„Chciałam znowu poczuć się potrzebna. Siedzenie samej w czterech ścianach frustrowało mnie coraz bardziej. Dobijała mnie bezczynność. Ile można sprzątać? Zwłaszcza że dwoje dorosłych ludzi w naszym wieku mało brudzi. Z nostalgią wspomniałam czasy, kiedy dzieci były małe, a ja marzyłam o chwili samotności i odpoczynku. Teraz miałam tej samotności i odpoczynku po kokardę.” Krystyna, 48 lat
Z niechęcią otworzyłam oczy i zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Dziewiąta. Jeszcze kilka dni temu o tej porze byłabym w pracy, a teraz… Nakryłam się kołdrą.
Udało mi się załapać na stanowisko sprzedawczyni. Przez tydzień pracowałam „na próbę”. Przedwczoraj okres próbny się skończył, a szefostwo doszło do wniosku, że nie przyda im się pracownik w moim wieku. Co gorsza, poinformowali mnie o tym otwarcie. Mogli przynajmniej zaoszczędzić mi tego upokarzającego werdyktu, zrzucając powód mojego zwolnienia na coś innego. Ale nie...
– Pani Krystyno, proszę jutro nie przychodzić. – Szefowa patrzyła na mnie beznamiętnie, nawet nie udawała zmartwionej. – Zdecydowaliśmy, że jednak pani nie przyjmiemy. Potrzebujemy kogoś młodszego, szybszego, jeśli rozumie pani, co mam na myśli.
Rozumiałam świetnie. Szybszego, czyli kogoś, kto jednocześnie obsłuży klienta, wyłoży towar na półki, posprząta sklep, a do tego napisze zamówienie i odbierze dostarczony przez dostawcę towar. Cóż, pracy w sklepie było dla kilku osób, ale szefostwo chciało zaoszczędzić na płacach i szukali jakiegoś wieloczynnościowego robota. Kobieta tuż przed pięćdziesiątką nie była im potrzebna. Za wolno się ruszałam. Nie przeczę, nie śmigałam jak nastolatka.
Przeciągnęłam się w łóżku i usiadłam. Czekało mnie szukanie pracy od nowa. Mój mąż dawno wyszedł. Szczęściarz. Od kilkunastu lat był zatrudniony w tym samym zakładzie, podczas gdy ja zajmowałam się domem i dziećmi. Gdy dorosły, zdecydowałam się poszukać zatrudnienia poza domem.
– Krysiu, daj spokój – powiedział poprzedniego wieczoru Witek, kiedy wciąż zmartwiona zjawiłam się w sypialni. – Uparłaś się, żeby po tylu latach znaleźć pracę. Tak ci źle w domu?
Nie było mi źle, ale... Chciałam znowu poczuć się potrzebna. Siedzenie samej w czterech ścianach frustrowało mnie coraz bardziej. Dobijała mnie bezczynność. Ile można sprzątać? Zwłaszcza że dwoje dorosłych ludzi w naszym wieku mało brudzi. Z nostalgią wspomniałam czasy, kiedy dzieci były małe, a ja marzyłam o chwili samotności i odpoczynku. Teraz miałam tej samotności i odpoczynku po kokardę.
– Nie jest mi źle, kochanie. – Pogłaskałam męża. – Ale chciałabym coś robić.
– Przecież robisz. Zajmujesz się domem.
Witek nie rozumiał, że w obecnej sytuacji nie wystarcza mi już samo zajmowanie się domem. Zostaliśmy we dwójkę, dzieci się wyprowadziły. Gdybyśmy mieli wnuki… no ale nie mieliśmy i nic nie wskazywało na to, żeby się wkrótce pojawiły.
Mimo tego dorosłe latorośle też próbowały powstrzymać mój zapał.
– Mamo, po co ci praca? – dziwiła się córka. – Zawsze byłaś z nami i tatą, nie robiłaś niczego innego, nie obraź się, ale nie masz doświadczenia. – Widziałam po minie Edyty, że nie przychodzi jej łatwo ta szczerość. A mnie ciężko było tego słuchać. – Teraz szukają młodych, prężnych, dyspozycyjnych – kontynuowała. – Wyścig szczurów to nic przyjemnego.
– Najlepiej, gdy się ma dwadzieścia lat i trzydzieści lat doświadczenia – mruknął mój syn.
– Chcecie powiedzieć, że do niczego się już nie nadaję? – Autentycznie zrobiło mi się przykro.
– Mamo, to nie tak – bąknęła Edytka. – Po prostu...
– Po prostu wielu ludzi w twoim wieku, którzy posiadają większe doświadczenie zawodowe, też nie potrafi znaleźć pracy – wyjaśnił za siostrę Marcin. – I nie oznacza to wcale, że do niczego się nie nadają, tylko że rynek pracy stawia teraz na młodość i pełne oddanie dla pracy – dorzucił z niechęcią.
Wiedziałam, co ma na myśli. Dla swojej firmy musiał być dyspozycyjny, wciąż pod telefonem, nawet w dni wolne. Dlatego nie miałam wnuków.
Teraz, o poranku, przypominałam sobie rozmowy z rodziną. Nie były budujące. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni, by nastawić ekspres. W szafce z kawą znalazłam karteczkę od Witka. „Kocham Cię”. Uśmiechnęłam się. Dobrze, że go mam.
Pijąc kawę, zastanawiałam się, gdzie mogłabym poszukać pracy. Może w tym nowym markecie, który otworzyli w sąsiednim mieście? Ale tam chcieli, żeby najpierw złożyć CV. Nie wiedziałabym, co napisać w swoim. Zaraz po skończeniu szkoły wyszłam za mąż, szybko urodziły się dzieci. W CV trzeba było podać miejsca pracy. Co miałam napisać? Dom? Rodzina?
Przejrzałam ogłoszenia na portalach. Poszukiwali elektryków, ślusarzy, operatorów wózków widłowych, przedstawicieli handlowych. Na tych ostatnich był spory popyt, ale zwykle wymagano od nich posiadania prawa jazdy, którego nie miałam. W innych ogłoszeniach potencjalni pracownicy powinni dysponować dyplomem szkoły wyższej, a ja skończyłam tylko zawodówkę. Byłam zwykłą, prostą kobietą, krawcową. A krawcowych nie szukali. Poza tym, nowe maszyny do szycia były zupełnie inne niż mój stary, poczciwy łucznik.
Westchnęłam zrezygnowana. Pozostało mi wypatrywać ogłoszeń rozwieszanych w witrynach sklepowych, na murach, słupach czy przystankach. Czasami szukano w ten sposób kogoś do pracy w sklepie albo pomocy przy dziecku.
Wypiłam kawę i postanowiłam, że przejdę się po ulicach, rozejrzę, może ktoś wywiesił ogłoszenie w sam raz dla mnie. Podjęłabym się choćby sprzątania. Byłam w tym świetna.
Na dworze było ciepło i przyjemnie. Nogi zaniosły mnie w stronę parku. Przysiadłam na chwilę na ławeczce, przyglądając się młodej mamie. Maluszek spał w wózku, a ona siedziała na brzegu fontanny i czytała książkę.
Przypomniałam sobie dawne czasy, kiedy i ja spacerowałam z wózkiem po parku.
– Pani Krysiu, jak dobrze, że panią widzę! – z zamyślenia wyrwał mnie głos sąsiadki, pani Jadwigi, energicznej emerytki, zawsze uśmiechniętej. Mieszkałyśmy w tym samym bloku, ale w różnych klatkach.
– Dzień dobry – westchnęłam.
– A co to za mina? – Przyjrzała mi się uważniej. – Życiem trzeba się cieszyć, tym bardziej że nigdy nie wiadomo, ile nam go zostało.
– Pracy szukam i nie umiem znaleźć. Przyjęli mnie do sklepu, ale po tygodniu uznali, że się nie nadaję – zwierzyłam się sąsiadce.
– A po co pani chce iść do pracy? – zdziwiła się pani Jadzia. – Męża zwolnili? I trzeba na dom zarobić? – W jej oczach błysnęło współczucie.
– Nie, nie – zaprzeczyłam prędko. – Po prostu... – zawahałam się.
– W domu się nudzi?
– Tak – przyznałam.
– Kiedy przeszłam na emeryturę, też się nudziłam. Co grosza, czułam się niepotrzebna, bezużyteczna – opowiadała, a ja odnosiłam wrażenie, że czyta mi w myślach. – Nie miałam się do kogo odezwać, z kim porozmawiać, dzieci i wnuki daleko, mąż od kilku lat już nie żył. Trzeba było zająć czymś ręce i myśli. – Uśmiechnęła się dziarsko.
– Próbowałam. Różnych rzeczy. Oglądałam seriale w telewizji, rozwiązywałam krzyżówki, ostatnio nawet moją maszynę do szycia odkurzyłam. A ostatni raz szyłam na niej sukienkę dla Edytki na bal maturalny...
– O właśnie! – Pani Jadwiga klasnęła w ręce. – Ja w tej sprawie! Przedstawienie robimy w klubie seniora i chciałam zapytać, czy nie uszyłaby mi pani sukienki.
– Ale ja nigdy nie szyłam dla innych, nie wiem, czy dam radę...
– Dla dzieci pani szyła, prawda?
– Dzieci to co innego – upierałam się. – Zwłaszcza własne.
– Nie widzę wielkiej różnicy. Ot, model nieco większy. Może więcej niż nieco. – Zaśmiała się.
– A jak sobie nie poradzę i tylko zniszczę materiał? Albo sukienka się pani nie spodoba?
– Pani Krysiu kochana! – Sąsiadka uśmiechnęła się szeroko. – Zaryzykuję. Przecież jest pani krawcową, coś tam pani jeszcze pamięta z nauki zawodu, a jak pani dzieciaczkom ubrania szyła, to aż zazdrość brała, ładniej odszyte niż w sklepie, i oryginalne, nie jak ze sztancy. Inni takich nie mieli. A ja chcę mieć coś wyjątkowego, uszytego specjalnie dla mnie.
Namawiała mnie jeszcze przez kilka dni, bo wciąż się wahałam. Bałam się podjąć tego, jak sądziłam, wielkiego wyzwania.
– Co ci szkodzi? – Witek poparł prośbę sąsiadki. – Czas masz, szyć zawsze lubiłaś, na pewno sobie poradzisz.
Więc się zgodziłam i… przestałam narzekać na nudę. Pani Jadwiga była zachwycona sukienką i poleciła mnie innym. Oprócz szycia dla jej znajomych, podjęłam się też szycia strojów i niektórych dekoracji na przedstawienia w klubie seniora.
Teraz mam tyle pracy, że czasami, zwłaszcza przed kolejnym występem, nie wiem, w co najpierw ręce włożyć. I bardzo dobrze! Znowu czuję się potrzebna i doceniana.