"Kiedy przyjechałam na studia do Warszawy, miałam wielkie marzenia. Szybko jednak okazało się, że zwyczajnie nie stać mnie na życie tutaj. Ale nie chciałam się poddać! By zarobić, opiekowałam się dziećmi, roznosiłam ulotki. Gdy dostałam kontakt do właściciela agencji reklamowej, niczego nie podejrzewałam. Na spotkanie o pracę biegłam jak na skrzydłach..." Adrianna, 22 lata
Wychowałam się na wsi. W naszym domu nigdy się nie przelewało, więc od dziecka wiedziałam, czym jest ciężka praca. To wtedy postanowiłam, że nie będę tak harować przez całe życie. Marzyłam, by jak najszybciej się stamtąd wyrwać. Ponieważ lubiłam się uczyć, myślałam o tym, by wyjechać do miasta, na studia. Maturę zdałam najlepiej w klasie. I, gdy moje koleżanki szykowały swoje wesela, ja jechałam do Warszawy na egzaminy wstępne na uniwersytet. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Jednak poszło gładko: po miesiącu otrzymałam zawiadomienie, że dostałam się na pedagogikę. Czułam się, jakbym wygrała los na loterii.
Wyobrażałam sobie, że teraz czeka mnie życie łatwe i przyjemne. Szybko zrozumiałam, jak bardzo się myliłam... Najpierw nie dostałam miejsca w akademiku. Udało mi się wynająć pokój, ale okazało się, że koszty życia w stolicy przerastają możliwości finansowe moich rodziców. Gdy odwiedziłam ich po paru tygodniach, ojciec oznajmił:
– Wybij sobie te studia z głowy! Wracaj lepiej na gospodarkę i poszukaj męża! My nie możemy dać ci pieniędzy.
Przepłakałam całą noc. Rano próbowałam rozmawiać z matką.
– Dziecko, ojciec ma rację – wzruszyła tylko ramionami. – Po prostu nie stać nas na twoje studia. Nie chciałam się tak łatwo poddać.
Pożyczyłam pieniądze od ciotki i wróciłam do Warszawy z mocnym postanowieniem, że na przekór wszystkiemu pójdę swoją drogą. Musiałam zarobić na utrzymanie. Po tygodniu udało mi się znaleźć pracę w firmie promocyjnej. Rozdawałam ulotki. Zarabiałam niewiele, ale te pieniądze i stypendium pozwoliły mi jakoś przetrwać.
Na drugim roku studiów zostałam opiekunką Adasia, synka bardzo zamożnych ludzi. Pracowałam u nich jakiś miesiąc, kiedy pewnego wieczoru Janusz, ojciec małego, usłyszał, jak czytam chłopcu bajkę na dobranoc.
– Dziewczyno – powiedział – przecież ty masz radiowy głos, idealny do reklamy! Umówię cię z moim przyjacielem, właścicielem agencji reklamowej. Możesz całkiem nieźle zarobić. Podekscytowana, nie mogłam zasnąć przez całą noc. Byłam zmęczona ciągłym oszczędzaniem. Marzyłam o tym, by wreszcie mieć trochę więcej pieniędzy. Kupić jakieś ciuchy, wyjść do knajpy, móc pokazać się w towarzystwie...
Z Karolem, właścicielem agencji, spotkałam się w jego biurze. Był przystojnym mężczyzną po czterdziestce. Czułam, że jeśli dostanę tę pracę, spełnią się moje marzenia o wielkim świecie...
Karol wydawał się mną zainteresowany.
– Od dawna szukałem kogoś takiego, mam dla pani pracę – stwierdził, a mnie ze szczęścia odebrało głos. – Musimy się jeszcze spotkać, by omówić szczegóły – dodał i wręczył mi wizytówkę z adresem hotelu. Wtedy jeszcze niczego nie podejrzewałam. Wydawało mi się normalne, że przyszły szef chce się ze mną spotkać poza biurem. Biegłam tam jak na skrzydłach. Zastanawiałam się już, co kupię za pierwsze honorarium. Szybko się przekonałam, że Karol ma dość szczególny sposób angażowania młodych dziewcząt do pracy...
Na stole pojawił się szampan, z głośników płynęła nastrojowa muzyka... Zanim się obejrzałam, wylądowałam z nowym szefem w łóżku. Na rozmowę o warunkach pracy nie wystarczyło już czasu. Ochłonęłam dopiero u siebie na stancji. Czułam się źle. Nie, żeby seks był dla mnie czymś okropnym. Przecież Karol do niczego mnie nie zmuszał. Było nawet... przyjemnie. Ale przecież nie o to chodziło! „Takie są chyba warszawskie zasady”, pocieszałam się. Okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Zrobiłam wprawdzie kilka próbnych nagrań, podkładając głos do radiowych reklam, ale szef inaczej zaplanował moją karierę. Wkrótce zadzwonił z prośbą, żebym spotkała się z pewnym biznesmenem, który chce zainwestować spore pieniądze w jego agencję. Musiałam przekonać go, że zrobi na tym dobry interes. Umówiłam się z nim w hotelu i... historia się powtórzyła.
„Co ja robię?”, myślałam, wracając taksówką na stancję. „Muszę z tym skończyć!” Ale nie skończyłam.
Za „wkład w rozwój firmy” dostałam od Karola sporą sumkę. Zadowolony biznesmen też nie szczędził pieniędzy.
Po raz pierwszy od przyjazdu do Warszawy nie czułam się jak wiejska dziewczyna, zagubiona w wielkim mieście. Zaczęłam doceniać korzyści płynące z nowej pracy. Nie musiałam siedzieć w firmie, o wszystkich spotkaniach powiadamiana byłam przez telefon. Dotrzymywałam towarzystwa bogatym mężczyznom, za co oni dobrze mnie wynagradzali. Zaczęłam się dobrze ubierać, bywać na imprezach. Wynajęłam lepsze mieszkanie, zrobiłam prawo jazdy i kupiłam małe auto.
– Skąd masz na to wszystko kasę? – pytały zdziwione koleżanki.
– Pracuję w reklamie – tłumaczyłam. Co prawda nie miałam czasu na naukę, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. „Jeśli mogę mieć już teraz wszystko, czego pragnę...”, myślałam, opuszczając kolejne zajęcia na uczelni. Jednak po pół roku, kiedy ochłonęłam i przywykłam do swego „bogactwa”, zaczęłam czuć się coraz gorzej w roli dziewczyny do towarzystwa. To, co z początku tak nęciło mnie blaskiem, okazało się nic niewartym blichtrem.
Dość miałam już pocieszania się zakupami i imprezami. Coraz częściej zostawałam w domu. Przecież nie o to chodziło mi w życiu. Chciałam być niezależną, bogatą kobietą, a skończyłam jako utrzymanka. Czułam, że już czas z tym zerwać. Łatwo powiedzieć. Przyzwyczaiłam się do dostatniego życia. Próbowałam przestać, rozmawiałam o tym z Karolem, ale on zawsze potrafił mnie zatrzymać. I, kiedy myślałam, że nie ma już dla mnie ratunku, poznałam Pawła. Spotkałam go podczas jednej ze swych nielicznych wizyt w bibliotece. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Czułam się trochę dziwnie, kiedy zaprosił mnie na kawę do taniej studenckiej knajpki. Paweł był delikatny i romantyczny. Tak inny od bogatych i bezceremonialnych mężczyzn, z którymi spotykałam się „służbowo”. Zaczęliśmy się widywać. Początkowo nie mówiłam mu o swojej „pracy”. Ale gdy zrozumiałam, że go kocham, pomyślałam, że już najwyższy czas, by zmienić swoje życie. Zadzwoniłam do Karola i powiedziałam, że nie będę już dla niego pracowała. Próbował mnie przekonywać, ale odłożyłam słuchawkę. Potem umówiłam się na spotkanie z Pawłem...
– Za bardzo mi na tobie zależy, by cię oszukiwać – powiedziałam cicho i wyznałam mu całą prawdę o sobie. Mój ukochany milczał dłuższą chwilę, a potem wstał i wyszedł bez słowa. Już nigdy nie wrócił. Widocznie nie kochał tak bardzo, jak zapewniał. Może kiedyś ktoś jeszcze będzie w stanie mnie pokochać bez względu na wszystko. Przecież każdy popełnia błędy...