Aktorka Dorota Stalińska znana jest przede wszystkim ze swojego głębokiego głosu. Na scenie i na ekranie zachwyca, ale prywatnie mierzyła się z poważnymi problemami z widzeniem. Jej wzrok pogarszał się i jeszcze kilka lat temu słyszała od lekarza, że nic się nie da z tym zrobić. Teraz widzi wszystko bez okularów i zapewnia, że tak już zostanie na stałe. Jak to możliwe? Aktorka opowiada o operacji wzroku i wszczepieniu soczewek wewnątrzgałkowych. Czy zabieg jest bolesny i jak wpłynął na jej życie oraz zdolność widzenia?
Cechą charakterystyczną Doroty Stalińskiej jest wspaniały, głęboki głos, który słyszymy w filmach, serialach i spektaklach teatralnych. Do niedawna jej znakiem rozpoznawczym były też okulary. – Bez nich nawet na chwilę się nie ruszałam, a teraz znów mogę stanąć ze światem oko w oko – śmieje się aktorka. Opowiada nam o zabiegu, który odmienił jej życie i przywrócił zdolność widzenia.
Spotykamy się w kawiarni. Kiedy podchodzę do stolika, dzwoni telefon. Dorota Stalińska odbiera komórkę i drugą ręką łapie się za głowę.
Nie. Dlaczego?
To z przyzwyczajenia. Jeszcze do niedawna, gdy tylko dzwoniła komórka to jedną ręką sięgałam po telefon, a drugą opuszczałam na nos okulary, które zawsze nosiłam na głowie. Bez tego nie mogłam odczytać, kto dzwoni. O SMS-ach nawet nie wspominam. Nie rozstawałam się z okularami od dobrych 20 lat. Co więcej - nie korzystałam z jednych, tylko z kilku par jednocześnie.
Zwyczajnie. Kiedy jechałam samochodem, a w sumie ja całe życie jestem w trasie, bo występuję w całej Polsce, potrzebowałam dwóch par. Do bliży, bo bez tego nie mogłam odczytać parametrów na tablicy rozdzielczej i drugich do dali, żeby się zorientować w oznaczeniach i znakach na autostradzie. Więc bez przerwy je zmieniałam. Jeszcze trzecie były przydatne – do komputera. No prawdziwe okularowe szaleństwo. W każdym pokoju były okulary, w kuchni, w łazience, w garażu… w ogrodzie… w każdej torebce i w co drugiej kieszeni...
I wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że to było takie proste. Tym bardziej, że przez wiele lat byłam przekonana, że jestem na nie skazana. Wada wzroku z roku na rok postępowała, kiedy doszłam do plus 3,5 zaczęłam się zastanawiać, co będzie dalej. Kilka lat temu pytałam lekarza, czy może jakaś operacja, bo to trochę kłopot nosić ze sobą tyle par okularów, ale usłyszałam wtedy, że to nie jest u mnie możliwe. Wszystko zmieniło się, gdy na początku roku spotkałam znajomego, który właśnie był po operacji oczu u prof. Szaflika.
Tak. Zapisałam się do profesora na konsultacje, odczekałam swoje w kolejce, przeszłam serie badań i…okazało się, że jest dla mnie szansa i to znacznie lepsza niż się spodziewałam.
Ja chciałam po prostu zatrzymać proces pogarszania się mojego wzroku. Nie wiedziałam, ze mam również zaćmę. W duchu marzyłam o pozbyciu się choćby jednych okularów, czyli albo tych do dali albo tych do bliży. A okazało się, że od roku dostępne są już soczewki dzięki którym znowu będę mogła widzieć wszystko. O takim rozwiązaniu nawet nie marzyłam i nie śniłam.
Nie, skądże… wręcz przeciwnie. To były niesamowite, wręcz magiczne doznania, bo przez to znieczulone oko człowiek przez całe 20 minut zabiegu widzi niesamowitą feerię barw i kształtów. Coś niesamowicie pięknego. Do domu wychodzi się dwie godzinki po zabiegu, a następnego dnia jest już zdejmowany opatrunek.
Tak, na to jedno oko tak. Ale drugie oko musi poczekać parę tygodni na swoją kolej. Więc na ten czas wymyśliłam taki patent - wyjęłam sobie jedno szkło z okularów, bo na operowane oko doskonale już widziałam, a na to drugie nadal nie. I cierpliwie czekałam na drugi zabieg. A teraz znowu widzę wszystko wyraźnie.. i z bliska i z daleka. I tak już pozostanie do końca życia. A ponieważ zamierzam żyć naprawdę długo, to dobrze mieć pewność, że moje nowe soczewki nigdy się nie zużyją. Zachęcam państwa do badania oczu, nawet, jeśli ktoś kiedyś powiedział, że nic się z nimi nie da zrobić, być może i wam te fantastyczne nowe osiągnięcia medycyny mogą przywrócić zdolność widzenia.
Prof. Jacek P. Szaflik, Kierownik Katedry i Kliniki Okulistyki Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego:
Rozwój technologii medycznej sprawia, że pacjentom możemy zaoferować rozwiązania coraz lepiej dopasowane do ich potrzeb. Tak, jak w przypadku pani Doroty, której wszczepiliśmy niedyfrakcyjne soczewki wewnątrzgałkowe o poszerzonej głębi ostrości ACRYSOF® IQ VIVITY.® Jeszcze 2 lata temu, tak dobrego rozwiązania na rynku nie było. Dzięki ich zastosowaniu podczas operacji usunięcia zaćmy możemy zapewnić pacjentom ostre widzenie dali, na odległości pośrednie oraz funkcjonalne widzenie z bliska. A to oznacza, że pacjent w zasadzie nie potrzebuje okularów. Są one przydane tylko do czytania naprawdę małego druku lub w słabym oświetleniu. To naprawdę duży postęp, który poprawia komfort życia pacjentów.
Po więcej informacji na temat zaćmy i nowoczesnych soczewek wewnątrzgałkowych odwiedź profil www.facebook.com/ZyjBezOkularow