"Już pierwszego dnia na plaży zobaczyłam mężczyznę moich marzeń: wysoki, świetnie zbudowany brunet o orzechowych oczach. Był ratownikiem. Wierzyłam, że znajdę w końcu jakiś sposób, aby się do niego zbliżyć. Wstałam i z gracją wbiegłam w sam środek wysokiej fali. I to był mój błąd. W efekcie szoku termicznego zasłabłam, a gdy się ocknęłam, ktoś robił mi usta-usta..." Iga, 26 lat
Nareszcie nadszedł mój wyczekiwany sierpniowy urlop nad morzem. Pogoda była wprost wymarzona: bezchmurne niebo, ciepłe morze i temperatura nie spadająca poniżej 30°C. Pierwszego dnia już od samego rana spacerowałam wśród chaotycznie poustawianych parawanów w poszukiwaniu dla siebie wolnego miejsca. W końcu udało mi się znaleźć całe dwa metry kwadratowe wolnej powierzchni blisko morza. Ułożyłam się wygodnie, wyciągnęłam z torby wszystkie swoje plażowe akcesoria, założyłam słomkowy kapelusz i zagłębiłam się w lekturze...
Po pewnym czasie leniwie podniosłam wzrok znad książki i wtedy ujrzałam mężczyznę moich marzeń: wysoki, świetnie zbudowany brunet o orzechowych oczach wolno spacerował wzdłuż brzegu, przyglądając się bacznie ludziom pluskającym się w morzu. Nie trudno było zorientować się, że jest ratownikiem. W tej sytuacji książka przestała mnie już w ogóle interesować. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Od tej pory poświęciłam się wyłącznie wymyślaniu jakiegoś sposobu na zwrócenie na siebie jego uwagi. Sprawa nie była wcale łatwa. Niestety, nie zdobyłam się na to, żeby podejść do niego i poprosić na przykład o posmarowanie mi pleców kremem. Brakło mi również odwagi, żeby go tak po prostu zagadnąć. Czasami przechodziłam więc obok niego, ukradkiem obserwując go spod zalotnie przymrużonych powiek, ale to zupełnie nie skutkowało. Próbowałam mu również zaimponować umiejętnościami pływackimi. Wbiegałam lekko do wody, pokonywałam długie dystanse kraulem, skakałam z gracją przez fale, nurkowałam... Niestety, moje wysiłki szły na marne. Nadal nie poświęcał mi więcej uwagi niż innym.
Ratownik trwał niewzruszenie na swoim posterunku, przykuwając uwagę wszystkich dziewczyn czekoladową opalenizną i sylwetką godną głównego bohatera serialu „Słoneczny patrol”. Wstyd się przyznać, ale nie było chwili, żebym o nim nie myślała. Kiedy wizerunek przystojnego ratownika zaczął mnie prześladować nawet w snach, postanowiłam powiedzieć koleżankom o swoim rozgoryczeniu i nieodwzajemnionym uczuciu.
– Wiecie, on jest po prostu boski – relacjonowałam z wypiekami na twarzy. – W życiu jeszcze nie widziałam tak przystojnego chłopaka. Antonio Banderas w porównaniu z nim to dno! Słysząc to, obie wybuchnęły głośnym śmiechem.
– Kochana, czy ty aby nie przebywałaś za długo na słońcu? – zauważyła rozbawiona Dorota. – To zupełnie nie w twoim stylu – wtrąciła Beata. – Zakochać się w kimś, z kim nie zamieniło się ani jednego słowa?
– No to co mam zrobić? – zapytałam bliska płaczu.
– Dziewczyno, daj sobie z nim spokój, przecież go nie znasz. Może to zwyczajny przeciętniak? – tłumaczyła dalej Beata.
– Przestańcie, jesteście wstrętne! – krzyknęłam. – Muszę zwrócić na siebie jego uwagę. Inaczej nie zaznam spokoju.
– Oj, Iga, to słoneczko chyba rzeczywiście przegrzało ci rozum – stwierdziły zgodnie.
Wyraźnie bawiło je moje nieszczęście i w ogóle mnie nie rozumiały. Poczułam się bardzo samotna i zdana tylko na siebie. No i jeszcze na ratownika, na razie jedynie w marzeniach... Nadal jednak wierzyłam, że znajdę w końcu jakiś sposób, aby się do niego zbliżyć. Zaczęłam więc przychodzić na plażę skoro świt, żeby znaleźć miejsce jak najbliżej obiektu moich westchnień. Tego dnia zjawiłam się wyjątkowo wcześnie. Rozłożyłam na piasku ręcznik, starannie wysmarowałam się kremem i ułożyłam wygodnie na brzuchu, żeby mieć lepsze pole widzenia. Mój ratownik stał na swojej wieżyczce, obserwując z góry plażowiczów. Nagle rozpromienił się i pomachał radośnie ręką, jak mi się zdawało, w moją stronę. Uniosłam zdziwiona głowę, a potem odruchowo obejrzałam się za siebie. Ku swojej rozpaczy stwierdziłam, że nie dla mnie był przeznaczony ten czarujący uśmiech.
W kierunku ratownika podążało jakieś długowłose, pięknie opalone i nieziemsko zgrabne dziewczę. Będąc u celu, pocałowało go niedbale na powitanie. Byłam dosłownie zdruzgotana. Miałam przecież w domu lustro i wiedziałam, że pod względem figury nie mogę nawet równać się z tą dziewczyną. A kiedy zobaczyłam jeszcze, jak mój wybranek ją adoruje, straciłam resztki nadziei. Zrezygnowana opadłam na ręcznik i... nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie silny ból głowy. „Oj, chyba się nieźle przypiekłam”, pomyślałam, ledwo co unosząc głowę. „Teraz przydałaby mi się kąpiel w morzu”. Rzuciłam okiem w stronę stanowiska dla ratowników. Nigdzie nie zauważyłam długowłosej piękności, a „mój” przystojniak stał samotnie przy barierce i obserwował pływających. Dodało mi to trochę pewności siebie. „Nie ma się co tak zamartwiać”, przemknęło mi przez głowę. „Może to była tylko jego siostra, albo kuzynka?" Wiele się nie zastanawiając, wstałam i z gracją wbiegłam w sam środek wysokiej fali. I to był mój błąd. Nie pomyślałam, że po tak długim przebywaniu na słońcu powinnam wchodzić do wody bardzo powoli, przyzwyczajając ciało do niższej temperatury. Skutek tego nie był zbyt ciekawy. W efekcie szoku termicznego straciłam przytomność...
Ocknęłam się, wyraźnie czując na swoich ustach czyjeś miękkie wargi. Ktoś robił mi sztuczne oddychanie metodą usta-usta, a przecież nie mógł być to nikt inny, jak tylko mój obiekt westchnień. Na wszelki wypadek nie dawałam po sobie poznać, że odzyskałam przytomność, żeby nie przerywać tej niezwykle miłej akcji ratowniczej. Dopiero, gdy mój wybawca zaczął mało delikatnie klepać mnie po policzku, otworzyłam oczy.
Niestety, twarz, którą ujrzałam nad sobą, z pewnością nie była mi znajoma: sumiaste wąsy, małe, świdrujące oczka i archipelag szpetnych blizn po ospie... Mężczyzna wyszczerzał do mnie w uśmiechu szereg krzywych zębów. Otrząsnęłam się z obrzydzeniem.
– Spokojnie, jestem lekarzem – wyseplenił.
– No nareszcie – usłyszałam głos ratownika. – Już myślałem, że wykituje. Tylko baba mogła zrobić coś takiego! Najpierw wysmażyła się na słońcu, a potem wlazła do wody jak hipopotam... Zerwałam się na równe nogi i zawstydzona po prostu uciekłam. Rozkosz, którą czułam przed chwilą, ustąpiła miejsca wstrętowi. Dotarło do mnie także, że ratownik, owszem, był przystojny, ale nic poza tym. Nigdy więcej nie chciałabym mieć do czynienia z takim gburem!