"Dla niego rzuciłam wszystko. Dwa miesiące później zostałam sama, bez pracy i z dzieckiem pod sercem"
Fot. 123 RF

"Dla niego rzuciłam wszystko. Dwa miesiące później zostałam sama, bez pracy i z dzieckiem pod sercem"

„– Nie jestem stworzony do życia w parze – mówił, nie patrząc mi w oczy. – Chyba już czas się rozstać – wyznał z rozbrajającą szczerością. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. – Daję ci tydzień na znalezienie sobie jakiegoś lokum.” Monika, 34 lata

Sabinka, możesz podejść? – spojrzałam błagalnie na koleżankę.

– Co znowu?! – jęknęła, okręcając się gwałtownie na obrotowym fotelu.

– Mogłabyś jeszcze raz mi pokazać, jak dopasować ramki? – szepnęłam.

– Jezu! – przewróciła oczami, wstając jednak z krzesła. – Czy ty w ogóle starasz się coś zapamiętać?! Przecież chyba już z pięć razy pomagałam ci zrobić to samo! – denerwowała się.

Ja też się denerwowałam i usiłowałam skupić uwagę na tym, jakie klawisze przyciskała. Wiedziałam, że jej cierpliwość do mnie się wyczerpuje. A to był bardzo zły znak. Sabina mnie nie lubiła. Szkoda, bo była jedyną osobą, jaką znałam w tym mieście. No, oprócz mojego ukochanego chłopaka. To dla niego tu przyjechałam, porzucając całe dotychczasowe życie: rodzinne miasto, pracę, przyjaciół... Poznałam go na imprezie. Przyjechał robić u nas jakieś interesy. Przystojny, fajnie ubrany, obyty chłopak z metropolii – to wystarczyło, bym się w nim szaleńczo zakochała. Z wzajemnością. Po kilku spotkaniach postanowiliśmy zamieszkać razem.

U Irka, w dużym mieście, dwieście kilometrów od mojej rodzinnej mieściny. Od tej pory Irek stał się całym moim światem. Kochankiem, przyjacielem...

Zostałam sama i bez dachu nad głową

Tamtego dnia, gdy Sabina tak mnie potraktowała, spieszyłam się do Irka chyba bardziej niż zwykle. Chciałam się do niego przytulić, znaleźć pocieszenie w jego ramionach. Nic z tego, bo choć zwykle kończył pracę wcześniej niż ja, nie zastałam go w domu. Czekałam niecierpliwie kilka godzin. Klucz w zamku też zazgrzytał dopiero wieczorem, gdy w telewizji wybrzmiewała końcowa melodia ulubionego serialu Polaków.

– Nareszcie jesteś! – podbiegłam, by się do niego przytulić. – Gdzie byłeś tak długo? Tęskniłam – szepnęłam z wyrzutem, ale i czułością.

On tymczasem odsunął mnie od siebie i bez słowa sięgnął po piwo.

– Co się stało? – spytałam z lękiem.

– Ja tak dłużej nie mogę – mruknął, otwierając puszkę. – Nie jestem stworzony do życia w parze – mówił, nie patrząc mi w oczy. – Chyba już czas się rozstać – wyznał z rozbrajającą szczerością.

Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.

Daję ci tydzień na znalezienie sobie jakiegoś lokum – Irek tymczasem poinstruował mnie surowo, siorbiąc głośno piwo. – Ale nie dłużej. Rozumiesz? – spytał groźnie.

Nie, nie rozumiałam. Przecież ja go kochałam! Wszystko dla niego zostawiłam. A on zaledwie po dwóch miesiącach kazał mi się wynosić?! Dlaczego? Wyjaśnił mi to między kolejnymi łykami piwa: że się pomylił, że to, co do mnie czuł, już minęło...

Tydzień później mieszkałam już w klitce u kobiety, która nie pozwalała mi zapalać światła po dwudziestej drugiej. Myślałam, że gorzej już być nie może. Irek mnie rzucił, w pracy Sabina traktowała jak śmierdzące jajko, okropna stancja... I jeszcze to... Okazało się, że jestem w ciąży... Oczywiście zadzwoniłam do Irka, ale on o niczym nie chciał słyszeć. No jasne!

– Nie jesteśmy już razem – mówił pełnym irytacji głosem. – Rób z ciążą, co chcesz. Ale do mnie nie wracaj, bo nie masz po co! – odparł i się rozłączył.

„Już większego pecha nie mogłam mieć!”, myślałam zrezygnowana. Ale się pomyliłam. Mogłam. Kilka dni później szef oświadczył, że nie przedłuży mi umowy po okresie próbnym.

– Przykro mi... – bąknęła Sabina, gdy jej o tym powiedziałam.

– Na pewno – mruknęłam, pociągając nosem.

„Ale dlatego, że jeszcze przez tydzień będziesz musiała mnie znosić”, dodałam w myślach z goryczą.

Tego się po niej nie spodziewałam...

Tamtego dnia siedziałam przy moim biurku długo po tym, jak wszyscy wyszli. Gapiłam się bezmyślnie w monitor, aż w końcu zaczęłam pisać mail do mojej przyjaciółki. Napisałam o pracy, o Irku, stancji, mojej ciąży... Tak się zdenerwowałam, że źle się poczułam. Poszłam do toalety przemyć twarz zimną wodą. Kiedy wróciłam do pokoju, aż krzyknęłam z przejęcia. Bo przed komputerem, na którym wyświetlony był mój list do przyjaciółki, siedziała Sabina!

– Co ty tu robisz?! – spytałam, rzucając się do komputera i zamykając okienko poczty.

– Przyszłam po dokumenty – powiedziała powoli, spoglądając na mnie z wyraźnym napięciem. – Nie sądziłam, że jeszcze jesteś. Pomyślałam, że zapomniałaś wyłączyć komputer.

– Miałam coś do zrobienia – bąknęłam, chaotycznie przerzucając papiery na biurku w nadziei, że w ten sposób ukryję zmieszanie.

– Monika – Sabina nagle pogłaskała mnie po ramieniu. – Ja... przeczytałam twojego maila... – dodała szeptem. – Tak mi przykro, naprawdę...

– Mnie też – wyznałam z ponurą miną.

– Mogę coś dla ciebie zrobić? – spytała niespodziewanie troskliwie.

– Nie drążyć tematu – stwierdziłam.

– Jak chcesz – wzruszyła ramionami. – Ale mogłaś mi coś powiedzieć! Pomogłabym ci.

– Tak jak pomagasz mi od samego początku, kiedy tu przyszłam? – spytałam z drwiną. – Sabina, doskonale wiem, że mnie nie znosisz – walnęłam prosto z mostu.

– To prawda – spuściła głowę. – Nie byłam dla ciebie najmilsza, przepraszam. Ale do twojego zwolnienia nie przyłożyłam ręki – zastrzegła, po czym wyszła jak niepyszna, zdając sobie sprawę z tego, że mnie krzywdziła.

Wzruszyła mnie do łez...

Przez następne dni zachowywała się wobec mnie z dystansem, ale bardzo uprzejmie. Pytała, czy wiem już, co zrobię, gdy skończy mi się okres wypowiedzenia.

– Wrócę do mamy. Będę na jej garnuszku – zaśmiałam się gorzko.

A Sabina niby ze współczuciem pokiwała głową, ale pewnie i tak nic jej to nie obchodziło. Bo już godzinę później zastałam ją, gdy bardzo podekscytowana robiła wśród pracowników zbiórkę pieniędzy.

– To na prezent urodzinowy dla Dorotki – wytłumaczyła mi pospiesznie. – Przyłączysz się?

– Pewnie – pokiwałam głową i wrzuciłam do woreczka dziesięć złotych. Choć z tą całą Dorotą zamieniłam może trzy zdania.

– Damy ci znać, kiedy będzie impreza – uśmiechnęła się Sabina, a ja nie uwierzyłam, by był w tym choć cień szczerej prawdy.

A tymczasem w piątek faktycznie zostałam zaproszona na wspólne wyjście po pracy. Nie rozumiałam, skąd ta nagła potrzeba mojego towarzystwa. Ale się zgodziłam. Poszliśmy do knajpki położonej niedaleko firmy. Od razu podeszłam do Doroty i chciałam złożyć jej życzenia.

– Ale ja mam urodziny w styczniu! –­ zaśmiała się.

– Jak to?! No, przecież... – spojrzałam zdziwiona na Sabinę.

A ona wyciągnęła do mnie rękę z jakimś pudełkiem.

Zbiórka była dla ciebie – uśmiechnęła się. – Tylko że to miała być niespodzianka, a ty prawie ją odkryłaś.

– Co?! – zawołałam zaskoczona.

– Chcieliśmy ci zrobić pożegnalny prezent – kontynuowała Sabinka. – Nie jest tego dużo, ale zawsze na kilka paczek pieluch wystarczy. W środku masz też listę rzeczy, które jeszcze od nas dostaniesz, ale były za duże, by je tu przynieść – dodała.

Faktycznie, w kopercie znalazłam kilkanaście banknotów i złożony na cztery części papier.

– Boże! To przecież całe wyposażenie dziecięcego pokoju! – szepnęłam wzruszona, bo wymienione było łóżeczko, kołyska, becik, wanienka.

– No! I spora szafa ciuchów – dodała ze śmiechem któraś z dziewczyn.

– Musisz tylko zostawić adres, a któregoś dnia mąż Anety podrzuci ci to swoim samochodem dostawczym – uzupełniła Sabina.

– Boże! – kręciłam głową. – Jak ja się wam odwdzięczę?! – pytałam.

A potem wszystkich ich wycałowałam. Z niektórymi nie zdążyłam zamienić słowa w mojej krótkiej karierze w firmie, a jednak zrobili dla mnie coś takiego! Ostatnie wydarzenia sprawiły, że przestałam już niemal wierzyć, że istnieją tacy ludzie...

To pożegnanie dodało mi sił. Uwierzyłam, że jeszcze może być dobrze. I jakoś mi się układa. Wróciłam do rodzinnego miasta. Urodziłam córeczkę. Mama pomaga mi się nią opiekować, zwłaszcza wtedy, gdy muszę popracować nad zleceniami. Załatwia mi je Sabinka. Dzięki nim zarabiam trochę pieniędzy i nabieram wprawy w wykonywaniu zawodu. No i mam kontakt z Sabiną, z którą powoli, ale coraz bardziej się zaprzyjaźniam.

 

Czytaj więcej