"Gdy dowiedziałam się, co zrobił mój narzeczony, nie byłam w stanie zapanować nad łzami. Wiedziałam, że czas najwyższy opuścić jego mieszkanie. Ani jednej minuty nie chciałam być z nim pod jednym dachem. Okazał się kłamcą i oszustem. Pojechałam do przyjaciółki. Było mi trochę głupio, bo mieszkała w kawalerce. Na dodatek miała gościa..." Basia, 27 lat
Kiedy ciągnęłam za sobą walizkę, podskakiwała na nierównościach, jakby wybijała jakiś tajemniczy rytm mojej wędrówki. Otarłam twarz, bo niewiele widziałam przez łzy. Nie byłam jednak w stanie nad nimi zapanować. Jeszcze kilkanaście minut temu ściągałam z wieszaków najpotrzebniejsze rzeczy i z siłą wciskałam je do walizki. Drań!
Walizka znów podskoczyła na nierównym chodniku, a ja otarłam kolejną łzę. Byłam załamana, całe moje życie runęło w gruzy. Niedawno jeszcze robiłam plany na przyszłość! Widziałam siebie jako żonę Krzyśka! A teraz było już po wszystkim! Zatrzymałam się. Nie miałam przecież pomysłu, dokąd powinnam pójść. Rodzice pewnie by się ucieszyli, że odeszłam od Krzyśka, ale nie miałam ochoty słuchać dzisiaj wywodów pod tytułem: „A nie mówiliśmy?”. Usiadłam na ławce i przysunęłam do siebie bagaż. Ciemnoróżowa walizka kompletnie nie pasowała do mojego nastroju. Powinnam mieć czarną i niczym w trumnę zamknąć w nią dotychczasowe życie, bo do Krzyśka nie miałam zamiaru wracać. To był koniec! Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer mojej przyjaciółki.
– Asia? Jesteś w domu? – zachlipałam w słuchawkę, kiedy usłyszałam jej głos.
– Rany! Co się stało? – usłyszałam.
– To nie na telefon. Masz może wolną wersalkę? – zapytałam. Asia zawahała się, jakby przez chwilę musiała rozważyć, czy ma w ogóle jakąkolwiek wersalkę w mieszkaniu. Wreszcie jednak odpowiedziała:
– No... mam, ale... – zamilkła na chwilę. – Dobra, przyjeżdżaj.
Nie chciałam nikomu zawracać głowy swoimi problemami, ale w tej chwili potrzebowałam jakiegoś kąta, by zebrać myśli i przeanalizować, co dalej.
„Może uda mi się znaleźć jakiś pokój do wynajęcia”, zastanawiałam się. Miałam przecież pracę, mogłam się utrzymać sama. A powrót do rodziców oznaczałby, że znów jestem dzieckiem zależnym od mamy i taty. Pytaliby o każde wyjście z domu, a ja byłam na tyle dorosła, że nie chciałam się nikomu tłumaczyć. Ponadto przez cały czas gadaliby o Krzyśku, a o nim chciałam zapomnieć. Ruszyłam na przystanek autobusowy. Na szczęście nie czekałam długo i już po trzydziestu minutach pukałam do drzwi przyjaciółki.
– Rany – jęknęła na mój widok. Po makijażu na pewno już nie było śladu, spłynął ze łzami, a ja wyglądałam jak sto nieszczęść.
– Co się stało? – Odeszłam od Krzyśka – znów zachlipałam. Asia mocno mnie przytuliła i zaprosiła do środka. Dopiero w kuchni zauważyłam, że nie była sama. Zrobiło mi się głupio. Przy stole siedział jakiś mężczyzna. Nigdy wcześniej go nie widziałam, a chłopaka Aśki znałam przecież doskonale.
– To mój kuzyn Radek – przedstawiła go. Mężczyzna wstał i podał mi rękę. – A to moja najlepsza przyjaciółka Basia. Hm... – zawahała się. – Jakoś będziemy musieli się pomieścić przez kilka dni. Radek przyjechał do miasta w poszukiwaniu pracy, więc nocuje u mnie – wyjaśniła, a potem dodała, że u mnie jest kryzysowa sytuacja, więc też pomieszkam tu kilka dni, dopóki nie poukładam swoich spraw.
– Facetami nie ma co się przejmować – powiedział Radek, doskonale wyczuwając, co mnie sprowadziło do Asi.
– Łatwo mówić – westchnęłam.
Joanna zaparzyła mi gorącej herbaty. Zrobiła jakieś kanapki, ale nie miałam ochoty na jedzenie. W tym stanie nie mogłam niczego przełknąć. Było mi też trochę głupio, bo moja przyjaciółka mieszkała w kawalerce. Co prawda miała wydzieloną wnękę na swoje łóżko, ale i tak mieszkanie było zdecydowanie za małe na trzy osoby. A wersalkę zajął już Radek. Zaczęłam więc rozważać, czy nie pojechać jednak do rodziców.
– Pomieścimy się – uspokoiła mnie Asia.
– Postaw tam walizkę.
– Masz materac? – spytałam.
– Jedynie karimatę – zaśmiała się.
– To ja chętnie ją wypróbuję, nie ma problemu – powiedział Radek. – I tak to niedługo potrwa. Jutro mam rozmowę kwalifikacyjną i jeżeli dostanę tę robotę, poszukam jakiegoś pokoju do wynajęcia.
– Nie, słuchajcie – wtrąciłam. – Prześpię się tylko dzisiaj, a potem pojadę do rodziców. Nie chcę wam przeszkadzać – powiedziałam.
Ustawiłam swoją ciemnoróżową walizkę obok plecaka Radka. „Świetny kontrast”, pomyślałam. Róż obok moro. Miałam wyrzuty sumienia, że tak zwaliłam się Asi na głowę. Wieczorem przyszedł jeszcze jej chłopak i zrobiło się naprawdę tłoczno. W końcu przyjaciółka otworzyła butelkę czerwonego wina, paczkę chipsów i zaczęliśmy rozmawiać. I nagle okazało się, że wieczór zrobił się bardzo przyjemny. Odstresowałam się, przestałam myśleć o Krzyśku. A kiedy szykowaliśmy się już do spania, otworzyłam swoją walizkę i zaczęłam szukać w niej piżamy. Miałam w niej spory bałagan, bo ubrania wrzucałam w amoku. Zrobiło mi się wstyd, kiedy Radek rzucił okiem na mój bagaż.
– Wiesz – powiedziałam. – Zabrakło mi czasu, by wszystko ładnie poskładać, zrzucałam z wieszaków, jak popadło. O... – zawahałam się, gdy zobaczyłam nie swoją koszulę. – I nawet coś Krzyśka zabrałam – usiadłam z męską koszulą w dłoni i ledwo panowałam nad tym, by się nie rozpłakać. Znów wszystkie emocje wróciły...
– Takich facetów trzeba od razu spławiać i na pewno nie wylewać po nich łez – odezwał się Radek, który też czegoś szukał w swoim bagażu.
– Łatwo powiedzieć – wrzuciłam koszulę znów do walizki.
– Wywal ją, nie chowaj. Wiesz... – dodał. – Moja babcia zawsze powtarzała, że to, co włożysz do walizki, to z niej wyjmiesz. Dokładnie tak samo jest w życiu.
– Chyba nie. Włożyłam miłość, a wyciągnęłam zdradę – podsumowałam.
– Bo to pewnie nie była prawdziwa miłość – skomentował, a ja miałam ochotę rzucić w niego koszulą Krzyśka. Co on tam wiedział?
– Zastanów się – kontynuował spokojnym głosem. – Czy ktoś, kto kocha, zdradza?
– No, nie – westchnęłam.
– A jeżeli wrzuciłaś do swojej walizki miłość, to na pewno ją wyciągniesz – uśmiechnął się. – Tylko musisz dobrze poszperać.
Na drugi dzień, kiedy jechałam z moją ciemnoróżową walizką do rodziców, myślałam o tym, co usłyszałam. Miał rację, to nie był odpowiedni mężczyzna, nie to uczucie i z pewnością nie moje życie. Trzeba było zacząć wszystko od nowa. Na szczęście wbrew moim oczekiwaniom rodzice darowali sobie teksty w stylu: „A nie mówiliśmy”. Mama skwitowała to tylko jednym zdaniem, że dobrze się stało i nie ciągnęła tematu. Wiedziałam, że nie lubiła Krzyśka, więc odetchnęła po naszym rozstaniu. Postawiłam walizkę w swoim starym pokoju i zaczęłam z niej wypakowywać rzeczy. Nagle zauważyłam coś dziwnego. Jakieś zawiniątko przyciągnęło moją uwagę. Sięgnęłam po nie. To była żółta kartka złożona w kostkę. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś śmieć, jednak zdziwiona jego obecnością i sposobem złożenia, rozwinęłam go. Kilka sekund później uśmiechnęłam się do siebie.
– SZCZĘŚCIE – przeczytałam. Pod spodem było post scriptum: „Włożyłem Ci szczęście, żebyś mogła je później wyciągnąć z walizki”.
To Radek wrzucił mi tę kartkę. Byłam tego pewna. Uśmiechałam się do napisu. Poczułam tego dnia nagłą lekkość. Wiedziałam, że do Krzyśka nie wrócę, nawet przecież za mną nie dzwonił, nie szukał i nie przepraszał, ale ja przecież zasługiwałam na prawdziwe szczęście. Wierzyłam, że razem z nim przyjdzie miłość. Ta prawdziwa! Ważne tylko, by nie robić nic na siłę. Dwa dni później zadzwoniłam do Asi i poprosiłam ją o numer do Radka. Chciałam mu podziękować za optymizm, którym mnie obdarzył. Umówiliśmy się na kawę. Jak rozwinie się nasza znajomość, nie wiem, ale szczęściu zawsze trzeba dać szansę.