"Chciałam wyjść za mąż na złość innemu. I wtedy babcia powiedziała mi jedną ważną rzecz..."
Fot. 123RF

"Chciałam wyjść za mąż na złość innemu. I wtedy babcia powiedziała mi jedną ważną rzecz..."

"Kilka miesięcy przed ślubem mój narzeczony wystawił mnie do wiatru. Wtedy przypomniałam sobie o Leszku, chłopaku, który od dawna był we mnie beznadziejnie zakochany. Był w odwodzie, a ja z rozpaczy omal nie popełniłam strasznego głupstwa..." Renata, 29 lat

Artura znałam od trzech lat. Zakochałam się w nim bez pamięci. Z każdym dniem uczucie to było coraz silniejsze. On jednak wciąż trzymał mnie na dystans. Ja natomiast cieszyłam się z każdego objawu czułości z jego strony. Byłam przekonana, że znalazłam mężczyznę mojego życia... Tego wieczoru przymierzałam kolejną sukienkę, nie mogąc się zdecydować, którą ubrać, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałam w nadziei, że to Artur.

Leszek za mną szalał, ale moje serce należało do Artura

– Renatka? – usłyszałam głos Leszka.
– Tak – odpowiedziałam zniechęconym tonem, mając nadzieję, że zorientuje się, iż dzwoni nie w porę i szybciutko się rozłączy.
– Zdobyłem dwa biletyna ten koncert, na który tak bardzo chciałaś pójść! Zaczyna się o dziewiątej. O której przyjść po ciebie? –dopytywał natarczywie.
– Ja dzisiaj nie mogę – odpowiedziałam.
– Może jednak udałoby ci się przełożyć swoje sprawy i pójść ze mną? – zapytał błagalnym tonem. – Będzie grał...
– Przecież wiem, kto będzie grał! – przerwałam mu ostro i spojrzałam nerwowo na zegarek. – Nie mogę dłużej rozmawiać. Bardzo mi przykro – dodałam łagodniej – bo wiem, ile cię to starań kosztowało, ale może Elka by poszła? – zaproponowałam.
– Dziękuję – odparł posępnie. – Sam się wyswatam, jak będę potrzebował. Na pewno nie dasz się namówić? – zapytał jeszcze raz z nadzieją w głosie.
– Niestety nie – westchnęłam.
Czułam się jak potwór, gdy odkładałam słuchawkę. Nie znosiłam go za tę wierność i siebie za brak stanowczości. Nic nie mogłam poradzić na to, że go nie kochałam. A im bardziej Leszek udawał, że tego nie widzi, tym mocniej mnie irytował. Ale jakoś nie potrafiłam przerwać tego błędnego koła, a może raczej nie chciałam, trzymając Leszka w odwodzie. Miał być moim lekarstwem na ewentualne porażki?

Oświadczyny Artura były takie cudowne!

Zbliżała się godzina ósma, a Artura jeszcze nie było. Dziesięć minut później zadzwonił telefon. Nie miałam wątpliwości, że to on.
– Nata? – usłyszałam jego głos. – Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc chyba nie zdążę dzisiaj do ciebie przyjechać.
Ileż bym dała, żeby go zobaczyć. Nie mogłam jednak na to liczyć. Artur był konkretny i dość wygodny. To nie Leszek, który potrafił stać nawet godzinę w ulewnym deszczu i czekać aż wyjdę z biura, tylko po to, żeby pod parasolem zaprowadzić mnie do domu...
Trzy dni później szłam z ukochanym ulicą, gdy nagle zastąpił mi drogę, uklęknął na jedno kolano i zapytał nieco teatralnie:
– Renato, czy zechcesz poślubić tego oto mężczyznę, który klęczy tu przed tobą?
Zgodziłam się bez chwili wahania. Datę ślubu wyznaczyliśmy na trzeciego grudnia.
– Babciu! – zawołałam od progu, kiedy odwiedziłam ją dwa dni później. – Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa!
Babcia wiedziała o moim uczuciu do Artura. Była moją prawdziwą przyjaciółką. Nigdy mnie nie krytykowała, nie wypytywała, tylko z wyrozumiałością słuchała moich zwierzeń.
– Więc powiadasz, że wychodzisz za mąż? – uśmiechnęła się ciepło.
– Tak. I jestem wniebowzięta! – krzyknęłam. 
– To dobrze, kochanie, to dobrze. Zjedz trochę tego ciasta – podsunęła mi talerzyk.

Artur powiedział mi o pewnej dziewczynie

Nie przypuszczałam wtedy, że niecały miesiąc później, przy tym samym stole, będę wylewała morze łez. Tydzień po oświadczynach przyszedł do mnie Artur z bardzo posępną miną. Przelękłam się, czy nie jest chory.
– Co się stało? – zapytałam.
Wciągnął głęboko powietrze i powiedział:
– Chyba... cię zawiodłem.
– Mów jasno, o co chodzi...
– Widzisz, jakiś czas temu spotykałem się z pewną dziewczyną. Jednak nic z tego nie wyszło i rozstaliśmy się. Widywaliśmy się jeszcze od czasu do czasu, ale... niezobowiązująco – Artur mówił z coraz większą trudnością. – I nagle wczoraj Lidka do mnie przyszła i... Ona jest w ciąży – wyznał. –Twierdzi, że to jest moje dziecko...
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Jego dziecko? Czyżby sypiał z nią, kiedy...
– Który to miesiąc? –
– Mówi, że trzec – odparł Artur.
To znaczy, że spałeś z nią, kiedy byliśmy już razem?! – słowa więzły mi w gardle.
– Nata – powiedział prosząco, chwytając mnie za ręce. – Musisz mi uwierzyć. Jestem pewien, że to nie moje dziecko!
Uwierzyłam mu.

Przypadkowe spotkanie otworzyło mi oczy

Przez następne trzy dni Artur nie dawał znaku życia. W poniedziałek spotkałam go przed supermarketem, gdy wkładał do bagażnika samochodu duże torby z zakupami.
– Kupiłeś auto? – zdziwiłam się, patrząc na skórzane obicia foteli wewnątrz eleganckiego BMW.
– Nie – bąknął. –To nie moje – wziął mnie pod rękę. – Tu jest taka mała kawiarenka, chodź, zapraszam cię na kawę.
– Lidka jest w trakcie badań – powiedział, patrząc na cukiernicę. – To na pewno nie jest moje dziecko – zapewnił gwałtownie – ale ona jest taka zagubiona...
– Co ty bredzisz?! – przerwałam mu ostro.
– Ona jest naprawdę w trudnej sytuacji. Ta ciąża strasznie ją męczy, a w dodatku jej ojciec niedawno zmarł. Została zupełnie sama – nie podnosił wzroku znad filiżanki.
– Musi załatwić formalności dotyczące spadku... No, po prostu pomagam jej! – zakończył.
Powoli zaczynałam rozumieć, o co tak naprawdę mu chodzi.
– To jest ten spadek? – zapytałam, wskazując na stojący pod kawiarnią samochód.
– No, częściowo... – przyznał Artur. 
Z całych sił walczyłam, by zapanować nad sobą. Wstałam szybko od stolika i uśmiechnęłam się drwiąco do mojego, niedawno jeszcze, narzeczonego.
– Pozdrów ode mnie Lidkę – parsknęłam. – I jej konto też.

Usłyszałam, że małżeństwo bez miłości to wielki błąd

Z kawiarni poszłam prosto do babci, aby podzielić się z nią swym bólem.
– Leszek mnie kocha naprawdę, nie tak jak tamten drań – mówiłam przez łzy. – Zawsze mogłam na niego liczyć – przekonywałam babcię, że ślub z Leszkiem rozwiąże moje problemy uczuciowe.
– Ale ty go nie kochasz – wtrąciła babcia.
– No, to co? Jest dobry, więc pewnie wkrótce go pokocham. Nie pozwolę, by Artur myślał, że nikt mnie nie chce – mówiłam przez łzy.  
– Kochanie – babcia położyła mi na ramieniu swoją pomarszczoną dłoń. – Nie rób niczego, co skrzywdzi ciebie i człowieka, którego chcesz poślubić. Nie możesz wyjść za Leszka tylko dlatego, żeby kogoś innego ukarać. Nie wiesz jaka to męka żyć z człowiekiem, którego się nie kocha. Mój mąż wcale nie był mi bliski. Ja kochałam zupełnie kogoś innego, ale mi nie pozwolono go poślubić. Wtedy pojawił się twój dziadek i ja, podobnie jak ty teraz, pomyślałam: „Niech każdy widzi, że mnie też można kochać”! To był błąd. Nasze małżeństwo było pasmem nieporozumień... Babcia zamilkła.
Zapomniawszy na chwilę o swoim złamanym sercu, zastanawiałam się nad tym, co przed chwilą usłyszałam. Ja na pewno nie miałabym tyle siły, żeby dźwigać swoją pomyłkę z taką godnością jak ona to robiła.
Nie marnuj szczęścia tylko po to, żeby tamtemu coś udowodnić – z zamyślenia wyrwały mnie jej słowa. – Rozpacz nie podpowiada rozsądnie. Artur nie jest tego wart, dziecinko – zakończyła ciepło.

Babcia, jak zwykle, miała rację. Jak to dobrze, że jej posłuchałam!

Dwa lata później poznałam Tomka. Któregoś zimowego popołudnia, wracając z pracy, pod drzwiami mieszkania zobaczyłam obcego mężczyznę.
– A pan do kogo? – zapytałam niezbyt grzecznie, bardziej z obawy przed nieznajomym niż z braku dobrego wychowania.
– Adres się zgadza, więc to zapewne pani jest właścicielką portfela, który znalazłem – odparł spokojnie.  
– Tak. Zgubiłam go kilka dni temu – ucieszyłam się na widok mojej portmonetki. – Nie wiem, jak panu dziękować, miałam tam ważny dokument. Proszę wejść na herbatę. Dzisiaj taki ziąb na dworze.
Chętnie skorzystał z mojego zaproszenia...
Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Może bałam się zbyt mocno zaangażować w nowy związek z mężczyzną. Wciąż jeszcze pamiętałam, jak mocno zostałam kiedyś zraniona przez Artura. Miałam wrażenie, że Tomek rozumie moje rozterki, choć nigdy nie opowiadałam mu o swym zawodzie miłosnym. Był przy mnie, kiedy go potrzebowałam – ciepły i opiekuńczy. Długo dojrzewałam do tego uczucia. Dziś, siedem lat po naszym ślubie, wiem, że warto było czekać na tą prawdziwą miłość, a nie zadawalać się jej namiastką. Zawsze będę wdzięczna babci za radę...

 

Czytaj więcej