"Nie spodziewałam się, że przyjaciółka zostanie… moją macochą!"
Fot. 123 RF

"Nie spodziewałam się, że przyjaciółka zostanie… moją macochą!"

"Marzyło mi się, by znalazł sobie towarzyszkę życia. Ale nie wyobrażałam sobie w tej roli Doroty. Była za młoda, za ładna, za przebojowa i nie myślała poważnie o jakimkolwiek związku, a co dopiero o związku z moim tatą." Marcelina, 36 lat 

Wzięłam urlop we wrześniu i z przyjaciółką pojechałam do mojego ojca. To jedyny termin, który zawsze zostaje, bo większość moich koleżanek z pracy ma dzieci w wieku szkolnym i wyjazdy planuje na wakacje. W domu, w mieście, zwykle długo wyleguję się w łóżku, ale tu zapragnęłam od razu wstać. Dorota spała, więc cicho zeszłam na dół. Taty nie było. „Pewnie jeszcze nie wrócił z ryb”, pomyślałam. Ojciec, odkąd przeszedł na wojskową emeryturę, zmienił swoje życie nie do poznania. Kupił niewielki dom na wsi, zaczął łowić ryby, słowem: żył jak prawdziwy emeryt, choć dopiero przekroczył pięćdziesiątkę.

Pomyślałam o porannym joggingu. Złapałam bluzę i już po chwili truchtałam leśną ścieżką, wdychając rześkie, wrześniowe powietrze. Liście pod stopami szeleściły, a w powietrzu czuć było wilgoć i zapach ziemi. Zaczęłam sobie wyrzucać, że nie obudziłam Doroty i nie zaproponowałam jej wspólnego biegania. „Ale mówiła przecież, że chce się wyspać”, przypomniałam sobie słowa koleżanki i rozgrzeszyłam się.

Kiedy wróciłam do domu, tato energicznie krzątał się po kuchni, a z łazienki dobiegał szum prysznica.

– Widzę, że wszyscy już na nogach – zauważyłam.

– Od dawna – uśmiechnął się ojciec.

– Dzień dobry – w tej samej chwili do kuchni weszła Dorota.

Nawet w sportowych rzeczach wyglądała rewelacyjnie. „I w dodatku świetnie zarabia”, pomyślałam z nutką zazdrości, przyglądając się, jak koleżanka z gracją smaruje bułki masłem.

Po śniadaniu zaproponowałam, byśmy w trójkę poszli na długi spacer po lesie.

– Ja się nie piszę – rzucił tato. – Nie znoszę chodzić bez celu po lesie. Lepiej zrobię porządek w szopie, żeby pani Dorota mogła tam parkować swój samochód.

– Dorota, bez „pani” – upomniała go wesoło moja przyjaciółka.

Poszłyśmy więc na spacer we dwie. Chłodne, jesienne powietrze sprzyjało wędrówce, więc do domu wróciłyśmy przed obiadem.

Tato kończył właśnie doprawiać sałatkę. Dorotę zdziwiło, że sam przygotował posiłek. Na mnie nie robiło to wrażenia. Gdy zmarła mama, miałam dwanaście lat. Od tamtej pory tato prowadził dom.

– Nie ma sera, masła, soków, wędliny... – zauważył nieco później ojciec, zaglądając do lodówki.

– Pojedźmy do jakiegoś supermarketu. Zrobimy zakupy na cały tydzień – rzuciła Dorota, zapisując wszystko, co wyliczał tato, na kartce.

Tato ją poparł, ale ja się skrzywiłam.

– Przyznam, że chętniej spędziłabym czas na świeżym powietrzu – stwierdziłam zgodnie z prawdą. – Ale skoro muszę wam towarzyszyć... – urwałam.

– Słyszysz, Dorota, „muszę” – zaśmiał się tato. – Nie pozostaje nam nic innego, jak pojechać we dwójkę – dodał.

Wcale się nie pogniewałam na taką perspektywę. Wybrałam się nad jezioro. Kiedy wróciłam do domu, byłam pewna, że Dorota i tata już są. Ale ich nie było.

Minęła godzina, dwie... Wreszcie wrócili. Samochód zatrzymał się przed gankiem i wysiedli z niego spóźnialscy.

– Żałuj, że się z nami nie zabrałaś – powiedział z uśmiechem tato, obejmując mnie ramieniem. – Zaliczyliśmy kawę i przepyszne ciasto dyniowe.

– I kupiliśmy to – wtrąciła Dorota, wyciągając z bagażnika kalosze, ciepłą kurtkę i kapelusik wędkarski.

– Dla kogo? – zapytałam zdziwiona, bo po samej wielkości buta widziałam, że to na pewno nie na mojego tatę.

– Dla mnie – odpowiedziała uśmiechnięta Dorota. – Twój tato tak mi opowiadał o urokach łowienia ryb, że postanowiłam jutro się z nim wybrać.

Zaskoczyła mnie trochę, ale nic nie powiedziałam.

Zaczęli spędzać razem coraz więcej czasu...

Kiedy się obudziłam następnego ranka, z kuchni dobiegały wesołe głosy taty i Doroty, a w powietrzu unosił się zapach smażonej ryby. „Która to godzina, że już wrócili?”, zdziwiłam się. Zegar wskazywał dziesiątą.

– Połów się udał? – spytałam, wchodząc do kuchni.

– Jeszcze jak! – zawołał tato. – Dorota przynosi mi szczęście. Muszę ją codziennie ze sobą zabierać – dodał.

– Świetny pomysł – rzuciła Dorota.

– Nie wiem, jak łowienie ryb może kogokolwiek bawić... – zaczęłam.

– Ależ to wielka przyjemność! – wpadła mi w słowo Dorota. – Trochę ciężko wstać o świcie, ale to rześkie powietrze, te mgły nad wodą...

– Tak, i te biedne zwierzątka wyciągane z wody – wpadłam jej w słowo.

– Ale biedne zwierzątko w panierce zjesz ze smakiem – wtrącił tato.

– No, co innego łowić, a co innego jeść – rozsądziłam i roześmiałam się.

Dni mijały nam słodko i leniwie i ani się spostrzegłam, a minął tydzień naszego pobytu na wsi. Sporo czasu spędzałam sama. Dorota przeziębiła się i siedziała w domu. A tato, wiadomo, wolał najcięższą pracę od długich spacerów.

– Co się tu dzieje?! – zawołałam zaskoczona, gdy we wtorkowe popołudnie wróciłam z biegu po lesie.

Na podwórku piętrzył się stos rupieci, a Dorota i tato uwijali się przy nim jak w ukropie.

– Sprzątamy piwnicę – uśmiechnęła się koleżanka. – Pomyślałam, że skoro nie mogę korzystać z uroków wędkowania, to przynajmniej jakieś weki twojemu tacie zrobię – dodała.

– Już sobie zamówiłem ogórki kiszone w musztardzie – stwierdził tato.

Stałam, patrzyłam na nich i zastanawiałam się, kiedy tak bardzo się do siebie zbliżyli. „To pewnie dlatego, że ostatnio ciągle są razem”, pomyślałam.

– No, przebieraj się i do piwnicy – głos taty wytrącił mnie z zamyślenia.

Resztę dnia spędziliśmy na porządkowaniu, a wieczorem, w nagrodę za ciężką pracę, tato urządził nam ognisko. Kiedy zmęczona poszłam do domu, tato i Dorota jeszcze zostali.

Nie chciałam wierzyć własnym oczom

W nocy miałam sen, że między tatą a Dorotą coś zaczyna się dziać...

Obudziłam się i zerknęłam na łóżko koleżanki. Spała. „Nie poszła z tatą na ryby”, skojarzyłam i... poczułam ulgę.

Obiecałam sobie nie zostawiać Doroty i taty samych tak często, jak do tej pory. Nie dlatego, że nie chciałam, żeby tato kogoś miał. Przeciwnie. Marzyło mi się, by znalazł sobie towarzyszkę życia. Ale nie wyobrażałam sobie w tej roli Doroty. Była za młoda, za ładna, za przebojowa i nie myślała poważnie o jakimkolwiek związku, a co dopiero o związku z moim tatą.

Któregoś dnia siedzieliśmy we trójkę w ogrodzie. Zbliżał się wieczór. Było spokojnie, leniwie, dobrze...

– Nie chce mi się wyjeżdżać – odezwała się nagle Dorota.

– Mnie też nie – westchnęłam. – Aż boję się myśleć, że już za pięć dni będę siedziała w pracy... – dodałam.

– Zanim wpadniecie w czarną rozpacz, może wybierzemy się na spacer? – zaproponował tato, wstając z fotela.

Wyszliśmy na drogę, ale wieczór był chłodny i szybko zmarzłam.

– Idź po bluzę, a my tu poczekamy – powiedział tato.

Ruszyłam w stronę domu. Już byłam na podwórku, gdy nagle wydało mi się, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i... nogi się pode mną ugięły. Zobaczyłam, że tato obejmuje Dorotę w talii, a ona trzyma ręce na jego ramionach i zbliża twarz do jego twarzy...

Myślałam, że robię to dla jego dobra...

Chwilę stałam znieruchomiała z wrażenia. Kiedy doszłam do siebie, ogarnęła mnie wściekłość. „Co ona myśli, że mój ojciec to zabawka?!”, mamrotałam pod nosem, wpadając do domu. Nie poszłam na ten spacer, wybrali się sami. Miałam wrażenie, że całą wieczność trwa oczekiwanie na ich powrót, a potem na chwilę, gdy wreszcie mogłam zostać sam na sam z Dorotą.

– Co ty wyprawiasz?! – zaatakowałam ją, gdy znalazłyśmy się w pokoju.

Dorota popatrzyła na mnie zdziwiona.

– Chodzi mi o ciebie i mojego tatę!

– Przepraszam, że ci o tym wcześniej nie mówiłam, ale widzisz... – Dorota zamilkła na chwilę. – Bardzo mi zależy na twoim ojcu – zakończyła cicho.

– Co?! – rzuciłam z niedowierzaniem. – Przecież ty ze swoim wyglądem i pozycją możesz mieć każdego...

– Tylko że ja nie chcę każdego, chcę być z twoim tatą – odparła Dorota.

– Ale ja nigdy nie zgodzę się na ten związek, rozumiesz?! – zaatakowałam. – Nie masz chyba wątpliwości, kogo mój ojciec wybierze, musząc wybierać między tobą a mną – dorzuciłam.

– Chyba nie posuniesz się aż do tego? – szepnęła Dorota.

– Owszem, posunę – oświadczyłam chłodno. – Dlatego daj spokój mojemu tacie i wyjedź stąd, jutro – zażądałam.

To nie była dla mnie łatwa rozmowa, ale sądziłam, że robię to dla dobra mojego ojca. Nie wierzyłam, że Dorota może na serio chcieć się z nim związać. Myślałam, że dla niej ten romans to tylko urlopowa miłostka.

Dorota wyjechała. Jak wyglądało jej pożegnanie z moim tatą, nie wiem, bo nie schodziłam na dół, póki nie usłyszałam odgłosu odjeżdżającego auta.

Ojciec przez cały dzień niemal się nie odzywał, prawie nie jadł i wcześnie położył się spać.

Zrozumiałam, że popełniłam błąd

Następnego dnia wstałam skoro świt. Pomyślałam, że przygotuję tacie śniadanie, zanim wróci z ryb. Posiłek był gotowy, ale ojciec nie wracał. „Wyjdę mu naprzeciw”, postanowiłam.

Wiedziałam, że ulubionym miejscem połowów taty był stary pomost nad jeziorem. Bez namysłu ruszyłam w tamtą stronę.

Tata faktycznie siedział na pomoście. Bez ruchu patrzył w wodę. Nie drgnął nawet na głos moich kroków. Nie miałam wątpliwości, że bardzo cierpi.

– Cześć, tato – powiedziałam, siadając koło niego.

– Cześć – odpowiedział cicho.

– Widziałam, że coś się dzieje między tobą a Dorotą... – zaczęłam.

– Nie chcę teraz o tym mówić – rzucił. – Stary ze mnie głupiec, i tyle – jęknął. – Bzdurzyłem sobie, że Dorocie na mnie zależy, że między nami zaczyna dziać się coś wyjątkowego... Co ja sobie myślałem?! Że też mnie jeszcze może spotkać coś takiego jak miłość?! Że zainteresuje się mną taka dziewczyna jak Dorota?! – urwał.

Nagle poczułam wyrzuty sumienia. Dawno nie widziałam taty tak nieszczęśliwego. Nie miałam pojęcia, jak mu pomóc.

– Dobrze, że wyjechała – oświadczył nagle ojciec. – Nie powinienem był dać się zwieść jej uśmiechom... Bez sensu liczyłem na to, że moje życie się tak cudownie zmieni...

Patrzyłam na niego bezradnie i czułam narastające wątpliwości. „Czy rzeczywiście dobrze zrobiłam, wyrzucając stąd Dorotę?”, myślałam. „Nie zorientowałam się, że tacie tak na niej zależy... Skoro nie przejrzałam jego uczuć, skąd mogę wiedzieć, co czuje koleżanka, którą znam ledwie od dwóch lat?”, rozważałam.

Długo jeszcze biłam się z myślami. Wątpliwości, wyrzuty sumienia, obawa o tatę, to wszystko kłębiło się w mojej głowie. Wreszcie podjęłam decyzję i po obiedzie zadzwoniłam do Doroty.

– Przepraszam cię, źle zrobiłam. Chcę, żebyś wróciła, zrób to dla mojego ojca – powiedziałam.

Dorota przyjechała jeszcze tego samego dnia. Zamknęła się z tatą w pokoju i długo rozmawiali. Kiedy wreszcie wyszli, wyglądali na bardzo szczęśliwych.

Nie było mi łatwo pogodzić się z myślą o tym, że ojciec związał się z moją koleżanką. Ale na ślubie życzyłam im szczęścia – szczerze i z serca. Tacie należy się ono za wszystkie samotne lata. A ja... powinnam zrobić wszystko, żeby tato tego szczęścia zaznał, nawet jeśliby miało ono wyglądać inaczej, niż ja to sobie wyobrażałam.

 

Czytaj więcej