to naprawdę nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby się domyślić, co jest grane – popatrzyła na mnie z pobłażaniem.
– Fakt – westchnęłam, obracając w palcach kubek ze świeżo zaparzoną malinową herbatą.

Wszystko sprowadza się do miłości

– Bo ja, babciu, nie jestem pewna, czy chcę wychodzić za Michała – wypaliłam.
– Dlaczego? – zapytała, świdrując mnie wzrokiem. To proste pytanie zbiło mnie z pantałyku. Nie bardzo wiedziałam, jak ubrać w słowa to, co mnie męczyło.
– Bo ja nie jestem pewna, czy on jest mi przeznaczony, i czy to ten jedyny – powiedziałam na jednym wydechu.
– A do tej pory nie miałaś żadnych wątpliwości? – zapytała.
– No – zawahałam się – no do tej pory nie, ale... – zająknęłam się. – Babciu, ja od zawsze z nim jestem. Co będzie, jak spotkam kogoś, z kim mi będzie lepiej? Kogoś, kto sprawi, że mój świat zadrży w posadach? Co wtedy z Michałem? A z drugiej strony, jeśli odwołam ślub i popełnię największy błąd życia? – popatrzyłam na nią, oczekując chyba, że babcia mnie obsztorcuje. Tymczasem ona spojrzała na mnie łagodnie, pogłaskała po głowie jak małe dziecko i powiedziała:
– Skarbie, jeśli go kochasz, powinnaś za niego wyjść, jeżeli nie, nie rób tego. Wszystko sprowadza się do miłości, to mniej skomplikowane, niż myślisz.
– Jakby to było takie proste – powątpiewałam.
Karolinko, czy ja ci opowiadałam, jak uciekłam od twojego dziadka? – zapytała, a ja wytrzeszczyłam oczy.
– No to ci opowiem – westchnęła.

Historia mojej babci

– Twój dziadek też był moim pierwszym i jedynym mężczyzną, kiedy braliśmy ślub. Tyle że ja nie miałam wątpliwości przed ślubem, lecz już po. Byłam bardzo młoda, a już zamężna. Urodziłam twojego wujka i nagle poczułam, że coś tracę. Zobaczyłam, że moje koleżanki jeszcze szalały i randkowały, a ja miałam już być stateczną żoną i matką. Staszek był cudowny, ciepły i opiekuńczy, a mi nagle wydało się, że to wady, że to takie nudne. Wrażenie pogłębiło się, gdy poznałam Tadeusza. Przyszedł do warsztatu Staszka naprawić motor, a ja utonęłam w jego czarnych oczach. Mój Staszek był we mnie tak zakochany i tak mi ufał, że niczego nie zauważył, albo udawał, że nie widzi. A ja stroiłam się i codziennie przychodziłam do warsztatu z nadzieją, że znów pojawi się tam Tadeusz. Pojawił się, i to nie raz. Dziwnym trafem ciągle coś się psuło w jego motorze. Kiedyś mój mąż miał wyjechać na trzy dni i napomknął o tym w obecności Tadeusza. Nie musiałam długo czekać. Staszek zamknął za sobą drzwi, a godzinę później Tadeusz już u mnie był. Oszalałam, myślałam, że wreszcie spotkałam mężczyznę swojego życia, a ślub był największym błędem, jaki popełniłam. Nigdy nie zapomnę bólu i niedowierzania w oczach męża, gdy wrócił, a ja mu oświadczyłam, że odchodzę. Słuchałam i nie wierzyłam, że to opowiada moja rodzona babcia!
– I co się potem stało? – zapytałam z wypiekami na policzkach.
– Wróciłam po miesiącu. Kiedy pierwsza fascynacja minęła, Tadeusz okazał się zarozumiałym bawidamkiem, a ja z tęsknoty za spokojem i ciepłem Staszka nie mogłam spać po nocach.
– Dziadek przyjął cię z powrotem tak po prostu, bez żadnych pytań?
– I tak, i nie. Przyjął mnie od razu, ale głównie ze względu na dziecko. Na jego zaufanie musiałam sobie zasłużyć. Nie było łatwo, trochę to trwało, ale się udało. Tak czy tak, zawsze będę mu wdzięczna za to, że mi wybaczył. Przeżyliśmy wspólnie 30 lat, byliśmy razem aż do jego śmierci i nigdy nie żałowałam, że wróciłam. Za to nigdy sobie nie wybaczyłam, że tak łatwo i lekkomyślnie go zraniłam – powiedziała.

Zrozumiałam, że go kocham

Kiedy wysłuchałam historii mojej babci, nagle zobaczyłam siebie, jak zostawiam Michała dla kogo innego. Nie umiałam sobie nawet wyobrazić jego cierpienia! Myśl o tym, że go ranię, sprawiała, że niemal fizycznie czułam, jak coś ostrego wbija mi się w serce. Nagle przypomniałam sobie, jak łamał mu się głos z przejęcia, gdy mi się oświadczał, i jak zawsze wspierał mnie, gdy tego potrzebowałam. Nieważne, czy byłam chora, czy miałam zły nastrój, czy działo się coś złego. On był przy mnie zawsze. I nagle, z całą jasnością poczułam, że chcę, by tak już zostało, i że bardzo, ogromnie go kocham. Wstałam, ucałowałam babcię i powiedziałam:
– Dziękuję babciu. Było mi tu u ciebie bardzo miło, ale ja już muszę wracać do narzeczonego. W końcu wielkimi krokami zbliża się nasz ślub...
– Tak właśnie myślałam, drogie dziecko – odpowiedziała babcia i odprowadziła mnie do furtki... 

Czytaj więcej