„Przebywanie z taką gromadką okazało się dla syna dobrą terapią” – mówi Justyna Izak (36 l.) z Liszna Kolonii k. Chełma.
– Piękne maleństwo – zachwycali się wszyscy, kiedy urodziłam Kacpra (dziś 17 l.). Byliśmy z mężem szczęśliwi. Synek wspaniale się rozwijał. Długo jednak nie mówił.
– Chłopcy tak często mają – pocieszały koleżanki, które były już mamami.
Mijały jednak miesiące, a synek wciąż porozumiewał się ze mną i mężem tylko na migi. Pediatra zasugerowała terapię logopedyczną. Niestety, nie pomogła.
Pełni niepokoju woziliśmy synka po specjalistach. Wreszcie jeden zaproponował badanie genetyczne. Okazało się, że Kacper ma... zespół Jacobsa.
– To zespół wad wrodzonych spowodowanych wystąpieniem dodatkowego chromosomu Y – tłumaczył lekarz, a ja poczułam rosnącą gulę w żołądku.
Tak trudno mi było pogodzić się z diagnozą. Na szczęście miałam ogromne oparcie w rodzeństwie, rodzicach moich i męża. Wszyscy akceptowali Kacperka takim, jaki jest.
Powoli i ja przyjmowałam to, co dał nam los. Miałam pełne ręce pracy, bo na świecie pojawiła się jeszcze Amelka (13 l.). Zapisaliśmy synka do zwykłego przedszkola, ale nie radził sobie.
– Jak na wsi znaleźć specjalną placówkę dla takich dzieci – żaliłam się mamie.
– Możesz na nas liczyć, jakbyś potrzebowała pomocy – oferowała. Podobnie jak teściowa, która mieszka blisko nas.
– Dziękuję – byłam im wdzięczna i kiedy było trzeba zawieźć małego do specjalisty, prosiłam o pomoc w opiece nad córcią.
Znalazłam w Chełmie szkołę integracyjną, do której zapisałam synka. To 35 km od nas.
– Jak go tam wozić? Ty pracujesz, a moim samochodem strach jeździć tak daleko – rozmawiałam z mężem, bo miałam stare auto. Bałam się, że może się zepsuć po drodze.
Ostatecznie teściowa zostawała z Amelką, ja podjeżdżałam z Kacperkiem samochodem na stację, wsiadaliśmy do pociągu, zawoziłam go, wracałam, a potem jechałam odebrać.
– To fajna szkoła. Może zapiszemy tam i Amelkę – zaproponowałam, kiedy córcia podrosła.
Dzień w dzień podróżowaliśmy we troje w dwie strony, w sumie 70 km. Czasem chciało mi się płakać ze zmęczenia. Na szczęście, w końcu wymieniłam samochód i było łatwiej. Ale wtedy... okazało się, że znów zostanę mamą! Cieszyłam się, ale i bałam, jak pogodzę obowiązki.
– Damy radę, mamy rodziców – przytulał mnie mąż.
Kiedy na świecie pojawił się Antoś, z początku nie było tak trudno. Maluszek spał w samochodzie podczas podróży. Gdy jednak skończył pół roku, zaczął marudzić.
– Szkoda dziecka – bolało mnie serce. Koniec końców Amelkę przeniosłam do szkoły na miejscu, a po Kacperka przyjeżdżał specjalny bus.
– Jego szkoła jest fajna, dzieci pomocne, ale jednak on od nich odstaje – martwiłam się.
Podjęliśmy z mężem decyzję, że przeniesiemy go do szkoły dla takich dzieci jak on. Znalazł kolegów, odżył i ja również.
Miałam więcej czasu na spotkania towarzyskie. Podczas jednej z rozmów usłyszałam, że trudno znaleźć rodziny zastępcze dla dzieci skrzywdzonych przez los. W głowie zakiełkowała mi myśl...
– Może zostalibyśmy taką rodziną? – zaproponowałam mężowi trzy lata temu.
– Myślisz, że dalibyśmy radę? – zastanawiał się.
– Dzieci są coraz starsze, nie muszę już jeździć z Kacprem i Amelką do Chełma – wyliczałam argumenty. Jeden z nich był taki, że ze względu na opiekę nad starszym synem nie pójdę do pracy. Mogłam więc zaopiekować się dziećmi, które zostały odebrane rodzicom. Zdecydowaliśmy się na to. Powiedzieliśmy o tym Amelce i Kacprowi, Antoś był jeszcze za mały, by to zrozumieć. Dzieci, rodzice, rodzeństwo zaakceptowali ten pomysł. Zgłosiliśmy się więc do PCPR-u, przeszliśmy szkolenie, testy, procedury, nawet praktyki w innej takiej rodzinie.
Był luty ub.r. Mąż pojechał do pracy w tartaku, starszaki do szkół. Ja natomiast zabrałam się za porządki, kiedy zadzwonił telefon.
– Czy są państwo gotowi na przyjęcie dwójki dzieci? – usłyszałam. Serce w jednej chwili mocniej mi zabiło.
– To rodzeństwo: 5-letnia dziewczynka, Julka, i 10-letni chłopiec, Paweł* – tłumaczyła pracownica PCPR.
Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, gdzie położyć dzieci. Wcześniej nie wiedziałam, w jakim będą wieku, więc nie kupowaliśmy łóżek. Czekałam na informację, gdzie je odebrać.
Po południu znów zadzwonił telefon. Jechałam z duszą na ramieniu. Rodzeństwo zostało odebrane rodzicom. Wiedziałam, że przeżyło stres. Kiedy je zobaczyłam, ścisnęło mi się serce. Dzieci były smutne, wystraszone.
– Dziś będziecie spać tutaj – zaprowadziłam je do naszej sypialni.
Paweł długo był zamknięty w sobie. Mąż próbował zaangażować go w domowe sprawy, ale chłopiec nie był zbyt chętny. Nie chcieliśmy mu nic narzucać.
– Możesz mi powiedzieć, co cię stresuje. Będzie ci lżej – proponowałam i powoli zaczął się otwierać. Julka szybciej się zaaklimatyzowała. Lgnęła do mnie. Nasze dzieci wręcz stały się zazdrosne.
– Cały czas was bardzo kochamy – tłumaczyliśmy. Kacper i Amelka zrozumieli, ale Antoś był za mały. Obraził się na mnie i wolał czas spędzać z tatą. To było dla mnie trudne.
– Jesteś moim kochanym syneczkiem – przytulałam go.
Stopniowo wszystko się unormowało. Antoś zaczął bawić się z Julką, Paweł znalazł wspólne tematy z Amelką. Rodzeństwo, które do nas dołączyło, polubiło też Kacpra, który jest o wiele bardziej dziecinny niż zdrowi 17-latkowie. Natomiast w czerwcu ub.r. dołączył do nas Szymek. Miał ponad roczek, ale wyglądał na mniejszego. Musiałam go uczyć jeść, pić. W dodatku dostał biegunki, wymiotował. Pani doktor przepisała leki, ale nie pomagały. Zadzwoniłam do pani kurator.
– Jego mama piła, karmiąc go piersią. To może być reakcja na ostawienie alkoholu – domyślała się.
Przeżyłam szok. Pojawiło się też podejrzenie FAS, czyli Alkoholowego Zespołu Płodowego – następstwa spożywania alkoholu w ciąży. Musiałam jeździć z Szymusiem do specjalistów do Lublina.
– Zostałabyś z dziećmi? – poprosiłam moją mamę lub teściową.
– Oczywiście – nigdy mi nie odmawiały.
– Jak dobrze, że mamy taką cudowną rodzinę, na która możemy liczyć – mówiłam mężowi.
– I takie fajne dzieciaki – dodawał z uśmiechem.
Amelka i Kacperek pomagają nam, synek jeździ po zakupy swoim rowerem dla osób z niepełnosprawnością. Przebywanie w takiej gromadce to dla niego także rehabilitacja, musi nauczyć się zachowań w różnych sytuacjach. Paweł, Julka i Szymek w ciągu ponad roku się rozwinęli, stali się radośniejsi, otwarci. Jestem szczęśliwa. Los sprawił, że zostałam w domu, by opiekować się synem, ale też dzięki temu mogę pomóc innym dzieciom.
Justyny Izak wysłuchała Gabriela Paul
*imiona dzieci zostały zmienione
Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2022. Pani Justyna Izak wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2022 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika.
O tym, czy zostanie Glorią 2022 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2022