Marianna Kaniowska: Ta przyjaźń ocaliła nas obie przed samotnością
Pani Marianna Kaniowska (z prawej) z przyjaciółką Barbarą
Fot. Archiwum prywatne

Marianna Kaniowska: Ta przyjaźń ocaliła nas obie przed samotnością

Bałam się w nocy zgasić światło, miałam problemy z oddychaniem… Dzięki Basi nauczyłam się, jak być szczęśliwa” 
– mówi Marianna Kaniowska (68 l.) z Kraśnika na Lubelszczyźnie.

Kiedy byłam młodą mężatką, wydawało mi się, że nie ma takich problemów, z którymi razem z moim Adamem nie poradzilibyśmy sobie wspólnie.

Pierwszą wielką próbą dla nas była strata nienarodzonego dziecka. W dodatku lekarze poinformowali mnie, że prawdopodobnie nigdy już nie zajdę w ciążę. 
– Najwyżej adoptujemy jakieś maleństwo – pocieszał mnie Adam i dodawał, że lekarze też czasem mogą się mylić. Nie traciłam więc nadziei i jeździłam
do najlepszych specjalistów do Lublina. 
Moja radość, gdy ponownie zaszłam w ciążę, była ogromna!
– Cudownie! Gratulacje! – cieszyły się ze mną mama i siostra. 
W 1980 r. na świecie pojawiła się córeczka, która…
po czterech latach doczekała się braciszka. Kiedy ta dwójka podrosła, w 1993 r. okazało się, że urodzę jeszcze jedną dziewczynkę.
„Trójka! A miało nie być żadnego!” – myślałam.

Niestety, po trzecim porodzie pogorszył mi się wzrok. Okulista stwierdził, że jestem krótkowidzem, ale z czasem wykryto, że mam wadę siatkówek.  
– Żebym tylko nie straciła całkiem wzroku – przeraziłam się nie na żarty.
To nie był jednak koniec dramatycznych zdarzeń. Zmarł mój mąż. Załamałam się. Nie mogłam spać, jeść, bałam się w nocy zgasić światło.
„Co się ze mną dzieje?” – nie potrafiłam dojść do ładu sama z sobą. Postanowiłam, że muszę szybko poszukać pomocy. Opowiedziałam o swoim stanie siostrze. 
– Powinnaś iść do lekarza. I to natychmiast – stwierdziła. 
Posłuchałam jej. 
– Niech mnie pani ratuje – poprosiłam w gabinecie lekarkę rodzinną. Ta, podejrzewając depresję, wysłała mnie do psychologa…
Terapia sprawiła, że stanęłam jakoś na nogach. Czułam się jednak samotna w pustym mieszkaniu. 
Cieszyłam się jedynie, kiedy przyjeżdżały dzieci, albo gdy sama je odwiedzałam. Dziewczyny wyemigrowały jednak do Londynu, syn zamieszkał Krakowie.
Byłam u córek w 2019 r. Starsza z nich spodziewała się maleństwa. Liczyłam, że kiedy przyjdzie na świat, znów ją odwiedzę i zobaczę wnuka.
Niestety, wybuchła pandemia. Widziałam więc wnuczka jedynie na zdjęciach i kiedy córka łączyła się ze mną przez internet. Bardzo za nim i dziewczynami tęskniłam.

Cieszyłam się, kiedy wznowiono loty. W listopadzie 2021 roku znów siedziałam w samolocie do Anglii.
Córki były szczęśliwe, że wreszcie się widzimy. Chciały mnie jak najlepiej ugościć. Zabrały na pokaz świateł, do restauracji. Ja jednak niezbyt dobrze się czułam. Brakowało mi sił.
Czwartego dnia po przyjeździe wybrałyśmy się z córką na zakupy. Poczułam się jednak słabo. Musiałyśmy wrócić.
– Muszę się położyć – przyznałam. 
Nazajutrz było ze mną już tak źle, że córka wezwała karetkę. Zaczynałam jednak tracić przytomność, więc nie czekałyśmy nawet na jej przyjazd, tylko taksówką pojechałyśmy do szpitala. 
Nie pamiętam, co było dalej. Okazało się, że przeszłam zapalenie płuc, miałam też ogromne problemy z sercem. Lekarze długo utrzymywali mnie w stanie śpiączki farmakologicznej. Cudem wyzdrowiałam i szpital przygotował mnie do powrotu do Polski.
Wróciłam późną jesienią 2021 r. Z lotniska w Rzeszowie odebrał mnie syn. Opiekował się mną tydzień, bo słaniałam się jeszcze na nogach. Musiał jednak wrócić do ciężarnej żony, którą dopadł koronawirus. Wkrótce zresztą i on sam się zaraził. 
„Znów jestem zdana sama na siebie” – pomyślałam. Znów dopadł mnie smutek.

Zbliżało się Boże Narodzenie. Zanosiło się na to, że spędzę święta samotnie. Tak się jednak nie stało! 
W Wigilię ktoś zapukał do drzwi. Kiedy otworzyłam, zobaczyłam, że na progu stoi Basia. Zdziwiłam się, bo była to koleżanka, z którą nie utrzymywałam bliższych kontaktów. 
Od naszych wspólnych znajomych dowiedziała się,
że jest ze mną krucho. Postanowiła sprawdzić więc, co u mnie słychać i zrobić mi wigilijną niespodziankę. 
– Cześć Marianno, nie ma takiej możliwości, żebyś dziś została sama – powiedziała.
Byłam zaskoczona i wzruszona. Basia spędziła ze mną ten wyjątkowy wieczór, a potem zaczęła przychodzić częściej. 
– Zrobiłam bigos, przyniosłam ci trochę – wyjęła któregoś dnia słoiczek. – Kupiłam pieczywo – powiedziała innym razem.
Wiedziała, że lubię kajzerki i chleb z ziarnami. Kiedy nie mogła przyjść przez następnych kilka dni, kupowała więcej, żebym mogła sobie zamrozić.
Kiedyś niechcący przyznałam, że dawno nie jadłam naleśników. Kilka dni później usmażyła je specjalnie dla mnie. 
– Nie musiałaś tego robić, Basiu. Jesteś kochana – byłam poruszona jej dobrocią.

Stałyśmy się dla siebie jak siostry. Mamy podobne poczucie humoru, podejście do wielu spraw, lubimy tańczyć. Opowiadałam jej o swoim dzieciństwie i dalszym życiu.
Jej mąż też nie żyje, a dzieci mieszkają daleko. Córka, jak moje dziewczyny mieszka w Wielkiej Brytanii, syn w Tarnobrzegu. Doskonale się więc rozumiemy.
To ona pomagała mi się dostać do przychodni, kiedy zapisałam się na rehabilitację. Niestety, mój organizm był tak osłabiony, że po trzech dniach złapałam… półpaśca. 
– Posmaruję ci te zmiany – zaoferowała. 
– Nie boisz się, że się zarazisz? – trochę się o nią martwiłam.
Ale tylko wzruszyła ramionami. 
– Będzie, co ma być. Przecież sama tego nie zrobisz – stwierdziła.
Faktycznie, byłam bardzo obolała. Na szczęście nic jej się nie stało. 

Dowiedziałam się, że mogę dostać asystentkę w ramach programu z Funduszu Solidarnościowego. Złożyłam dokumenty i moją asystentką została… Basia! 
Jesienią tego roku pojechałyśmy do sanatorium do Muszyny. Spacerowałyśmy, dołączałyśmy do wycieczek. Basia zainicjowała spotkanie integracyjne. Raz nawet wybrałyśmy się na potańcówkę.
Wyciąga mnie na spacery także na co dzień, w Kraśniku. Jeździmy razem na działkę. 
– Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – powtarzam jej, bo jestem jej bardzo wdzięczna. 
– A co ja bez ciebie? – odpowiada mi wtedy. – Ty też byś mi pomogła w biedzie. Poza tym cieszę się, że mam dla kogo się starać. Czuję się potrzebna – dodaje. 
Dzięki Basi odzyskałam radość życia. Córki i syn też się o mnie już tak bardzo nie martwią. Nie czuję się samotna.

Marianny Kaniowskiej 
wysłuchała Gabriela Paul  

Głosuj w plebiscycie Gloria 2023 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2023. Pani Marianna Kaniowska wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2023 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2023 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2023

Czytaj więcej