"Zaczął brać kredyty, aż w końcu wpadł w pętlę kredytową i stał się niewypłacalny. Honor nakazywał mu spłacać długi, więc prawie całą emeryturę przeznaczał na raty. Zostawiał sobie tylko niewielką kwotę, która ledwo starczała na życie. Brakowało mu pieniędzy na pokrycie wszystkich zobowiązań..." Aneta, 32 lata
Wracałam właśnie od kontrahenta z Gorzowa. Po drodze mijałam miejscowość, w której mieszkał mój dziadek. Jak zwykle postanowiłam wstąpić na chwilę do staruszka. Dziadek, pomimo słusznego wieku i małej niedyspozycji spowodowanej problemami ze stawem biodrowym, mieszkał sam. Kilkakrotnie chciałam go wziąć do siebie, ale się nie zgadzał. Uparł się, że wszystko wokół siebie będzie robił sam. No, może z małą pomocą opiekunki, którą sobie wynajął na kilka godzin w tygodniu. Po drodze wstąpiłam do małego sklepiku obok bloku, w którym mieszkał. W drzwiach minęłam sąsiadkę dziadka. Na mój widok kobieta przystanęła i pokręciła głową z dezaprobatą.
– Jak tak można starego człowieka traktować! – powiedziała z naganą w głosie, po czym odwróciła się i odeszła.
Stanęłam jak wryta. Do tej pory sąsiadka była miła i serdeczna... Weszłam do sklepiku, kupiłam kilka smakołyków dla dziadka i spojrzałam pytająco na ekspedientkę.
– Pani Jolu... o co chodzi?
– A ja tam nie wiem... – pani Jola starała się wymigać, ale przycisnęłam ją do muru.
– Ludzie mówią, że zabiera pani dziadkowi całą emeryturę...
– Proszę?! – krzyknęłam zszokowana.
– Ja tylko powtarzam, co mówią ludzie – odparła ekspedientka.
Okazało się, że mój dziadek zaczął chodzić na obiady do przykościelnej jadłodajni dla ubogich. Byłam w szoku! Staruszek miał bardzo dobrą emeryturę, niczego mu do tej pory nie brakowało, a już na pewno nie jedzenia... Chwyciłam reklamówkę z zakupami i pobiegłam do niego. Próbowałam namówić go, żeby wytłumaczył mi swoje zachowanie, ale to było jak rozmowa głuchego ze ślepym. Dziadek nabrał wody w usta i nie wyjaśnił, co się dzieje.
– Słuchaj, dziadku – powiedziałam stanowczo. – Albo mi w końcu wyjaśnisz, o co chodzi, albo wyjdę i już mnie więcej nie zobaczysz.
Szantaż się udał. Dziadek przyznał się, że narobił długów. Zaczął brać kredyty, aż w końcu wpadł w pętlę kredytową i stał się niewypłacalny. Honor nakazywał mu spłacać długi, więc prawie całą emeryturę przeznaczał na raty. Zostawiał sobie tylko niewielką kwotę, która ledwo starczała na życie. Brakowało mu pieniędzy na pokrycie wszystkich zobowiązań.
– Dziadku, powiedz mi, po co brałeś tyle pieniędzy? – zapytałam załamana. – Co ty w ogóle z nimi zrobiłeś?
– Nie chciałbym o tym mówić... – odparł wymijająco. – Proszę cię, nie każ mi...
– Nie! Powiedziałam, albo będziesz ze mną szczery i wyjaśnisz mi wszystko od początku do końca, albo...
Wstałam i zaczęłam udawać, że zbieram się do wyjścia.
– No dobrze, już ci powiem, tylko zostań – poprosił. – Ja... Ja się zakochałem...
A potem wyjawił, że nabrał te wszystkie kredyty dla... swojej byłej opiekunki! Kobieta, energiczna sześćdziesięciolatka, owinęła sobie staruszka wokół palca!
– Co to za kobieta, mówię ci... – rozmarzył się dziadek. – Postawna, przystojna, wszystko na swoim miejscu... Straciłem dla niej głowę. Przy Basi czułem się ze dwadzieścia lat młodszy. Zaczęliśmy się spotykać... Zakochałem się, stary wariat...
Gdy Barbara już omotała mojego dziadka, działała dalej. Opowiadała, że została pokrzywdzona przez los. Mąż córki znęcał się nad nią i nad jej dziećmi, a w końcu zostawił ją z długami.
– Przecież muszę jej pomóc – opiekunka płakała dziadkowi w rękaw. – A wierzyciele już się dobijają... Moim wnukom grozi eksmisja!
Ale kobieta miała szansę wyjść na prostą. Dostała spadek. Musiała tylko opłacić podatek i inne koszty, a wcześniej komornika...
– Obiecała mi, że za miesiąc, najwyżej dwa, dostanie pieniądze ze spadku i zacznie spłacać raty – dziadek mówił ze łzami w oczach. – Dałem jej wszystkie umowy, z numerami kont do banków, i myślałem, że zaczęła spłacać. Po czym dwa miesiące temu zacząłem odbierać pisma wzywające do zapłaty. Zaczęli też wydzwaniać z banków, z windykacji... Jestem załamany.
Tymczasem Barbara wyparowała jak kamfora. Przestała przychodzić, odbierać telefony... W końcu dziadek pofatygował się pod adres, jaki podała, zatrudniając się u niego. Okazało się, że taka pani nigdy tam nie mieszkała!
Do mojego dziadka wreszcie dotarło, że został oszukany. Staruszek wstydził się przyznać komukolwiek do tego, co się stało, i starał się zaradzić problemom na własną rękę. Niestety, nie dał rady, suma zadłużenia przerosła jego możliwości.
Musiałam zrobić wszystko, żeby mu pomóc. Zaciągnęłam dziadka na komisariat policji. Policjant nie zostawił nam złudzeń.
– Sprawa praktycznie przegrana – pokręcił głową, patrząc na dziadka. – Czy spisał pan jakąś umowę z tą panią? Czy ma pan jakikolwiek dowód, że wręczył pan jej te pieniądze?
Oczywiście dziadek nic takiego nie miał. Umowy z bankiem były zawarte prawidłowo. Dziadek wręczał uzyskane środki swojej opiekunce w domu, bez żadnych świadków, bez żadnego pokwitowania, nie mówiąc już o umowie cywilno-prawnej. Nie dość tego. Nie wiadomo, kim tak naprawdę była ta kobieta. Wszystkie dane, jakie podała dziadkowi, były fałszywe. Taka osoba nie istniała.
Po wyjściu z komisariatu spojrzałam na dziadka. Biedak szedł zgarbiony, ze łzami w oczach. Wydawał się być kompletnie pokonany, pozbawiony złudzeń, że uda mu się odnaleźć winną i odzyskać pieniądze. A to znaczyło tyle, że zostaje z długami na najbliższe kilka lat. I to takimi, które przekraczają jego możliwości i skazują go na egzystencję na granicy ubóstwa. Patrząc na niego, pomyślałam, że jednak trzeba będzie spróbować powalczyć.
Przez całą noc myślałam, co możemy zrobić. W końcu postanowiłam. Namówiłam dziadka i poszliśmy do prywatnego detektywa.
Mężczyzna chętnie podjął się prowadzenia sprawy, miał nawet pewien plan...
– Ogłosimy w gazecie, że szukamy opiekunki do starszego pana – powiedział. – Napiszemy, że rodzina wyjeżdżająca za granicę oferuje sowite wynagrodzenie. Idealna sytuacja dla takiej złodziejki. Samotny starszy pan, który może mieć pieniądze... Mam nadzieję, że się skusi.
Od tej pory nasze działania ruszyły z impetem. Wynajęte osoby udawały, że robią rekrutację opiekunki. W mieszkaniu, w którym przyjmowano kandydatki, ukryto kamerę. A nasz detektyw zaczął powoli odnajdywać poszkodowanych przez oszustkę. Swoimi kanałami docierał do innych staruszków, bo tak jak podejrzewałam, mój dziadek nie był jedynym oszukanym. Okazało się, że kobieta zebrała całkiem niezłe żniwo w naszym mieście.
– Nikt nie ma dowodów, że wręczył jej jakieś pieniądze, dlatego nikt nie walczył o swoje. Ale teraz wszyscy razem wystąpicie do sądu, więc policja i banki nie będą mogły was zignorować – pocieszał staruszków nasz detektyw.
Rekrutacja nie przynosiła oczekiwanego rezultatu. Mieliśmy się już poddać, gdy właściwie w ostatnim momencie pojawiła się niejaka Karina B. I to była poszukiwana oszustka! Znaleźliśmy ją! Mieliśmy nagranie z kamery oraz jej CV, na którym były odciski palców. Natychmiast zgłosiliśmy się na policję.
Adres zamieszkania, który podała, okazał się fałszywy. Na szczęście podany przez kobietę numer telefonu komórkowego był prawdziwy. Osoba, która rzekomo prowadziła rekrutację, zadzwoniła do kobiety, informując ją, że została przyjęta. Karina B. została aresztowana, gdy tylko stawiła się do pracy.
– Dziadku, mamy ją! – triumfowałam. – Nie cieszysz się?
– Cieszę... – odparł. – Tylko widzisz, ona złamała mi serce...