„Często psuł się jej piekarnik, bojler, odkurzacz lub telewizor, więc wizyta Marka u mamy była niezbędna. W ogóle nie czułam, że mieszkamy razem, jechał do niej po pracy i wracał wieczorem. W soboty zabieraliśmy ją na wspólne zakupy, ale kiedy zaczęła wyliczać, co wkładam do koszyka, zrezygnowałam z tych wyjść”. Beata. 35 lat
Już na początku znajomości zorientowałam się, że Marek jest bardzo związany z mamą. Choć dawno stuknęła mu trzydziestka, nadal z nią mieszkał. Była wdową. Miała duże mieszkanie, emeryturę po mężu i mnóstwo czasu dla syna. Marek sporo mi o niej opowiadał, wiedziałam, że dzielą wspólne zainteresowania i często razem wychodzą. Domyśliłam się, że moje pojawienie się musiało zaburzyć ich relację. Wiadomo, Marek się zakochał i dla niego było oczywiste, że to mnie zaprasza do kina. Jego matka miała na ten temat inne zdanie. Dała mi to odczuć już podczas pierwszego spotkania.
Rozmowa przy stole nie kleiła się, ale Marek zdawał się tego nie dostrzegać.
– Wiesz, mamo, że Beatka lubi horrory? Byliśmy na ekranizacji książki Kinga...
– Też miałam ochotę obejrzeć ten film, ale sama nie pójdę, a ty już widziałeś – matka weszła mu w słowo. Przy okazji patrzyła wprost na mnie. Wyczułam aluzję. Jej wzrok mówił „kradniesz mi syna”.
A na kolejny film pani Katarzyna postanowiła iść z nami. Nie zapytała, czy może, tylko właśnie postanowiła. To była najdziwniejsze randka, na jakiej byłam. Czułam się jak w towarzystwie przyzwoitki. A gdy po filmie wymienialiśmy wrażenia, pani Kasia nie zgadzała się ze mną w żadnej kwestii. Marek, który skłaniał się ku mojej opinii o filmie, usłyszał, że wcześniej miał lepszy gust. Nie miałam ochoty kontynuować tego spotkania, więc pożegnałam się, zostawiając ich przed kinem.
I pomyślałam, że będzie mi w tym związku trudno. Zastanawiałam się nawet, czy nie odejść, kiedy rozstanie nie jest jeszcze tak bolesne, ale postanowiłam zaryzykować. Jednak musieliśmy razem zamieszkać – odziedziczyłam po dziadkach piękne, duże dwa pokoje, więc mieliśmy gdzie. Wkrótce nadarzyła się okazja do poruszenia tematu.
– Już nie mogę doczekać się weekendu – zamruczał Marek, zwlekając się z mojej kanapy. – Będę mógł zostać u ciebie dłużej.
– Wiesz, myślałam o tym. W ogóle nie musiałbyś stąd wychodzić...
Na początku nie zrozumiał, co mam na myśli. Chwilę później go olśniło.
– Mówisz poważnie? Chciałabyś ze mną zamieszkać? – Wydawał się szczerze uradowany moją propozycją.
– Oboje jesteśmy po trzydziestce, nie mamy czasu na niepoważne propozycje.
– Marzyłem o tym, ale... – zawahał się. – Myślałem, żebyś ty wprowadziła się do mnie.
Zesztywniałam na tę myśl.
– Do ciebie i do twojej matki – uściśliłam.
– No tak, przecież mieszkanie mamy jest duże, pomieścilibyśmy się.
– Marek, nie chodzi o wielkość mieszkania. Dwie kobiety pod jednym dachem to nie jest dobry pomysł.
– Nie mogę zostawić mamy samej – jęknął.
– Nie proponuję ci przeprowadzki na koniec świata, tylko na inne osiedle. Twoja mama jest jeszcze młoda, zdrowa i nie potrzebuje cię przy sobie przez całą dobę.
– Ale będzie jej przykro – zasępił się.
– Marek, ja cię do niczego nie zmuszam. Zastanów się nad moją propozycją. I nie próbuj przekonywać mnie do zamieszkania z twoją mamą.
Pożegnaliśmy się w nie najlepszych humorach. Milczeliśmy przez dwa dni. W końcu Marek zjawił się z bukietem kwiatów i oznajmił, że się do mnie wprowadza. Wiedziałam, że nie jest to dla niego łatwa decyzja. Jego matce pewnie też było trudno, więc rozumiałam, że często dzwoni do syna i oczekuje odwiedzin. Jednak kiedy po kilku miesiącach nic się nie zmieniło, sytuacja zaczęła mnie męczyć.
Często psuł się jej piekarnik, bojler, odkurzacz lub telewizor, więc wizyta Marka u mamy była niezbędna. W ogóle nie czułam, że mieszkamy razem, jechał do niej po pracy i wracał wieczorem. W soboty zabieraliśmy ją na wspólne zakupy, ale kiedy zaczęła wyliczać, co wkładam do koszyka, zrezygnowałam z tych wyjść. Dawałam Markowi listę zakupów.
Miarka przebrała się pewnego popołudnia. Byliśmy zaproszeni na trzydzieste piąte urodziny mojej przyjaciółki. Godzinę przed wyjściem zadzwoniła mama Marka.
– Co tym razem? Mikser czy ekspres do kawy? – zapytałam złośliwie.
Marek skończył rozmawiać i wiedziałam, że to, co zaraz usłyszę, nie spodoba mi się.
– Mama pyta, czy pójdę z nią do kina. Chyba ma gorszy dzień... – dodał smutno.
– Film nie zając, a trzydzieste piąte urodziny Irminy raczej się już nie powtórzą. Zrobisz, jak uważasz. Ja zaczynam się szykować do wyjścia.
Marek długo bił się z myślami, w końcu zadzwonił do mamy. Słyszałam, że rozmawia podniesionym głosem. Po chwili też zaczął przygotowywać się na imprezę.
– Umówiłem się z nią na jutro – wyjaśnił.
Co prawda wybrał moje towarzystwo, ale nie był dobrym kompanem. Pokłóciliśmy się wtedy straszliwie. Wypomniałam mu, że jego mama znała nasze plany, a mimo to postanowiła wyciągnąć go do kina. Zarzucił mi, że demonizuję jego matkę, która ma prawo czuć się samotna. Odparłam, że jak chce, może wracać do mamusi, która nie umie znaleźć sobie przyjaciół w swoim wieku i nie potrafi zrozumieć, że jej syn ma swoje życie...
Boczyliśmy się na siebie kilka dni, aż uznałam, że jeśli tak ma wyglądać nasz związek, to ja dziękuję. Albo się rozstaniemy, albo w końcu uda mi się wyznaczyć zdrowe granice między matką a synem.
Pewnego popołudnia oglądaliśmy film, kiedy rozdzwoniła się komórka Marka. Na ekranie pojawił się numer jego mamy. Byłam szybsza od niego. Zdziwiła się, słysząc mój głos w słuchawce.
– Marka nie ma. Wyszedł z sąsiadem na piwo i zapomniał komórki – rzuciłam. Marek stał obok i próbował odebrać mi telefon. – Nie, dziś już nie oddzwoni. Mówił, że późno wróci. Czy coś się stało? Piekarnik się popsuł? A to pech – westchnęłam. – Jak chce pani upiec jutro na obiad kurczaka, to koniecznie trzeba rano sprawdzić, co tam się popsuło. Powtórzę Markowi naszą rozmowę. Dobranoc. – Rozłączyłam się.
– Nie pojedziesz jutro do mamy – rzuciłam do Marka, a on spojrzał zszokowany. – Wyślemy do niej majstra – dodałam.
– A skąd ty w niedzielę rano wytrzaśniesz majstra? – zdziwił się.
– Wskoczyłbyś jutro rano w jakiś roboczy strój, bo pewien piekarnik potrzebuje interwencji. – Zadzwoniłam do kumpla, który wisiał mi przysługę i znał się na sprzętach domowych. Wyjaśniłam, o co chodzi, i Antek zgodził się pomóc.
Matka Marka zadzwoniła nazajutrz o dziewiątej. Odebrałam.
– Poproś Marka do telefonu – powiedziała bez słowa powitania.
– Śpi – skłamałam. – Był serwisant?
– Ja w tej sprawie – warknęła oburzona. – Spodziewałam się Marka.
– Marek już dwa razy naprawiał ten piekarnik. Uznałam, że lepiej będzie, jak zajrzy do niego fachowiec – wyjaśniłam.
– Niech Marek do mnie zadzwoni, jak się obudzi! – Rozłączyła się bez pożegnania.
Chwilę później zadzwonił kolega serwisant. Włączyłam tryb głośnomówiący.
– Nie napracowałem się z tym piekarnikiem. Zamocowałem jedno pokrętło. Wyglądało, jakby ktoś je urwał specjalnie.
– Dziękuję ci – pożegnałam się i spojrzałam na Marka. Jego mina wystarczyła mi za wszystkie komentarze.
– Pojadę z nią porozmawiać – rzucił.
Wrócił po kilku godzinach.
– Mama przyznała, że czasem psuła coś specjalnie. Ale cóż, rozumiem ją. Czuła się samotna. Jednak rozumiem również ciebie. Nie chcesz żyć z kimś, kto całe dnie spędza u matki – westchnął. – Ustaliłem, że będę zabierał ją na sobotnie zakupy i namówię cię na wspólne niedzielne obiady – powiedział.
– Twoja mama gotuje lepiej ode mnie, więc dlaczego nie. – Uśmiechnęłam się. – Ja też nie próżnowałam. W środę jest premiera tego filmu szpiegowskiego, o którym wspominałeś. Kupiłam cztery bilety. Twoja mama na pewno się ucieszy, a moja, jak się okazało, też ma ochotę na wyjście. Kto wie, może panie przypadną sobie do gustu? Moja mama też nie lubi chodzić sama do kina – zaśmiałam się, a Marek wycisnął na moich ustach namiętny pocałunek.