"Kiedy po rozwodzie zobaczyłam łzy mojego syna, zrozumiałam, że zawiodłam jako matka..."
Fot. 123 RF

"Kiedy po rozwodzie zobaczyłam łzy mojego syna, zrozumiałam, że zawiodłam jako matka..."

"Z mężem od dawna praktycznie nic nas nie łączyło, żyliśmy jak dwoje obcych ludzi pod jednym dachem, więc rozstanie okazało się jedynie formalnością. Dla nas, bo dla naszego syna było życiową rewolucją..." Alicja, 36 lat

Mamo, kiedy pojadę do taty? – Maciek przyszedł do salonu już w piżamie. Rzuciłam okiem na wiszący na ścianie zegarek i przewróciłam oczami.

– Czy ty nie powinieneś już spać?! Jest po dwudziestej drugiej!

– Zaraz pójdę, teraz chcę wiedzieć, kiedy pojadę do taty… – marudził synek.

W środę. Tata przyjedzie po ciebie po pracy – wyjaśniłam z ciężkim westchnieniem. – Umyłeś zęby? – zmieniłam temat.

– Tak.

– Chuchnij – nie ustępowałam. – Oj, mamo, znowu mi nie wierzysz. – Tym razem dzieciak przewrócił oczami, ale posłusznie podszedł do mnie.

– No, jest OK. Biegnij do łóżka, bo jutro rano znowu będzie awantura przy wstawaniu – dodałam.

– A mogę u ciebie w sypialni?

– Możesz – odparłam machinalnie, bo już pochylałam się nad laptopem.

– Poczekam, aż ty się położysz spać – zapewniał synek.

– To może trochę potrwać… – mruknęłam. – Idź już, już! – Machnęłam ręką, opędzając się od młodego jak od natrętnej muchy.

Mimo że był niedzielny wieczór, miałam do skończenia ważne sprawozdanie. Ślęczałam nad nim od kilku dni i nie było mowy o położeniu się spać o normalnej porze.

Rzeczywiście, komputer wyłączyłam grubo po północy i zajrzałam do sypialni. Po stronie, którą jeszcze kilka tygodni temu zajmował mój obecnie były mąż, leżał Maciuś. Przy włączonej lampce nocnej, z buzią na otwartej książce, którą najwyraźniej czytał przed snem… Na widok niewinnej twarzy syna coś mnie chwyciło za serce. Zalała mnie kolejna fala wyrzutów sumienia. To przeze mnie wychowywał się bez ojca, bo to ja rok wcześniej podjęłam decyzję o rozwodzie. Z mężem od dawna praktycznie nic nas nie łączyło, żyliśmy jak dwoje obcych ludzi pod jednym dachem, więc rozstanie okazało się jedynie formalnością. Dla nas, bo dla naszego syna było życiową rewolucją. Tomasz, którego dotąd Maciej miał na co dzień, stał się atrakcją. Były mąż zabierał synka do swojego nowego domu co dwa tygodnie na weekend i czasami na jedną noc w środku tygodnia… Jakoś nie odczuwał potrzeby częstszych kontaktów, a ja nie nalegałam. Wydawało mi się, że dobrze jest, jak jest. Przynajmniej miałam pewność, że chłopiec jada zdrowe rzeczy i ma czyste, porządne ubrania. Tomek nigdy nie przykładał wagi do takich szczegółów jak ubiór czy pożywny posiłek. Najczęściej zabierał syna do fast foodu, a do szkoły potrafił go przywieźć w rozciągniętym, przybrudzonym dresie. A potem ja musiałam świecić oczami przed wychowawczynią.

Rozwód bez krzyku, ale z obojętnością

W środę już od szesnastej Maciej co chwilę podbiegał do okna. Patrzył, czy na końcu ulicy nie pojawia się samochód taty… Tomek zjawił się jednak dopiero po osiemnastej. Bardzo powstrzymywałam się, żeby nie zrobić mu awantury…

– Tatuś! – Młody, oszalały ze szczęścia, na powitanie rzucił się mu na szyję, a mnie coś zakłuło w sercu.

– Spakowałeś czyste skarpetki i majtki na jutro? – zwróciłam się do syna.

– Tak, tak… – odparł machinalnie, zaabsorbowany ojcem.

– Rozumiem, że odwieziesz go jutro do szkoły? – Spojrzałam na Tomka.

– Jasne – odparł.

– Tylko się nie spóźnijcie jak ostatnio – dodałam z wyrzutem w głosie. – I nie zapomnij o drugim śniadaniu…

Tomasz burknął coś pod nosem i otworzył drzwi.

– To nara! – rzucił.

Tyle mieliśmy sobie do powiedzenia po piętnastu latach wspólnego życia. Po zimnym małżeństwie nastąpił spokojny, racjonalny rozwód, po którym odnosiliśmy się do siebie nawet nie z wrogością… Totalną obojętnością. Prawdę mówiąc, byłam z tego nawet dumna. Tyle się słyszy o emocjach, jakie towarzyszą rozstaniom. Kłótnie o majątek, wzajemne żale, pretensje, inwektywy… U nas tego nie było. Tyle że nie było też dobrych rzeczy: Tomasz niechętnie wchodził do domu, kiedy przyjeżdżał po Maćka. A z drobnych, codziennych problemów z synem wolałam się zwierzyć swojej mamie, niż zadzwonić do byłego męża. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej. Dla Maćka też. Nie widział kłócących się rodziców, nie słuchał awantur. W ogóle miałam wrażenie, że nad podziw dobrze zniósł nasze rozstanie. Jak to dziecko – zadał kilka niewygodnych pytań, kilka dni chodził smutny. Weekend wyprowadzki mojego byłego męża spędził u dziadków – nie chcieliśmy, żeby widział tragarzy wynoszących meble Tomasza i ojca pakującego swoje ubrania do torby. Byliśmy z siebie dumni, że tak dbamy o emocje syna… Teraz, kiedy byłam samotną matką, starałam się poświęcać Maciusiowi jak najwięcej uwagi. Niestety, nie zawsze to było możliwe: musiałam znacznie więcej pracować. Co prawda sąd przyznał mi alimenty, ale i tak ciężko było utrzymać dom na dotychczasowym poziomie. Zatem wieczory, podczas których wykonywałam prace zlecone, Maciej spędzał z książką lub z tabletem. „Nie on jeden”, pocieszałam siebie w myślach. „W normalnych, pełnych rodzinach też tak się dzieje…”, uznałam.

Karton z zabawkami i łzy dziecka

Któregoś popołudnia wychowawczyni Maćka rozesłała do rodziców mejla. Pisała w nim, że szkoła przygotowuje festyn, podczas którego odbędzie się kiermasz książki i pluszaków. Można było przynieść do szkoły niepotrzebne, zapomniane zabawki, które być może spodobają się innym dzieciom.

– Najwyższy czas przejrzeć twoje szpargały – oznajmiłam wieczorem Maćkowi.

Wyciągnęłam z pawlacza wielki karton, do którego schowałam stare zabawki syna. Wniosłam go do dziecięcego pokoju. Syn nie wykazał zainteresowania zawartością kartonu. Za to ja zajrzałam do niego z sentymentem. Wyciągnęłam z niego milutki kocyk – kupiłam go, będąc w ciąży, pamiętałam, że kosztował krocie, ale tak mi się podobał, że odżałowałam te pieniądze. A potem szkoda mi było go oddać… Wyciągnęłam też maskotki z bajki „Kubuś Puchatek”, profesora z serii „Było sobie życie” i oryginalnego, czeskiego Krecika.

– Zobacz, co tutaj jest! – wykrzyknęłam do Maćka, sięgając po małego, beżowo-granatowego misia. – To twoja pierwsza zabawka w życiu! Kupiłam ją, jak byłam w ciąży! Posłuchaj tej pozytywki! – Pociągnęłam za sznureczek zwisający z plecków maskotki. Rozległy się dźwięki spokojnej melodyjki. – Puszczałam ci ją, kiedy jeszcze siedziałeś w moim brzuchu! A potem wisiała przy twoim łóżeczku, gdy się urodziłeś…

Nagle zalała mnie fala wspomnień. Przypomniało mi się, jak czekałam na dziecko i jak bałam się cesarskiego cięcia. Przed oczami stanęły mi wieczory z maluszkiem przy piersi. Nasze pierwsze wyjazdy nad morze, kiedy Maciuś, odziany z samego pampersa, bawił się na cieplutkim piasku lub Tomasz z dzieckiem na ręku skakał przez fale. „Co poszło nie tak?”, zastanowiłam się. „Kiedy się pogubiliśmy? W którym momencie przestaliśmy dbać o tę miłość”, wzruszenie chwyciło mnie za serce.

Nagle usłyszałam cichutki szloch. Zdziwiona spojrzałam na leżącego w łóżku Maćka. Synek płakał… Podałam mu wciąż grającego misia.

– A ty co, kochanie? Czemu płaczesz? Okres płodowy ci się przypomniał? – próbowałam zażartować.

Na próżno. Maciej płakał coraz rozpaczliwiej, małe ramionka drgały. Położyłam na nich dłoń.

– Synuś, co się dzieje? – szepnęłam, ale nie odpowiedział. Przykrył głowę kołdrą.

Posiedziałam przy nim kilka minut w milczeniu, gładząc po plecach. „Co mu przypomniała pozytywka?”, zastanawiałam się. „Czasy, kiedy byliśmy szczęśliwą rodziną? A może właśnie doszły do głosu tłumione dotąd emocje?”, pomyślałam. Nagle wyraźnie do mnie dotarło, jak bardzo nieszczęśliwe czuje się moje dziecko.

„Nie może płacić za moje błędy”

Następnego dnia zadzwoniłam do Tomasza. – Może byśmy poszli gdzieś razem we trójkę? – zaproponowałam.

– A stało się coś? – zdziwił się.

– Wszystko ci opowiem…

Wtedy chyba pierwszy raz od dnia rozwodu porozmawiałam szczerze z byłym mężem. O swoich obawach, o planach na najbliższe tygodnie. O Maćku, o jego emocjach. Postanowiliśmy, że dla dobra dziecka będziemy się spotykać na lodach albo w kinie. Żeby wiedział, że wciąż ma dwoje rodziców, którzy darzą siebie szacunkiem i potrafią ze sobą rozmawiać.

A jeśli chodzi o mnie… Uznałam, że pieniądze to nie wszystko. Zrezygnowałam z części zleconych prac, żeby więcej czasu spędzać z synem. Przecież godzina rolek z mamą jest cenniejsza niż nowe spodnie czy markowe buty. Zdaję sobie sprawę, że popełniłam w życiu wiele błędów, ale nie może za nie płacić mój syn. W końcu jest dla mnie najważniejszy.

 

Czytaj więcej