"Milena chciała ryzykować dla uczucia. Córka grzmiała, a ja… błogosławiłam jej decyzję"
Fot. 123 RF

"Milena chciała ryzykować dla uczucia. Córka grzmiała, a ja… błogosławiłam jej decyzję"

"Cóż, nie byłam najbardziej odpowiednią osobą, żeby przemówić wnuczce do rozsądku. Zdaje się, że przypominała mnie bardziej, niż mogło się wydawać..." Justyna, 60 lat 

„Mamo! No powiedz jej coś!” – moja córka była wściekła i jak zawsze w takich przypadkach wyjątkowo przypominała moją teściową. – Może ciebie posłucha.

– Wątpię – mruknęłam pod nosem, bo jeszcze się nie zdarzyło, żeby dwudziestolatka w sprawach uczuciowych słuchała swojej babki, ale głośno zapytałam: – O co chodzi?

– Milena chce się wyprowadzić do Warszawy – wyrzuciła z siebie Agnieszka. – Poznała tam jakiegoś chłopaka i chce z nim zamieszkać. Spotkali się zaledwie dwa razy, a ona już chce do niego wyjechać. Przecież to jakiś absurd.

– No owszem – przyznałam z ociąganiem. – Niemniej...

Nade wszystko na świecie nie chciałam wtrącać się w sprawy mojej wnuczki. Ciężko to wyznać, ale kochałam Milenę dużo bardziej niż własną córkę. Aga za bardzo przypominała mi mojego męża i jego rodzinę. I wcale mnie to nie zachwycało. Nie żebym nie kochała Andrzeja, ale... Agnieszka mówiła i mówiła, a ja odpłynęłam myślami daleko w przeszłość. Cóż, nie byłam najbardziej odpowiednią osobą, żeby przemówić wnuczce do rozsądku. Zdaje się, że przypominała mnie bardziej, niż mogło się wydawać...

Rodzina w szoku

Miałam osiemnaście lat, kiedy zdałam maturę i zastanawiałam się, co zrobić z własnym życiem. W tamtych czasach studia nie były zbyt popularnym wyborem wśród młodzieży, zwłaszcza takiej z małego miasteczka. Ja zresztą nie miałam takich ambicji. Bez większego przekonania zapisałam się do szkoły pomaturalnej na kierunek księgowość i postanowiłam cieszyć się wakacjami, a przynajmniej tą ich częścią, której nie spędzałam w sklepie rodziców.

W połowie lipca odwiedziła nas siostra mojego ojca.

– Pożyczcie mi Justysię – poprosiła. – Nasz pensjonat pęka w szwach, a właśnie dwie dziewczyny wymówiły mi pracę – wyjaśniła, a potem zwróciła się do mnie: – Kochana, będziesz miała własny pokój i pensję, a także wypoczynek nad morzem.

Zgodziłam się natychmiast. Wszystko wydawało się lepsze niż siedzenie na tyłku w domu.

Miałam 18 lat, a rybak skradł mi serce na zawsze

Gabriela spotkałam trzeciego dnia pobytu nad morzem. Pracy rzeczywiście był huk, ale miałam też wolne chwile. Najchętniej spędzałam je na plaży.

– Hej, czekasz na kogoś? – któregoś dnia zaczepił mnie przystojny rybak, który właśnie powrócił z morza z kutrem pełnym ryb.

– Na ciebie! – Uśmiechnęłam się szeroko, czym go kompletnie zaskoczyłam. – No i się doczekałam. – Odwróciłam się na pięcie i uciekłam z plaży.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywałam, ale kiedy spojrzałam w przepastne błękitne oczy tego chłopaka, coś mnie podkusiło. Rybak dogonił mnie już przy zejściu z plaży.

– Skoro się doczekałaś, to może pójdziemy razem na kawę? Kolację? Spacer? – rzucał kolejne propozycje.

Tak się poznaliśmy. Dwa dni później byłam już zakochana po uszy. On też.

Pod koniec wakacji, kiedy miałam wracać do rodziców, oświadczył mi się.

Sztorm zabrał miłość mojego życia…

Wbrew temu, co sądzili inni, nasza miłość trwała i stawała się coraz silniejsza. Codziennie odkrywałam w Gabrielu nowe cechy, które mnie fascynowały. Razem robiliśmy remont jego domu, wybieraliśmy imiona dla dzieci, przygarnęliśmy psa.

Wszystko runęło w pewną lutową noc. Sztorm zabrał mojego ukochanego. Długo nie mogłam dojść do siebie. Chodziłam nad morze i całe dnie spędzałam na plaży, licząc na cud.

Kilka tygodni po wypadku przyjechali po mnie rodzice i zabrali do domu. Powoli wracałam do życia. Dwa lata później poznałam Andrzeja. Po kolejnych dwóch wzięliśmy ślub. To nie była wielka, szalona miłość. Raczej przyjaźń i wzajemne przywiązanie.

Dochowaliśmy się trójki dzieci i siedmiorga wnucząt. Tylko nad morze nigdy więcej nie pojechałam.

Czasem trzeba iść za głosem serca

– Wiesz… – z wysiłkiem powróciłam do rzeczywistości. – Nie jestem najlepszą osobą, aby komukolwiek odradzać podążanie za głosem serca.

– Co za głupoty! – sarknęła córka. – Ani ona, ani ty nie macie za grosz rozsądku.

W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. Większość ludzi oczywiście powiedziałaby, że Aga ma rację. Ja jednak wiedziałam, że czasami to się zdarza.

Milena postawiła na swoim i wyjechała do Warszawy. Po kilku tygodniach odwiedziła mnie wraz z Kamilem. Jej narzeczony od razu mi się spodobał. Można się było w nim zakochać, a do tego wpatrywał się w Milenę niczym w obraz.

– W sierpniu bierzemy ślub – oznajmiła mi z uśmiechem. – Babciu, jestem taka szczęśliwa.

Dałam im swoje błogosławieństwo. Może chociaż moja wnuczka wykorzysta szansę na wielką miłość.

 

Czytaj więcej