"Byłam pewna, że kocham Andrzeja i to jego chcę poślubić. Do czasu, aż spotkałam Jurka – swoją wielką miłość sprzed lat. Kiedyś złamał mi serce i kiedy po latach prosił o wybaczenie, silne emocje wróciły. Kochałam Andrzeja, ale to na widok Jurka miękły mi kolana... Dokonałam wyboru, jedynego słusznego." Sylwia, 30 lat
Tego dnia jechaliśmy z moim narzeczonym na salę weselną, chcieliśmy ustalić szczegóły dekoracji i menu. Mieli się też pojawić członkowie wybranego przez nas zespołu, żeby ocenić akustykę.
– Kotek, chodź już, bo się spóźnimy – ponaglił mnie zniecierpliwiony Andrzej.
– No już, lecę – odpowiedziałam, wkładając buty.
– Skoro tak długo szykujesz się na oglądanie sali weselnej, to nie chcę wiedzieć, ile będę sterczał przed ołtarzem, zanim wystroisz się na nasz ślub – stwierdził nieco kąśliwie, ale wiedziałam, że żartuje.
– Tyle, ile będzie trzeba – wyszczerzyłam zęby i dałam mu buziaka.
– Na ciebie choćby i sto lat – odpowiedział.
Spojrzałam na niego z czułością i pomyślałam, że mam sporo szczęścia, trafiając na takiego fantastycznego faceta, który w dodatku za kilka tygodni będzie moim mężem.
Zajechaliśmy na miejsce, które jak zwykle wprawiło mnie w doskonały humor. Mały, urokliwy dworek pod miastem naprawdę robił wrażenie. Właśnie ustalaliśmy, jakie danie podamy jako pierwsze, gdy weszli członkowie zespołu. Zobaczyłam ich sylwetki i zamarłam. „To nie może być prawda”, pomyślałam, czując, jak krew odpływa mi z twarzy. Zamknęłam oczy, otworzyłam je ponownie, ale tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że wśród przybyłych mężczyzn widzę Jurka... Człowiek, który kilka lat wcześniej połamał moje serce na milion kawałeczków, stał teraz metr ode mnie.
– Skład nam się ostatnio zmienił, gitarzysta odszedł, ale na jego miejsce przyszedł nowy. Jurek jest świetny, będą państwo zachwyceni – głos wokalisty dotarł do mnie jakby z oddali.
– Dzień dobry, miło pana poznać – powiedziałam z nienaturalnym uśmiechem.
– Mnie również – odpowiedział mój eks, podejmując grę i udając, że się nie znamy.
Starałam się nie widzieć tego, jak na mnie patrzy i zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało. Bóg jeden wie, ile mnie to kosztowało... Serce waliło mi jak młotem, nie mogłam się na niczym skupić.
– Chyba już wszystko mamy dograne, prawda? – zapytał Andrzej w drodze do domu.
– Tak – odpowiedziałam niemrawo.
– Coś się stało? – przyjrzał mi się badawczo. – Mam wrażenie, że jesteś jakaś nieswoja.
– Nic takiego. Głowa mnie rozbolała. Chyba z nadmiaru wrażeń – wysiliłam się na uśmiech, a on pokiwał głową ze zrozumieniem.
Gdy tylko wróciliśmy do domu, zamknęłam się w sypialni i udawałam, że śpię. Godzinę później dostałam SMS-a. „To spotkanie nie może być przypadkiem. Musimy porozmawiać”, przeczytałam, ale nie odpisałam. Serce jednak znowu zaczęło bić jak szalone. A myślałam, że mam to już za sobą... Jurek był moją wielką miłością. Poznałam go na studiach i po zaledwie trzydziestu sekundach znajomości byłam zakochana po uszy. Szybko zostaliśmy parą. Kochałam go do szaleństwa, tak jak może kochać dwudziestolatka. Grał w zespole, był urodzonym artystą. Imponowało mi, że taki zdolny, przystojny, inteligentny chłopak w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Ja niezbyt wyróżniałam się z tłumu, on emanował wdziękiem, miał poczucie humoru i talent.
Zawsze otaczał go wianuszek fanek, ale on powtarzał, że kocha tylko mnie. Myślałam, że to ten jedyny. Nawet kiedy zaczęły się problemy, bardzo chciałam wierzyć, że miłość przezwycięży wszystko. Długo udawałam, że nie widzę, jak flirtuje z innymi dziewczynami. Wmawiałam sobie, że nie przeszkadza mi to, że czasem spędza noce poza domem... Nie robiłam mu wymówek nawet wtedy, gdy ja skończyłam studia i znalazłam pracę, a on kolejny raz powtarzał rok. Pewnie w ogóle rzuciłby studia, gdyby nie fakt, że wówczas rodzice przestaliby mu dawać pieniądze. Gdy mnie obejmował, problemy znikały. Czułam, że mam wszystko. Była między nami niezwykła, elektryzująca wręcz chemia.
Gdy zamieszkaliśmy razem, myślałam, że się uspokoi, że stworzymy rodzinę. Nie trwało to długo. Pewnego dnia zastałam puste mieszkanie i list na stole. Jurek pisał, że kocha mnie do utraty tchu, ale właśnie dlatego musi odejść. Że jest za młody, żeby się tak poważnie wiązać i wyjeżdża robić karierę. Serce mi pękło, gdy czytałam ten list. Poczułam się jak zużyty, odstawiony w kąt przedmiot.
Okropnie cierpiałam. Jurek przepadł bez śladu, nie odpowiadał na SMS-y, nie odbierał telefonów. Od wspólnych znajomych wiedziałam, że gra koncerty w warszawskich klubach i czuje się gwiazdą. Ja tymczasem ryczałam w poduszkę.
Przez kilka miesięcy funkcjonowałam jak robot – chodziłam do pracy, wykonywałam swoje obowiązki ze sztucznie przyklejonym uśmiechem, a potem wracałam do domu i płakałam. Ciągle się zastanawiałam, co by było, gdyby został, gdybym była dla niego lepsza, gdyby zabrał mnie ze sobą. Układałam w głowie różne scenariusze jego powrotu. Każdy zakładał, że początkowo będę nieugięta, ale potem go przyjmę i będziemy żyli długo i szczęśliwie. No i czekałam, miesiąc, rok, dwa, trzy... I nic się nie działo.
Andrzeja poznałam w pracy, długo go nie zauważałam, ale był bardzo cierpliwy. Nie chciałam zaczynać nowego związku. Bałam się, że ktoś mnie znowu zrani. I w głębi duszy chyba też liczyłam na to, że pewnego dnia wróci Jurek. Wierzyłam, że to on jest mi przeznaczony. Andrzej jednak się nie zrażał, zawsze był gotów odprowadzić mnie do domu, zaprosić na kawę, do kina, porozmawiać, wysłuchać albo zaopiekować się mną, gdy miałam grypę. Chyba to mnie właśnie w nim urzekło – cierpliwość, wyrozumiałość i dobroć. To była zupełnie inna miłość niż ta, która połączyła mnie i Jurka. Rodziła się powoli i pewnego dnia zrozumiałam, że kocham to dobre, ciepłe, zielone spojrzenie, którym Andrzej mnie obdarza.
Gdy zostaliśmy parą, poczułam się, jakbym wróciła z dalekiej podróży, do ciepłego, bezpiecznego domu. Kiedy mi się oświadczył, nie wahałam się ani chwili. Było dla mnie oczywiste, że będzie dobrym mężem. „Tylko czy to wystarczy?”, nagle pojawiła się w mojej głowie myśl. Ciągle miałam przed oczami twarz Jurka.
Zaczęłam się zastanawiać, czy podjęłam słuszną decyzję. Niby kochałam Andrzeja, ale to na widok Jurka miękły mi kolana... „A może los chciał dać nam jeszcze jedną szansę?”, zastanawiałam się. Jurek cały czas do mnie pisał, a to nie ułatwiało sprawy. „Spotkajmy się, porozmawiajmy”, „Kiedy cię zobaczyłem, zrozumiałem, że cały czas cię kocham”, „Tęskniłem za tobą, wiem, że popełniłem ogromny błąd”, „Nie możesz tak po prostu wyjść za innego”... To tylko niektóre z jego wiadomości. Tak długo o tym marzyłam, a teraz nie miałam pojęcia, co robić. Kochałam Andrzeja, ale to Jurek był moją pierwszą, wielką miłością, z której utratą chyba nigdy się nie pogodziłam.
W końcu uległam, zgodziłam się na spotkanie. Andrzej akurat wyjechał na dwa dni do swojej mamy. Umówiłam się z Jurkiem w parku. „To tylko rozmowa”, wmawiałam sobie, ale wiedziałam, że to nie do końca prawda.
Wystroiłam się, zrobiłam staranny makijaż, szykowałam się jak na ważną randkę. Na miejsce spotkania szłam na miękkich nogach, czułam, że ten dzień może zmienić moje życie.
Siedział na ławce. Kiedy mnie zobaczył wstał i wręczył mi bukiet stokrotek, zupełnie jak kiedyś. Nic nie mówiłam, nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
– Nie miałem pojęcia, że wychodzisz za mąż – podrapał się po brodzie, wyraźnie zakłopotany.
– Nie mieliśmy kontaktu, skąd miałbyś wiedzieć – odpowiedziałam spokojnie.
– Myślałem, że...
– Że będę na ciebie czekać, aż wrócisz? – uniosłam brwi.
– Sam nie wiem. Chyba nie byłem gotów na takie wiadomości – westchnął. – Sylwia, popełniłem straszne głupstwo. Myślałem, że związek z tobą w czymś mi przeszkodzi, że mam jeszcze czas na wielką miłość, ale najpierw muszę się wyszumieć, zrobić karierę. Może i się wyszumiałem, ale jak widzisz, kariery nie zrobiłem. Zachłysnąłem się kilkoma koncertami, chwilową popularnością, potem czar szybko prysł... Sylwia, wiem, że powinienem wtedy zostać z tobą. Ale możemy jeszcze wszystko naprawić. Jeszcze nie jest za późno.
– Spojrzał mi w oczy, a ja nagle wszystko zrozumiałam.
Poczułam spokój. Wiedziałam, jakiego wyboru dokonać. Jurek pochylił się, żeby mnie pocałować, ale się odsunęłam.
– Kiedy cię zobaczyłam, miałam mętlik w głowie – powiedziałam powoli. – Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś cię spotkam, szczególnie w takich okolicznościach. Teraz wiem, że to spotkanie to szansa – stwierdziłam, a on się uśmiechnął.
– Na pożegnanie – dodałam i jego uśmiech zgasł. – Długo marzyłam, że zrozumiesz swój błąd i wrócisz. O wiele za długo. Andrzej podarował mi miłość, spokój i bezpieczeństwo. To najlepszy człowiek, jakiego znam i mam ogromne szczęście, że zostanę jego żoną. Życzę ci wszystkiego najlepszego, naprawdę – zapewniłam. – Ale proszę cię, abyś zostawił mnie w spokoju – dodałam, po czym wstałam i odeszłam.
Czułam się lekka jak piórko, jakbym zamknęła za sobą drzwi do przeszłości. Jurek uszanował moją prośbę, dał mi spokój. Zrezygnował też z grania na naszym weselu. A ja, w dniu ślubu, przyrzekając miłość i wierność Andrzejowi, wiedziałam, że dokonałam dobrego wyboru