Uwielbiasz gromadzić rzeczy i rzadko coś wyrzucasz, ale czy wiesz, że to... ci nie służy? Nadmiar przedmiotów i bałagan, który nas otacza, sprawia, że stajemy się zestresowane. Jak zapanować nad bałaganem? – pytamy Joannę Godecką – psychoterapeutkę, członkinię Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów TSR (Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniach), autorkę wielu książek psychologicznych.
Powiedziałabym, że otaczająca nas przestrzeń wyraża nas. Jeśli jest mocno zabałaganiona, w naszym życiu zapewne też wiele spraw się plącze. Kiedy dla odmiany jest pedantycznie i aż za porządnie, to też nie jest najlepiej, gdyż może to świadczyć o silnej potrzebie kontroli i tendencjach lękowych. Jeżeli natomiast czujemy się swobodnie (bo nasze mieszkanie to przecież nie muzeum, ale miejsce do życia) i panujemy nad lokalizacją rzeczy – jest w sam raz.
Jeśli więc wokół nas powstał bałagan, to poprzez uporządkowanie i wyrzucenie zbędnych rzeczy, zaprowadzamy ład również w naszych myślach. Odzyskujemy poczucie sprawczości i wewnętrznej harmonii, a tym samym mamy więcej energii do działania.
Jeśli zupełnie nie możemy się rozstać z jakimiś przedmiotami, oznacza to, że czujemy więź ze związaną z nimi przeszłością – i że ta więź jest nadal bardzo silna. Może to wynikać z faktu, że bardziej identyfikujemy się z przeszłością niż czasem obecnym. Być może matka, która przechowuje wiele ubranek dziś już dorosłych dzieci czuła się bardziej spełniona i szczęśliwa, gdy były małe...
Powinna jednak istnieć funkcjonalna granica pomiędzy naszą przeszłością a teraźniejszością. Warto ją wyznaczyć. Nie musimy pozbywać się wszystkich pamiątek, ale nie jest dobrze, gdy przestrzeń przypomina skansen, czyli wypełniają ją w nadmiarze przedmioty z dawno zatartą datą ważności... Ubrania, w których nie chodzimy, powinny otrzymać drugie życie u kogoś innego lub wylądować w koszu. Warto też zrobić użytek z książek, z których już wyrośliśmy, bibelotów, które się nam znudziły.
W zabałaganionej przestrzeni jesteśmy przytłoczeni nadmiarem bodźców, zmęczeni, zdekoncentrowani. Natłok przedmiotów wprowadza chaos nie tylko w przestrzeń, ale i w nasze życie. Mały przykład: jestem zmęczona i siadam w fotelu, aby chwilę odpocząć. Mam taki zamiar, ale kieruję wzrok ku bezładnej stercie papierów, gdzie zapewne znajduje się faktura, której zapomniałam zapłacić. Zapomniałam, bo zabrakło jej w segregatorze na rachunki, którego… też nie ma, bo tylko obiecałam sobie, że go założę.
Czy odpoczywam dalej? Raczej nie, bo nawet jeśli nie zrywam się z miejsca od razu, szukając zaginionego papierka, to moje myśli zaczynają krążyć wokół tematu, wywołując poczucie winy, frustrację i refleksję, że jestem mało ogarnięta w życiu. Przykład pochodzi z mojego gabinetu! Zauważmy, że sekwencja frustrujących myśli uruchamia się błyskawicznie, co dowodzi, że łatwo generujemy w sobie niepokój, poczucie życiowego chaosu i totalnego braku kontroli nad ważnymi sprawami...
Z pewnością warto przyjrzeć się naszemu życiu i wprowadzić tam większą przejrzystość; oczyścić z tego, co je utrudnia, psuje, zakłóca. Są to np. przyzwyczajenia, ograniczające przekonania, źle skierowana aktywność. Mam propozycję: narysujmy na dużej kartce wszystkie elementy, które wytrącają nas z rytmu. To może być zmywarka, która się zbyt często psuje, toksyczna koleżanka, która wylewa na nas swoje żale, zbyt długie spędzanie czasu z telefonem, brak akceptacji dla siebie samej itp. Ustalmy, czego chcemy w zamian, czyli uśmiechniętych ludzi, sprawnych sprzętów, sensownie spędzanego czasu, pozytywnego stosunku do siebie itp. Warto zrobić codziennie małe ćwiczenie: zamknąć na chwilę oczy, wziąć kilka głębszych oddechów i zapytać siebie: „o czym teraz myślę?”, „co czuję?” i posłuchać tego, co „mówi” nasze ciało. Gdy słuchamy siebie, jesteśmy bliżej siebie i łatwiej nam decydować, czego naprawdę potrzebujemy w naszym życiu.
„Jeśli chcesz wpuścić nową energię do swojego życia, najpierw zrób solidny przeciąg” radzi psychoterapeutka. Od czego zacząć?