Gdy Marcin mi się oświadczył, nie wahałam się ani chwili. Kocham go, jest dobrym, troskliwym i opiekuńczym mężczyzną. A jednak budziłam się w środku nocy i zastanawiałam, czy na pewno dobrze robię? Starałam się nie myśleć o tym, że moje wątpliwości zbiegły się w czasie z powrotem Adama do naszego miasteczka, ale trudno było zaprzeczyć temu faktowi. Zaczęłam się strasznie miotać... Jagoda 30 lat.
– Pięknie wyglądasz! – stwierdziła mama z zachwytem.
Spojrzałam w lustro i choć zabrzmi to nieskromnie, musiałam przyznać jej rację. Czułam się jak księżniczka! Biały tiul sukienki układał się przepięknie, ozdobne kamyczki przy dekolcie mieniły się dyskretnie i elegancko.
– To ta – stwierdziłam z przekonaniem, a mama i Ola, moja świadkowa, pokiwały z uznaniem głowami.
– Bardzo dobry wybór – potwierdziła pracownica salonu sukien ślubnych.
Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie i nagle poczułam ucisk w klatce piersiowej. Zamknęłam oczy i wzięłam głębszy oddech. Moje towarzyszki wzięły to za objaw wzruszenia, ale ja wiedziałam, że to nie tak, bo ten ucisk w ostatnich dniach budził mnie w nocy albo napadał w zupełnie niespodziewanym momencie.
Na początku myślałam, że to stres związany z przygotowaniami do ślubu, ale coraz częściej zaczynałam się zastanawiać, czy jednak nie chodzi o wątpliwości.
Gdy Marcin mi się oświadczył, nie wahałam się ani chwili. Kocham go, jest dobrym, troskliwym i opiekuńczym mężczyzną. A jednak budziłam się w środku nocy i zastanawiałam, czy na pewno dobrze robię?
Starałam się nie myśleć o tym, że moje wątpliwości zbiegły się w czasie z powrotem Adama do naszego miasteczka, ale trudno było zaprzeczyć temu faktowi. Adam jest człowiekiem, który połamał moje serce na miliard kawałków, gdy z dnia na dzień stwierdził, że nie jest gotów na poważny związek i wyjechał. Tak po prostu, po dwóch latach związku, gdy ja oczami wyobraźni widziałam nasz dom za miastem i wybierałam imiona dla dzieci...
Strasznie cierpiałam. Kochałam go jak wariatka, od pierwszego wejrzenia byłam pewna, że to przeznaczenie. Byłam przekonana, że on też tak czuł.
Długo nie mogłam się pozbierać. Rzuciłam się w wir pracy, żeby nie zwariować, ale w głębi duszy cały czas czekałam z nadzieją, że Adam zrozumie swój błąd i wróci. Tak bardzo chciałam, by stanął w moich drzwiach i zaczął mnie błagać o wybaczenie! Milion razy wyobrażałam sobie tę chwilę.
Niestety, nic takiego się nie wydarzyło, mój ukochany wyjechał na drugi koniec Polski i nie dawał znaku życia.
Bardzo długo nawet nie zerkałam w stronę płci przeciwnej, najpierw dlatego, że ciągle kochałam Adama, a potem chyba dlatego, że bałam się zranienia. Byłam zupełnie zamknięta na jakąkolwiek bliższą relację i głucha na uwagi przyjaciół i rodziny, że powinnam kogoś poznać.
Marcin pojawił się w moim życiu całkiem zwyczajnie, był bratem mojej koleżanki z pracy i po prostu kiedyś znaleźliśmy się na tej samej imprezie. Nie trafił mnie piorun sycylijski, ale od razu polubiłam tego sympatycznego bruneta o mądrym, niebieskim spojrzeniu. Od tamtej pory coraz częściej na siebie trafialiśmy i zwyczajnie się zakumplowaliśmy. Gdy pierwszy raz zaprosił mnie na kawę, zawahałam się przez sekundę, bo nie planowałam wracać do randkowania. A jednak Marcin miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam, że żadna krzywda z jego strony mi nie grozi.
Miałam rację. Marcin obchodził się ze mną jak z jajkiem, był niesamowicie taktowny, ostrożny i cierpliwy. Nasza znajomość rozwijała się powoli, ale w dobrym kierunku. Z czasem poczułam, że jestem w nim zakochana. To może nie była tak szalona miłość jak ta, którą darzyłam Adama, ale czułam, że mam przy swoim boku człowieka, który jest moim najlepszym przyjacielem, na którego mogę zawsze liczyć i który budzi we mnie czułość, jakiej wcześniej nie znałam.
A jednak, gdy dwa tygodnie temu natknęłam się na niego na ulicy, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi! Wyglądał dokładnie tak samo, jak kilka lat temu: przystojny, ujmujący i patrzący na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Jagoda! To niesamowite, że cię spotykam! Chciałem się do ciebie odezwać, zapytać, co słychać, a tu proszę! Kurczę, ale niesamowicie wyglądasz! – stwierdził, mierząc mnie wzrokiem. – Chodź, idziemy na nasze lody, pogadamy! – zarządził, a ja poszłam za nim jak jakieś potulne cielę.
Chwilę później siedzieliśmy w parku i rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic, zajadając się bakaliowymi lodami, zupełnie jak kiedyś...
Dowiedziałam się, że Adam lada moment zaczyna pracę w naszym mieście, że nikogo nie ma, że przez te lata musiał „odnaleźć siebie”. Gdy powiedziałam mu, że za kilka tygodni wychodzę za mąż, na jego twarzy pojawił się cień zawodu, co odnotowałam z niemałą satysfakcją.
– No tak, nie mogłem oczekiwać, że ktoś taki jak ty będzie wolny, gdy wrócę – stwierdził z uśmiechem, ale w oczach dostrzegłam smutek.
Roześmiałam się, by rozładować napięcie.
– Co poradzę, tak już jest. – Rozłożyłam ręce. – Dzięki za lody i pogaduchy, było bardzo miło, ale już muszę lecieć – pożegnałam się pospiesznie i odeszłam, czując na sobie jego wzrok.
To spotkanie totalnie wytrąciło mnie z równowagi. Wróciłam do domu rozedrgana. Myślałam, że Adam jest mi już zupełnie obojętny, tymczasem moje ciało dawało mi wyraźnie znaki, że nie. Przez następne dni starałam się zapomnieć o tym spotkaniu. Niestety, nie było to łatwe. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to nie jakiś znak, że zjawił się właśnie teraz, tuż przed moim ślubem.
Wspomnienia wróciły, a z nimi jakaś tęsknota. Pojawiły się wątpliwości, czy na pewno chcę spędzić całe życie z Marcinem, skoro wystarczyła chwila, by moje myśli zaczęły krążyć wokół Adama.
Jakby tego było mało, po kilku dniach dostałam od Adama wiadomość: „Nie mogę przestać myśleć o tym, że bierzesz ślub. Czy możesz się jeszcze zastanowić? Może warto, byśmy dali sobie szansę? Daj tylko znak”, przeczytałam i nogi się pode mną ugięły. Skasowałam tę wiadomość, nie odpisałam, chciałam o niej zapomnieć, ale nie mogłam.
Nikomu nie powiedziałam, co się ze mną dzieje, bałam się, że nikt mnie nie zrozumie. Czułam się okropnie, bo Marcin zauważył moje rozedrganie, ale zrzucił to na karb stresu przedślubnego.
– Skarbie, nie martw się, wszystko pójdzie dobrze. A jak będziesz chciała, możemy uciec i wziąć ślub w Las Vegas – mówił, obejmując mnie, a ja wtulałam się mocno w jego ramiona, choć miałam ochotę się rozpłakać.
Strasznie się miotałam. „A jeśli to, co nas łączy, jest tylko przyjaźnią? Co jeśli to zbyt mało, by wytrwać w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe?”, dręczyłam się podczas bezsennych nocy.
Myślałam, że zwariuję. W końcu uznałam, że muszę się komuś zwierzyć. Komuś, kto nie wpadnie w histerię, że chcę odwołać ślub, kto mnie nie osądzi ani nie stwierdzi, że oszalałam. Potrzebowałam, by ktoś mnie wysłuchał i dobrze mi poradził. Padło na ciotkę Helenę, moją matkę chrzestną.
Wiedziałam, że to ostatni człowiek na ziemi, który kogokolwiek by osądzał, a jednocześnie najmądrzejsza kobieta, jaką znam.
– No to mów, co się dzieje? – zagaiła, gdy ją odwiedziłam.
– Skąd wiesz, że coś się dzieje? – spytałam dla formalności.
– Znamy się, czytam w tobie jak w otwartej księdze, coś cię gryzie. Czyżby wątpliwości przedślubne? – Popatrzyła mi w oczy.
Nie bawiłam się w owijanie w bawełnę, wszystko jej opowiedziałam, a ona wysłuchała mnie uważnie.
– Kochasz tego Adama? – zapytała wprost.
– Nie, nie wiem – zająknęłam się. – Boję się, że to, co czuję do Marcina, nie jest wystarczająco silne. Wiesz, wystarczyło, żebym natknęła się przypadkowo na Adama i serce zaczęło galopadę! Nigdy nie miałam takiego etapu z Marcinem, z nim jest cudownie, bezpiecznie, spokojnie, ale nie jestem w stanie dla niego oszaleć z miłości – jęknęłam, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Rozumiem. Takie szaleństwo to piękne uczucie, człowiek czuje, że żyje! A co kochasz w Adamie? – drążyła, a ja zamilkłam.
– Ten dreszczyk emocji, nasze wspomnienia – odpowiedziałam powoli.
– A w Marcinie?
– Jego dobroć, czułość, to, że jest moją ostoją i potrafi zachować spokój, nawet gdy ja chodzę po ścianach. Kocham też to, jak nuci w samochodzie, choć strasznie fałszuje, i jak wzrusza się na filmach, choć udaje, że wcale nie, albo to, że nigdy nie wyjdzie z domu, jeśli mnie nie pocałuje. No i uwielbiam, jak na mnie patrzy, a gdy mnie przytula, czuję, że nic złego nie może mnie spotkać – powiedziałam i nagle zrozumiałam, co mówię. – Jezu, ależ ja byłam głupia – szepnęłam.
– Nie. Po prostu się pogubiłaś, to się może zdarzyć każdemu. To oczywiście twoja decyzja, czy chcesz wyjść za Marcina, ale wiedz, że o nikim nigdy nie mówiłaś z taką czułością, jak o tym chłopaku! Myślę, że żaden poryw emocji nie jest wart zaryzykowania tej miłości, wiesz? – Ciocia spojrzała na mnie uważnie, a ja gorliwie pokiwałam głową.
– Muszę już iść, narzeczony na mnie czeka. – Zaczęłam się zbierać.
Jeszcze w autobusie napisałam wiadomość do Adama: „Wyjdę za Marcina, bo bardzo go kocham. Wszystko, co było między nami, to już przeszłość, życzę ci, byś był z kimś tak szczęśliwy, jak ja z moim przyszłym mężem. Nie pisz, nie dzwoń do mnie”.
Gdy wróciłam do domu, przytuliłam się do narzeczonego.
– Hej, coś się stało? – zapytał.
– Nie. Tęskniłam po prostu. Kocham cię, wiesz? I już nie mogę się doczekać naszego ślubu – zapewniłam i pomyślałam, że jestem szczęściarą i nie wolno mi tego zmarnować.