"Moja córka porzuciła wspaniałego chłopaka dla bogatego starca... I co jej z tego przyszło?"
Fot. Adobe Stock

"Moja córka porzuciła wspaniałego chłopaka dla bogatego starca... I co jej z tego przyszło?"

Z przerażeniem obserwowałam, jak moja kochana córka zmieniała się w pustą i kapryśną dziewczynę. W liceum zaczęła dzielić świat na ten gorszy „blo­ko­wy” i lepszy — „wil­lo­wy”, a dra­mat po­le­gał na tym, że sa­ma ży­ła w tym gor­szym. Kie­dy Ela zda­ła na stu­dia, my­śla­łam, że to ją zmie­ni. My­li­łam się jed­nak... Roma, 57 lat

Kie­dy mój mąż zgi­nął w wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym, na­sza có­recz­ka mia­ła czte­ry lat­ka. Wie­dzia­łam, że trud­no mi bę­dzie sa­mot­nie ją wy­cho­wy­wać, ale nie chcia­łam dru­gi raz wy­cho­dzić za mąż. Ni­gdy nie pogo­dzi­łam się z tra­gicz­nym odej­ściem Krzysz­to­fa…

Z grzecznej dziewczynki wyrosła kapryśna pannica

La­ta mi­ja­ły. Cór­ka nie spra­wia­ła żad­nych kło­po­tów, do­pó­ki nie po­szła do ogól­nia­ka. Rap­tem z grzecz­nej dziew­czyn­ki sta­ła się osobą bardzo kapryśną, a po­tem za­czę­ły się te wszyst­kie hi­sto­rie z chło­pa­ka­mi. Ela by­ła ładna, mia­ła po­wo­dze­nie, chciała więc na­brać prze­ko­na­nia, że ża­den męż­czy­zna jej się nie oprze...
Ze swej stro­ny chroniłam cór­kę, jak umia­łam naj­le­piej. Po raz pierw­szy po­zwo­li­łam El­żu­ni, że­by wy­szła z do­mu na ca­łą noc, gdy mia­ła sie­dem­na­ście lat.

Za­pro­sił ją na syl­we­stra ko­le­ga z kla­sy, Da­rek. Wró­ci­ła z przy­ję­cia za­chwy­co­na i oszołomiona do­bro­bytem, w ja­kim ży­ła je­go ro­dzi­na. Ich dom li­czył osiem po­koi. Pod­ło­gi wy­ło­żo­ne by­ły lśnią­cym par­kie­tem, a ścia­ny drogimi tapetami. Każ­dy me­bel zro­bio­ny zo­stał na za­mó­wie­nie. Od­tąd Ela dzie­li­ła świat na „blo­ko­wy” i „wil­lo­wy”, a dra­mat po­le­gał na tym, że sa­ma ży­ła w tym gor­szym. Co­kol­wiek bym nie zro­bi­ła, czy nie po­wie­dzia­ła, za­wsze by­ło nie tak.

Myślałam, że z czasem zmądrzeje, ale było coraz gorzej

Kil­ka ty­go­dni przed osiem­na­sty­mi uro­dzi­na­mi cór­ki za­pro­po­no­wa­łam, że­by urzą­dzi­ła w do­mu przy­ję­cie.

– Naj­le­piej, gdy­byś za­pro­si­ła ca­łą kla­sę – po­ra­dzi­łam.
– Ni­ko­go nie za­pro­szę – za­ko­mu­ni­ko­wa­ła z na­dą­sa­ną mi­ną.
– Ależ dla­cze­go? – spy­ta­łam.
– Bo prze­sta­łam za­da­wać się z ho­ło­tą – usły­sza­łam w od­po­wie­dzi.
Cór­ka z każ­dym dniem co­raz bar­dziej od­da­la­ła się ode mnie. Spra­wia­ła sa­me przy­kro­ści. Cią­gle
na­rze­ka­ła. Mó­wi­ła, że ubra­nia, któ­re do tej po­ry jej ku­po­wa­łam, przy­po­mi­na­ją szma­ty.

– Nie stać mnie na ład­niej­sze – bro­ni­łam się, a ona pa­trzy­ła na mnie z po­li­to­wa­niem.
Tak mi­nę­ła szko­ła śred­nia i kie­dy Ela zda­ła na stu­dia, my­śla­łam, że to ją zmie­ni, że w koń­cu wy­do­ro­śle­je. My­li­łam się jed­nak...
W paź­dzier­ni­ku, za­raz po roz­po­czę­ciu ro­ku aka­de­mic­kie­go, w sza­fie cór­ki od­kry­łam rze­czy, na któ­rych wi­dok ode­bra­ło mi mo­wę. Je­dwab­ne bluz­ki, be­żo­wa marynarka z de­li­kat­nej weł­ny, mar­ko­we dżin­sy. Gdy tyl­ko wró­ci­ła z uczel­ni, za­py­ta­łam, skąd wzię­ła te cu­da.
– Od przy­ja­cie­la – wy­ja­śni­ła, bezczelnie śmiejąc mi się w twarz.
Chcia­łam ją ude­rzyć, ale ona chwy­ci­ła mnie za rę­kę i oświad­czy­ła spo­koj­nie:
– Je­stem do­ro­sła i sa­ma od­po­wia­dam za sie­bie.
Świat za­wi­ro­wał mi przed ocza­mi. Po­czu­łam ucisk w pier­si, nie mo­głam zła­pać tchu, po­tem na­gle zapadłam się w ciem­ność.

Zrezygnowała z miłości dla pieniędzy

Oprzy­tom­nia­łam do­pie­ro w szpi­ta­lu. Od le­ka­rza do­wie­dzia­łam się, że za­sła­błam. Elż­bie­ta przez ca­ły czas opie­ko­wa­ła się mną tro­skli­wie. Znów by­ła do­bra i czu­ła. W du­chu li­czy­łam, że mo­że już ta­ka po­zo­sta­nie, tym bar­dziej, że kil­ka dni po mo­im po­wro­cie ze szpi­ta­la przy­pro­wa­dzi­ła do do­mu swo­je­go chłop­aka. Miał na imię Ro­bert i miesz­kał nie­da­le­ko nas. Po­zna­ła go na uczel­ni. Mój Bo­że, oby­dwo­je by­li tak bar­dzo za­ko­cha­ni... Lecz po­tem cór­ka wszyst­ko po­psu­ła i rozstali się.
– Ma­mo, prze­stań! – krzyk­nę­ła roz­gnie­wa­na, kie­dy pró­bo­wa­łam ją na­mó­wić, by do nie­go wró­ci­ła. – Prze­cież Ro­bert to bie­dak. Za­słu­gu­ję na bo­gat­sze­go faceta!

Kil­ka mie­się­cy póź­niej Elż­bie­ta oświad­czy­ła, że rzuca studia i od paź­dzier­ni­ka idzie do dro­giej, pry­wat­nej szko­ły dla se­kre­ta­rek. Cze­sne pła­cić bę­dzie za nią jej no­wy przy­ja­ciel, któ­ry za­ła­twił jej tak­że pra­cę na sta­no­wi­sku asy­stent­ki.
– Ja­kiej zno­wu asy­stent­ki? – spy­ta­łam.
– Asy­stent­ki sze­fa – wy­ja­śni­ła.
– Bę­dziesz pa­rzyć swo­je­mu sze­fo­wi i je­go ko­le­siom her­bat­ki? – spy­ta­łam zło­śli­wie.
– Ma­mo, czy ty na­praw­dę nie ro­zu­miesz, że za wszel­ką ce­nę pra­gnę wy­rwać się z te­go blo­ku, by żyć w in­nym, pięk­niej­szym świe­cie? – spy­ta­ła, pa­trząc na mnie z wy­rzu­tem.

Byłam załamana jej postępowaniem

Gdy wkrót­ce wy­pro­wa­dzi­ła się do ka­wa­ler­ki, któ­rą wy­na­jął jej przy­ja­ciel, po­czu­łam się fatalnie. Za­sta­na­wia­łam się nad błę­da­mi, ja­kie po­peł­ni­łam w jej wy­cho­wa­niu. Mo­że by­łam zbyt po­błaż­li­wa, a mo­że zbyt su­ro­wa?
Ela nie da­ła zna­ku ży­cia przez czte­ry mie­sią­ce, aż pew­nej gru­dnio­wej nie­dzie­li wpa­dła nie­spo­dzie­wa­nie, by za­ko­mu­ni­ko­wać, że ja­kiś cu­dzo­zie­miec za­pro­sił ją do sie­bie do Ho­lan­dii i że dotych­cza­so­wy przy­ja­ciel w porów­na­niu z nim był zwy­kłym nę­dza­rzem.
– Rzu­cam szko­łę i ja­dę w sze­ro­ki świat – oświad­czy­ła na ko­niec, i ty­le ją wi­dzia­łam.
Te­go ro­ku spę­dzi­łam pierw­szą sa­mot­ną Wi­gi­lię. Tak bar­dzo by­łam za­ła­ma­na po­stę­po­wa­niem cór­ki, że nie po­sta­ra­łam się ani o cho­in­kę, ani o żad­ne świą­tecz­ne ła­ko­cie, bo i po co? Elż­bie­ta nie za­dzwo­ni­ła, nie na­pi­sa­ła. Mia­łam do niej żal, a rów­no­cze­śnie drża­łam, że mo­gło jej się przy­tra­fić coś złe­go...
Przy­po­mnia­ła so­bie o mnie do­pie­ro wio­sną. Przy­sła­ła wi­do­ków­kę z Am­ster­da­mu. Na­pi­sa­ła, że wy­szła za mąż za ja­kie­goś Ho­len­dra. Był jesz­cze bo­gat­szy od te­go, któ­ry ją do Ho­lan­dii za­pro­sił. „Je­stem z nim bar­dzo szczę­śli­wa”, za­pew­nia­ła na ko­niec. Od­pi­sa­łam, że uwie­rzę w jej po­wo­dze­nie do­pie­ro wte­dy, gdy sa­ma się prze­ko­nam.

I w koń­cu Elż­bie­ta za­pro­si­ła mnie do sie­bie...

Kie­dy do­je­cha­łam na miej­sce, stwier­dzi­łam, że je­śli cho­dzi o ma­ją­tek, wszyst­ko się zga­dza­ło. Tyl­ko w jej oczach bra­ko­wa­ło szczę­ścia...
Mąż Eli, Wil­li, był od niej dwa razy star­szy. Wpraw­dzie mi­ły i bar­dzo go­ścin­ny czło­wiek, ale nie pa­so­wał do cór­ki, był siwy, chu­dy i ma­ło uro­dzi­wy.
Ela nie mia­ła w do­mu nic do ro­bo­ty. Przez ca­łe dnie snu­ła się smut­na i przy­ga­szo­na. Tuż przed mo­im od­jaz­dem spy­ta­ła nie­śmia­ło, co sły­chać u Ro­ber­ta.
U ja­kie­go Ro­ber­ta?– uda­łam, że nie ro­zu­miem, o ko­go cho­dzi.
– No wiesz... U te­go, co... – tłu­ma­czy­ła nie­skład­nie.
– U te­go bie­da­ka? – nie po­tra­fi­łam po­wstrzy­mać się od złośliwości. – Za­ło­żył pry­wat­ną fir­mę kom­pu­te­ro­wą, świet­nie za­ra­bia, oże­nił się, ma dziec­ko...
Elż­bie­ta roz­pła­ka­ła się.
– I co, na co ci to bo­gac­two? – spy­ta­łam. – Ale mo­żesz to zmie­nić. Wróć do mnie, do do­mu...
Po przy­jeź­dzie do Pol­ski ży­łam na­dzie­ją, że tym ra­zem cór­ka po­słu­cha mo­jej ra­dy. Nie po­my­li­łam się. Na po­cząt­ku wrze­śnia do­sta­łam od niej list. Na­pi­sa­ła, że wra­ca do Pol­ski.
Z ra­do­ści nie mo­głam spać. W my­ślach ukła­da­łam sło­wa po­wi­ta­nia, lecz nic nie przy­cho­dzi­ło mi do gło­wy po­za jed­nym: „Do­brze, że wró­ci­łaś, có­recz­ko!”. Dwa mie­sią­ce póź­niej tak po­wi­ta­łam Elż­bie­tę na lot­ni­sku.

 

 

 

Czytaj więcej