Gdy zobaczyłam Jerzego, zawirowało mi w głowie. Był moją pierwszą miłością, a o niej się nie zapomina...
„Nic się nie zmieniłaś”, powiedział Jerzy. „Jak zawsze piękna”
Fot. Adobe Stock

Gdy zobaczyłam Jerzego, zawirowało mi w głowie. Był moją pierwszą miłością, a o niej się nie zapomina...

Poznaliśmy się dawno temu i od razu między nami zaiskrzyło. Ale los nie był dla nas łaskawy. Musieliśmy się rozstać. Nie widzieliśmy się przez ponad czterdzieści lat. Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem u mojej sąsiadki... Janina, 62 lata

Rozpadało się na dobre. Umyłam talerz po zupie, wstawiłam wodę na kawę i ukroiłam sobie kawałek ciasta ze śliwkami, ależ mi pyszne wyszło. Dałam kawałek sąsiadce, mojej kochanej Usi, bo przecież całego sama bym nie zjadła. Wzięłam książkę, tym razem romans, jakoś nie miałam już ochoty na kryminały.
Romans, piękna kobieta, nieszczęśliwa, i on, z pozoru zimny twardziel, a jednak o gołębim sercu. Nie mogłam się doczekać, aż połączy ich namiętność. Już, już mieli paść sobie w ramiona, kiedy zadzwonił telefon.
– Janeczko, to ja Ula – szeptała sąsiadka.
– No, cześć, Usiu. Dzwonisz, czemu nie wpadniesz dwa piętra wyżej?
– Odwiedził mnie kuzyn. Przyjechał na pogrzeb dawnego kolegi, znajomy go przywiózł i po pogrzebie wstąpili do mnie. A ja tu z niczym, suchy chleb mam i mleko. No strasznie mi głupio cię prosić, ale dałabyś mi jeszcze ze dwa kawałki tego pysznego ciasta? Na dworze taki ziąb, że jak wyjdę z tym kaszlem, to wrócę z zapaleniem płuc.
– No pewnie, nie ma sprawy. Zaraz będę.
Wyjęłam ciasto z lodówki i zaniosłam sąsiadce całkiem spory kawałek. Ula to był złoty człowiek, ona też wiele razy pomogła mi w potrzebie.

Od razu rozpoznałam Jerzego i wróciły wspomnienia 

Gdy weszłam do mieszkania, dobiegły mnie śmiechy i tubalne głosy. Ula z wypiekami na twarzy rzuciła:
– Poznajcie Janeczkę, moją przyjaciółkę.
– Leszek, kuzyn Uli – przedstawił się pierwszy, całując moją dłoń.
– Janeczka?... – Drugi z mężczyzn też wstał i patrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha. – Janka, to ja, Jerzy, nie poznajesz mnie?
Ciasto omal nie wypadło mi z rąk!
– Jerzyk... – szepnęłam.
Zrobiło mi się duszno i zawirowało w głowie. Wróciły wspomnienia sprzed czterdziestu dwóch lat...
Pojechałam na Wszystkich Świętych do rodzinnego miasta mamy. Nocowałyśmy u babci. Przyjechała tam też jakaś kuzynka od strony dziadka z synem. Ja miałam dwadzieścia lat, on dwadzieścia jeden. Jego matka chciała odwiedzić grób swoich rodziców, a nie mieli w miasteczku już żadnej innej rodziny, więc zatrzymali się u mojej babki. Między mną a Jerzym od razu zaiskrzyło. Pamiętam, jak wszedł z matką do ciasnego przedpokoju babcinego mieszkania, trzymając skórzaną walizkę. Mama poprosiła, żebym wstawiła wodę na herbatę. Uciekłam szybko do kuchni, cieszyłam się, że mogę się czymś zająć, bo poczułam, że cała się rumienię. Młody mężczyzna był taki przystojny! Wysoki blondyn o niebieskich oczach.
Gdy Jerzy wszedł do kuchni, pozdrowił mnie zwyczajowym „serwus”. Chyba od razu zakochałam się w tym radiowym głosie. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że się do mnie uśmiecha.
– Przywiozłam drożdżówkę, Jerzyk, wyjmij ją z torby – powiedziała jego mama.
– Tak jest! – Zasalutował dla zgrywy.
Oboje parsknęliśmy śmiechem.
Wypiliśmy herbatę, potem zjedliśmy ciasto i babcia zarządziła wyjście na cmentarz.
– Trzeba jeszcze przed jutrem posprzątać liście z pomnika.
Oczywiście wszystkie groby były już przygotowane. Pomniki wyczyszczone, napisy wyglansowane. Wystarczyło zebrać kilka listków i nazajutrz postawić kwiaty i znicze.
Szliśmy cmentarnymi alejami, babcia, mama i ciotka przodem. Jerzy i ja zostaliśmy w tyle. Rozmawialiśmy. Jerzy miał w sobie coś takiego, że czułam się przy nim dobrze. Opowiadał o swojej uczelni, bo studiował na politechnice w Gliwicach, i o tym, że uwielbia wypady w góry.
Ja już pracowałam, byłam pomocą sekretarki w zakładzie farmaceutycznym w naszym mieście. Mówiłam mu o pracy, trochę o wakacjach na Mazurach.
Ostatni dzień tamtego października był taki piękny: słoneczny, jesienny, zakochany... Pod nogami szeleściły pożółkłe liście, w powietrzu czuć było ten cudowny zapach jesieni. Na grobach migotały już pierwsze zapalone znicze. Dymiły jak szalone, a my nie mogliśmy się na siebie napatrzeć, chcieliśmy wiedzieć o sobie jak najwięcej.

To było gorące, młodzieńcze uczucie


Po powrocie do domu babcia odgrzała bigos, zaparzyła herbatę. Wieczorem oglądaliśmy zdjęcia rodzinne, wspominaliśmy.
Następnego dnia, we Wszystkich Świętych, poszliśmy na groby bliskich. Jerzy i jego matka mieli zostać do Zaduszek. Wieczorem, pierwszego listopada, Jerzy zaproponował spacer na cmentarz.
– Nigdy nie byłam po zmroku na cmentarzu – rzuciłam trochę zaniepokojona.
– Nie? W Gliwicach to taki zwyczaj. Pięknie wyglądają te migoczące światełka...
– Idźcie, młodzi, idźcie – zaśmiała się babcia. – Oni duchów się nie boją... Im inne rzeczy w głowie. Jerzyk, tylko opiekuj się moją wnuczką – dodała na koniec.
Kobiety zostały w domu, popijając wiśniówkę, a my poszliśmy.
Rzeczywiście, widok morza palących się zniczy był urzekający, a cmentarz wcale nie taki straszny, zwłaszcza że Jerzy w pewnym momencie wziął mnie za rękę.
Gdy wracaliśmy do domu, bardzo chciałam, żeby mnie pocałował. Marzyłam o tym pierwszym pocałunku właśnie z nim. I stało się. Wśród spadających liści i jesiennej mgły.
Do domu wracałam zakochana pierwszą, młodzieńczą miłością.
Jerzy pisał do mnie piękne listy, potem odwiedził przed Świętami Bożego Narodzenie. Ubłagałam też mamę, żeby pozwoliła mi pojechać z nim na sylwestra w góry. To był wspaniały czas, niezapomniany, piękny i pełen miłosnych uniesień.
Nigdy nie zapomnę schroniska w Karkonoszach, małego pokoiku z okienkiem pomalowanym fantazyjnie przez Dziadka Mroza i gorących pocałunków Jerzego. Jeździliśmy w góry przez całą zimę. Ach... ta młodość!
A potem, jak to często w życiu bywa, przyszła szarość dnia codziennego. Jego egzaminy, nauka, u mnie praca. Miłość na odległość nie miała racji bytu. Potem Jerzy przysłał do mnie jeszcze tylko jeden list, twierdził, że musi wyjechać za granicę. To były takie czasy, że nie napisał mi, dokąd. Korespondencja się urwała. Już nie byliśmy razem, babcia sprzedawała mi strzępki informacji na temat dalekiego kuzyna. Podobno przerwał studia i wyjechał do Niemiec.
Wkrótce poznałam miłego kierownika z działu produkcji, wyszłam za mąż. Byliśmy z Wiesiem dobrym małżeństwem, ale nie doczekaliśmy się dzieci. Mój Wiesiu zmarł pięć lat temu.

Jego oczy błyszczały jak przed laty

Stałam i wpatrywałam się w błękitne oczy Jerzego. Błyszczały tak samo, jak przeszło czterdzieści lat temu. Usiadłam, Ula zaproponowała naleweczkę i kawę.
– Nic się nie zmieniłaś, Janka – powiedział Jerzy. – Jak zawsze piękna – dodał.
– Dzięki – rzuciłam, lekko się uśmiechając. Te czterdzieści dwa lata odcisnęły piętno na mojej twarzy, ale co tam, „komplement niech rozkwita, niech cieszy”, jak mawiała moja mama.
Kilka łyczków wiśniówki i troszkę się rozluźniłam.
– To niesamowite, że spotykamy się teraz, po tylu latach – zauważył Jerzy. – Opowiadaj, co u ciebie słychać.
Prawdę mówiąc, nie miałam na to ochoty. Bardziej chciałam wiedzieć, dlaczego on tak nagle zerwał ze mną kontakt.
– Jestem młodą emerytką. Dopiero się rozkręcam w leniuchowaniu. A co u ciebie?
– Prowadzę własną firmę, powoli oddaję już ster synowi. No a dzisiaj miałem w waszym mieście umówione spotkanie, no i tak wyszło, że przy okazji zabrałem Leszka na ostatnie pożegnanie jego kolegi. Nie wiem, to chyba jakieś zrządzenie losu... – Popatrzył na mnie tymi swoimi oczami.
– Masz syna... Jak ma na imię?
– Julek, pokażę ci zdjęcie. – Wyjął telefon.
Rozmawialiśmy o naszych rodzinach, okazało się, że Jerzy tak jak ja był wdowcem.
Nie powiedział mi jednak, dlaczego nagle przestał się odzywać... A ja nie śmiałam zapytać wprost. Przed wyjazdem Jurek poprosił mnie o numer telefonu.
Zadzwonił następnego dnia.
– Janka, wczoraj nie było jak o tym mówić, ale wiesz, ja... przez te czterdzieści dwa lata myślałem o tobie. Zawsze wracałaś w moich wspomnieniach. Każda jesień i zima kojarzyły mi się z tobą, twoim radosnym śmiechem i wyjazdami w góry.
– To dlaczego przestałeś się odzywać? – zapytałam.
– To było niebezpieczne. Nie chciałem cię narażać, wiesz, jakie były czasy. Zaangażowałem się w działalność polityczną, a potem musiałem uciekać. Wyjechałem do Zachodnich Niemiec. Powiem szczerze, tęskniłem, jednak z czasem przywykłem, spodobało mi się tamtejsze życie, zachłysnąłem się nim. Dorobiłem się, poznałem kobietę, która została moją żoną, dopiero niedawno wróciłem do kraju...
– Rozumiem – rzuciłam, ale czułam żal.
Jerzy od razu to wyczuł.
– Wiesz, ja wtedy chciałem się odezwać, ale dowiedziałem się od mamy, że jesteś zaręczona i wychodzisz za mąż. Stwierdziłem, że nie powinienem mieszać ci w życiu...
– Mieszać... Wiesz co, zamknijmy ten rozdział – powiedziałam w końcu. – Było, minęło. Ja też nigdy o tobie nie zapomniałam.
– Chciałbym się jednak jeszcze kiedyś z tobą spotkać. Czuję, że to spotkanie po latach było po coś.
– Nie sądzę, Jerzy, bądź zdrów. Jesteśmy już na to za starzy – dodałam i się rozłączyłam.
Nie mogłam przestać o nim myśleć przez kolejne dni. W dzień i w nocy. Aż w sobotnie południe ktoś zapukał do drzwi.
– Jurek... – westchnęłam, gdy otworzyłam, i serce od razu zabiło mi mocniej.
– Janeczko, ja po prostu nie mogę przestać o tobie myśleć. Nasze uczucie sprzed wielu lat było czymś pięknym, prawdziwym i wiesz... Ono nadal trwa.
Wzięłam go za rękę.
– Chodź, Jerzy, napijemy się kawy.
Rozmawialiśmy pół dnia, jak kiedyś, nie mogąc się na siebie napatrzyć.
Potem poszliśmy na spacer. Pod nogami szeleściły liście. Opadły już chyba wszystkie. Niebawem nadejdzie zima.
– Lubię zapach jesieni – powiedział Jurek. – Zawsze przypomina mi o tobie – dodał.

 

 

 

 

Czytaj więcej