"Marzyłem o romantycznej miłości, a dostałem kubeł zimnej wody..."
Fot. 123 RF

"Marzyłem o romantycznej miłości, a dostałem kubeł zimnej wody..."

"Mówią, że miłość może trafić cię jak grom z jasnego nieba. Cóż, ja jestem na to najlepszym dowodem. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo słusznie mówią też, że miłość jest ślepa…" Michał, 31 lat

Szedłem sobie właśnie, jak zresztą co dzień, z pracy. To znaczy, zazwyczaj z tej pracy wracałem samochodem. Ale ostatnio na badaniach okresowych okazało się, że nieco za bardzo przybrałem na wadze. To wszystko od tej siedzącej roboty! Lekarz zalecił mi, bym zapisał się na siłownię albo zaczął biegać, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę od razu tak się forsować. Zamieniłem więc auto na codzienne spacerki. To tylko piętnaście minut, więc udawało mi się robić tę trasę bez zadyszki. Ale szybko mi się znudziła. Ile w końcu można patrzeć na te same wystawy sklepowe, plakaty wyborcze i mknące hulajnogi.

Postanowiłem więc zmienić trasę i przy okazji poznać lepiej swoje okolice. Wstyd przyznać, odkąd sprowadziłem się do miasta, gdy dostałem pracę, w sumie niewiele tu widziałem. Zacząłem więc kluczyć po uliczkach, pomiędzy starymi domami i niskimi blokami. W sumie w tej części miasta było tak, jakby się czas zatrzymał. Babuszki siedziały na ławeczkach przed klatkami, Mruczki wygrzewały się na słonku, niepomne tego, że teraz koty wypuszczane na zewnątrz są niemile widziane…

Koszulka na sznurku i znak od losu

Kiedy słońce piekło, miałem ulubioną trasę, która wiodła między blokami z wielkiej płyty, ale na podwórkach rosło mnóstwo drzew, dających przyjemny cień. I tam właśnie, między blokami, znalazłem swoje przeznaczenie. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Na sznurku, jak to często na starych blokowiskach bywa, obok trzepaka, wisiało kilka linek na pranie. Sam nie wiem, dlaczego nagle rzuciły mi się w oczy, bo normalnie nie przyglądam się cudzym ciuchom. Ale tym razem natychmiast zauważyłem, że na jednej z koszulek widnieje nazwa mojego ulubionego zespołu i twarz jego wokalisty!

I tu muszę od razu wyjaśnić, że nie należę do osób, które chodzą na koncerty na stadiony wypełnione po brzegi. Nie, ja wolę nieznanych nikomu artystów, poezję śpiewaną, takie, wiecie, piosenki dla duszy. Do tej pory nie zdarzyło się, by ktoś w ogóle słyszał o moim ukochanym wokaliście, a tu, proszę, w moim mieście musiał znaleźć się jakiś drugi jego fan!

„A raczej fanka”, kombinowałem, przystając i niby to sznurując sobie buty, dla niepoznaki. Tak naprawdę chciałem rozeznać się w sytuacji. Koszulka wydawała mi się dosyć mała i zdecydowanie damska. A skoro to dziewczyna była wielbicielką tego samego zespołu, co ja, oznaczało to na pewno, że ma romantyczną duszę, lubi długie spacery (jak ja). Czyli – jesteśmy dla siebie stworzeni!

Czasem świat daje właśnie takie wskazówki jak suszące się na sznurze pranie i nie można ich zlekceważyć. Wiem coś o tym, bo mimo że mam trzydziestkę na karku, jakoś nie mogłem do tej pory znaleźć odpowiedniej dziewczyny. W zasadzie żadnej dziewczyny. Nie było mi z nimi po drodze. Czy mogłem więc zlekceważyć okazję, by poznać w końcu taką, z którą wiele mnie łączy?

Wpadłem na "genialny" plan 

Zastanawiałem się, jak zadziałać. Nie mogłem przecież sterczeć jak głupi pod sznurkiem na pranie, czekając, aż pojawi się właścicielka koszulki. Ludzie gotowi pomyśleć, że jestem jakimś podglądaczem. Ale liczyć na to, że wpadnę na nią na ulicy, akurat ubraną w tę koszulkę… No, taki naiwny nie byłem.

Kucałem więc pod tym sznurkiem, starannie wiążąc po raz czwarty sznurówkę i zastanawiając się gorączkowo, jak rozwiązać mój problem. „Może zostawię karteczkę ze swoim numerem telefonu?“, rozważałem. Ale szybko porzuciłem ten pomysł. Ja osobiście bym nie oddzwonił, bo pomyślałbym, że przyczepił się do mnie jakiś wariat. Gdybym znalazł tylko dobrą wymówkę…

„Może potknę się i niby przypadkiem zrzucę ją do kałuży?”, taki był mój następny plan. Ale też spalił na panewce. Po pierwsze, było wyjątkowo sucho, po drugie, babuleńki z ławeczki już zaczęły na mnie podejrzliwie patrzeć. Założę się, że gdybym majstrował coś przy praniu, jedna z drugą pogoniłyby mnie laską.

Na szczęście w oczy rzucił mi się szyld niewielkiego osiedlowego sklepiku. Stała przy nim lodówka z napojami, a że było dość gorąco, postanowiłem się ochłodzić, bo mózg aż parował mi od myślenia. Już sięgałem po wodę niegazowaną, ale obok stała oranżada. „Mocno gazowana” – głosił napis na etykiecie. Właśnie tego trzeba mi było! Kupiłem ją i poszedłem w swoją stronę, mocno potrząsając puszką, wbrew zdrowemu rozsądkowi oczywiście.

Kiedy byłem już w pobliżu koszulki, otworzyłem puszkę i… piękny strumień trysnął prosto w twarz wokalisty.

„Ale mam oko!”, ucieszyłem się. Z ławeczki od razu wystartowały jak bombowce kobieciny, obrzucając mnie brzydkimi słowami.

– Panie, co pan?! – krzyczały jedna przez drugą. – Chodzi taki, nie uważa i, proszę, całe pranie zniszczone!

– Tylko ta jedna koszulka! – broniłem się. – Zapłacę za szkody, tylko proszę dać mój numer właścicielce. Znają ją panie?

Potwierdziły, że znają. Wzięły ode mnie numer, zadzwoniły pod niego, żeby sprawdzić, czy na pewno nie zmyślony i kiedy zobaczyły, że rzeczywiście to mój telefon się odzywa, dały mi spokój. A mi pozostało tylko czekać.

Finał, którego się nie spodziewałem

Więc czekałem cały wieczór, aż paznokcie z tych nerwów obgryzłem. W końcu koło 22.00 odezwał się telefon. Numer nieznany. To musiała być ona! Ręce mi drżały, kiedy odbierałem.

– A dobry wieczór, dobry wieczór – odezwałem się.

– To ja, od tej koszulki, co ją pan dzisiaj spaprał – usłyszałem w słuchawce. Głos nie należał do młodej dziewczyny, jak sobie wyobrażałem. Prędzej do jej matki. Albo i babki. – Ale nic się nie stało! – zapewniła mnie. – To i tak była tylko koszulka do sprzątania. Wnuczka mi ją dała, bo raz dostała na jakimś koncercie, ale powiedziała, że to nikt ciekawy i ona nie będzie w czymś takim chodzić. To wzięłam, bo do szorowania kibla się przecież nada – zarechotała.

Ja za to zapomniałem języka w gębie.

– Tak że miło, że się pan fatygował, ale niepotrzebnie – pożegnała się.

A ja zostałem z telefonem w ręce. Miłość mojego życia, bratnia dusza? Chyba jeszcze będę musiał poczekać…

 

Czytaj więcej