"Mój mąż na każdym kroku wspominał swoją pierwszą żonę. Miałam wrażenie, że Renata zajmuje w jego sercu więcej miejsca niż ja! Czułam się, jakbym żyła trójkącie. Zaczęłam już żałować, że w ogóle za niego wyszłam, kiedy stało się coś zaskakującego..." Grażyna, 27 lat
Wbrew temu, co mówiłam siostrze, sprawa z Konradem nie była jeszcze zakończona. Wprawdzie wyprowadziłam się z domu, nie spotykałam się z nim od miesiąca i nie odpowiadałam na jego telefony, ale nadal byliśmy małżeństwem. A co gorsza wciąż go kochałam, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie ma już przed nami wspólnej przyszłości...
– Tutaj jesteś – Hanka zajrzała na taras, na którym zaszyłam się po powrocie od lekarza. – Szukam cię po całym domu. Coś się stało? Nie było sensu zaprzeczać, bo zbyt dobrze mnie znała, żeby uwierzyć, że wszystko jest w porządku.
– Jestem w ciąży – westchnęłam. – Z początku myślałam, że to reakcja organizmu na stres, ale dzisiaj zrobiłam test... Miałam w głowie kompletny mętlik, nawet nie wiedziałam, czy to dobra, czy zła wiadomość. Zawsze chciałam zostać mamą, ale przecież nie w takiej sytuacji...
Hanka przez chwilę przyglądała mi się w milczeniu.
– Powinnaś jak najszybciej skontaktować się z Konradem – powiedziała w końcu.
– Nie wiem, czy w ogóle chcę się z nim kontaktować – potrząsnęłam głową. – To już skończona sprawa.
– Ale to także jego dziecko, powinnaś mu powiedzieć – przekonywała mnie siostra.
– Muszę to przemyśleć...
Konrad podobnie jak ja był wielbicielem Tatr, poznaliśmy się w górskim schronisku, gdzie oboje spędzaliśmy samotnie urlop. Któregoś deszczowego popołudnia przypadkiem usiedliśmy przy jednym stole i zaczęliśmy rozmawiać, później klika razy wybraliśmy się razem na szlak. Wiele nas łączyło: podobały nam się te same książki i filmy, podobnie lubiliśmy spędzać wolny czas, no i oboje byliśmy samotni. Tylko że ja jeszcze nigdy nie spotkałam mężczyzny, z którym chciałabym się związać, a pięć lat starszy ode mnie Konrad był wdowcem. Często opowiadał o zmarłej żonie i bardzo mnie to wzruszało, bo przecież naprawdę musiał ją kochać, skoro po pięciu latach wciąż tak bardzo mu jej brakowało.
Po powrocie z urlopu nadal się spotykaliśmy, nasza znajomość nie tylko przetrwała wakacje, ale nawet przerodziła się w coś więcej.
– Wiesz, po śmierci Renaty myślałem, że resztę życia spędzę samotnie – wyznał mi któregoś dnia. – Zbyt mocno ją kochałem, żeby później umieć zadowolić się zaledwie namiastką uczucia. A potem poznałem ciebie i przekonałem się, że można kochać dwa razy, tak samo mocno i prawdziwie – uśmiechnął się do mnie. – Kocham cię.
– Ja ciebie też – szepnęłam.
Połączyła nas przyjaźń, a nie pożądanie. Nie było między nami płomiennych wybuchów namiętności, ale kiedy byliśmy razem, mieliśmy poczucie pełni i harmonii, jakbyśmy byli dwoma idealnie pasującymi do siebie elementami układanki. Konrad bardzo często porównywał nasze uczucie do tego, które łączyło go ze zmarłą żoną, więc uważałam, że traktuje je jak coś równie wyjątkowego. Kiedy mi się oświadczył, byłam naprawdę szczęśliwa, bo czułam, że to właśnie on jest mężczyzną, przy którym chciałabym się zestarzeć. Nawet przez myśl mi nie przeszło, jak to wszystko się skończy...
W podróż poślubną chciałam jechać do Grecji, ale Konrad upierał się przy zamkach nad Loarą i Paryżu.
– Paryż to miasto zakochanych – przekonywał mnie. – Zobaczysz, że będzie pięknie, po ślubie z Renatą też pojechaliśmy do Francji i mam stamtąd cudowne wspomnienia. Ustąpiłam, bo we Francji również nigdy nie byłam. Poza tym uważałam, że najważniejsze jest to, żebyśmy mogli nacieszyć się sobą. Niestety, byliśmy wprawdzie razem, ale dla Konrada ten wyjazd okazał się czymś w rodzaju podróży sentymentalnej. Pokazywał mi miejsca, które odwiedził razem z pierwszą żoną. Nie chciałam być niedelikatna, więc nie zwracałam mu uwagi wprost. Kilka razy jednak zaproponowałam zmianę trasy wycieczek, ale nawet wtedy przyłapywałam go na tym, że próbuje je oglądać oczami swojej pierwszej żony, zastanawiając się, co by powiedziała, jak się zachowała, co by jej się podobało, a co nie. Starałam się zrozumieć męża, tłumaczyłam sobie, że to normalne, iż dzieli się ze mną swoimi wspomnieniami. Nie potrafiłam jednak pozbyć się wrażenia, że w tę podróż poślubną pojechaliśmy we troje.
Jeszcze przed wyjazdem przewieźliśmy moje rzeczy do domu Konrada. Wydawało mi się naturalne, że tam właśnie razem zamieszkamy, i nie przyszło mi do głowy, że fakt, iż mieszkała tam wcześniej inna kobieta, może mieć jakiekolwiek znaczenie. Już w pierwszym tygodniu po powrocie przekonałam się, że jednak ma. Tamtego dnia Konrad musiał zostać dłużej w pracy. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i przygotowałam uroczystą kolację przy świecach, udekorowałam stół bukietem pięknych, herbacianych róż, które rosły w ogrodzie.
– To kwiaty z naszego ogrodu? – spytał od progu. Z uśmiechem skinęłam głową.
– Są piękne, prawda?
– Tak. To były ukochane róże Renaty, nigdy nie pozwalała ich ścinać, mówiła, że w ten sposób skraca się im życie – uśmiechnął się, ale nie do mnie, tylko do własnych wspomnień. – I wolałbym, żeby tak zostało...
– Jesteś zły z powodu kwiatów?
– Nie jestem zły, po prostu nie chcę, żebyś je ścinała. A teraz zjedzmy tę kolację – zmienił temat. – Wygląda smakowicie. Usiedliśmy przy stole, ale romantyczny nastrój prysł. Słuchałam Konrada tylko jednym uchem: opowiadał o pracy, pochwalił moją sałatkę i ze szczegółami opisał upodobania kulinarne Renaty.
– Przykro mi, że nie gotuję tak jak Renata, ale chyba będziesz musiał się przyzwyczaić – wyrwało mi się nagle.
– O co ci chodzi, kochanie? – wyglądał na zdziwionego.
– O nic – odsunęłam talerz. – Po prostu miałam nadzieję, że chociaż przez jeden wieczór nie będę musiała słuchać o twojej zmarłej żonie!
– Przepraszam – delikatnie dotknął moich pleców. – Naprawdę nie miałem pojęcia, że to może sprawić ci przykrość...
W końcu też go przeprosiłam, bo przecież miał prawo nie wiedzieć, że nie lubię, jak wspomina Renatę, skoro nigdy wcześniej nie protestowałam, gdy o niej opowiadał. Postanowiłam zapomnieć o tej nieudanej kolacji. Zresztą sądziłam, że po tym incydencie Konrad zacznie się kontrolować i nie będzie mnie nieustannie raczył opowieściami o pierwszej żonie. Ale to chyba było silniejsze od niego. Uwagi na temat Renaty wyrywały mu się przy każdej okazji. Starałam się tego nie słyszeć, tłumaczyłam sobie, że nie chce przecież sprawić mi przykrości. Ale też przychodziło mi do głowy, że to właśnie jest najgorsze, bo znaczy, że wciąż o niej myśli... Odnosiłam wrażenie, że Renata zajmuje w jego myślach i sercu więcej miejsca niż ja. Zaczynałam być o nią zazdrosna. Może nie odczuwałabym tego tak dotkliwie, gdyby chodziło tylko o słowa, ale na nich się, niestety, nie kończyło. Kilka razy zdarzyło mi się podczas sprzątania ustawić inaczej jakieś drobiazgi, poprzekładać rzeczy w szafkach, żeby było mi wygodniej. Konrad nigdy tego nie komentował, ale najpóźniej po kilku dniach rzeczy w tajemniczy sposób wracały na poprzednie miejsca. Drażniło mnie to, bo sprawiało, że nie czułam się jak u siebie.
Któregoś dnia oglądałam jakiś program w telewizji przed południem i słońce świeciło mi prosto w ekran. Nic nie było widać, więc wpadłam na pomysł, żeby inaczej ustawić fotele i stolik z telewizorem. A kiedy wieczorem wyszłam z łazienki, mój mąż właśnie kończył przestawiać meble na dawne miejsca.
– Dlaczego to robisz? – zapytałam.
– Tak jest lepiej. – Wolę poprzednie ustawienie.
– A może chodzi o to, że tak ustawiła je Renata?! – nieświadomie podniosłam głos.
– Przecież nic takiego nie powiedziałem – bronił się.
– Nie musisz. Sama zrozumiałam: nie wolno mi ścinać ulubionych kwiatów twojej żony, przestawiać mebli i drobiazgów, które ona ustawiła! To może od razu mi powiesz, czego jeszcze mi nie wolno?!
– Nie denerwuj się...
– Dobrze, porozmawiajmy spokojnie – odetchnęłam głęboko. – Jestem twoją żoną i ten dom jest również moim domem, a ja nie czuję się tu jak u siebie. Każdy najmniejszy drobiazg stoi tak, jak ustawiła go Renata, a kiedy próbuję coś zmienić, dajesz mi do zrozumienia, że nie wolno mi tego robić. Nie przyszło ci do głowy, że może mi z tym być źle? Nie czuję się panią tego domu, tylko kolejnym meblem, który wstawiłeś do urządzonego mieszkania, i mam wrażenie, że ten mebel coraz bardziej ci tu nie pasuje.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że chcę mieć zwyczajny dom, nie chcę mieszkać w mauzoleum twojej zmarłej żony! – krzyknęłam. – Przecież to też twój dom...
– Mój?! A co w nim jest mojego? Kilka drobiazgów i ubrania w szafie. Dobrze, że tam przynajmniej zrobiłeś dla mnie miejsce i nie muszę chodzić w szlafrokach Renaty!
Rozpłakałam się i wybiegłam z pokoju. Wieczorem Konrad znowu mnie przeprosił, przyniósł kwiaty, tłumaczył, że nie może przecież wymazać Renaty z pamięci i zachowywać się, jakby jej nigdy nie było. Nie musiał mi tego mówić, sama coraz lepiej to rozumiałam i zaczynałam żałować, że za niego wyszłam. Stopniowo docierało do mnie, że to, co brałam za sentyment i zwykłe wspomnienia, było prawdziwą miłością. Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiałam sobie, że Konrad wciąż za bardzo kocha zmarłą żonę, żeby w jego życiu znalazło się miejsce dla mnie.
Moja cierpliwość wyczerpała się, kiedy wyrzuciłam z sypialni wielką ikebanę ułożoną z suszonych kwiatów. Zbierał się na niej kurz i dawno już przestała być dekoracyjna. Konrad wrócił do domu i zrobił mi o to awanturę.
– Nie pomyślałaś, że te kwiaty mogą mieć dla mnie jakieś znaczenie?! – po raz pierwszy to on podniósł na mnie głos.
– Renata układała tę kompozycję przez całe lata z kwiatów, które dostawała ode mnie!
– A co miałam zrobić według ciebie? Zacząć dokładać do nich swoje?! Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że ja mam dosyć życia we troje z twoją zmarłą żoną?! Po jaką cholerę w ogóle się ze mną żeniłeś, skoro wciąż ona jest dla ciebie najważniejsza?!
Wiedziałam, że to i tak nic nie da. Kochałam Konrada, ale nie potrafiłam nieustannie przebywać w cieniu jego pierwszej żony. Przez ponad rok naszego małżeństwa czułam się tak, jakbym żyła w trójkącie. W dodatku Renata była rywalką, z którą w żaden sposób nie mogłam walczyć. Dlatego zdecydowałam się odejść. Konrad próbował mnie zatrzymać, przepraszał i zapewniał o swoich uczuciach.
Pensjonat Hanki był jedynym miejscem, do którego mogłam pojechać. Miałam nadzieję, że w tym miejscu odzyskam równowagę na tyle, żeby zacząć nowe życie, bez Konrada. Mąż nie chciał pogodzić się z moją decyzją: wydzwaniał do mnie na komórkę i telefon stacjonarny, ale przerywałam te rozmowy, a komórki po prostu nie odbierałam. A kiedy przyjechał, nie wpuściłam go do pokoju. Unikałam kontaktów z nim, bo byłam przekonana, że jeśli go zobaczę, to nie zapanuję nad własnymi uczuciami i wrócę do domu, w którym nie będę potrafiła żyć.
Zdawałam sobie sprawę, że dla własnego dobra muszę jak najszybciej zapomnieć o Konradzie i zrobić wszystko, by wyleczyć się z tej miłości. A dzisiaj dowiedziałam się, że noszę w sobie jego dziecko, i zastanawiałam się, co zrobić. Musiałam przyznać rację Hance: Konrad miał prawo wiedzieć, że zostanie ojcem. Ale też zdawałam sobie sprawę, że wtedy nigdy nie pozwoli mi odejść, bo zawsze bardzo pragnął dziecka. A dziecko powinno mieć pełną rodzinę, tego też byłam świadoma. Nie potrafiłam jednak wyobrazić sobie dalszego życia w domu Renaty.
Przez cały tydzień biłam się z myślami, ale w końcu uległam namowom siostry, zadzwoniłam do Konrada i poprosiłam, żeby przyjechał do pensjonatu.
– Muszę ci o czymś powiedzieć – nie chciałam, żeby ta rozmowa odbyła się przez telefon.
– Będę wieczorem, zaraz wyjeżdżam – w jego głosie usłyszałam wyraźną radość. Musiał chyba gnać jak szalony, bo zjawił się zaledwie po czterech godzinach. Na jego widok szybciej zabiło mi serce, ale opanowałam emocje. Poprosiłam, żeby usiadł, i najspokojniej, jak potrafiłam, powiedziałam mu wszystko to, o czym myślałam przez ostatni miesiąc: że jeśli zostaniemy razem, to w końcu się znienawidzimy.
– Nie wrócę do ciebie, ale jestem w ciąży i uważam, że powinieneś o tym wiedzieć – dokończyłam.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie rozumiejąc, o czym mówię.
– Ja też miałem dużo czasu na myślenie i wiele rzeczy zrozumiałem – odezwał się w końcu. – Kochałem cię przez cały czas, ale nie chciałem pozwolić sobie na to uczucie, bo wydawało mi się, że w ten sposób zdradzam Renatę. Wiem, że to niedorzeczne, ale tak właśnie czułem. Dopiero kiedy odeszłaś, zrozumiałem, że nie chcę i nie potrafię już żyć bez ciebie i że muszę zamknąć przeszłość, żeby cię odzyskać.
– Postanowiłem sprzedać dom, Grażynko. Znalazłem już kupca. Chciałem ci o tym powiedzieć dopiero za tydzień, po sfinalizowaniu transakcji, ale w tej sytuacji nie mógłbym dłużej czekać...
– Sprzedajesz dom? – trudno mi było uwierzyć. Skinął głową i uśmiechnął się trochę niepewnie. – Razem z meblami – zaznaczył. – Spakowałem tylko książki i nasze osobiste rzeczy. Jeżeli zgodzisz się dać mi szansę, to znajdziemy sobie własne miejsce do życia, takie, w którym będę tylko nasze wspólne wspomnienia. Zgadzasz się? – przykucnął obok mojego fotela i z napięciem przypatrywał się mojej twarzy. Wiedziałam, że mówi szczerze, naprawdę chciał, żebyśmy zaczęli nowe życie, i to nie tylko dlatego, że na świecie miało pojawić się nasze dziecko. Po raz pierwszy tak naprawdę poczułam, że to ja jestem dla niego najważniejsza. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.