„Drań zrobił mi dziecko i się ulotnił. Teraz mu za to dziękuję... Z Pawłem wiodę bajkowe życie”
Fot. 123 RF

„Drań zrobił mi dziecko i się ulotnił. Teraz mu za to dziękuję... Z Pawłem wiodę bajkowe życie”

„Paweł miał więcej cierpliwości do Ali niż ja. Mnie czasem męczyły wymyślane przez nią zabawy w przychodnię weterynaryjną, cyrk czy sklep. A Paweł ze spokojem piąty raz mógł iść z pluszowym kotem na czyszczenie uszu, być tygrysem skaczącym przez hula-hoop albo dziesiąty raz kupować keczup i mleko. To on też uczył Alę jazdy na rolkach, co szło jej wyjątkowo opornie. Całymi godzinami ciągał ją po pobliskim asfaltowym boisku do koszykówki, aż zaczęła samodzielnie jeździć. Ja te lekcje obserwowałam zazwyczaj z perspektywy ławki”. Martyna, 34 lata

Komórka dźwięcznym piknięciem dała znak, że przyszedł SMS.

– Czy to Paweł? – zainteresowała się moja córka.

– Sprawdzę – spojrzałam na wyświetlacz, ale to nie była wiadomość od mojego partnera. – To bank – poinformowałam córkę, dla siebie zostawiając informację, że na konto wpłynęły alimenty od jej ojca.

– Szkoda – pięciolatka wydęła usta, manifestując w ten sposób swoje niezadowolenie. – Myślałam, że Paweł napisał, że już jedzie…

Uśmiechnęłam się. Córka szybko zaakceptowała mojego partnera, traktowała go jak ojca. Nie było się czemu dziwić. Paweł pojawił się w moim życiu, gdy Alicja miała trzy lata. Biologicznego ojca nie znała, więc całą swoją dziecięcą miłość ulokowała w tacie przyszywanym. Choć formalnie nawet nim nie był, bo mimo że od dwóch lat mieszkaliśmy razem, nie mieliśmy ślubu. Na początku znajomości rozmawialiśmy o naszym stosunku do małżeństwa. Z reguły kobiety naciskają na ślub. Marzą o białej sukni z welonem i księciu na białym koniu. Mnie do ślubu nie ciągnęło. Z ojcem Alicji też żyliśmy bez ślubu, choć może słowo „żyliśmy” jest tu mocno na wyrost. Kiedy zamieszkaliśmy razem, po trzech miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. Nie planowaliśmy dziecka i pewnie dlatego Romek szybko ulotnił się z mojego życia.

Dobrze, że nie zaciągnęłaś mnie przed ołtarz – powiedział mi na ostatniej rozprawie o alimenty. – I tak już wystarczająco skomplikowałaś mi życie – chodziło o te pięćset złotych, które sąd nakazał mu płacić na córkę.

Przyznać jednak trzeba, że alimenty płacił regularnie. Ale te comiesięczne przelewy były jedynym sygnałem, że w ogóle pamięta o istnieniu córki. Gdy o tym myślałam, robiło mi się przykro, że mam dziecko z tak nieczułym człowiekiem. Przestałam się tym zbytnio przejmować, gdy w naszym życiu pojawił się Paweł. Alicja od razu zawładnęła jego sercem.

Niezręczna sytuacja...

– Jestem! – z zamyślenia wyrwał mnie Paweł, który właśnie stanął w drzwiach naszego mieszkania.

– Nareszcie! – zapiszczała Ala i rzuciła mu się na szyję. – Masz coś dla mnie? – dodała przymilnym głosem.

– A mogę choć zdjąć płaszcz? – zaśmiał się Paweł, po czym zaczął grzebać w teczce.

– To miało być to? – podał córce coś różowego i szeleszczącego.

– Tak! Moje kochane koniki! – zapiszczała znowu i już jej nie było.

Miałeś nic jej nie kupować – skarciłam go. – Za bardzo ją rozpieszczasz.

– Dzieci, zwłaszcza dziewczynki, trzeba rozpieszczać – odparł.

– Uhm, żeby weszły nam potem na głowę? – nie dawałam za wygraną. – Zobaczysz, za parę lat będziesz żałował swojej dobroci – ostrzegłam.

Paweł tylko się zaśmiał. A ja dopiero chwilę później zdałam sobie sprawę z tego, jak mógł odebrać moje słowa. Bo przecież z góry założyłam, że gdy Alicja zacznie dorastać, Paweł wciąż będzie z nami. Ale czy to pewne? Ślubu nie mieliśmy. Nic prócz miłości nas nie łączyło. „Co by było, gdyby Paweł odszedł?”, pomyślałam z bolesnym lękiem. Już nie wyobrażałam sobie życia bez niego. I nawet nie chciałam sobie wyobrazić, jak przeżyłaby to Alicja…

Bardzo przywiązała się do Pawła, ich codzienne relacje wyglądały jak relacje córki z ojcem. Miło było patrzeć, jak razem szaleją w zabawie. Paweł miał więcej cierpliwości do Ali niż ja. Mnie czasem męczyły wymyślane przez nią zabawy w przychodnię weterynaryjną, cyrk czy sklep. A Paweł ze spokojem piąty raz mógł iść z pluszowym kotem na czyszczenie uszu, być tygrysem skaczącym przez hula-hoop albo dziesiąty raz kupować keczup i mleko. To on też uczył Alę jazdy na rolkach, co szło jej wyjątkowo opornie. Całymi godzinami ciągał ją po pobliskim asfaltowym boisku do koszykówki, aż zaczęła samodzielnie jeździć. Ja te lekcje obserwowałam zazwyczaj z perspektywy ławki.

– Ale masz kochanego tatusia – zaczepiła kiedyś Alę starsza pani siedząca obok mnie.

To nie jest mój tatuś – odparła szczerze córka.

– No to wujek? – drążyła kobieta.

– Nie, to jest mój Paweł. I jest bardzo kochany – przytuliła się do niego.

A tego samego dnia wieczorem wgramoliła mu się na kolana i spytała:

– A dlaczego ty nie jesteś moim tatą?

Spojrzeliśmy z Pawłem po sobie.

– Bo jak się urodziłaś, jeszcze nie znałem twojej mamy – odparł Paweł wymijająco.

– A gdybyś się ze mną ożenił, byłbyś moim tatą? – Alicja drążyła temat.

– Gdybym się z tobą ożenił, byłbym twoim mężem…

– A to nie – mała pokręciła główką. – Ja męża nie chcę. Chcę mieć tatę, jak Zosia i Oliwka.

Takie rozmowy były jak rysa na naszym szczęśliwym życiu we troje. Bo o ile mnie i Pawłowi ten układ zupełnie odpowiadał, dla Ali był niewystarczający. Może gdyby miała kontakt z biologicznym ojcem, ktoś by wypełniał swoją osobą słowo „tata”. A tak…

– Będziemy mieć bal maskowy! – gdzieś na początku karnawału córka przybiegła z przedszkola wyjątkowo podekscytowana. – I pani powiedziała, że mamy przyjść z rodzicami!

– To super! – ucieszył się Paweł. – Przebiorę się za Zorro! – zrobił w powietrzu charakterystyczny znak.

– Ale przecież ty nie możesz iść – Ala spojrzała na niego ze smutkiem.

– Dlaczego?

– No bo nie jesteś moim tatą – mała wygięła usta w podkówkę, a z twarzy Pawła zniknął śmiech.

Mnie też zachciało się płakać, bo dotknęła mnie cała niesprawiedliwość tej sytuacji. Zapewne wychowawczyni nie chciała nikogo dyskryminować, ale słowa znaczą, co znaczą. Rodzic to mama lub tata, a nie jakiś tam chłopak mamy.

– Nie martw się – zwróciłam się do córki. – Na pewno będziemy mogły zabrać ze sobą Pawła. Ja to załatwię.

Na bal poszliśmy oczywiście we trójkę i bawiliśmy się wyśmienicie.

Z emocji piekły mnie policzki

Jesteście fajną rodziną – powiedziała do nas w trakcie maskarady wychowawczyni Ali. – Widać, że się kochacie – dodała.

Ktoś obcy nazwał nas rodziną… Zebrało mi się na płacz.

– No niech pani powie, jak nie kochać takich kocic – Paweł wskazał na Alę przebraną za kotka i mnie jako lamparta.

– Macie szczęście, dziewczyny. Taki facet wam się trafił! – chwaliła pani Tereska.

– To raczej ja mam szczęście, że mnie te dziewczyny chciały – wyznał nagle Paweł i znów zrobiło się wzruszająco.

– Gosiu, nie sądzisz, że już czas, byśmy zostali prawdziwą rodziną? – zapytał, gdy wróciliśmy z balu do domu.

– Co to, oświadczyny? – zaśmiałam się.

Ukochany, zamiast odpowiedzieć na pytanie, zniknął w sypialni. Chwilę później wrócił i klęknął przede mną. 

– Miałem poczekać na lepszą okazję – zaczął, ale już nie mogę wytrzymać. – Gosiu, czy zostaniesz moją żoną? – spytał, a mnie z emocji piekły policzki.

Gdy wsuwał mi na palec pierścionek, poczułam łzy pod powiekami. Ja, kobieta wyzwolona, która wcale o ślubie nie marzyła. Już miałam mu się rzucić na szyję, jak bohaterka amerykańskiego filmu, gdy Paweł zwrócił się w stronę mojej córki, wyciągając przed siebie drugie pudełko.

– Alicjo… – uklęknął przed małą tak, jak przede mną. – Czy zechciałabyś…

„Co on robi? Co się dzieje?”, patrzyłam na niego nie mniej zdumiona niż Ala.

Czy zechciałabyś być moją córką? – spytał i otworzył pudełko, w którym znajdował się… maleńki pierścionek. – Przysięgam, że będę cię kochał najmocniej na świecie, jak najprawdziwszy tata – obiecywał łamiącym się głosem.

Dla mnie było już tego za wiele. Płakałam jak bóbr.

– Mamo! Słyszałaś?! Paweł będzie moim tatą! – córka przylgnęła do mnie.

– Słyszałam. Najprawdziwszym na świecie – szepnęłam, ocierając płynące po policzkach łzy.

– Ktoś tu się zarzekał, że nie będzie oświadczyn – chlipnęłam, tuląc się do Pawła.

– Zabezpieczam się na przyszłość. Kocham was obie i chcę, byście już na zawsze były moje – objął nas swoimi męskimi ramionami.

– Będziemy – zapewniłam.

I pomyślałam, że za faceta, który oświadcza się w takim stylu, mogę spokojnie wyjść za mąż.

 

Czytaj więcej