"Od pewnego czasu mąż coraz rzadziej dostawał premie. Tłumaczył to problemami w firmie… Sprawa się wyjaśniła, kiedy któregoś dnia obca kobieta zadzwoniła do mnie z pretensjami. Płakała, a potem przesłała mi zdjęcie małego chłopca. Jego twarzyczka była kopią twarzy mojego męża z czasów jego dzieciństwa…" Wioletta, 36 lat
Dokładnie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Cztery lata temu, wiosną. Powiedziałam mężowi, że widziałam w sklepie fajną garderobę do przedpokoju i że moglibyśmy ją kupić i wreszcie pozbyć się tej starej, którą odziedziczyliśmy po Damianie, moim starszym bracie. Wcześniej Artur nie odrzucał moich propozycji zakupów, tym razem jednak powiedział, że nas nie stać.
– Nie ma premii w tym miesiącu – dodał tonem wyjaśnienia.
Zrobiło mi się słabo.
– Miałeś wypadek i nic mi nie powiedziałeś?!
Skrzywił się.
– Nie miałem żadnego wypadku…
– Przecież zawsze mówiłeś, że ta premia to za bezwypadkową jazdę!
– Czy ja muszę tłumaczyć ci wszystko ze szczegółami? – żachnął się. – Część za bezwypadkowość, a część za rozładunek, a akurat nie musiałem rozładowywać, bo tam klient sam to robi.
Westchnęłam. Ulżyło mi, że nic mu się nie stało i że niczego przede mną nie ukrywał, bo podświadomie zawsze obawiałam się, że któregoś dnia coś go rozproszy za kierownicą i dojdzie do nieszczęścia. Te premie za bezpieczną jazdę były dla mnie nie tylko dodatkowymi pieniędzmi w naszym rodzinnym budżecie, ale czymś w rodzaju tabletki uspokajającej – co miesiąc utwierdzałam się w przekonaniu, że mój mąż jest dobrym kierowcą…
Przedwczoraj obchodziłam urodziny. Artur niestety był w trasie, więc wpadli tylko moi rodzice, brat i „baba Ela”, jak na moją babcię mówi nasza córka. Artur zadzwonił do mnie z życzeniami i obiecał, że uczcimy moje urodziny po powrocie.
Wczoraj odebrałam jeszcze parę telefonów od znajomych, które przegapiły moje święto. Po południu Lenka była u koleżanki, żeby po raz pierwszy razem odrabiać lekcje.
Gdy moja odłożona na szafce w przedpokoju komórka rozdzwoniła się, pomyślałam, że to kolejne spóźnione życzenia. Odebrałam.
– Słuchaj – powiedział jakiś zdyszany kobiecy głos. – Słyszysz?
To nie była żadna moja koleżanka, słowa nie pasowały też do konsultantki telefonii komórkowej.
– Pomyłka – rzuciłam.
– Dobrze powiedziane! – zawołała do słuchawki kobieta, w jej głosie buzował gniew. – To nawet nie pomyłka, tylko poważny błąd!
Sytuacja była kuriozalna. W głosie tej kobiety słyszałam tyle emocji, że choć najrozsądniej byłoby po prostu się rozłączyć, to jednak tego nie zrobiłam.
– Dzwoni pani do niewłaściwej osoby… – powiedziałam.
– W momencie, kiedy uznałaś, że możesz z butami wchodzić do cudzego życia…
– Co pani gada… – próbowałam się roześmiać, ale głos uwiązł mi w gardle. Ta kobieta naprawdę była przekonana, że ma prawo tak mnie traktować! – O co pani chodzi?!
– O Artura! To, że na razie nie mamy ślubu, nie znaczy, że możesz próbować mi go ukraść! Tu nie chodzi tylko o mnie, ale też o naszego syna! Czy ty, kobieto, nie masz za grosz przyzwoitości?!
– Słucham?!
– Nie pozwolę zniszczyć mojej rodziny!
– Nie wiem, o kim pani w ogóle mówi, ma pani zły numer! Ja jestem szczęśliwą mężatką, mamy z mężem córkę i nie obchodzą mnie inni mężczyźni!
– To ciekawe, dlaczego Artur ma w telefonie twój numer!
Rozpłakała się. Zrobiło mi się jej żal. Była oczywiście w wielkim błędzie i nie miała prawa mnie telefonicznie nękać, ale rozumiałam, że przeżywa życiowy dramat.
– Widocznie pomyliła pani w nerwach jakieś cyfry przy wpisywaniu numeru… – dodałam łagodniejszym tonem.
– Może mu jeszcze płacisz za dodatkową komórkę?! – krzyknęła. – Koszty dla ciebie nie grają roli, byle sobie faceta przygruchać, tak?!
– Proszę pani, niech się pani uspokoi, pewnie pani partner pani wszystko wyjaśni, a ja…
– No skoro ty mi nie wyjaśnisz, to do kogo mam zadzwonić? Do babci Eli? Albo do Damiana, brata?
Poczułam się, jakby we mnie uderzyła ta jego ciężarówka. Zawsze bałam się, że dojdzie do wypadku i że Artur zginie, a ja i Lenka zostaniemy same. Ale w tej chwili to ja ginęłam…
– My mamy dziecko! – powtórzyła znów kobieta. – Chce pani Szymkowi zniszczyć dzieciństwo?!
Telefon zabrzęczał mi w dłoni, spojrzałam na ekran, miałam nową wiadomość. To było zdjęcie kilkuletniego chłopca. Jego twarzyczka była kopią twarzy mojego męża z czasów jego dzieciństwa…
Ugięły się pode mną nogi. Oparłam się plecami o ścianę, ale i tak musiałam przykucnąć, żeby nie zemdleć. Kręciło mi się w głowie.
– Rozumiesz?! – zawołała do telefonu kobieta rozpaczliwym tonem. – Teraz rozumiesz? Dotarło?!
Jak przez mgłę widziałam rozmazany kształt obrączki na swoim palcu.
– Ile lat ma pani syn? – wymamrotałam.
– W styczniu będzie miał cztery!
Zastanawiałam się, czy wysłanie jej zdjęcia mojej obrączki będzie dla niej wystarczająco zrozumiałe. A może powinnam jej wysłać zdjęcie Lenki? Ale mała była podobna do mnie...
– Czyli pani nie wie, że Artur jest żonaty? – spytałam jak we śnie.
– Że co?! – teraz w jej głosie słyszałam niedowierzanie.
– Jesteśmy osiem lat po ślubie, w czerwcu dziewiętnastego mieliśmy rocznicę. I mamy córkę. Chodzi już do szkoły. To znaczy właśnie zaczęła. Gdzie jest Artur?!
– W trasie do Holandii!
Nic się nie zgadzało. Powinien być w trasie z Holandii do domu. Do mnie i do Lenki…
Kobieta rozłączyła się tak nagle, że pomyślałam, że wyczerpała się jej bateria w telefonie. Wbijałam wzrok w szafę przed sobą. To wciąż była ta sama, którą dostaliśmy od Damiana, gdy kupił sobie nowszą krótko po naszym ślubie. I nagle coś w mojej głowie zaczęło się układać jak puzzle. Do tamtej wiosny, gdy wystraszyłam się, że Artur spowodował wypadek, zawsze mieliśmy do dyspozycji tyle samo pieniędzy. Później coraz częściej nie było premii, choć Artur „robił” więcej tras i wracał do domu coraz bardziej zmęczony. Ale wystarczało nam pieniędzy, ja nigdy nie potrzebowałam luksusów, a gdy czasem marzył mi się wakacyjny wyjazd albo jakiś większy zakup i pytałam, czy może jednak wpadnie mu w najbliższym czasie jakaś premia, Artur tłumaczył, że gospodarka się nie rozwija, bo pandemia, bo kryzys… Poza tym jego zmęczeniem i niższymi dochodami wszystko właściwie było jak wcześniej – bawił się z Lenką, traktował mnie tak samo, nigdy nie przestał uprawiać ze mną seksu!
A ta kobieta, z którą on ma dziecko, nawet nie wie, że on jest żonaty! Czytałam zwierzenia kochanek, którym żonaci mężczyźni opowiadali, że nie rozumieją się z żonami, że właściwie już zamierzali się rozwieść… Mojemu mężowi wygodniej było po prostu w ogóle wymazać moje istnienie! Moje i naszego dziecka! Praca umożliwiała mu podwójne życie… Z tego, co powiedziała mi jego druga partnerka, wynikało, że miał też dwa telefony. I to go w końcu zdradziło.
Kiedy wrócił i spróbował mnie na powitanie pocałować, jak to miał w zwyczaju, odsunęłam się.
– Już wiem, jak zniknęły twoje premie – powiedziałam. – Miałeś cztery lata temu poważny wypadek przy pracy, prawda?
– Słucham? – Zamrugał. – Jaki…
– Na tyle poważny, że trzeba go było ochrzcić. Szymon.
W jego oczach zobaczyłam przestrach.
– A jego matka też już o mnie wie – ciągnęłam bezlitośnie. – I o Lence. Ona też była dla ciebie wypadkiem przy pracy?!
Na jego twarzy malowała się teraz panika, ale nie potrafiłam czerpać z tego satysfakcji. Nie potrafiłam też dłużej zachować pozornego spokoju. Wykrzyczałam mu, że nie chcę go znać, że żałuję, że go kiedykolwiek poznałam, że żałuję, że mamy razem dziecko.
– Myślałeś, że wszystkich oszukasz? Własne dzieci, matki tych dzieci?! Niedobrze mi na samą myśl, że w ogóle pozwalałam ci się dotykać!
Chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi. Sąsiadka, której córka chodziła z Lenką do klasy, odebrała je obie ze szkoły i odprowadziła małą do naszego mieszkania.
– Tata! – zawołała Lenka i rzuciła się ojcu na szyję. – Przywiozłeś mi jakąś niespodziankę?
Czasem miał dla niej jakieś głupstewka w rodzaju saszetek cukru ze stacji benzynowej, które dostał razem z kawą, a ona cieszyła się nimi, jakby to były jakieś cuda…
Zostawiłam ich w przedpokoju. Nie wiem, jak będę dalej żyć. Zazdroszczę kochance Artura, że nie wzięła z nim ślubu, że przynajmniej wobec prawa jest wolna, że dowiedziała się o tym, jakim jest łajdakiem, wcześniej niż ja. Może łatwiej jej będzie ułożyć sobie życie na nowo. Tego, co Artur zrobił mnie i Lence, nigdy mu nie wybaczę.