"Chcę poślubić dużo młodszego mężczyznę... Nie spodziewałam się, że moja córka tak zareaguje!"
Fot. 123RF

"Chcę poślubić dużo młodszego mężczyznę... Nie spodziewałam się, że moja córka tak zareaguje!"

"Mnie i Pawła dzieli bardzo duża różnica wieku, ale łączy wielkie uczucie. Uważamy, że miłość nie patrzy w metrykę, ale większość ludzi okrutnie ocenia nasz związek – nawet moja córka. Plotkują, że Paweł zadał się ze starą babą dla pieniędzy. Najbardziej jednak mnie boli, że gdybym to ja była mężczyzną, a on kobietą, nikt by się sprawie nie dziwił! Prawda...?" Marta, 56 lat

Pawła poznałam w pracy. Nie sądziłam, że jeszcze dane mi będzie przeżyć miłość. Mąż umarł, gdy miałam 40 lat. Przez 14 lat zajmowałam się domem, córką i tym, aby żyć normalnie. Wiedziałam, że mój mąż tego właśnie by sobie życzył. Był życzliwym człowiekiem i zawsze powtarzał, że należy cieszyć się życiem. Nie myślałam o innych mężczyznach, choć wielu prawiło mi komplementy.

Nigdy nie wyglądałam na swój wiek

Mając lat 54, często byłam brana za 40-latkę. Najbardziej bawiły mnie spojrzenia ludzi, gdy moja wnuczka Michalina wołała do mnie „babciu”. Ale gdy Paweł zaczął dość intensywnie namawiać mnie na kawę, do kina, jednym słowem, gdy zaczął proponować randkę, byłam zdziwiona. Pomyślałam, że muszę mu wyjaśnić nieporozumienie.
– Pawełku, jesteś bardzo miły, ale czy wiesz, że masz do czynienia z babcią?
– Chyba żartujesz, Marta. Ty babcią?
– No tak, mam 6-letnią wnuczkę – dodałam, ale jego mina nadal wyrażała radość z powodu naszego spotkania na korytarzu w biurze. – I mam… 54 lata, Paweł. Nadal uśmiechał się od ucha do ucha.
– Podobno mężczyzn o wiek się nie pyta! – zażartował. – A ja mam 35. To co z tą kawą? Nie daj się prosić! Mam błagać? Mogę tu klęknąć!
– Nie wygłupiaj się. Możemy iść na kawę, ale po koleżeńsku – zastrzegłam.
Na nic się jednak zdały moje zastrzeżenia. Paweł po prostu nie przyjmował ich do wiadomości. Przynosił mi kwiaty, chciał pomagać w ważnych sprawach. I kilka razy skorzystałam z tej pomocy, przekonując się, że jest nie tylko dowcipny i sympatyczny, ale także punktualny, pracowity i lojalny.

Moje serce znów zabiło. Zakochałam się…

W międzyczasie, z powodu redukcji, musiałam zmienić pracę. Tak było dla nas nawet lepiej. Te dziwne spojrzenia w biurze coraz bardziej mi przeszkadzały. Większość ludzi okrutnie oceniała nasz związek. Plotkowano, że Paweł zadał się ze starą babą dla pieniędzy. Co mówiono o mnie, nie nadaje się do pisania. To był prawdziwy test dla naszego związku. Paweł wszystko wytrzymał i jeszcze mnie wspierał. Ze trzy razy chciałam skończyć ten związek – dla jego dobra, ale mi nie pozwolił.
– Marta, ja cię kocham i będę z tobą. Nie obchodzi mnie, co mówią ludzie. Oni nas nie znają. To, co jest między nami, jest wyjątkowe. Tak, było wyjątkowe. Miłość dwojga ludzi, gdy się wreszcie odnajdą, jest wyjątkowa. Nawet wtedy, gdy ona ma 54 lata, a on 35. Szczególnie zaś bolało mnie, że gdybym to ja była mężczyzną, a on kobietą, nikt by się sprawie nie dziwił. Wręcz przeciwnie. Każdy by Pawłowi gratulował, prawda?

Wiedziałam, że ciężka batalia czeka nas też z naszymi rodzinami

Po prawie pół roku bycia razem Paweł zaczął naciskać mnie w sprawie poznania jego rodziców, wykręcałam się. Bardzo to przeżywałam.
– Moja mama jest po rozwodzie i sama spotyka się z takim fajnym gościem – powiedział Paweł. – Zobaczysz, na pewno będzie dobrze. – On też jest od niej młodszy? – Nie, akurat jest starszy. – No widzisz! – Co widzę? Martusiu, moja mama cię polubi, zobaczysz! Widzi przecież, że jestem szczęśliwy!
Nie było aż tak różowo, jak sądził Paweł. Jego mama parę razy dawała do zrozumienia, że liczyła na inną „synową”. Wzdychała, że nie doczeka się nigdy wnuków. Było mi przykro. Pawłowi też. Poza tym złościł się na matkę.
– Liczyłem, że jest mądrzejsza. Cóż, będzie musiała odtąd święta spędzać ze swoim chłopakiem – powiedział stanowczo. Przestraszyłam się tej deklaracji.
– Paweł, nie chcę cię rozdzielać z rodziną. Zastanów się nad tym.
– Nie, Marta, ja wybrałem. Ciebie. Ty jesteś moją rodziną, a jeśli ktoś tego nie rozumie, tym gorzej dla niego.
Ja także musiałam stawić czoło swojej córce.

Córka nie wierzyła, że Paweł kocha mnie bezinteresownie

– Ile jest młodszy? Mamo, rany boskie, wiem, że to teraz modne, ale mam nadzieję, że się do ciebie nie wprowadzi – zauważyła od razu i nawet nie spostrzegła, jak mnie tym zraniła.
– Paweł ma własne mieszkanie. I dobrą pracę.
– Naprawdę? A jak dobrze znasz jego sytuację? Może jest zadłużony? – drążyła dalej Kamila, nie widząc, że nadal mnie rani.
Sądzisz, że podobam mu się tylko dlatego, że ma problemy? Tak mnie oceniasz jako kobietę?
– No wiesz, mamo, nie chciałabym być nieuprzejma, ale…
– Tak? Powiedz mi? – zaperzyłam się.
– No wiesz, to trochę takie… żenujące? Nienormalne? Nie wiem nawet, jak o tym powiedzieć Markowi. I Michalinie. Poza tym są jednak pewne rzeczy, których człowiek nie chce wiedzieć o własnej matce.
Poczułam złość. I zawód. I wielki smutek.
– A możesz zrozumieć, że ludzi może po prostu połączyć miłość? Tego nie chcesz o mnie wiedzieć? Że umiem kochać? Ty też wzięłaś się z miłości.
– Mamo, proszę cię. W twoim wieku takie teksty? Zachowujesz się jak nastolatka!
– A ty jak zgorzkniała starucha! – odcięłam się.
Nie rozstałyśmy się w zgodzie. Na koniec Kamila zapowiedziała, że jak będę przez tego „kolesia” płakała, to wiem, gdzie jej szukać. Owszem, przepłakałam cały wieczór. Ale przez nią. I to dowodziło, że jedynymi osobami, jakie mnie rozumieją, są Paweł, moja przyjaciółka Iwona i jeszcze kilka koleżanek.

Związek z Pawłem skutecznie przetrzebił mi znajomych

O każdym z nich dowiedziałam się prawdy. Wielu z nich mnie wręcz obraziło, sugerując, że mi odbiło. Z czasem to tylko umocniło mnie w przekonaniu, że najważniejsza jest nasza miłość. Po półtora roku bycia razem postanowiliśmy wziąć ślub.
– Kościelny – powiedział Paweł od razu, a mi zabiło serce. Czy mówił to na poważnie?
– Naprawdę?
– Jestem kawalerem, a ty… też możesz wziąć ślub przed ołtarzem, prawda?
– Tak, mogę.
– Nie widzę więc przeszkód. Zostaniesz moją żoną przed Bogiem, Marta?
Jak mogłabym się nie zgodzić? Ten mężczyzna kochał mnie tak bardzo. I ja go kochałam. Inaczej niż pierwszego męża. Wiedziałam, że błogosławi mi z nieba. Zawsze pragnął tylko mojego szczęścia… Ale znów musiałam zmierzyć się z moją wściekłą córką. Naprawdę była zła.

Moje dziecko powiedziało, że na to nie pozwoli!

– Zwariowałaś, mamo! Już ostatecznie głupie było związanie się z tym facetem, ale cóż, powiedziałam Markowi, że mama ma prawo się na starość wyszaleć. Przejdzie jej. Ale to? Nie pozwolę na to! Ośmieszasz się! – syczała.
Czy naprawdę wychowałam tę bezduszną dziewczynę? To moja córka. Moje dziecko. Jak mogła mówić takie rzeczy? Już zapomniała, jak pięć lat temu, gdy sama przechodziła kryzys w małżeństwie, gdy Marek ją… zdradzał, wspierałam ją i stałam murem po jej stronie. Pomogłam jej przez to przejść, a gdy postanowiła pogodzić się z mężem i ja podałam mu rękę. Dla niej i dla mojej wnuczki. A ja przecież nic złego nie robiłam. Chciałam się związać z mężczyzną, którego kochałam. I który mnie kochał. Przed Bogiem, tak, jak trzeba.
– Przypominam ci, że jestem dorosła i zrobię to, co zechcę. A jeśli boisz się o mieszkanie… – wydusiłam z siebie – to Paweł sam zaproponował intercyzę. Nie chciał, żebyś czuła się zagrożona.
– Jeszcze czego! Jaki łaskawy!
– Kamila, masz dwa wyjścia – przyjdziesz na mój ślub albo nie. Zaakceptujesz Pawła albo nie. Ale to twój wybór. Ja już wybrałam.
– Świetnie, mamo. Może zastanów się, jak Michalina ma mówić do faceta, który jest niewiele starszy od jej ojca. Dziadku?
– Mówi mu po imieniu. Tak, poznali się – nie zważałam na wściekły wzrok córki. – I Michalina lubi Pawła. Wie, że to mój narzeczony. Moja wnuczka jest mądrzejsza od ciebie. Może dlatego, że wciąż jeszcze umie patrzeć sercem. Mam nadzieję, że i ty tego nie zapomniałaś.
Kamila wyszła ode mnie, trzaskając drzwiami.

Czułam się zraniona, ale nie byłam sama

Tym razem nie płakałam. Czułam się jednak głęboko zraniona. Ale nie byłam sama. I nie będę. W sierpniu stanę przed ołtarzem razem z ukochanym mężczyzną, na którego mogę liczyć, któremu mogę ufać. Będzie z nami moja przyjaciółka i przyjaciel Pawła, nasi świadkowie. Będzie mądry i dobry ojciec Jacek, zakonnik dominikanin, który udzieli nam ślubu. Kilka koleżanek, które mi jeszcze zostały. Zaproszenia dostali także matka Pawła i jej przyjaciel, moja córka i jej mąż, wnuczka. Po kameralnej ceremonii przygotowaliśmy wspólny obiad. Dla każdego z nich jest miejsce przy naszym stole. Czy przyjdą? Nie wiem. Niezależnie jednak od tego, powiem Pawłowi: „tak”. Życiu, miłości, przyszłości. Bo miłość nie ocenia. Miłość po prostu jest. Każdy z nas ma do niej prawo. 

 

Czytaj więcej