Na wymarzone wakacje pod palmami miałam wyjechać z przyjaciółką. Niestety w ostatniej chwili odwołała wyjazd, więc do Lloret de Mar poleciałam sama. Klaudia nieraz mi mówiła, że jestem „dzika” i nie umiem się bawić. Może dlatego, że jestem po prostu mniej śmiała niż ona, nie lubię alkoholu i nie mam doświadczenia w przygodnych znajomościach? Ale tym razem postanowiłam sobie, że będę miała co opowiadać przyjaciółce! Kiedy na miejscu poznałam Juana, postanowiłam go poderwać i się z nim przespać. Właśnie tak, w moim wielkim łóżku z widokiem na morze... Urszula, 33 lata
Walizka była spakowana, paznokcie zrobione, rzęsy przedłużone. Słowem – byłam gotowa na wyczekiwany urlop!
Lloret de Mar to był pomysł Klaudii, znalazła tam apartament z aneksem kuchennym, niedaleko od morza i życia nocnego w centrum. Lokum było opłacone na tydzień, do wylotu zostało czterdzieści osiem godzin, kiedy Klaudia zadzwoniła i powiedziała, że jednak nie pojedzie.
– Dziewczyna z mojego działu miała wypadek, leży w szpitalu – oznajmiła grobowym głosem. – Jeśli teraz ja pójdę na urlop, to zostanie tylko jedna stażystka, a szef się na to nie zgodził. Nie mam wyjścia, muszę odwołać wyjazd...
Zaniemówiłam i przez moment trawiłam tę informację. Co z naszymi wakacjami? Apartamentem? Ze mną?!
– No wiesz, wszystko jest opłacone i to nie twoja wina, że ja nie jadę. – Klaudia jednak zachowała się fair. – Po prostu masz cały apartament dla siebie. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić.
Bawić się? Byłam przerażona samotnym wyjazdem! Nie znam hiszpańskiego, po angielsku boję się mówić, a wszystko załatwiała ona. Ale przecież nie mogłam zrezygnować z wyjazdu i stracić pieniędzy bo nie miałam „opiekunki”. Poleciałam więc do Hiszpanii sama.
Apartament był przestronny, miał wielkie łóżko i widok na morze. Do centrum małego, ale pełnego turystów Lloret było dziesięć minut spacerem. Upał okazał się tak obezwładniający, że ledwie doszłam do nadmorskiej promenady, a już marzyłam, żeby usiąść w cieniu i napić się czegoś chłodnego. Wybrałam bar kawowy ze stolikami na ulicy i klapnęłam na krzesło. Chłopak, który podszedł do mnie, żeby zapytać, co zamawiam, miał może ze dwadzieścia pięć lat. Aż mi się zrobiło głupio, że się na niego zagapiłam, bo ja skończyłam już trzydzieści trzy w maju. Ale ten jego szeroki uśmiech, nastroszona czupryna i muskularne ciało... No, po prostu nie mogłam się skoncentrować na wyborze drinka.
– Yyyy... agua? – wyjąkałam.
Na szczęście, mówił po angielsku i szybko przekonał mnie do świeżego soku z pomarańczy. Głos miał przyjemny, mówił z mocnym hiszpańskim akcentem, co sprawiało, że wydał mi się jeszcze bardziej sexy.
Wypiłam ten sok, zapłaciłam i wychodząc, złapałam jego spojrzenie, od którego zapłonęły mi policzki. Ale ja nie umiem flirtować, a już na pewno nie z młodszymi o dekadę, seksownymi Hiszpanami! Wyszłam więc, sztorcując się w duchu, że taka ze mnie randkowa fajtłapa.
Na promenadzie i plaży przystojnych Latynosów było sporo, ale żaden nie przykuł mojej uwagi w takim stopniu, jak chłopak z baru. Zdarzyło się nawet, że jakichś dwóch Niemców usiłowało zaprosić mnie na drinka, ale nie miałam sił i ochoty, by wysilać się na konwersację z obcymi ludźmi. Zadzwoniłam za to do Klaudii.
– Rany, ale ci zazdroszczę – westchnęła.
– Ale dlaczego nie chciałaś iść z tymi Niemcami? Przecież mogłaś posiedzieć, pogadać, napić się czegoś, a potem normalnie się pożegnać. Dziewczyno, jesteś w turystycznej miejscowości w Hiszpanii, masz urlop, żadnych obowiązków! Weź się zabaw! Nie powiesz mi chyba, że przez cały tydzień będziesz łazić sama i spławiać każdego, kto do ciebie zagada?
Niechętnie obiecałam jej, że nie będę już taka szybka w odmawianiu. W sumie to miała rację, nie musiałam przecież z nikim iść do łóżka, po prostu mogłam napić się sangrii i poznać nowych ludzi, żeby nie czuć się taka samotna.
Przez kolejne dwa dnie rzeczywiście poznałam kilka osób: trzy dziewczyny z Polski, które zaprosiły mnie na wspólny clubbing, i grupę Szwedów na plaży. Polki były fajne do czasu, kiedy upiły się tak, że zaczęły się wieszać na nowo poznanych w klubach facetach. Wtedy grzecznie odłączyłam się od grupki, ale chyba nawet tego nie zauważyły. Szwedzi też nie wylewali za kołnierz, w końcu jeden zaczął się do mnie przystawiać. Nie podobał mi się i nie miałam zamiaru zmuszać się do udawania, że jest inaczej. Też wymówiłam się od wieczornej imprezy i wróciłam do swojego apartamentu. Tu przynajmniej nikt mnie nie próbował obejmować, dotykać ani namawiać na kolejny kieliszek wina. Tyle, że... to było trochę smutne. Usiadłam na balkonie i zapatrzyłam się w morze. Taki widok zasługiwał na to, żeby go z kimś dzielić i było mi przykro, że jestem w tym apartamencie z wielkim łóżkiem sama.
Pod moim balkonem działał bar przy basenie, ludzie zamawiali drinki, śmiali się, a ja pomyślałam, że jestem jakaś dziwna, wyizolowana, nietowarzyska.
Nagle mój wzrok wyłowił zza baru kogoś znajomego. Moment! Chwila! To był mój przystojny, młodziutki kelner od soku pomarańczowego. Aż wstałam, żeby mu się lepiej przyjrzeć, a wtedy on też mnie dostrzegł. I... pomachał mi! A potem pokazał gestem, żebym zeszła na dół.
Klaudia czasem mi mówi, że bywam „dzika” i nie umiem się bawić. Może dlatego, że jestem po prostu mniej śmiała niż ona, nie lubię alkoholu i nie mam doświadczenia w przygodnych znajomościach. Ale tym razem postanowiłam sobie, że będę miała co opowiadać przyjaciółce! Zamierzałam poderwać tego Hiszpana i się z nim przespać! Właśnie tak, w moim wielkim łóżku z widokiem na morze!
Miał na imię Juan i pracował na dwie zmiany – w dzień w barze kawowym, w nocy w moim hotelu.
– A kiedy śpisz? – zapytałam ze śmiechem.
– Kiedy się da, czasami w samochodzie – odwzajemnił uśmiech. – Mieszkam pięćdziesiąt kilometrów od Lloret i często nie opłaca mi się wracać do domu na dwie godziny, żeby zaraz znowu tu jechać. Wtedy śpię w aucie.
Siedziałam w barze przy basenie do czwartej rano, kiedy to Juan skończył serwować drinki. Rozmawialiśmy przez kilka godzin, opowiedział mi o swojej rodzinie, która miała gaj oliwny, i o trzech kotach. Był uroczy, pełen pozytywnej energii i jednoznacznie mną zainteresowany. To dlatego poczułam się ośmielona i kiedy zaczął się zbierać, zaproponowałam:
– Nie musisz spać w samochodzie. Mam duży apartament, możesz przespać się u mnie i rano iść do pracy.
Klaudia mi nie uwierzyła, kiedy powiedziałam jej, że tej nocy nie uprawialiśmy seksu. Juan po prostu położył się na drugim końcu łóżka i nawet nie próbował mnie dotknąć. Przed snem tylko rozmawialiśmy, opowiedziałam mu swoim bracie strażaku i planach, żeby kiedyś mieć hodowlę yorków. Obudziłam się o jedenastej, a Juana już nie było.
Poszłam do baru, w którym pracował. Jego twarz rozjaśniła się na mój widok. Przyniósł mi sok i zapytał, co robię wieczorem.
– Dzisiaj mam wolny wieczór – oznajmił. – Chcesz zjeść rybę prosto z kutra? Mój kuzyn ma knajpę przy plaży.
Nigdy nie zapomnę tej kolacji, ryby z grilla, domowego wina i dotyku dłoni Juana. Poszliśmy na spacer do gaju oliwnego i tam mnie pocałował.
Przez resztę wyjazdu miałam z kim zasypiać w wielkim łóżku i obok kogo się budzić. To były tylko trzy dni, ale dla mnie – romans życia!
Wiedziałam, że to jest tylko wakacyjna przygoda, a zaczęłam się zakochiwać w Juanie. Serce bolało mnie na myśl, że w poniedziałek rano wsiądę w samolot i więcej go nie zobaczę. Ale przecież to nie miało przyszłości.
Samolot wylatywał o szóstej, więc uparł się, że zawiezie mnie na lotnisko. Po drodze usiłowałam zdusić smutek, że to nasze ostatnie chwile. Jeszcze siedziałam obok niego, a już za nim tęskniłam! „Ale to przecież tylko wakacyjny romans”, powtarzałam sobie w myślach.
– Patrz, mam dla ciebie oliwę z naszych oliwek – powiedział przy pożegnaniu, wręczając mi litrową butlę. – Jest jak płynne złoto, zobaczysz!
– Ale ja mam tylko bagaż podręczny – zmartwiłam się. – Nie przewiozę jej. Musiałabym mieć walizkę i ją nadać…Jego gest mnie rozczulił i już zupełnie jawnie ocierałam łzy z oczu. To były nasze ostatnie minuty razem.
– A, no tak! W takim razie przywiozę ci ją do Polski. Wezmę dużą walizkę – oznajmił jakby to było oczywiste.
Nim wsiadłam do samolotu, Juan wysłał mi dwie wiadomości. W jednej pisał, że już za mną tęskni. W drugiej – że sprawdził loty do mojego miasta i chciałby przyjechać za miesiąc. Zapytał, co ja na to.
Odpowiedziałam, żeby przysłał mi godzinę przylotu, to odbiorę go z lotniska.