Choć na topie byli wtedy żywiołowi rockmani, delikatny romantyk zawładnął sercami kobiet w całej Polsce. Piotr Szczepanik był wręcz stworzony do śpiewania miłosnych ballad. Jak wyglądało jego dzieciństwo i początki kariery artystycznej? Dlaczego zaangażował się w działania opozycyjne i polityczne? Poznaj historię życia i kariery niezwykłego artysty.
Choć w czasach, gdy przyszedł na świat, 14 lutego 1942 r., nikt w Polsce nie obchodził święta zakochanych, taka data urodzin okazała się prorocza. Naczelny romantyk polskiej piosenki, obdarzony urodą cherubina, oaza spokoju z nieodłączną fajeczką, oparł się modzie na bigbit. Wolał liryczne ballady, które do dziś nucą zakochani. „To dobry dzień na urodziny, to dzień zakochanych. To nie ja wybierałem, tylko – los” – wyznał Piotr Szczepanik.
Wyświetl ten post na Instagramie
Przyszły idol, którego rozmarzone spojrzenie rozpalało wyobraźnię fanek, wychowywał się w czynszowej kamienicy na obrzeżach Lublina, z której dachu widać było Majdanek. Swoje dzieciństwo, choć przypadło na koniec wojny i czasy powojenne, wspomina miło: „beztroskie, radosne, bo młodość w ogóle jest beztroska” – mówił. Interesował się sportem, zwłaszcza lekką atletyką, ale przyznawał, że nie miał w tym kierunku uzdolnień.
Nad intensywne treningi przedkładał lekturę. Zaczytywał się w książkach Karola Bunscha, kochał poezję. W czasach liceum brał udział w konkursach recytatorskich. Podczas jednego z nich poznał Jana Machulskiego, który namawiał go na studia aktorskie. „Mówił, że mam taką urodę i predyspozycje, że w przyszłości, gdybym zdał do szkoły teatralnej, to mógłbym zagrać Hamleta” – wspominał Szczepanik. Skorzystał z rady, ale go nie przyjęto. Jak twierdzi, komisja egzaminacyjna uznała, że jest zbyt wrażliwy, by udźwignąć ciężar tego zawodu. Nigdy nie rozpatrywał tego w kategorii porażki.
Po krótkiej przerwie zdecydował się na studiowanie historii sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. „Ta uczelnia wielką rolę w moim życiu odegrała – mówił z przekonaniem. – Ten uniwersytet był oazą swobody. Nikt nikomu nie wciskał kitu na tematy światopoglądowe”. Uwielbiał atmosferę uczelni i wykłady, a po godzinach przesiadywał przy radioodbiorniku, słuchając audycji Willisa Conovera.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zakochał się w jazzie, ale wrażenie robili na nim także ówcześni idole pop: Beatlesi i Elvis Presley. Wolny czas spędzał również w Teatrze Dren 59, a jako wokalista debiutował ze swoim hitem „Żółte kalendarze” na deskach kabaretu Czart. To miała być tylko próba przed publicznością, ale entuzjastyczna reakcja słuchaczy podsunęła p. Piotrowi pomysł na dalszą ścieżkę kariery.
W 1963 r. wystąpił na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, gdzie zajął 4. miejsce. Nie zostałby jednak gwiazdą, gdyby nie łut szczęścia. Jego piosenki urzekły Witolda Pogranicznego z Polskiego Radia, który zaczął je puszczać w kultowym programie „Studio Rytm”. Znalazły tysiące wiernych słuchaczek.
Choć na topie byli wtedy żywiołowi rockmani, delikatny Szczepanik przemawiał do wyobraźni fanek, a spazmatyczne płacze dziewcząt pod sceną, znane z koncertów Beatlesów, zdarzały się także podczas jego występów. Poczta Piotra przysyłana na adres Polskiego Radia puchła od deklaracji wieczystego oddania i propozycji matrymonialnych. O dziwo, z córkami zgadzały się w tej sprawie również ich mamy, które chętnie widziałyby w popularnym, lecz „grzecznym” piosenkarzu przyszłego zięcia.
Inną ważną postacią, która stanęła na drodze utalentowanego chudzielca, był Andrzej Korzyński. „Podobało mi się, jak śpiewał – wspominał. – Nigdy nie komponowałem piosenek. I nagle dla Piotrka napisałem dwie: »Żółte kalendarze« i »Kochać«”. Nagrane z grupami Tajfuny i Ricercar 64 stały się przebojami. I są nimi do dziś. Dzięki nim Szczepanik w latach 60. był megagwiazdą.
Tak wielka popularność zaskoczyła go i nieco przytłoczyła. Jak twierdził: „Przywaliła go lawina cukierków”. Ale chociaż jego płyty sprzedawały się w setkach tysięcy egzemplarzy (wydana przez Polskie Nagrania debiutancka „czwórka” osiągnęła rekordową sprzedaż 390 tysięcy egzemplarzy!), występował nawet kilkadziesiąt razy w miesiącu. Nie oznaczało to, że robił kokosy – na koncertach zarabiał niewiele, a honorarium za płytę wynosiło wtedy równowartość dobrej miesięcznej pensji. Częste występy przełożyły się jednak na jego rosnącą popularność. W kolejnych miesiącach 1965 r. na pierwsze miejsca listy Radiowej Piosenki Miesiąca trafiły „Żółte kalendarze”, „Goniąc kormorany”, „Dzień niepodobny do dnia” i „Nie jestem sobą”. Rok później wszyscy nucili „Kochać” oraz „Nigdy więcej”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Szczepanik nie zapomniał też o swojej pierwszej miłości – kabarecie. Występował z Bohdanem Łazuką i Jackiem Fedorowiczem jako naczelny liryk kolektywu „Popierajmy się”. „Był z naszej trójki najmłodszy i tę młodzieńczość udawało mu się wspaniale sprzedawać” – wspominał Bohdan Łazuka, który chętnie korzystał z niemal religijnego uwielbienia fanek, jakim otaczany był jego kolega.
Sławę artysty chciały na własny użytek wykorzystać komunistyczne władze. Szczepanikiem interesowały się służby specjalne, wszak byłby doskonałym materiałem na agenta. Nie uległ namowom. Kropkę nad i postawił, żeniąc się w Stanach Zjednoczonych, gdzie do dzisiaj zresztą mieszkają jego druga żona i syn. Piosenkarz cieszył się sukcesem, bolało go jednak zerwanie kontaktu z ukochaną uczelnią. „To była lawina popularności, ale też lawina propozycji nagraniowych, koncertowych. W związku z tym traciłem powoli kontakt z KUL-em”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zawsze ważne były dla niego wartości patriotyczne, czemu dawał wyraz, śpiewając piosenkę poetycką. Wykorzystywał teksty Leśmiana, Lechonia, Miłosza. „Kiedy w 1986 r. wykonywałem swój program »Pieśni i poezja polskich powstań narodowych«, ksiądz profesor Smoleń wyszedł na koniec i mówi: »No, pracy magisterskiej nie napisałeś, ale po tym, com usłyszał, to dostajesz ode mnie honorowy doktorat!«. To była bardzo dobrze skonstruowana opowieść o wielkiej poezji romantycznej” – opowiadał z dumą p. Piotr.
Z czasem coraz bardziej angażował się w działalność opozycyjną. Czytał „Kulturę”, wydawnictwa londyńskie, twórczość Marii Janion i Mariana Brandysa. „Myślę, że te lektury zaowocowały tym, że jeszcze przed Sierpniem 1980 r., przygotowując się do 150. rocznicy powstania listopadowego, miałem gotowy program” – podkreślał Szczepanik. Występował za granicą, śpiewając dla amerykańskiej i australijskiej Polonii, organizował „Festiwal piosenki prawdziwej” i koncerty w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Użyczał swojego domu, w którym znajdowała się podziemna drukarnia. „W czasie tych strajkowych, trudnych dni wszystkich na duchu podnosiły nie tyle moje utwory, co homilie głoszone przez Jana Pawła II, które przywiozłem nagrane na kasetach i niemal cały czas puszczałem” – wspominał.
Fanem twórczości muzyka był prezydent Lech Wałęsa, który nie tylko śpiewał z upodobaniem „Kormorany”, ale także zaproponował ich wykonawcy pracę w swojej kancelarii. Polityka jednak bardzo rozczarowała piosenkarza, po kilku nieśmiałych próbach powrotu wycofał się też niemal całkowicie z działalności artystycznej.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zamieszkał pod Warszawą, wśród drzew. „W mazowieckich krzakach” – wyjaśnia. Dom – przedwojenna willa z lat 30. – jest, jak twierdzi, skarbonką bez dna. Ale opłacało mu się w nią inwestować, bo to jego miejsce na ziemi, jego przystań. Od czasu do czasu jednak opuszczał ją, by przypominać na kameralnych koncertach swoje dawne przeboje, do których po latach znów nabrał sympatii.
Piotr Szczepanik zmarł 20 sierpnia 2020. Po uroczystej mszy świętej, która miała miejsce 31 sierpnia 2020 w archikatedrze lubelskiej został pochowany na cmentarzu Stare Powązki, u boku swojej pierwszej żony Krystyny Wąsowskiej-Szczepanik (1943–1971), zmarłej w wieku 28 lat na białaczkę.
Wyświetl ten post na Instagramie