Katarzyna Jeleń: Dla mnie sprawa była jasna. Chciał być z nami, musiał się opamiętać
Fot. Archiwum prywatne

Katarzyna Jeleń: Dla mnie sprawa była jasna. Chciał być z nami, musiał się opamiętać

– Janek przeżywał utratę pracy – mówi Katarzyna Jeleń (38 l.) ze Skierbieszowa na Lubelszczyźnie

Co tam u  Janka? –  mama podpytywała znajomą o jej syna. Mnie on wówczas nie interesował, był 11 lat starszy. Gdy miałam 19 lat, spotkaliśmy się podczas zakupów. Zamieniliśmy parę miłych zdań.

Nie przeszkadzała mi dzieląca nas różnica wieku

– Jak sobie radzisz? – podpytywałam. Wiedziałam bowiem, że dobrych kilka lat wcześniej jego mama zmarła i odtąd gospodarzył sam. Byłam pod wrażeniem, że dobrze sobie radzi.

Ze sklepu odprowadził mnie w stronę domu.
– Sąsiad się żeni. Poszłabyś ze mną na wesele? – zaproponował po drodze, a ja spontanicznie się zgodziłam. Podczas wesela mieliśmy okazję porozmawiać. Okazał się bardzo fajnym facetem!
– Chyba wpadłam mu w oko – zwierzałam się mamie. Kibicowała nam i cieszyła się, gdy zostaliśmy parą.

Nie przeszkadzała mi dzieląca nas różnica wieku.
– Mam swoje lata. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało, i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – powiedział kiedyś, gdy byliśmy razem. – Ale jesteś młoda, zrozumiem, jeśli nie będziesz jeszcze chciała założyć rodziny...
Jednak też go kochałam i chciałam z nim tę rodzinę stworzyć.

Pobraliśmy się, urodziły się dzieci...

W 2006 r. pobraliśmy się, urodziła się Julka, a rok po niej Dominika.
– Córeczki tatusia – mąż kochał je nad życie. Mieszkaliśmy w połowie domu po jego mamie, drugą zajmował brat męża.
– Aż się prosi tu o remont – mówiliśmy. Tyle że brakowało na to funduszy. W okolicy było ciężko z zatrudnieniem. Mąż łapał prace interwencyjne, sezonowe.
– Znajdziesz coś na stałe – pocieszałam go, gdy zaczął wspominać o przeprowadzce do Świdnika, gdzie były lepsze perspektywy.
Przeczucie mnie nie zawiodło.
– Mam pracę! – cieszył się Jan, gdy dostał się do fabryki brykietu. Ja wcześniej także spróbowałam pójść do pracy, ale okazało się, że ciężko ją pogodzić z ogarnianiem domu, córek.
– Tylko ja będę zarabiał – przekonywał Janek. – Ty zajmij się dziećmi i zrób coś dla siebie.

Ciepło zrobiło mi się na sercu, że tak o mnie myśli. Zaczęłam marzyć o studiach. Zawsze lubiłam obserwować ludzi, dlatego  wybrałam socjologię. Niestety, w 2010 r. sprawy się skomplikowały. Mąż stracił pracę. Znów łapał się interwencyjnych oraz sezonowych zajęć.  Te raz były, raz nie.
– Jeszcze się wam poukłada – znajomi podnosili nas na duchu. Niestety, do Janka słowa otuchy nie trafiały. Bardzo źle znosił tę sytuację. Serce mi się ściskało, kiedy widziałam, jak on się tym gryzie.

Było we mnie dużo żalu

Coraz częściej topił smutki w alkoholu. I stało się – wciągnął się w nałóg! 
– Musisz z tym walczyć – prosiłam. Bo choć wiedziałam, że bardzo kocha dziewczynki, sprawiał im tym wielki ból.

We mnie też było dużo żalu. Nie tak wyobrażałam sobie szczęśliwą rodzinę...
– Opamiętaj się, zrób to choć dla dzieci – mówiłam cicho, lecz dobitnie. – By znów było dobrze, musisz skończyć z piciem – stawiałam sprawę jasno, jednoznacznie.
– Zacznę leczenie – obiecał mąż, widząc, że nie żartuję.
Bałam się, że to tylko słowa. A jednak się twardo trzymał! Zaimponował mi niesamowicie, bo znalazł w sobie siłę, by odstawić alkohol. Wiedziałam, że zrobił to dla nas. 
– Dostałem pracę! – wkrótce przekazał mi wiadomość. To też dało mu takiego kopa, że nałóg poszedł w zapomnienie. A ja, skoro znowu było dobrze, odnalazłam w sobie pragnienie, by urodzić trzecie dziecko. Janek także tego pragnął.

Gdy 6 lat temu powitaliśmy na świecie Marcelka, radość była wielka – nasza, pozostałych bliskich. I dziewczynek. Pomagały przy maleństwie, nosiły je po domu.
A ten ostatni – już teraz „krzyczał” wręcz o remont. 
– Wymienimy okna i drzwi – postanowiliśmy. – Dobre i to – cieszyłam się.
Jednak był też poważny powód do zmartwienia.

Widziałam, że synuś wolniej się rozwija

– Jak miały 4 lata były już bardzo rozgadane – porównywałam Marcelka z córkami. A także z rówieśnikami. I za każdym razem czułam ścisk w żołądku. Widziałam, że synuś wolniej się rozwija. Chodziliśmy do lekarzy.
– To autyzm z zespołem Aspergera – usłyszałam w końcu.
Byłam zdruzgotana, przerażona. Mąż początkowo też. Ale potem skupiał się na tym, jak synkowi pomóc.
– Musimy do niego dużo mówić, dawać bodźce – przekazywałam to, co mi tłumaczyli specjaliści. Janek wziął sobie to do serca. Wracał z pracy, wymyślał zabawy dla synka, poświęcał mu czas. To oraz zajęcia w specjalistycznym przedszkolu, do którego go zapisaliśmy, przynosiły efekty! Marcel mówił coraz lepiej. To osładzało gorycz kolejnych kłopotów.
– Redukcja etatów – mąż został znów bez pracy, kiedy wiosną

2020 r. wybuchła pandemia. Dodatkowo przez izolację dziewczynki miały słaby kontakt z rówieśnikami. To odbijało się na ich psychice. Źle było zwłaszcza z Dominiką.
– Depresja, potrzebne będzie leczenie – usłyszałam.
Córka zaczęła terapię. Jednak serce mi pękało, bo wciąż nie miała siły wstać z łóżka. Jej stan tak się pogorszył, że wylądowała w szpitalu! Na szczęście po miesiącu było lepiej. Ale... „Córki są bardzo wrażliwe” – zdałam sobie sprawę. Przypomniałam sobie, jak bywały przybite komentarzami innych dzieci o naszej trudnej sytuacji domowej. Wstydziły się zapraszać do siebie koleżanki. Odrabiały lekcje przy stole, spały w tym samym pomieszczeniu, co rodzice.
Zgłoś się do programu „Nasz nowy dom” – podpowiedziała mi koleżanka.
– Nic nie tracę – wysłałam zgłoszenie. I udało się!

Emocje były wielkie, a wraz nimi też nadzieja! 

277957915_1401524806943045_860866739021502548_n
Nasza rodzinka w komplecie
Archiwum prywatne

Pod koniec ub. r. pojawiła się u nas ekipa telewizyjno-remontowa. Emocje były wielkie, a wraz nimi też nadzieja! Spędziliśmy kilka cudownych dni na wyjeździe, który nam zafundowano na czas remontu. Mogliśmy się cieszyć sobą bez trosk dnia codziennego. Gdy wróciliśmy...
– Mamy pokój! – cieszyły się dziewczynki. Dla synka także udało się wygospodarować oddzielny kącik.
– Dziękuję – ocierałam łzy wzruszenia. To było niesamowite, bo niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ułożyły się też inne sprawy.
– Mam pracę! – oznajmił niebawem mój kochany mąż. Cieszyłam się też z tego, że po poprawie warunków odżyły także dziewczynki. Sporo kryzysów za nami. Udało się je przezwyciężyć, bo niczym zgrana drużyna, lub jak czasem żartujemy, „stado Jeleni”, działaliśmy razem.

Katarzyny Jeleń wysłuchał Stanisław Augustowski

Głosuj w plebiscycie Gloria 2022 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2022. Pani Katarzyna Jeleń wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2022 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2022 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2022

Czytaj więcej