"Jako dziecko myślałam, że babcia była z dziadkiem szczęśliwa. Po latach dowiedziałam się bolesnej prawdy..."
Fot. 123RF

"Jako dziecko myślałam, że babcia była z dziadkiem szczęśliwa. Po latach dowiedziałam się bolesnej prawdy..."

"Często ostatnio myślę o tym, jak trudno znaleźć w życiu szczęście... I zawsze wtedy wspominam swoją babcię. Była bardzo dobrym człowiekiem, mądrą kobietą. Dopiero przed jej śmiercią dowiedziałam się, ile musiała znieść. Babcia zawsze strzegła swoich tajemnic. Opowieść o jej ślubie z dziadkiem słyszałam trzy razy. Za każdym razem była to zupełnie inna historia... Ewa, 52 lata

Gdy jest mi źle, wspominam, jak niezwykłym człowiekiem była moja babcia. Wspominam jej mądrość i miłość do mnie. W ostatnich tygodniach życia nie rozpoznawała mnie. Nazywała imieniem mojej mamy, a niekiedy mówiła do mnie Hela, sądząc, że jestem jej kuzynką. To wtedy okazało się, że przed jej chorobą tak naprawdę nic o niej nie wiedziałam. Babcia zawsze strzegła swoich tajemnic. Opowieść o jej ślubie z dziadkiem słyszałam trzy razy. Za każdym razem była to zupełnie inna historia...

Pierwsza historia o ślubie babci była jak bajka

Miałam sześć lat, kiedy po raz pierwszy opowiedziała mi o swoim ślubie. Wybierałam się na bal przebierańców, a babcia podjęła się wyszykowania wnuczki na przyjęcie.
– Za kogo chcesz się przebrać? – spytała mnie. Do wyboru miałam strój Krakowianki i Czerwonego Kapturka. Zrobiłam smutną minę, bo żadna z tych „kreacji” nie przypadła mi do gustu.
– A może... – babcia otworzyła szafę i wydobyła z niej starą firankę – chcesz być panną młodą? – Panna młoda jest jak królewna – zaczęła mnie przekonywać. – Ślub to najważniejszy dzień w życiu! Jeden jedyny. Wszyscy patrzą na ciebie i mówią: „Spójrzcie, jaka ona jest piękna”.
Ja jednak nadal wpatrywałam się w babcię z powątpiewaniem. Wydobyła więc z szuflady stare pudełko, w którym trzymała zdjęcia, i pokazała mi swoją ślubną fotografię.
– Widzisz, Ewuniu?
Była śliczna. Wyglądała jak prawdziwa królewna. Jej kruczoczarne włosy przykrywał kapelusz z wplecionymi drobniutkimi, białymi kwiatkami. Od momentu, kiedy zobaczyłam zdjęcie, zapragnęłam zostać panną młodą. Taką jak ona. Cudowną i szczęśliwą. Babcia zabrała się więc za szycie mojej sukni ślubnej, a ja z zapartym tchem i wypiekami na twarzy słuchałam jej:
– To był wspaniały dzień na ślub. Taki ciepły i słoneczny... Pojechaliśmy bryczką zaprzężoną w dwa kare konie. Kiedy weszliśmy do kościoła, organista grał Ave Maria, a wszyscy zebrani płakali...
– Babciu, ale dlaczego płakali? – spytałam. – Ach, wnusiu, to taka wzruszająca melodia. Człowiek słucha i myśli tylko o wzniosłych rzeczach. O Panu Bogu, o tym, jak to wspaniale jest być dobrym dla ludzi... Przymierzyłam moją „suknię ślubną”. Stałam przed lustrem i prawie bałam się oddychać. Babcia przemieniła mnie w prawdziwą królewnę. Wpatrywałam się w swoje odbicie i doszukiwałam się podobieństw między moją dziecięcą twarzą a twarzą babci uwiecznioną na fotografii wiele lat wcześniej. Chciałam być taka jak ona. Poczuć to wzruszenie, które ją przepełniało, gdy wtedy wchodziła do kościoła. Wówczas nie zapytałam, dlaczego na swoim ślubnym zdjęciu babcia była sama...

Byłam przed rozwodem, gdy kolejny raz usłyszałam o ślubie babci

Minęły dwadzieścia cztery lata, zanim opowiedziała mi o swoim ślubie po raz drugi. Byłam przed rozwodem. Rozważałam to już od dłuższego czasu. Powstrzymywała mnie tylko myśl, że nasz sześcioletni syn będzie się wychowywał w rozbitej rodzinie. W końcu doszłam jednak do wniosku, że awantury rodziców wcale nie sprzyjają rozwojowi dziecka... Zebrałam się na odwagę i poszłam do babci, aby jej o tym powiedzieć. Była przecież moim „aniołem” z czasów dzieciństwa i darzyłam ją większym zaufaniem niż mamę.
– Och... – szepnęła tylko, gdy poinformowałam ją o swoich zamiarach. – A więc jednak zdecydowałaś się... Nie wyglądała na zdziwioną. Może tylko trochę ją ta wiadomość zasmuciła. Rozpłakałam się jak dziecko. Babcia tuliła mnie w ramionach, a ja szlochałam.
– Aż trudno w to uwierzyć, że byłam taka szczęśliwa, wychodząc za mąż – żaliłam się.
To dobrze, że chociaż wtedy byłaś szczęśliwa – westchnęła. – Niektórzy nawet i tego nie mają – zamyśliła się. Spojrzałam na nią zdumiona. Zabrzmiało to jak wyznanie. „O czym ona mówi?”, zastanawiałam się, przypominając sobie jej ślubne zdjęcie. „Przecież babcia wyglądała na taką beztroską i radosną”.
– Widzisz – powiedziała – nikt nie może ci zagwarantować, że twoje małżeństwo będzie szczęśliwe. Nawet jeśli masz jak najlepsze intencje. Małżeństwo to związek dwojga ludzi. Gdy jedno się nie stara, drugie choćby nie wiem co robiło, nie zmusi tamtego do miłości – spojrzała mi w oczy.
Jeśli wcześniej wspominała o życiu z dziadkiem, były to tylko dobre chwile. Rodzinne spotkania, wakacyjne wyjazdy... Czasem opowiadała o karcianej pasji dziadka, ale zawsze z uśmiechem na twarzy. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że babci małżeństwo mogło być nieudane. Ale przecież tak mało o nich wiedziałam. Gdy dziadek umarł, miałam niespełna pięć lat...

Zobaczyłam w babci prawdziwą kobietę, a nie anioła...

Dopiero mój rozwód sprawił, że zobaczyłam w babci kobietę z krwi i kości, a nie anioła pozbawionego ziemskich trosk...
– Dziadek pił... – spojrzała mi w oczy ze smutkiem. – A kiedy był pijany, zwykle się awanturował. Wszystko mu wtedy przeszkadzało, drażniło go... – westchnęła ciężko. – Ty pewnie nie pamiętasz, byłaś taka mała, kiedy Tadeusz umarł. Moje życie nie było usłane różami – powiedziała smutno.
Przypomniałam sobie jej ślubną fotografię: kruczoczarne włosy babci ozdobione kapeluszem z białymi kwiatuszkami...
– Ale byłaś bardzo szczęśliwa w dniu swojego ślubu – zwróciłam się do babuni. – Przecież w dzieciństwie widziałam to zdjęcie – dodałam.
– Które? – zdziwiła się.
– Jak to które? Zdjęcie z twojego ślubu. Masz na nim taki piękny kapelusz z kwiatami...
Babcia wstała i otworzyła pudełko z pamiątkami. Podała mi to samo zdjęcie, które ujrzałam po raz pierwszy jako sześcioletnia dziewczynka.
– To? – zapytała.
– Tak, to! – zawołałam.
Byłam o dwadzieścia cztery lata starsza, ale fotografia zrobiła na mnie dokładnie takie samo wrażenie jak wówczas – babcia była na niej piękna, pogodna i taka szczęśliwa.
– Ale dlaczego na ślubnym zdjęciu brakuje dziadka? – wreszcie zauważyłam.
Bo zrobiłam je na dwa miesiące przed ceremonią, żeby wysłać je dziadkowi na front. Pożyczyłam od kuzynki jej suknię i kapelusz. Chciałam, aby dziadek wiedział, że się zgadzam na małżeństwo, że jestem gotowa i chcę ofiarować mu całe życie...
– Więc nie mieliście wspólnej fotografii? – dopytywałam się.
– Mieliśmy, mieliśmy... Co to za ślub bez fotografii... Wesele było jak się patrzy. – To dlaczego pokazałaś mi to zdjęcie, a tego z dziadkiem nie? – byłam zaskoczona. Wspierając się na moim ramieniu, wstała, żeby zaparzyć herbatę. Wiedziałam, że to tylko wybieg, by nie odpowiadać od razu. Może szukała odpowiednich słów? 
Babcia przez chwilę milczała. W końcu westchnęła ciężko i powiedziała...
Bo gdy robiłam to zdjęcie, byłam szczęśliwa. Wierzyłam, że wszystko się dobrze ułoży. Nie mogłam się doczekać, kiedy wojna się skończy i Tadek do mnie wróci...
– I co, nie ułożyło się? – przerwałam jej wyznania.
Miałam dobre życie – powiedziała jakoś tak, jakby samą siebie starała do tego przekonać. – Nie byłam chyba złą matką dla moich dzieci, skoro mam taką dobrą wnuczkę... – uśmiechnęła się do mnie.
– Dzieci? – zdziwiła mnie liczba mnoga, bo nie znałam żadnych ciotek ani wujków.
– Twoja mama miała przyrodniego brata z pierwszego małżeństwa dziadka – wyjaśniła. – Niestety, nie mam żadnego zdjęcia Antosia. Umarł na ospę w kilka miesięcy po naszym ślubie... Miał zaledwie cztery latka... Był taki podobny do dziadka...
– To straszne – wyszeptałam.

Trzecia opowieść o ślubie babci była bolesna...

Trzy lata później babcia zaczęła chorować. Wkrótce tak osłabła, że nie mogła nawet sama wstać z łóżka. Wspólnie z mamą opiekowałyśmy się nią. Wiedziałam, że babcia już z tego nie wyjdzie, że poprawa może być tylko chwilowa... Tym bardziej ceniłam spędzany z nią czas. Nie chciałam stracić ani jednej chwili z jej życia. Było mi bardzo ciężko patrzeć na babcię w takim stanie. Coraz częściej miała omamy wzrokowe i zaburzenia pamięci. Nie rozpoznawała wówczas mamy ani mnie. Któregoś dnia po raz kolejny wzięła mnie za swoją nieżyjącą kuzynkę Helę.
– Och, ten twój Tadek... – westchnęła ciężko. – Gdybyś mi go nie zostawiła... Że też go Pan Bóg dla mnie zachował... – po policzkach płynęły jej łzy.
– Babciu – nie mogłam patrzeć, jak płacze. – Babciu, to ja, Ewa. Twoja wnuczka. Nie płacz... To było dawno... Dziadek umarł wiele lat temu... Twoja kuzynka Hela też...
– Och, dlaczego ona umarła? – pożaliła się babcia jak małe dziecko. – Gdyby żyła, nie wydałabym się za Tadka!
– Babciu, co ty mówisz? – nie pojmowałam jej słów.

Z chaotycznych wyznań babci złożyłam historię jej małżeństwa

Przez wiele dni babcia wracała, nie do końca świadoma, do swojej przeszłości. Z jej słów, urywanych zdań wyłoniła się smutna historia jej małżeństwa. Okazało się, że było ono zaaranżowane. Do babci przyszła ciotka i powiedziała, że jej córka Hela nie żyje. Dziecko straciło matkę, a mój dziadek żonę. Babcia miała dwadzieścia pięć lat i uchodziła już za starą pannę. Babcia za namową cioci zgodziła się zastąpić nieżyjącą kuzynkę. Wierzyła że Bóg tak chciał i była szczęśliwa, że może to zrobić. Wysłała dziadkowi swoje zdjęcie na front. W pożyczonej sukni. A potem on przyjechał i był ślub, ale zaraz po ślubie dziadek musiał jechać z powrotem na front... Żadnego szczęścia babcia nie zdążyła posmakować. A potem Antoś, syn dziadka i Heli, którym się opiekowała, rozchorował się na ospę i umarł. Babcia musiała dziadkowi napisać, że już nie ma syna. Niestety z chaotycznej opowieści babci wynikało, że dziadek winił ją za śmierć Antosia i nigdy jej nie wybaczył. 
Słowa babci raniły moje serce. Żal do dziadka brzmiał w nich tak rozpaczliwie... Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak musiało wyglądać to zaaranżowane małżeństwo, kiedy dziadek posądził babcię o zaniedbanie opieki nad jego pierworodnym synkiem.
– Zawsze tylko Helę wspominał – żaliła się babcia. – Zawsze Hela to, Hela tamto. Hela gotowała lepiej, ubierała się ładniej, czesała...
– Babuniu, ty byłaś taka piękna! – zawołałam. – Ciotka Hela nie mogła być ładniejsza od ciebie! – przekonywałam ją.
– Ale dziadek ożenił się ze mną tylko po to, żeby jego syn miał opiekę... Wcale o mnie nie dbał. Nigdy mnie nie kochał... A jak Antoś umarł, to już przestałam być mu potrzebna... Nawet po tylu dziesiątkach lat ból był żywy. Po twarzy babci płynęły łzy, gdy o tym mówiła.

Babcia oddała dziadkowi całe serce, a nie dostała nic  w zamian...

Moja babcia, prosta, niewykształcona kobieta, ukazała mi się nagle w zupełnie innym świetle. Oddała dziadkowi całe swoje życie i nie dostała w zamian nic, oprócz awantur i niesprawiedliwej krytyki. Starała się być jak najlepszą żoną dla mężczyzny, który jej nie kochał. Okazywał jej niechęć i porównywał ze swoją zmarłą żoną. A ona nie stała się przez to zgorzkniałą, złośliwą kobietą. Jaką musiała mieć siłę ducha i czyste serce, że do tego nie dopuściła! Dopiero w ostatnich dniach jej życia dowiedziałam się, z jakim losem borykała się przez wiele lat, i dopiero mając niejakie o tym pojęcie, mogłam w pełni docenić jej dobroć, mądrość i szlachetność. 

 

Czytaj więcej