"Wszystko jest lepsze od życia w trójkącie, dlatego muszę podjąć decyzję"
Ludzie uważali, że mam z mężem jedwabne życie. Prawda była inna.
Fot. 123RF

"Wszystko jest lepsze od życia w trójkącie, dlatego muszę podjąć decyzję"

"Ludzie myślą, że wychodząc za Rafała złapałam Pana Boga za nogi, bo ma pieniądze. Nie zastanawiają się, jak to naprawdę wygląda: że żyję na łasce teściów, bez własnego mieszkania, z dwójką dzieci i mężem, który ciągle wraca do Baśki. Dowiedziałam się, że byli parą już w liceum, ale rodzina jej nie akceptowała..." Joanna, 30 lat

Rafała poznałam, kiedy jeszcze uczyłam się w liceum. Przyjeżdżał po mnie pod szkołę swoim bmw, a dziewczyny szalały z zazdrości. Imponowało mi, że starszy o siedem lat, przystojny mężczyzna tak o mnie zabiega. Zapraszał na kolacje przy świecach, do kina, na spacery. Rafał był szarmancki i bardzo romantyczny. Na każdym kroku podkreślał, że „ma uczciwe zamiary”. Nasze pieszczoty ograniczały się właściwie do dotyku i pocałunków, bo mój chłopak twierdził, że „na wszystko przyjdzie czas”. 

Rafał był wymarzoną partią

Czułam się jak bohaterka jakiejś staroświeckiej powieści. Po kilku tygodniach znajomości Rafał przedstawił mnie swoim rodzicom – najbogatszym ludziom w miasteczku. Rafał był wymarzoną partią dla każdej dziewczyny i wszyscy to podkreślali.
– Coś szybko zmieniacie zdanie – zaatakowałam pewnego razu moich rodziców. – Jeszcze niedawno słyszałam, że mam się uczyć, a teraz co? Już mnie wydajecie za mąż?!
– Czy jedno drugiemu przeszkadza? – mruknął polubownie tata. – Chcemy tylko twojego dobra, a chłopak jest porządny. Starszy od ciebie, więc już się wyszumiał. Stateczny. Taki zięć by mi się podobał. To dla ciebie pewna przyszłość.
Rafał zaprzyjaźnił się z moimi rodzicami. Tata wprost za nim przepadał. Spędzali razem czas – suto zakrapiane kolacyjki, wspólne oglądanie meczów. Irytowało mnie to, nic jednak nie mówiłam. Nie zdawałam sobie do końca sprawy z własnych uczuć. Dopiero kiedy Rafał zaczął znikać na weekendy, uświadomiłam sobie, jak bardzo za nim tęsknię.

Dowiedziałam się o Baśce, jego miłości...

– Chyba się zakochałam – zwierzyłam się przyjaciółce.
– No to już po tobie – stwierdziła ponuro. – Bo on właśnie poszedł w tango z Baśką, dlatego tak znika. Oficjalnie mówi się, że ojciec wysyła go gdzieś w interesach, ale są tacy, co wiedzą…
– Wiedzą… co? Że Rafał ma inną? – drążyłam. Nagle poczułam się jak idiotka. Jak mogłam wierzyć, że dorosłemu facetowi wystarczy platoniczny związek?! Przez parę miesięcy znajomości bał się mnie dotknąć, a przecież czekałam na te bardziej intymne chwile! „Porządność” naszych randek zaczynała mi doskwierać. Czy już wtedy spotykał się z inną? Po co więc poznał mnie ze swoimi rodzicami? Czemu wspominał o wspólnej przyszłości?! Zdusiłam w sobie urażoną dumę i poprosiłam przyjaciółkę, żeby wtajemniczyła mnie w historię Rafała i tamtej kobiety. Dowiedziałam się, że byli parą już w liceum. Schodzili się i rozchodzili. Podobno Baśka lubiła się ostro zabawić. Rodzina Rafała jej nie akceptowała. Uważali, że dziewczynie chodzi o ich pieniądze i nawet grozili synowi, że jeśli się z nią zwiąże, to go wydziedziczą. Przed dwoma laty doszło do „ostatecznego” zerwania. Baśka wyszła za mąż i przeniosła się do innej miejscowości. Miała małego synka, ale nie przeszkodziło jej to ponownie zejść się z Rafałem, tyle tylko że teraz musieli kryć się po hotelach.

Zrobił ze mnie przykrywkę dla swojego romansu?

To wszystko było jak kubeł zimnej wody. „Zrobił ze mnie przykrywkę dla swojego romansu!”, uświadomiłam sobie i… zaczęłam go unikać. Wydzwaniał, pytając o przyczynę milczenia, ale odkładałam słuchawkę. Skupiłam się na przygotowaniach do matury. Starałam się nie myśleć o Rafale, choć to było trudne. Zdążyłam się już do niego przywiązać… Nie dane mi było jednak o nim zapomnieć, bo któregoś dnia zjawił się bez zapowiedzi i poprosił o rozmowę. Poszliśmy do mojego pokoju.
– Domyślam się, że usłyszałaś o mnie różne rzeczy – oznajmił. – Jest w tym sporo prawdy, przyznaję… Ale chcę się zmienić, zacząć od nowa. Z tobą. Zostaniesz moją żoną?
– Co to ma znaczyć? To mają być oświadczyny?
– Tak, może i marne, ale płynące z serca. Kocham cię!
Patrzył na mnie wzrokiem zbitego psa. Jego słowa zrobiły na mnie wrażenie. Uwierzyłam mu. Chwilę później leżeliśmy na wersalce, coraz namiętniej się całując. Nie wracaliśmy więcej do tematu Baśki. Wierzyłam, że to, co dzieje się między Rafałem a mną, jest prawdziwe. On naprawdę chciał ze mną być! Postanowiliśmy się pobrać jak najszybciej.

Wszyscy kryli Rafała..

Zaraz po mojej maturze był bajkowy ślub i huczne wesele. Zamieszkaliśmy na piętrze w willi teściów. Nie zdawałam na studia. Szybko zaszłam w ciążę i nie w głowie mi była nauka. Mijały lata. Byłam zadowolona ze swojego życia – miałam dobrego męża, dwójkę ślicznych dzieci. Już nie pamiętałam o niefortunnym początku naszej miłości. I właśnie wtedy Rafał znowu zaczął znikać z domu. A kiedy wracał, był zamyślony, rozkojarzony.
– Gdzie spędziłeś wczorajszą noc?! – pytałam. – Zasiedziałem się z twoim tatą, był mecz. Trochę wypiliśmy, nie chciałem, żebyś się złościła.
– Kłamiesz! Miej przynajmniej odwagę powiedzieć mi wprost, co robiłeś!
– Joasiu, mówię prawdę. To ciebie ponosi wyobraźnia.
Najbardziej denerwowało mnie, że wszyscy dookoła kryli Rafała: jego rodzice, mój ojciec, koledzy. Miałam dość. Zrobiłam mężowi awanturę przy teściach.
– Dobrze wiem, że znowu chodzi o tę Baśkę! Jeśli nie zakończysz tego romansu, złożę pozew o rozwód!
Prosił o drugą szansę. Obiecywał, że się zmieni. Teściowa błagała, żeby nie rozbijać rodziny.
Kiedy po paru miesiącach sytuacja się powtórzyła, poczułam, że to naprawdę koniec. Wyrzuciłam Rafała z sypialni. Udawałam przed sobą, że nie obchodzi mnie, gdzie i z kim spędza noce, ale imię Baśka nie dawało mi spokoju.

Postanowiłam spotkać się z Baśką

W końcu zdobyłam jej adres. Moja rywalka wyglądała inaczej, niż sobie wyobrażałam: była dość niska i krągła, miała zmęczone oczy. Kiedyś musiała być śliczną dziewczyną, ale dzisiaj… Przestraszyła się na mój widok. Nie chciałam jej sprawiać kłopotu, więc umówiłyśmy się w kawiarni.
– Czego pani ode mnie chce? Ma pani wszystko – wyszeptała, kiedy usiadłyśmy przy stoliku. – Ma pani Rafała, jego dzieci, mieszka pani w jego pięknym domu, jego rodzice panią uwielbiają. Nie musi pani pracować…
– A nie pomyślała pani – oburzyłam się – że może wolałabym żyć nie w trójkącie, tylko normalnie?!
– Ech – zapaliła papierosa i dmuchnęła mi dymem prosto w twarz. – Co to znaczy „normalnie”? Dla mnie na przykład to świadomość, że mogę mieć pani męża dwa razy w miesiącu, w jakimś hoteliku, tylko dla siebie. To jest moje szczęście. I moja normalność. Dawno już bym rzuciła swojego ślubnego, gdybym tylko mogła, ale to nie takie proste… – urwała. Spojrzałam na wyniszczoną twarz Baśki, w jej podkrążone oczy i nawet zrobiło mi się jej żal… Tymczasem ona wbiła we mnie wzrok i bezczelnie dodała:
– My się z Rafałem kochamy. Na zabój. On zawsze będzie do mnie wracał...
Te słowa były dla mnie jak policzek. Przeklinałam w duchu ją, męża i własną naiwność. W drodze do domu wciąż płakałam, nie mogłam się uspokoić.

Mam złamane serce i będę zaczynać od zera

Zadzwoniłam do przyjaciółki, ale usłyszałam:
– Uprzedzałam cię, Aśka. Widziały gały, co brały. Weź się w garść i przynajmniej wyciśnij z niego, ile się da!
Dotarło do mnie, że nikt mi nie będzie współczuł. Ludzie uważali, że mam jedwabne życie. Nie zastanawiali się, jak naprawdę wygląda: że żyję na łasce teściów, bez własnego mieszkania, z dwójką dzieci i mężem, który „zawsze będzie wracał” do swojej Baśki. Wszyscy byliśmy nieszczęśliwi. Najgorsze, że nie miałam komu się poskarżyć. Moi rodzice udawali, że wszystko jest w porządku. Rafał schodził mi z drogi i tylko patrzył tym swoim wzrokiem zbitego psa. Nie potrafiliśmy już rozmawiać. „W imię czego mamy dalej ciągnąć tę farsę?”, zadręczałam samą siebie. Postanowiłam porozmawiać z teściową, jedyną osobą, która jeszcze się do mnie odzywała.
– Nie możesz rozbijać rodziny! – znów usłyszałam.
– Mamo, tu już nie ma czego rozbijać! – zdenerwowałam się. – Nasza rodzina już dawno nie istnieje.
– Tak nie wolno! Przeżyliście razem tyle lat… Widzisz – zaczęła z innej beczki – myśmy tej Baśki nigdy nie lubili, to było wstrętne dziewuszysko. Mieliśmy nadzieję, że jak Rafał pozna jakąś porządną dziewczynę, to mu przejdzie… I przejdzie! Zobaczysz! – chwyciła mnie za rękę. – Prawdziwa kobieta potrafi wytrwać. Powinnaś to przeczekać!
– Mamo, wychodząc za mąż, wierzyłam, że Rafałowi „przejdzie” i co? Dzieci podrosły, mi niedługo stuknie trzydziestka… Jak sobie to mama wyobraża? Jak długo mam jeszcze czekać?! – krzyknęłam. Wiedziałam, że nie dostanę odpowiedzi. Zdawałam sobie sprawę, że czeka mnie długa walka o wolność i samodzielność. Zaczynałam praktycznie od zera i ze złamanym sercem, ale już czułam ulgę. Wszystko jest lepsze od życia w trójkącie. Nigdy nie lubiłam tłoku!

 

Czytaj więcej