Kinga  Popytak: Pakują życie w jedną walizkę i uciekają przed wojną. Jak im nie pomóc?
Fot. Archiwum prywatne

Kinga Popytak: Pakują życie w jedną walizkę i uciekają przed wojną. Jak im nie pomóc?

"Otworzyliśmy dom dla tych, którym wojna go zabrała” – mówi Kinga  Popytak (46 l.) z Płoskiego (Lubelskie).

Odkąd pamiętam, zawsze pomagałam. Trzeba zorganizować paczkę na święta? Nie ma sprawy. Nalepić pierożków na akcję charytatywną? Natychmiast!  Na szczęście, tak samo czuje mój mąż Wiesio (45 l.).

Jesteśmy razem ponad 20 lat. Poznaliśmy się we Wrocławiu. Tam wciąż ludzie pamiętają powódź stulecia z 1997 r.. Mąż wspomina też pomoc, która szła wtedy z całej Polski.
– Wiesiu, jest sprawa... – kiedy tak mówię, mój mąż wie, że ktoś jest w potrzebie, a ja już zaczynam działać.
– Wchodzę w to – odpowiedź zawsze jest taka sama. W takim klimacie rosła nasza córka Klara. Całą naszą Popytakową ekipą jesteśmy otwarci na ludzi.

Gdy Rosja otwarcie gromadziła swoje wojska wzdłuż granicy z Ukrainą, a niedaleko nas zaczęli stacjonować amerykańscy żołnierze, z niepokojem patrzyliśmy na rozwój sytuacji.
– Szkoda tych ludzi – nie mogłam uwierzyć, gdy 24 lutego podano w wiadomościach, że Rosja napadła na Ukrainę.
– Szok! – i mężowi nie mieściło się to w głowie.

Nazajutrz spotkaliśmy się z przyjaciółmi w bani – popularnej odmianie sauny, w ośrodku wypoczynkowym. Rezerwowaliśmy to dawno temu. W tym samym miejscu było pełno ukraińskich rodzin, które uciekły przed wojną. Zmęczone czekały na zakwaterowanie. „Boże, my się relaksujemy, a te biedne matki cierpią. Pakują całe życie w jedną walizkę i uciekają” – ta myśl dudniła w mojej głowie.

Wróciliśmy ze smętnymi minami. Nie mogłam zasnąć, widziałam, że Wiesia też to gryzło.
Przyjmujemy ich pod swój dach – w jednym momencie to powiedzieliśmy. Była sobota, 26 lutego.
– Klara, co myślisz o tym, żebyśmy wzięli do naszego domu ukraińskie rodziny? – obudziłam córkę, która zawsze uczestniczy w ważnych decyzjach.
– No pewnie! – nie miała wątpliwości. – Ale jak ty będziesz z nimi rozmawiać, przecież nie znasz ukraińskiego?
– Po polsku, resztę rękami  – wiedziałam, że sobie poradzę.
– Mamo, a ty jak uważasz?  – zapytaliśmy teściową, która od niedawna mieszka z nami.
– Trzeba koniecznie dać im schronienie – usłyszeliśmy.

– Ekipo, działamy! – rzuciłam i zabrałam się za przygotowanie domu na przyjęcie uchodźców. Wiesio zadzwonił po sąsiada. Razem przenieśli łóżka, które stały nieużywane w naszym domu, nadmuchali materac. Klara z sąsiadką oblekały pościel, ja nastawiałam pranie i gotowałam rosół. Bo przecież po tak długiej podróży będą głodni.

Zgłosiliśmy gotowość do przyjęcia rodziny w punkcie w urzędzie gminy i całą trójką pojechaliśmy na zakupy. Kupiliśmy sery, owoce, pieczywo, mięso. Wszystko co potrzebne, by jak najlepiej przyjąć gości.  
– Jest rodzina. Siedem osób – odebrałam telefon jeszcze w markecie.
– Wszystko gotowe – rzuciłam i prędko wróciliśmy do domu.

– Dzienkuje bardzo. Ja Jelena, to babusia Zosja, doć, znaczit córka Katia i wot naszi dietki – przedstawiała się wdzięczna, mówiąc, że uciekli z Donbasu. Jechali 4 doby. Byli wycieńczeni.

Zjedli zupę i... marzyli o tym, żeby się wykąpać i położyć. Wszyscy, oprócz jednej z kuzynek, która nawet nie wyszła z samochodu. Cały czas płakała. Kilka miesięcy temu wyszła za mąż, a teraz musiała zostawić ukochanego w mieście, gdzie spadają wciąż bomby.

Na drugi dzień nasi goście pojechali do krewnych w Wiedniu. Zdążyłam zmienić pościel i przyjechała Tatjana, nauczycielka z trójką dzieci i swoją siostrą, instruktorką fitness. Uciekli z Kijowa po pierwszym ostrzale.
– Czujcie się jak u siebie. Tu jest kawa, ciasto, sery, wędlina, częstujcie się – mówiłam.
Nazajutrz, gdy byłam w pracy zadzwoniła teściowa.
– Gdzie jest mop? –  pytała.
– Mamo, po co ci mop? Przecież nie będziesz sprzątać domu. Ja to później zrobię – mówiłam.
– Tania okna umyła, teraz chce sprzątać – zamurowało mnie. Nasi goście  bardzo chcieli się jakoś odwdzięczyć za pomoc.
Po dwóch dniach Tania z rodziną pojechała do kuzynki, do Warszawy.

Chwilę później witaliśmy kolejną rodzinę. Wśród nich była kobieta w zaawansowanej ciąży. Ledwie przeszła przez próg, upadła ze zmęczenia. Jej mąż i Wiesio szybko jej pomogli.
– To nieludzkie – nie mogłam uwierzyć, że małżeństwo lekarzy z 2-letnią dziewczynką i rodzicami jechało 3 dni i 3 noce. Opowiadali, że kolejka matek i dzieci, które szły do Polski sięgała kilometra. W tej kolejce zmarło półtoramiesięczne dziecko! 
– Z całogo serca diakujem – mieli łzy w oczach, kiedy się żegnaliśmy.  

Zaraz była już u nas kolejna rodzina. A nasi przyjaciele, choć nie prosiliśmy, podrzucali nam a to ciasta, a to wodę, jabłka. Ktoś przywiózł pampersy, inny karton z chemią i zabawki. Czułam, że nie jesteśmy sami.

Niedługo później mieliśmy już nowych gości. Rodzice Marija i Andrij z dziećmi Artemem, Maksimem i rocznymi bliźniakami. Uciekli z Kowla niedaleko Białorusi, bali się bombardowań.

– Pani Kinga, maju prośbu. U mene tylko odni kałgotki dla chłopców – tłumaczyła. Nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi. Ale pokazała, na rajstopki dla bliźniaków. Szybko zorganizowałam akcję na Facebooku. Odzew był niesamowity. Ludzie przynosili nie tylko rajstopki.

Nie chcę socjalnej pomocy, chcę pracować. Jestem zawodowy kierowca – wyznał Andrij. Zaczęliśmy już z Wiesiem szukać dla niego pracy, gdy... Okazało się, że po uchodźców przyjechali Szwedzi. Marija i Andrij dyskutowali i postanowili wyjechać. Tam mieli dostać mieszkanie, pracę i świadczenia na dzieci.
– Kochamy was, Polacy. Bez was, nie wiem szto my by zrobili – Marija przytulała nas, gdy się żegnaliśmy.

– Wiesiu, wolontariusze z Zamojskich Aniołów szukają magazynu na pomoc z Niemiec, ma przyjechać tir – zapytałam męża.
– Jasne, niech przywożą. Jeszcze pomożemy rozładować – decyzja była szybka. I na drugi dzień tir zajechał na plac naszej firmy. W kolejnych dniach przyjeżdżały ciężarówki z Anglii. Przeładowane trafiały na Ukrainę. Nie miałam na nic czasu, wszystko w biegu. Ale to było miłe zmęczenie.  

Za każdym razem, gdy ktoś do nas przyjeżdża, emocje są bardzo silne. I nieraz widzę jak mój Wiesio, ukradkiem ociera łzę. Bo w takich momentach nie da się być twardzielem. Gdy słyszy się te wszystkie historie, łzy same płyną, i po prostu chce się pomagać.

Kingi Popytak wysłuchała Ewa Bartos

Głosuj w plebiscycie Gloria 2022 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2022. Pani Kinga Popytak wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2022 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

 

O tym, czy zostanie Glorią 2022 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2022

Czytaj więcej