Anna Malinowska: Musiałam być twarda. Wnuczka miała przecież tylko mnie
Fot. Archiwum prywatne

Anna Malinowska: Musiałam być twarda. Wnuczka miała przecież tylko mnie

„Długi spadły na wnuczkę. Trzeba było zacząć je spłacać. Jednak...” – mówi Anna Malinowska (64 l.) z Łodzi.

To był strzał w dziesiątkę – myślałam. Po latach harówki we własnej szwalni prowadziłam bar „Modrzewiak”. Gości nie brakowało! Moją kuchnię upodobali sobie rowerzyści. Przyjeżdżali na pstrąga z grilla, zalewajkę, kapuśniak, szarlotkę.
– Wszystko świeże, zawsze pyszne – chwalił jeden ze szczególnych dla mnie smakoszy mojej kuchni. Miał na imię Janek, byliśmy w podobnym wieku. Poznaliśmy się u mojej przyjaciółki Lilki, lubiliśmy pogadać, zaczął mi pomagać. Aż w końcu sympatię zastąpiła miłość.

Zawsze mogę na nim polegać – w 2015 r. chwaliłam Janka podczas wizyty u dorosłej córki Urszuli. Wychowywałam ją sama. Tak samo jak ona swoją córeczkę Gabrysię. Wnuczka, rezolutna, wrażliwa, była moim oczkiem w głowie.
– Co tobie? – kiedyś, gdy byłam u Uli, zauważyłam, że coś ją gryzie. Jej męża nie było wtedy w domu. Poznali się, gdy Gabrysia miała pół roku, w autobusie. Był Tunezyjczykiem! Ostrzegałam ją, że jest wychowany w innej kulturze. Jednak córka zgodziła się na rychły ślub.
– Miałaś rację, że mnie ostrzegałaś – wyrzuciła z siebie.
Przyznała, że mąż jej nie szanuje. Ba, podnosił na nią rękę!
– Ani mi się waż tknąć ją albo Gabrysię  – huknęłam na niego, kiedy wrócił.
Nie opamiętał się. Po kolejnej awanturze wpadłam do nich. – Wyprowadź się – pomagałam córce na nim to wymusić. Dałam mu nawet na taksówkę, żeby się wyniósł.
– Dobrze, że dziewczyny mają spokój – mówiłam Jankowi.

Było lato 2018 r., siedział na ławce przed barem.
–  Parę skrzynek przeniosłem, a się tak zmęczyłem – westchnął.
Zaniepokoiłam się. Faktycznie, coraz częściej brakowało mu sił. Gdy nadeszła jesień, co chwilę się przeziębiał. W końcu złapał ciężką grypę, a kiedy wyzdrowiał narzekał na serce.
– Do szpitala – przeraziłam się, gdy w styczniu 2019 r. z trudem łapał oddech. Przyjęli go na oddział.
Wkrótce przyjechałam w odwiedziny, ale....
– Przykro mi – usłyszałam od lekarza. Mój kochany towarzysz życia zmarł.

– Tak mi Janka brakuje – żaliłam się kiedyś córce. Wtem na jej twarzy dostrzegłam grymas bólu. Przyznała, że ją ściska w brzuchu. Takie dolegliwości miewała od lat. Ale teraz nasiliły się.  W końcu poszła do gastrologa, ten zlecił gastroskopię.
– I co? – spytałam, gdy wróciła. Mróz przeszedł mi po krzyżu, ponieważ w oczach Uli zobaczyłam łzy.
– Rak żołądka – szepnęła, by Gabrysia nie słyszała.
– Musisz wyzdrowieć – mówiłam jak transie, zdruzgotana.
– Nie możesz zrobić mi tego co Janek. A zwłaszcza Gabrysi! – powtarzałam płacząc.

Ula zaczęła leczenie. Niestety, rak był tak zaawansowany, że odmówiono operacji. Mnożyły się przerzuty.
– Jakby co, zajmiesz się Gabrysią? – spytała kiedyś córka.
– Daj spokój, może jednak... – dławiło mnie w gardle.
– Obiecaj! – powtórzyła dobitnie.
Kiwnęłam głową.
– Jest jeszcze coś.
– O Boże! – byłam zszokowana, gdy usłyszałam o długu 70 tys. zł! Tunezyjski mąż nakłonił ją do wzięcia pożyczki, która po mamie przejdzie na Gabrysię.

Ula umarła 8 marca 2020 r., zostawiając mnie i 8-letnią Gabrysię w rozpaczy. Jednak ze względu na wnuczkę musiałam wziąć się w garść. Tęskniła za mamą, płakała.
– Co ze mną będzie? – pytała wystraszona.
– Zostaniesz ze mną, kochanie – uspokajałam ją.

MalinowskaIMG_0127
Gabrysia to mój skarb
Archiwum prywatne

Zostałam rodziną zastępczą dla wnuczki. Przysięgłam też sobie, że zrobię wszystko, by w jej smutnych oczach się znów pojawiła radość. Starałam się sprawiać jej różne przyjemności. Cieszyłam się, że dzięki barowi, stać mnie na drobne wydatki.

„Oby nie znowu zła wiadomość” – myślałam, gdy przyszło kolejne pismo. Niestety... czytałam i mi było słabo. Gminna Spółdzielnia, właściciel budynku, w którym prowadziłam bar, wypowiadał mi umowę! Zamierzali sprzedać budynek.
– Wymyślisz coś, babciu – wnuczka po dziecięcemu próbowała podnieść mnie na duchu.

Zmartwiałam się, co będzie dalej, nie spałam w nocy, płakałam w nocy w kuchni. Absolutnie wymagała remontu, tak jak cały dom. Odkładałam go, bo przyszła spłata długów, wcześniej inwestowałam w bar, który ostatecznie musiałam zamknąć. Odtąd bardzo ciężko nam było finansowo.

Serce mi się krajało, gdy widziałam, że wnuczka przez te warunki wstydzi się zapraszać koleżanki.
– Pani Anna? – niespełna rok po śmierci Uli odebrałam telefon. Kobiecy głos w słuchawce brzmiał serdecznie. Okazało się, że to pracownica jednej ze stacji telewizyjnych. Wytłumaczyła, że zostałam zgłoszona przez koordynatora rodzin zastępczych oraz stałą klientkę mojego baru do programu „Nasz nowy dom”.
– Dobrze – wzruszona zgodziłam się na udział.

W styczniu 2021 r. przed nasz dom zajechał z ekipami: telewizyjną i remontową. Prowadząca program, pani Katarzyna Dowbor obiecała, że wyremontują nam lokum! Z wnuczką spędziłyśmy ten czas na wyprawie do Warszawy. A gdy wróciłyśmy do domu, nie poznałam go! Miałyśmy śliczną szarą łazienkę, wnuczka pokój w swoim ulubionym kolorze, czyli fioletowym, ja wyposażoną kuchnię z kominkiem.
– Coś cudownego – popłakałam się z radości.

W głębi duszy miałam jeszcze tylko jedno marzenie: móc znów prowadzić bar. Chodziło mi po głowie, aby urządzić go we własnym ogródku na tyłach domu. Janek za życia zbudował tam drewnianą wiatę i urządził w niej przystań dla rowerzystów. Myślałam, przerobić wiatę na budynek minibaru. Ale ze względu na wiek, nadciśnienie już nie miałam na to siły. Wspomniałam o tym dziennikarce, która przyszła zapytać o udział w programie. A jakiś czas później...

– Co wy tu robicie? – przecierałam oczy ze zdziwienia, gdy w kwietniu 2021 r. przed bramą zobaczyłam kilkadziesiąt osób z grabiami, narzędziami. To byli rowerzyści, dawni klienci mojego baru „Modrzewiak”! Okazało się, że skrzyknęli się w internecie, żeby mi pomóc. Naprawili ogrodzenie, posprzątali teren. Sąsiad pomógł przebudować wiatę na domek, by służył jako budynek baru.
– Jestem taka wdzięczna, szczęśliwa – wzruszenie aż mi odbierało głos.

I znów biznes ruszył  pełną parą! Mogłam spać spokojnie. Ten spokój udzielił się wnusi. Czas leczył rany, tak jak marzyłam, znów zaczęła się uśmiechać, wieść spokojne, dziecięce życie. Wychodziłam ze skóry, by nic tego nie mąciło. Ale nie na wszystko miałam wpływ.

Wiosną ubiegłego roku zaczęły dokuczać mi bóle brzucha. Po tym, co spotkało Ulę, włączyły mi się dzwonki alarmowe. Moi kochani rowerzyści znów natychmiast ruszyli mi z pomocą. Jedni z nich, lekarz Waldek Lech z żoną zabrali mnie do swojej kliniki na badania. Przebadałam się.
– Rak jelita grubego – padły straszne słowa. Ale lekarze byli dobrej myśli.
– Babciu, ty nie możesz mnie zostawić – wnuczka była na tyle duża, że miała świadomość, co się dzieje.
– Bądź spokojna, skarbie – byłam bojowo nastawiona. Wiedziałam, że przecież Gabrysia ma tylko mnie, musiałam wyzdrowieć.

Gdy byłam w szpitalu inni organizowali dyżury i zastępowali mnie w barze, by ten nadal działał. Jestem jeszcze w trakcie chemioterapii, ale...
– Leki działają, raczysko się wycofuje! – lekarze mają świetne wieści.
Jestem szczęśliwa. A Gabrysia – znów spokojna, beztroska. Jest teraz w piątej klasie, ma dużo koleżanek.
– Warto otaczać się życzliwym ludźmi – powtarzam jej często. – Dzięki nim łatwiej przetrwać trudne chwile.

Anny Malinowskiej wysłuchała Magda Pol

Głosuj w plebiscycie Gloria 2022 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2022. Pani Anna Malinowska wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2022 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2022 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2022

Czytaj więcej