"Długo dochodziłam do siebie po tym, jak Janek mnie zostawił i wyjechał do Warszawy z Justyną. Latami fantazjowałam, że wraca i błaga o wybaczenie, wyznaje, że naprawdę kocha tylko mnie. I stało się. Pewnego dnia gruchnęła wieść, że on rzeczywiście wraca i będzie na imprezie u wspólnych znajomych. Serce zabiło mi jak szalone..." Dominika, 30 lat
– Słyszałaś? Janek wrócił do miasta. Podobno rozwiódł się z Justyną i postanowił wrócić na stare śmieci – moja przyjaciółka, Daga, sprzedała mi gorące wieści. Serce zabiło mi tak, że omal nie wyskoczyło mi z piersi. Zrobiłam jednak wszystko, by zachować kamienną twarz.
– Naprawdę? – zapytałam z uprzejmą obojętnością.
– No tak, Olka spotkała go w sklepie. Podobno o ciebie pytał, a gdy Ola powiedziała, że się z kimś spotykasz, nie wyglądał na zadowolonego.
Po tej informacji nie umiałam już ukryć swojego pełnego satysfakcji uśmiechu. Poczułam się tak, jakbym wygrała na loterii.
– No i dobrze, niech ma! – stwierdziłam i razem z Dagą się roześmiałyśmy.
Przez resztę dnia wspomnienia nawiedzały mnie falami. Janek był moją pierwszą miłością, wtedy myślałam, że również ostatnią. Byłam w nim zakochana wręcz nieprzytomnie. Był przystojny, oczytany, ambitny i miał w sobie coś zadziornego, taki rodzaj szorstkiego uroku, który często podoba się kobietom. Czułam się szalenie wyróżniona, gdy zwrócił na mnie uwagę. Nasza znajomość rozwijała się dość szybko i dynamicznie. To była relacja pełna zaangażowania i pasji, rozstań i powrotów, które wydawały mi się niesamowicie romantyczne. Nikt nigdy tak nie mówił, że mnie kocha, nikt tak nie patrzył mi w oczy i nie potrafił robić tak szalonych rzeczy, by udowodnić mi swoje uczucie. Janek potrafił na przykład spontanicznie zabrać mnie nad morze, bo poprzedniego wieczoru powiedziałam, że uwielbiam szum fal, albo wynająć dla nas balon, bo podczas wspólnego oglądania filmu napomknęłam, że wycieczki balonem są niesamowicie romantyczne. Niestety potrafił mnie także wkurzyć jak nikt inny. Podobał się kobietom i lubił z tego korzystać, niejednokrotnie na moich oczach flirtował z innymi, czasem wręcz je uwodził. Jakby chciał sprawdzić, czy na pewno cały czas tak działa na płeć piękną. Ileż to razy się o to pokłóciliśmy!
– Myszko, przecież ty wiesz, że ja i tak kocham tylko ciebie. Inne nie mogą się z tobą nawet równać – mówił, a ja wtedy miękłam.
Tak było przez trzy lata...
Spodziewałam się zaręczyn, planowałam już ślub i imiona dla dzieci, gdy ukochany oświadczył mi, że nasza znajoma urodzi jego dziecko.
– Wybacz, to był jeden raz, nie wiem, co we mnie wstąpiło, ona mnie uwiodła – kajał się, a ja nie mogłam na niego patrzeć.
To była nasza ostatnia rozmowa. Od tamtej pory go nie widziałam. On wyjechał z Justyną, ożenił się z nią i robił karierę w stolicy. Ja zostałam i bardzo długo podnosiłam się z tej porażki. Latami fantazjowałam, że Janek wraca i błaga o wybaczenie, wyznaje, że naprawdę kocha tylko mnie. Potem układamy życie na nowo, a ja w swojej dobroci przyjmuję jego dziecko jak swoje. Justynę z tych wizji jakoś wymazywałam.
Aż poznałam Maćka, kolegę mojego brata. To zupełnie inny człowiek, spokojny, dojrzały, pogodny i sympatyczny. Właśnie ta ostatnia cecha sprawiła, że się z nim zakumplowałam. Na początku nawet przez myśl mi nie przeszło, że między nami mogłoby być coś więcej, po prostu lubiłam spędzać z nim czas. Nieważne, czy byliśmy razem w kinie, graliśmy w planszówki z jego siostrzeńcami, czy oglądaliśmy seriale, popijając kakao, do którego oboje mamy słabość. Gdy pierwszy raz mnie pocałował, byłam zszokowana, ale jednocześnie poczułam, że chcę w to iść. A ostatnio zrozumiałam, że jestem w Maćku zakochana.
Wolna od nerwów i niepewności, ale też od galopad serca. I czasem zastanawiałam się, czy to na pewno to. Tym bardziej, gdy usłyszałam o powrocie Janka, a w moim brzuchu od razu zatańczyły motyle.
Minęło kilka dni i grono starych znajomych zaproponowało spotkanie. Wiedziałam, że miał być także Janek. Denerwowałam się jak diabli, bo czułam, że to spotkanie może wiele zmienić. Gdzieś z tyłu głowy miałam nawet wizję, że zrywam z Maćkiem, by być ze swoją prawdziwą miłością, która znów wkracza w moje życie jak tornado.
Gdy tam weszłam, zobaczyłam sporo znajomych twarzy. W tym Janka… Był starszy, tęższy, miał już trochę zmarszczek, ale poznałam go bez trudu. Obdarzył mnie szelmowskim uśmiechem i spojrzał prosto w oczy, a ja… nie poczułam nic, kompletnie. Czekałam co najmniej na grom z jasnego nieba, ale nie wydarzyło się nic. Janek sporo mówił, głównie o sobie i swoich olśniewających sukcesach, a ja miałam ochotę ziewać. I nagle uderzyła mnie myśl, że ja wcale nie chcę tu być! Zdecydowanie wolałabym siedzieć w mieszkaniu Maćka, pić z nim kakao i grać w planszówkę lub oglądać serial. Nie zastanawiając się długo, wstałam z miejsca i grzecznie się pożegnałam. Janek też wstał i poszedł ze mną do drzwi.
– Słuchaj, pomyślałem, że może umówilibyśmy się na jakąś kawę? Albo kolację? Brakowało mi ciebie przez te wszystkie lata – mówił i patrzył na mnie tak, jak przed chwilą na blondwłosą kelnerkę. Uśmiechnęłam się łagodnie i stwierdziłam:
– Nie, mój drogi, my już nie mamy wspólnych tematów. A teraz wybacz, ale spieszę się do ukochanego. A potem wyminęłam go z gracją i wyszłam.
W drodze powrotnej sama się z siebie śmiałam. „Co też w ogóle chodziło mi po głowie?”, zastanawiałam się. A gdy weszłam do mieszkania Maćka i spojrzałam w jego dobre, zielone oczy, poczułam, że zalewa mnie fala czułości. A ona jest zdecydowanie lepsza niż wszelkie pioruny…