"Gdy zorientowałam się, że mąż mnie zdradza, w pierwszym odruchu chciałam wyrzucić drania z domu. Uświadomiłam sobie jednak, że niewiele bym na tym zyskała i przyjęłam inną strategię." Alina, 44 lata
Nie zwróciłam uwagi na pierwsze symptomy zdrady. Na to, że Andrzej dłużej zostawał w pracy, wyjeżdżał służbowo i wciąż był zmęczony. Ale ja też sporo pracowałam i nie byłam w najlepszej formie. A poza tym, jak ma się na głowie cały dom, dwóch synów i kredyt do spłacenia, to często brakuje czasu na obserwacje.
Wydało się klasycznie – przez SMS-y. Mamy z Andrzejem takie same telefony i niechcący odebrałam wiadomość do niego, myśląc, że to mój aparat. Autor wiadomości był zapisany jako Agata – biuro podróży. Misiaczku, całuję Twój ponętny brzuszek. Twoja A., przeczytałam i zamarłam… „Mąż mnie zdradza”, zrozumiałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Ale to była prawda… Ręce mi się trzęsły, gdy niemal bezgłośnie odkładałam telefon na stolik. Pięć minut później Andrzej wrócił z tarasu, gdzie palił papierosa, i wziął aparat do ręki. Przeczytał SMS-a, po czym odłożył telefon i rozsiadł się na kanapie przed telewizorem. Chciało mi się krzyczeć, ale zamiast tego wybiegłam do łazienki. Marzyłam, że jak z niej wyjdę, to wszystko okaże się złym snem. Lecz tak nie było. Kiedy wieczorem weszłam do sypialni, Andrzej wyminął mnie bez słowa i poszedł pod prysznic. Położyłam się więc do łóżka i zawinęłam w kołdrę.
– Dobranoc, Alinko – powiedział jakieś 10 minut później, kładąc się spać. Mąż zgasił lampę i chwilę potem już pochrapywał. Do mnie sen nie przychodził. Zastanawiałam się, koło kogo leżę. Przecież ten człowiek 16 lat temu ślubował mi miłość i wierność!
„Boże, co mam zrobić?”, zadręczałam się. „Wyznać, że wiem? Zrobić awanturę?” „Nie!”, zaprotestowałam w myślach. „Wyrzucę go z domu. Niech ten podły drań znika z naszego życia!” I wtedy przypomniała mi się moja przyjaciółka, Aneta. Była silną babką. Pewnego dnia dowiedziała się o zdradzie swojego męża. W jednej chwili spakowała go i wystawiła walizki za drzwi. I była z siebie dumna. Ale tylko do czasu… Potem musiała wyprowadzić się z jego mieszkania i podjąć pracę na dwa etaty, żeby jakoś wiązać koniec z końcem. A ich syn po każdym weekendzie spędzonym z ojcem opowiadał, jaki tatuś jest teraz szczęśliwy. Aneta powiedziała mi wtedy, że honor honorem, ale trzeba być rozsądnym. Bardzo żałowała podjętej w gniewie decyzji. A teraz ja byłam w takiej samej sytuacji. Musiałam postanowić, co dalej…
Nad ranem już wiedziałam. Gdy Andrzej jeszcze spał, wstałam i poszłam do salonu. Odnalazłam w jego komórce numer do Agaty i zapisałam na kartce. I wtedy przypomniałam sobie, że parę miesięcy temu Andrzej załatwiał dla swoich pracowników wyjazd integracyjny do Turcji. Pewnie wtedy poznał tę lafiryndę! Jak gdyby nigdy nic, wyszykowałam chłopców do szkoły, a męża do pracy. Kiedy tylko wyszli z domu, zadzwoniłam do pracy i wzięłam urlop na żądanie. Chciałam jeszcze raz wszystko przemyśleć. A potem wystukałam w telefonie numer Agaty i powiedziałam:
– Czy to biuro podróży?
– Tak. W czym mogę pomóc? – zapytała jakaś kobieta.
– Zastałam panią Agatę? – dociekałam.
– Agata dzisiaj nie pracuje – odpowiedziała. – Ale będzie jutro od 10 – poinformowała mnie grzecznie i zaraz potem dodała: – Coś przekazać?
– Nie, dziękuję. Jutro przyjdę załatwić sprawę osobiście. Czy może mi pani przypomnieć adres? – poprosiłam i po chwili wiedziałam, gdzie dokładnie pracuje kochanka męża.
Nazajutrz po południu przekroczyłam próg biura podróży. W środku były tylko dwie pracownice i do tego miały przypięte identyfikatory na bluzkach. Na miękkich nogach podeszłam więc do Agaty. Jeszcze zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, podałam jej fotografię Andrzeja. Było to zdjęcie z naszych wakacji. Mąż stał obok Michała i Kamila.
– Poznaje pani tego mężczyznę? – spytałam na pozór spokojnie, a ona pobladła i odsunęła od siebie zdjęcie.
– To Andrzej, mój mąż, a pani… kochanek! – dodałam.
– Ja… Przepraszam, ale nie rozumiem… – wyjąkała, nerwowo spoglądając w stronę koleżanki.
– Doskonale pani rozumie – rzuciłam bez emocji.
– Czy możemy wyjść na chwilę? – poprosiła wreszcie. Pokiwałam głową. Czułam, jak krew pulsuje mi w skroniach. Agata szepnęła coś do koleżanki, wzięła torebkę i poszłyśmy. Po chwili siedziałyśmy w ogródku jakiejś knajpki. Zamówiłam kawę.
– A więc kocha pani mojego męża i chce go tylko dla siebie, tak? – zapytałam.
– Ja… Naprawdę… Nie wiem, co powiedzieć – wyjąkała przerażona. – Niech pani nie robi afery u mnie w pracy. Zależy mi na niej! – wyznała z mocą.
– Czy tak samo zależy pani na moim mężu? – zapytałam. Nie odpowiedziała.
– No dobrze, niech więc pani posłucha. Jeśli tak bardzo chce pani mojego męża, to proszę go sobie wziąć. Ale ja – jako skrzywdzona żona – nie odpuszczę.
– Rozwód będzie z jego winy – zaczęłam wyliczać. – Mamy dwóch synów i chcę, aby w przyszłości poszli na studia. To oznacza wysokie alimenty. Nastolatki mają zresztą swoje potrzeby. Szybko wyrastają z ubrań, chodzą na angielski, trenują tenisa. Na to potrzebne są pieniądze. Andrzej już dziś dużo pracuje, aby utrzymać rodzinę i mieć czas na panią. Teraz będzie pracował jeszcze więcej.
Agata słuchała mnie z otwartymi ustami. Pewnie spodziewała się awantury, a nie rzeczowej rozmowy. Gdyby wiedziała, ile mnie to kosztuje!
– Poza tym Andrzej jest dobrym ojcem – dodałam. – Będzie odwiedzał chłopców co drugi weekend albo zapraszał ich do siebie. Hmm… To znaczy do was… Ma pani miejsce na dwóch nastolatków?
– Mieszkam w kawalerce – jęknęła.
– To będzie pani musiała postarać się o coś większego. Wszystko zostanie na pani głowie, bo mąż i ja mamy jeszcze kredyt do spłacenia.
Kobieta przełknęła ślinę. Chyba dotarło do niej, jaki problem wzięła sobie na głowę.
– A tu… – podałam jej teczkę – są ksera medycznych dokumentów Andrzeja. Ma nadciśnienie, z sercem u niego krucho, ale wciąż pali. Cóż, wiek średni to nie radość, a potem będzie jeszcze gorzej. W jego rodzinie co druga osoba ma cukrzycę. I jeszcze niech pani zwróci uwagę na skierowanie na badanie prostaty. Cóż, mężczyzna w jego wieku musi… zadbać o pewne sprawy, bo inaczej bywa kiepsko. Ale skoro go pani kocha, to będzie się pani nim opiekować. Do widzenia! – dopiłam kawę i dziarsko opuściłam ogródek. Ale potem musiałam oprzeć się o ścianę jakiegoś domu, bo nogi się pode mną ugięły.
Kiedy trzy dni później Andrzej wrócił z pracy w fatalnym humorze, zrozumiałam, co się stało. Agata go rzuciła. Poczułam ulgę. Teraz miałam nad mężem przewagę.
– Wiem o wszystkim – wyznałam chłodno, a on zamarł. – I teraz masz wybór: albo rozwiodę się z tobą z twojej winy, ale wtedy to ty wyprowadzasz się z mieszkania… Nie wspomnę o wysokości alimentów…
– Alinko, ja ci wszystko wytłumaczę – wyszeptał Andrzej, ale nie chciałam go słuchać. Podałam mu tylko kartkę, na której wypisałam to wszystko, czego od niego oczekiwałam. Remont, nowe meble, odbieranie dzieci z tenisa i wiele, wiele innych obowiązków…
– Chcesz zostać w domu? – spytałam surowo. – To bierz się do roboty!
Od tego czasu minęło pół roku i mąż wciąż stara się odzyskać moje względy. Synowie nic nie wiedzą i się nie dowiedzą. To sprawa między dorosłymi. Dla nich tata ma być tatą. Zdrada Andrzeja wciąż mnie boli, ale odpycham to od siebie. Tak wybrałam. Nie chciałam stracić rodziny. I wiem jeszcze jedno – nauczyłam się, że bycie dobrą i miłą niczego nie załatwi. Gdy trzeba, należy walczyć o swoje.