"Moja teściowa wpada w furię, gdy uprzedzamy, że w niedzielę i nie przyjdziemy na obiad, bo mamy swoje plany. Potrafi wpadać do nas wieczorami bez uprzedzenia, komentować mój domowy strój, urządzać histerie. Biadoli, że zmarnuję jej syna. Ale ja nie dam sobie wejść na głowę…!" Gosia, 29 lat
Kończyłam pilny projekt, gdy zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz: teściowa! Nie odebrałam, bo domyślałam się, że znowu ma jakieś pretensje.
Mówię o niej „baba wielojajeczna”, bo wciąż mówi: „ja to, ja tamto” i bez końca wszystkich poucza.
– Gośka, do ciebie – koleżanka podała mi słuchawkę służbowego telefonu.
– Słucham – spytałam z rezygnacją, domyślając się, kto dzwoni.
– Nie odbierasz moich telefonów – usłyszałam pełen pretensji głos teściowej.
– Przepraszam. Miałam pilną pracę, wyciszyłam komórkę – trochę minęłam się z prawdą.
– To powinnaś oddzwonić.
– Zamierzałam, ale…
– Nie zasłużyłam sobie… – przerwała mi.
– A o co właściwie chodzi? – przerwałam jej.
– Chcę wiedzieć, dlaczego nie przyjdziecie na niedzielny obiad.
– Bo mamy inne plany – powiedziałam najłagodniej jak umiałam. – Adam nic nie mówił?
– Nie. Odkąd się z tobą ożenił, ciągle ma jakieś tajemnice.
– Przepraszam – przerwałam jej. – Nie mam teraz czasu. Odezwę się później – powiedziałam i rozłączyłam rozmowę.
– Fajna teściowa – zakpiła koleżanka.
– Śmiej się, śmiej. Zobaczymy, jaka tobie się trafi.
– Ja odgrodzę się zasiekami i nie będę się wciąż tłumaczyła.
– Wolę z nią nie zadzierać, bo zatruje Adamowi życie.
– Teraz zatruwa życie wam obojgu – stwierdziła nie bez racji koleżanka.
– Adam jest jedynakiem, matka całą uwagę skupia na nim.
– Teść nie jest zazdrosny? – zachichotała.
– Skąd! Cieszy się, gdy żona spuści go na chwilę z oka. Też ma dość.
Gdy wychodziłam z pracy, znowu zadzwonił telefon. „Ta baba mnie zamęczy”, pomyślałam na widok numeru teściowej.
– Właśnie miałam do mamy dzwonić – skłamałam.
– Gosiu, to ja – usłyszałam głos teścia.
– Cześć tato. – Witaj. Czym ty znowu podpadłaś matce? Jest wściekła. Od paru godzin chodzi po domu jak chmura gradowa.
– Chyba tym, że mamy na niedzielę swoje plany i nie przyjdziemy na obiad – wyjaśniłam.
– Tylko tyle? To jakoś ją udobrucham – westchnął.
– Dzięki tato. „Jedna draka za nami”, pomyślałam z ulgą.
Jednak byłam w błędzie. Kolejne spięcie z teściową czekało mnie jeszcze tego samego dnia.
Siedzieliśmy z Adamem przy kolacji, gdy ktoś zaczął natarczywie dzwonić i stukać do naszego mieszkania.
– Otwórz, bo nam drzwi rozwali – powiedziałam i sięgnęłam po szlafrok, żeby go nałożyć na kusą koszulkę.
– Mamo. Co się stało? – usłyszałam z przedpokoju zaniepokojony głos męża. Sekundę później do pokoju wpadła teściowa.
– Pokłóciłam się z ojcem. Mam go dość! – stwierdziła. Ciekawe, że mówiła to osoba, która sama powodowała większość konfliktów. Nie wiedzieliśmy, co odpowiedzieć, za to ona była w swoim żywiole.
– A ty, co taka goła łazisz? – warknęła do mnie, więc szczelniej owinęłam się szlafrokiem.
– Jak możecie tak się odżywiać? – powiedziała, patrząc na naszą kolację.
– Ja bym tego nie tknęła! Potem będziecie narzekać na zdrowie. Zmarnujesz mi syna. Ja mu robiłam porządne posiłki…
– O co pokłóciliście się z ojcem? – przerwał jej Adam. Teściowa spojrzała na mnie z wyrzutem, a potem ni z tego, ni z owego zaczęła płakać, głośno pochlipując.
– Nikt się ze mną nie liczy. Ty nie masz czasu, Gośka mnie lekceważy, a ojciec mnie nie szanuje. Mam dosyć. Słyszysz?! Adam słyszał, ale całkiem nie wiedział, co ma zrobić, więc tylko poklepywał ją po ramieniu.
– Przestań mnie klepać! – krzyknęła ze złością. – Ręka mnie boli.
– Przepraszam… – Adam zaczął się tłumaczyć.
– Zrobię herbatę – powiedziałam, wychodząc do kuchni, bo czułam, że puszczają mi nerwy.
Kiedy wróciłam, Adam siedział przygnębiony, a teściowa oglądała kwiatki na parapecie.
– Dlaczego nie dbasz o kwiaty, które ci dałam? Całkiem zmarniały – burczała.
– Mówiłam, że ich nie chcę, ale mama się uparła. A ja nie mam ręki do kwiatków.
– Ty do niczego nie masz ręki – powiedziała, patrząc na mnie karcąco. – Ugotować nie umiesz, w domu masz bałagan. Ja nigdy bym nie dopuściła, żeby…
– Przepraszam, ale na dziś mam dość uwag – powiedziałam ostro, wchodząc jej w słowo.
– Słuchaaam? Adam, ty słyszysz, jak ona się do mnie odnosi?
– Słyszy, słyszy. Nie musiał ogłuchnąć, jak tata, żeby mieć trochę spokoju – powiedziałam złośliwie, bo teść rzeczywiście nie słyszał na jedno ucho. Adam zbladł, a teściowa zrobiła się różowoczerwona jak piwonia.
– Nie rozumiem, dlaczego mama wszystkim dokucza?
– Jaaa? – zapiała ze zdziwienia teściowa.
– Tak – powiedziałam twardo. – Wszystkich mama krytykuje, a najbardziej mnie. Mam tego dosyć.
– No tak. Czułam, że to ty nabuntowałaś mojego męża – syknęła.
– Nikogo nie buntowałam. Widocznie tato też ma dość wiecznych pretensji.
– Ty chcesz mnie pouczać?
– Uspokójmy się – przerwał jej Adam.
– Swoją żonę uspokój. Ja wiem, co to dobre wychowanie – wysyczała, patrząc na mnie z obrzydzeniem.
– Ja na mamy wychowaniu się nie znam, ale coś jest z nim nie tak, skoro mama jest taka czepialska. Ale ja jestem jednojajeczna, nie będę mamy pouczać.
– Co ty bredzisz! – wydyszała – Jaka jednojajeczna? Co ty makaron jesteś?
– Mama nie zrozumie – powiedziałam.
– Widzisz? Głupią ze mnie robi – teściowa patrzyła wyczekująco na Adama.
W tym momencie zadzwonił telefon. Adam odebrał.
– Tak tato. Mama jest tutaj. Przyjedziesz?
– A po co? – wrzasnęła teściowa.
– Nie możesz? Co się stało? – powiedział Adam do słuchawki, nie zwracając na nią uwagi. Słuchał, co mówił ojciec i jego twarz stężała. Widać było, że się zdenerwował.
– Zaczekaj, zaraz zapytam – rzucił krótko. – Mamo, tata źle się czuje, a…
– Co mu jest? – przerwała teściowa.
– Skoczyło mu ciśnienie. Nie może znaleźć tabletek – wyjaśnił.
– Są w szafce w łazience.
– Tato, poszukaj w łazience, w szafce – powtórzył Adam do słuchawki.
– I co? – niecierpliwiła się teściowa.
– Szuka – wyszeptał.
– Zawieź mnie do domu – zadysponowała. – Ten pierdoła rozgrzebie mi pół łazienki, ale proszków nie znajdzie! Na co czekasz? Chcesz, żeby twój ojciec dostał wylewu? – pokrzykiwała.
– Już, już. Ubieram się – powiedział Adam, a ja odetchnęłam z ulgą.
– Tak to jest – zrzędziła teściowa. – O mało przez niego nie dostałam zawału i teraz muszę go jeszcze ratować. Wszystko na mojej głowie. Ten fajtłapa sam niczego nie zrobi. Jak umrze, będę musiała załatwić, żeby święty Piotr go wpuścił do nieba.
Kiedy usłyszałam ostatnie zdanie, o mało nie spadłam z krzesła. Miałam ochotę powiedzieć, że za życie z nią teść pójdzie do nieba żywcem. Ale dałam spokój.
– Coś ty taka zadowolona? – spytała teściowa, gdy zauważyła mój z trudem hamowany śmiech. – Nie myśl, że skłócisz mnie z mężem i synem.
– Nie muszę. Mama sama świetnie sobie z tym radzi – stwierdziłam zadziornie, a ona znów poczerwieniała.
– Chodźmy już – zawołał Adam. Teściowa westchnęła, jakby chciała wciągnąć w płuca całe powietrze z pokoju, po czym wyszła z wysoko podniesioną głową.
Adam wrócił godzinę później. Był zupełnie wykończony.
– Jak ojciec? – spytałam.
– Lepiej. Ale ja mam dosyć. Mama przeszła samą siebie. Stwierdziła, że kobieta mi weszła na głowę.
– Kobieta, czyli ja? – zdziwiłam się. I mówi to osoba, która ciągle chce rządzić wszystkimi! – A ty? Myślisz podobnie? – spojrzałam na męża niepewnie.
– A ja proszę cię o jedno: nigdy nie zachowuj się tak, jak ona.
Jedną bitwę wygrałam. Myślę jednak, że to jeszcze nie koniec wojny…