Gdy powiedziałam Dawidowi, że jestem w ciąży, po prostu się rozłączył. Później już nie odebrał, tylko napisał SMS-a: „Szukaj innego jelenia, mnie w nic nie wrobisz!”. Byłam przerażona. Miałam dopiero 16 lat i nie wiedziałam, co zrobić. Chciałam pozbyć się tej ciąży, ale nie miałam ani pieniędzy, ani pojęcia, gdzie szukać takich „podziemi”, które się tym zajmują. Bałam się powiedzieć komukolwiek, nawet swojej przyjaciółce... Judyta, 35 lat
Miałam 16 lat i wydawało mi się, że pozjadałam wszystkie rozumy. Zaczęły się pierwsze wieczorne wyjścia z domu, dyskoteki, alkohol. Moi rodzice zdecydowanie się temu sprzeciwiali, ale zawsze udało mi się ich jakoś oszukać.
Pewnego wieczoru poznałam Dawida. Spodobał mi się od razu, ja jemu też wpadłam w oko. Najbardziej imponowało mi chyba to, że był sporo starszy i cholernie przystojny. Miał powodzenie, a zwrócił uwagę akurat na mnie.
Łatwo owinął mnie sobie wokół palca. Chyba po trzecim spotkaniu w dyskotece wyciągnął mnie na spacer i to tam doszło do zbliżenia. I choć nie do końca tego chciałam, to nie mogłabym też nazwać tego gwałtem. Dawid początkowo był miły, szarmancki. Całowaliśmy się, dotykał mnie coraz nachalniej. Niby delikatnie protestowałam, mówiłam, że nie chcę, że nie jestem gotowa. Tak naprawdę wciąż byłam dziewicą.
– Nie martw się, maleńka. Jestem przy tobie. Kocham cię, pokaż mi, że ty też mnie kochasz, pokaż mi, że też mnie chcesz, nie łam mi serca – mówił Dawid i w końcu uległam.
Potem spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, ale Dawid za każdym był coraz bardziej oschły. Aż w końcu oznajmił mi, że mam dać mu spokój.
– Przespaliśmy się ze sobą ze trzy razy, takie rzeczy się zdarzają, wielkie mi halo. Nie ma o co robić afery. Ale teraz daj mi już wreszcie spokój – powiedział.
Byłam załamana. Sposób, w jaki mnie potraktował, to, jak bezczelnie mnie wykorzystał i upokorzył, łamało mi serce. Przepłakałam wiele nocy, ale w końcu powoli zaczęłam składa się do kupy. Rozpoczął się nowy rok szkolny, druga klasa liceum. Wpadłam w wir codzienności i już prawie nie myślałam o tym, co zdarzyło się w wakacje.
Na początku października zemdlałam na lekcji. Szybko wezwano pielęgniarkę.
– Od jakiegoś czasu dziwnie się czuję. Jestem ciągle śpiąca, kręci mi się w głowie. Pewnie to przez zmianę pogody, może jesienna depresja – próbowałam się uśmiechnąć.
Pani Danusia bez ogródek spytała, kiedy ostatnio miałam miesiączkę. Zaskoczyło mnie to pytanie. Nie prowadziłam kalendarzyka. Zaczęłam się zastanawiać. Na pewno miałam okres w lipcu, kiedy byliśmy z rodzicami nad morzem. Ale potem… Potem nie mogłam już sobie przypomnieć. Nagle zaczęło do mnie docierać, co próbuje mi zasugerować pielęgniarka. I ku mojej rozpaczy wiedziałam, że może mieć rację! Próbowałam jeszcze zrobić dobrą minę do złej gry.
– W zeszłym tygodniu miałam okres – skłamałam.
W środku aż się trzęsłam. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej uświadamiałam sobie, że to niestety może być prawda. Niby ciągle miałam nadzieję, ale fakty mówiły co innego. Od prawie trzech miesięcy nie miałam okresu, byłam senna, zmęczona, miałam mdłości i i szybko się męczyłam. Nie miałam już dziesięciu lat, wiedziałam, co to znaczy.
Byłam przerażona. W pierwszym odruchu próbowałam kontaktować się z Dawidem. Sama nie wiem, na co liczyłam. Kiedy mu się przedstawiłam, nie wiedział nawet, z kim rozmawia.
– Spotykaliśmy się w wakacje, sypialiśmy ze sobą! – mówiłam wściekła.
– Dziewczyno, wiesz, z iloma laskami spałem w wakacje? Po co zawracasz mi głowę? – rzucił.
– Bo jestem w ciąży, dupku! Z tobą! – krzyknęłam.
W słuchawce zapanowała głucha cisza, którą po chwili przerwał dźwięk zakończonego połączenia. Dawid po prostu się rozłączył. Później oczywiście już nie odebrał . Doczekałam się tylko SMS-a: „Nawet nie wiem, jak wyglądasz. Szukaj innego jelenia, mnie w nic nie wrobisz!”.
Byłam załamana. Nie wiedziałam, co zrobić. Chciałam pozbyć się tej ciąży, czytałam nawet o tym w internecie, ale nie miałam ani pieniędzy, ani pojęcia, gdzie szukać takich „podziemi”, które się tym zajmują. Bałam się powiedzieć komukolwiek, nawet swojej przyjaciółce.
Zacięta mina ojca, bo przecież nie tak mnie wychowali. Lament matki, że taki wstyd im przyniosłam. Oczywiście chcieli od razu wiedzieć, kto jest ojcem, ale nie zamierzałam się przyznawać. Wstydziłam się, bałam.
– Może nie ma pojęcia! – krzyknął tato. – Kto wie, ilu kandydatów by się znalazło!
Te słowa mnie bardzo raniły, bardzo bolały. Sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej. Nienawidziłam siebie i nienawidziłam tego dziecka, które nosiłam. Aż wstyd się przyznać, ale przez pierwszych kilka tygodni co noc modliłam się, żeby poronić…
Kolejne miesiące pamiętam jak przez mgłę. W szkole szeptali na mój widok, śmiali się, niektórzy dokuczali bezpośrednio. Znajdowałam w swoim plecaku i kieszeniach liściki, w których słowo „puszczalska” było najdelikatniejszym. Czasem miałam ochotę wykrzyczeć im prosto w twarz, że są dwulicowi. Pewnie połowa z nich też uprawiała seks i to częściej niż ja. Ale to ja „zaliczyłam wpadkę”.
Sąsiedzi też gadali. Rodzina traktowała mnie jak powietrze. Wszyscy się ode mnie odsuwali. Im bardziej brzuch był widoczny, tym bardziej mnie denerwował. Starałam się go ścisnąć, schować.
– Krzywdę dziecku zrobisz! Jak wcześniej nie myślałaś głową, to chociaż teraz zacznij! – zwracała mi uwagę mama, kiedy widziała pasy wyszczuplające.
Ale ja miałam to gdzieś. Nie interesowało mnie to dziecko. Wolałabym, żeby coś mu się stało. Żeby zniknęło. Do lekarza chodziłam sporadycznie, z przymusu, bo mama kazała. Nie zażywałam żadnych witamin, nie dbałam o siebie. Ale ten mały człowiek był bardzo silny i bardzo uparty. Rozwijał się, rósł, aż wreszcie postanowił przyjść na świat.
Poród minął dość szybko. Kiedy pokazali mi syna, nie poczułam nic. Nie zalała mnie nagle fala miłości. Czułam pustkę i chyba jeszcze większy strach – jak sobie teraz poradzę?
Początki rzeczywiście były trudne. Nie umiałam zajmować się noworodkiem. Na szczęście położna, która miała dyżur następnego dnia, jako jedyna okazywała mi życzliwość. Cierpliwie wszystko tłumaczyła, pokazywała.
– Wiem, że teraz jest ci trudno i się boisz. Ale dasz radę! Pamiętaj, że twój synek nie jest niczemu winien. On cię kocha i potrzebuje. Bez ciebie sobie nie poradzi. Jest tylko małym, bezbronnym człowieczkiem, który pragnie twojej bliskości. Od dziś już zawsze będzie przy tobie ktoś, kto kocha cię bezwarunkowo. Razem możecie wszystko.
Słuchałam jej i czułam ściekające po policzkach łzy. „Razem możemy wszystko”, powtarzałam sobie w każdej chwili zwątpienia, aż uwierzyłam, że tak będzie.
Powoli uczyłam się akceptować, a z czasem kochać swojego synka. Nawet nie wiem, kiedy zawładnął całym moim sercem. I postanowiłam dla niego być silna! Stawiłam czoło przeciwnościom, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Chodziłam z nim na spacery, starając się ignorować złośliwe spojrzenia i komentarze. Wniosłam też do sądu sprawę o ustalenie ojcostwa i alimenty. Dzięki pomocy znajomej zaczęłam zarabiać pieniądze, wykonując kartki okolicznościowe. Niewielkie, ale na podstawowe potrzeby synka wystarczało.
Rodzice z czasem też zaakceptowali nową sytuację, pokochali wnuka, pomagali nam. Nawet przeprosili za swoje wcześniejsze zachowanie.
Dawid, chociaż zrzekł się praw do Łukasza, nadal musiał płacić mi alimenty. Dodatkowo dorabiałam. Kiedy synek skończył trzy latka, poszedł do przedszkola. Mnie udało się skończyć ostatni rok liceum i dostać na studia zaoczne. Skończyłam je tylko dzięki pomocy rodziców, za co jestem im ogromnie wdzięczna. Znalazłam pracę, poznałam Sebastiana, który pokochał Łukasza jak własne dziecko. I dziś jestem szczęśliwa.
Patrzę na mojego syna, który właśnie kończy 18 lat, i wiem, że jest najlepszym darem, jaki mógł dać mi los. Jestem szczęśliwa, a Łukasz jest moją największą dumą. Wyrósł na wspaniałego, mądrego, odpowiedzialnego mężczyznę. I choć nie było łatwo, dziś nie zmieniłabym nic. Bo razem możemy wszystko!