Jesteśmy tak blisko, a jednak tak mało o sobie wiemy... Nie tylko słynny uzdrowiskowy czeski trójkąt zachęca do wypoczynku i spacerów z szklaneczką zdrojowej wody. Odkryj z nami skarby czeskich uzdrowisk Libverda (Lázně Libverda), Pobiebrady (Lázně Poděbrady), Jańskie Łaźnie (Janské Lázně) i Kuks. Sprawdź, co warto tam zwiedzić!
Spis treści
Jesteśmy tak blisko, a jednak tak mało o sobie wiemy... Nie tylko słynny uzdrowiskowy czeski trójkąt zachęca do wypoczynku i spacerów z szklaneczką zdrojowej wody. Tuż za naszą granicą znajdziemy miejsca idealne na urlop czy krótki wypad... Co więcej, są niezatłoczone, przyjazne, a otaczające je przyrodnicze i architektoniczne atrakcje nie mają sobie równych.
Niedaleko od polskiej granicy leży uzdrowisko Libverda (Lázně Libverda). Maleńkie, z centrum jakby wprost przeniesionym z secesyjnej pocztówki, wygląda spokojnie i uroczo. Ukryte w leśnej dolinie swoją karierę zawdzięcza ponoć pewnemu kogucikowi. Legenda o nim pochodzi z XV, a może XVI wieku i opowiada o pewnym sprytnym ptaku, który zaczął jako pierwszy raczyć się wodą z libverdzkiej szczawy, a żył długo i w dobrym zdrowiu. Dziś kogut zdobi herb miasta i m.in. małą fontannę.
Tutejsza woda jest średnio zmineralizowaną, węglanową wodę hipotoniczną. Jest przyjemna w smaku, o czym przekonamy się w źródełku pod kopułką. Używana jest m.in. w leczeniu cukrzycy, chorób sercowo-naczyniowych, onkologicznych, neurologicznych.
Libverda to doskonała baza wypadowa dla miłośników górskich wędrówek i przyrody. Czekają tu na nich liczne szlaki piesze i rowerowych (w uzdrowisku można wypożyczyć rowery, także elektryczne), w tym słynny Singltrek pod Smrkiem. Blisko stąd do rezerwatu przyrody Buczyny Izerskie (wpisanym na listę UNESCO), wodospadów z malowniczym wodospadem Czarnego Potoku (vodopád Černého potoka) na czele oraz bazyliki i klasztoru w Hejnicach, znanego miejsca pielgrzymkowego. Wspinając się w górę od miejscowości dotrzemy do restauracji Obří sud czyli Wielka Beczka. Widok stąd na Góry Izerskie zapiera dech...
Uzdrowisko Pobiebrady (Lázně Poděbrady) w kraju środkowoczeskim urzeka atmosferą i ciekawostkami... Chętnie odwiedzają je Prażanie, bo ze stolicy jest tu blisko i można niedrogo dojechać pociągiem w zaledwie godzinę... Miasto było ulubionym miejscem wypoczynku prezydenta Tomáša Garrigue Masaryka, a Václav Havel ma w parku zdrojowym ławeczkę z serduszkiem ze swoim podpisem. Zrewitalizowany niedawno park zachęca do spacerów i spotkań także przy muzyce, którą często serwują z estrady różne zespoły. Warto zrobić sobie selfie przy oryginalnym zegarze kwiatowym i poczekać aż uroczy krasnal, wybije młoteczkiem kolejny kwadrans na... wielkim muchomorze.
Od rynku wzdłuż parku biegnie promenada pełna kawiarni, barów i restauracji. Szansa na spróbowanie knedlików w wersji ziemniaczanej lub mącznej jest więc oczywista. A do tego inne specjały czeskiej kuchni np. svíčková na smetaně czyli polędwica wołowa i czeski gulasz z jedynym warzywem w postaci cebuli i ewentualnie odrobiną czosnku..., wszak Czesi kochają mięsne dania. Ale jest i coś dla wegetarian - smažený sýr czyli smażony ser lub smažený hermelín, czyli ser typu camembert koniecznie z żurawiną.
Dodajmy, że choć małe SPA działało tu już w XVII wieku, jego rozkwit to początek XX wieku. Wtedy to, i to za pomocą różdżki, odkryto na zamkowym dziedzińcu źródło, bijące prawie 100 metrów pod ziemią! Do dziś można tu skosztować wody, a jest naprawdę znakomita. Orzeźwiająca, lekko musująca i bez jakiegokolwiek nieprzyjemnego posmaku...
W zamku m.in. poznamy historię najsłynniejszego mieszkańca miasta czyli króla Jerzego z Podiebradów. Dziś nazywany bywa prekursorem idei zjednoczonej Europy, a w jego Lidze Pokoju Polska zajmowała swoje poczesne miejsce. Wychodząc zamku na rynek spójrzmy na okazały pomnik tego nietuzinkowego władcy, patrzy na nas dumnie z grzbietu swego rumaka.
Mineralnej wody napijemy się jeszcze w 7 innych miejscach, m.in. w parku i na stacji kolejowej albo kupimy ją butelkowaną pod nazwą Poděbradka. Jest silnie zmineralizowana, typu wodorowęglanowo-chlorkowo-sodowo-wapniowego, zimna, hipotoniczna. Po podgrzaniu stosuje się ją do słynnych tutejszych kąpieli, które m.in. obniżają ciśnienie krwi. Wszak Podiebrady to uzdrowisko dla osób z chorobami układu krążenia, ale także cukrzyków i osób ze schorzeniami narządu ruchu. Na gości i kuracjuszy czekają zabiegi SPA, rejsy po malowniczej Łabie, trasy piesze i rowerowe, wycieczki po okolicy...
Jest jednym z najpopularniejszych zamków w Czechach, ale wciąż rzadko odwiedzanym przez Polaków. To prawdziwy unikat, którego urokowi naprawdę trudno się oprzeć. Pieczołowicie odnowiony obiekt, zaprasza na niebanalną lekcję historii o obyczajach arystokracji sprzed 100 lat. Banał?! Wcale nie! Wnętrza wyglądają tak, jakby właśnie opuścili je dawni mieszkańcy. Na łóżku pana domu leżą koty-pluszaki, wspomnienie żywych ulubieńców, jednego z ostatnich właścicieli zamku. W jednej z komnat stosy kapeluszy zachęcają do ich przymierzania, a przy elegancko nakrytym stole można swobodnie przysiąść, by delektować się czekoladą w trakcie specjalnego zwiedzania z tą słodkością w nazwie.
Po wnętrzach oprowadzają przewodnicy w strojach z epoki, np. podkomorzy, nadleśniczy, a nawet sam książę Alexander i księżna Maria Thurn-Taxis, którzy z portretów patrzą na nas przy wejściu do zamku. Ta znana rodzina miała głowę do interesów i innowacji... Zajmowała się m.in. przewozami i usługami pocztowymi. Jeden z przedstawicieli rodu założył w 1889 roku najstarszy w Czechach klub piłkarski FK Loučeň, a wnuczki księcia Alexandra, zapewne także z racji urody, były... pierwszymi czeskimi stewardesami. W zamku poszukajmy też pewnego elektrycznego urządzenia, które zagrało o słynnym filmie „Postrzyżyny” i ważącej prawie 30 kilogramów kryształowej kuli, która da nam dobrą energię. Wychodząc spójrzmy jeszcze na mały budynek z prawej strony. To... miejsce schadzek pana domu z kolejnymi wybrankami serca.
A po zwiedzaniu czas na relaks i chwilę medytacji w angielskim parku. Można tu też wypróbować swoją orientację w 12 zielonych labiryntach. Stworzone przez Adriana Fishera z Wielkiej Brytanii, najsłynniejszego na świecie twórcę takich atrakcji, są unikatem na skalę europejską.
Zimą - raj dla narciarzy, a o każdej porze roku miejsce do wypoczynku i podratowania zdrowia - oto Jańskie Łaźnie (Janské Lázně). Tutejsza woda lecznicza jest bogata w sód, wapń, magnez i potas, a z jej dobrodziejstw można skorzystać np. w Aquacentrum. Pospacerujemy tu wśród uroczych zabytkowych willi i pensjonatów, które wyglądają jak z alpejskiego miasteczka, a na pyszną kawę z ajerkoniakiem przysiądziemy w kawiarni w zabytkowej przeszklonej kolumnadzie. Kolejką gondolową wjedziemy stąd na szczyt Czarnej Góry, wybierzemy się na szlaki Karkonoskiego Parku Narodowego i wdrapiemy na słynną Ścieżkę w Koronach Drzew. A nieco dalej czekają prawdziwe architektoniczne perełki...
Barokowy klasztor benedyktynów w Broumovie zachwyca od pierwszego spojrzenia, położeniem, ogromem i aurą tajemniczości. Losy obiektu nie były łatwe m.in. z uwagi na przetaczające się wojny. Po II wojnie światowej był miejscem internowania czeskich zakonników i zakonnic, którzy m.in. pracowali w okolicznych gospodarstwach. Dziś zakonnik mieszka tu jeden i to wcale nie benedyktyn... Za to miejsce można zwiedzać, jest centrum spotkań i debat. Zobaczymy tu jedyną w Europie Środkowej, i uważaną za jedną z najbardziej udanych, replikę całunu Turyńskiego, która, według zachowanego dokumentu... dotknęła oryginału. Co ciekawe, płótno przeleżało wiele lat w drewnianej skrzynce i odkryto je w 1999 roku.
Wizyta w bibliotece wprost onieśmiela setkami starych manuskryptów w wielu językach i zamkniętą w nich mądrością... Brakuje tylko maga albo mnicha, jak w słynnej powieści Umberto Eco... W gablotce leży księga kazań po polsku, a na ogromnym globusie nie ma jeszcze Australii...
Przez niemal dwa stulecia przechowywany był tu największy rękopis świata, tzw. Codex Gigas. Nazywany jest też „Biblią Diabła”, bo ponoć czart pomagał skrybie w stworzeniu tego dzieła w zaledwie jedną noc. Diabelski wizerunek, dość przerażający, uwieczniono w księdze. Można go sobie zobaczyć w sieci lub... w Sztokholmie, dokąd wywieziono rękopis w czasie potopu. W klasztornej krypcie leżą... 34 zmumifikowane szczątki mieszkańców Vamberku, a w piękny barokowym kościele św. Wojciecha prześledzimy na malowidłach jego życie. Wszak jest patronem i Polski, i Czech.
I na koniec Kuks... To maleńka wioska pięknie położona na dwóch brzegach Łaby, która tu wygląda jak niewinny strumyk. Pod koniec XVII wieku odkryto tu źródła lecznicze, a przedsiębiorczy właściciel tych ziem stworzył na jednym brzegu rzeki luksusowy kurort, a na drugim wybudował kompleks szpitalno-klasztorny. Po pierwszym miejscu pozostało bardzo niewiele, za to drugie pyszni się niczym pałac! Istniało tu coś na kształt ośrodka dla weteranów wojennych, którymi opiekowali się bonifratrzy. Obie części łączyły, istniejące do dziś most, aleja i schody. Obramowania tarasu zdobią 24 rzeźby, alegorie cnót i występków, dobra i zła. Ich autorem jest Mateusz Bernard Braun, mistrz baroku, nazywany czeskim Michałem Aniołem. Oryginały rzeźb stoją w lapidarium i też można je podziwiać.
Najciekawsza w Kuksie jest wiekowa apteka „Pod owocem granatu”. Pochodzi z połowy XVIII wieku, na starych półkach jest mnóstwo aptekarskich narzędzi, oryginalnych buteleczek i pojemników. Mieszczą się w nich ponoć specyfiki z tak przerażającymi składnikami jak krew smoka czy proszek z głowy kata... Innym unikatem jest cykl malowideł naściennych „Taniec śmierci”, które odkryto podczas remontu obiektu. Malowidła przedstawiają równość wszystkich wobec tego, co nieuniknione i skłaniają do zadumy.
Na koniec jeszcze chwila oddechu w ogrodach, wszak bonifratrzy byli także zielarzami, i kilka pamiątkowych zdjęć widoków z tarasu. Spójrzmy z niego jeszcze na drugi brzeg Łaby, tam gdzie stał niegdyś kurort. Wyobraźmy sobie, że przechadzają się tam wytworne damy, odbywają się przedstawienia teatralne i pokazy sztucznych ogni, a po nieco dziś zmurszałych kaskadach zamiast wody płynie wino... Tak jak to było w czasach świetności tego miejsca, gdy SPA Kuks przebijało sławą i luksusem Karlowe Wary i Baden...