"Marzyłam o tym, by wyrwać się z domu, dlatego gdy poznałam Marcina, postanowiłam wziąć los w swoje ręce. Odstawiłam pigułki antykoncepcyjne i w odpowiednim momencie zaproponowałam mu wyjazd na weekend..." Anna, 32 lata
W moim domu rodzinnym się nie przelewało. Szczerze mówiąc, bieda była, aż piszczy. Mój ojciec lubił sobie popijać i wypłatę wydawał na imprezy z kolegami. Mama nie umiała zareagować. Moje starsze rodzeństwo nie skończyło zbyt dobrze. Brat poszedł do więzienia za rozbój z bronią w ręku, a siostra za kradzieże trafiła do poprawczaka...
Gdy skończyłam 18 lat, znalazłam pracę w cukierni i wyprowadziłam się z domu. Wynajęłam pokój razem z innymi dziewczynami. Marcin zaglądał często do naszej cukierni. Widać było po nim, że lubi słodycze. Taki misiek z lekką nadwagą, ale ubrany zawsze elegancko. Kiedy, jąkając się, pierwszy raz zaprosił mnie na randkę, zgodziłam się bez wahania. Okazało się, że jest jedynakiem, jego tata prowadzi firmę masarską.
Marcin nie miał szczęścia do dziewczyn. Do mnie odważył się odezwać, bo byłam zawsze miła, sympatyczna i „niewyglądająca na zbyt wymagającą”, jak to określił w przypływie szczerości. Wszystko układało się między nami dobrze, dopóki Marcin nie zaprosił mnie na spotkanie ze swoimi rodzicami. Jego mama nie zaakceptowała mnie od pierwszego wejrzenia. Wypytała o rodzinę i wykształcenie, i z każdą moją odpowiedzią jej twarz coraz bardziej tężała. Po tej wizycie Marcin zaczął mnie trochę unikać, a ja czułam, że stoją za tym jego rodzice.
Postanowiłam wziąć los w swoje ręce. Odstawiłam pigułki antykoncepcyjne i w odpowiednim momencie zaproponowałam Marcinowi wyjazd na weekend nad pobliskie jeziorka. Miałam szczęście, zaszłam w ciążę. Kiedy mu to oznajmiłam, zbladł z wrażenia. Pewnie domyślał się, jaka będzie reakcja jego rodziców. Tak, awantura była straszna.
– Nie zmarnujesz życia naszemu synkowi! – krzyczała jego matka. – Gdzie on i taka wywłoka! Dostaniesz alimenty i masz sobie radzić.
– Nie mam zamiaru wychowywać dziecka sama. Usunę ciążę, waszego wnuka, i cały grzech spadnie na was – groziłam z płaczem.
W końcu Marcin oświadczył, że weźmie odpowiedzialność za swoje czyny. Zaproponował mi małżeństwo. Wzięliśmy cichy ślub. Może trudno uwierzyć, ale byliśmy szczęśliwi. Rodzice Marcina dali nam pieniądze na mieszkanie, a kiedy urodził się Antoś, wszyscy zwariowaliśmy z miłości na jego punkcie.
Marcin był takim dumnym tatą! Nosił go na rękach, przewijał, kąpał. Nawet moja teściowa wpadała z prezentami dla małego i chyba trochę mnie polubiła. Widziała, że jestem dobrą mamą, dom jest czysty i zadbany, a Marcin ma zawsze przyszykowany ciepły obiad. Po czterech latach urodziła nam się jeszcze Ewelinka. Nie byłam zakochana w mężu, ale szanowałam go i byłam mu wdzięczna za to, że zapewnił mi dobry status życiowy. No i rozczulał mnie podejściem do dzieci, był wspaniałym ojcem.
Wszystko układało się dobrze do momentu, kiedy Oliwier zaczepił mnie na ulicy. Akurat odprowadziłam dzieci do szkoły i poza zakupami nie miałam nic do roboty.
– Przepraszam, coś pani chyba upadło – uśmiechał się do mnie szarmancko, trzymając w ręku książkę. Aż zakręciło mi się w głowie, kiedy spojrzałam w jego cudne, przenikliwe, brązowe oczy.
– To nie moja – wyjąkałam.
Oliwier westchnął ciężko.
– Wiem. Ale obserwuję panią od dawna i nie miałem pomysłu, jak podejść i zagadać. Słabo wyszło z tą książką, prawda?
Zauroczył mnie. Umówiłam się z nim na kawę. A potem na jeszcze jedną. Zaczęliśmy się spotykać w czasie, gdy dzieci były w szkole, a Marcin w pracy. Wiedziałam, że nie powinnam, że robię błąd. Ale nigdy przedtem nie czułam się tak wariacko zakochana... To był dziwny, szalony czas w moim życiu.
Wszystko skończyło się miesiąc później, kiedy w kawiarni na umówionym spotkaniu zamiast mojego kochanka zastałam... Marcina i jego matkę. Moja teściowa rzuciła bez słowa na stolik zdjęcia moje i Oliwiera z różnych intymnych sytuacji. Zbladłam i osunęłam się na krzesło.
– Wystąpisz o rozwód i zrzekniesz się wszelkich praw do dzieci, to może dostaniesz trochę pieniędzy na do widzenia – powiedziała teściowa. – Inaczej te zdjęcia pojawią się wszędzie, a twoje dzieci dowiedzą się, kogo mają za mamusię! Zniszczymy cię sądzie.
– Masz się wyprowadzić już dzisiaj. Walizki są spakowane – dodał Marcin cicho.
Wyglądał tak smutno i staro, aż mi się serce łamało na jego widok. Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, jak się bronić. Czułam, że nie mogę liczyć na przebaczenie.
– A o Oliwierze zapomnij. To wynajęty facecik, bez problemu załatwia takie jak ty. Nie łudź się, że ktoś mógł się w tobie zakochać!
– Ja się zakochałem – powiedział nagle mój mąż.
Popatrzył na mnie z bólem w oczach i zapytał:
– Dlaczego mi to zrobiłaś?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Zostałam sama. Próbowałam dodzwonić się do Oliwiera, ale w słuchawce odzywało się tylko: „Nie ma takiego numeru”. Musiałam się wyprowadzić. Znów zamieszkałam w małym wynajętym pokoiku, w mieszkanku, które dzielę z kilkoma innymi dziewczynami. One są na początku swojej drogi życiowej, pełne nadziei i wiary w świat, a ja? Czyżbym przegrała swoje życie?
Sprawa rozwodowa jest w toku. Teściowa chciała uniemożliwić mi widywanie się z dziećmi, ale Marcin stwierdził, że dzieciaki potrzebują matki. Dobre i to, może nie stracę z nimi kontaktu. A co będzie dalej? Nie wiem. Moja historia zatoczyła koło. Popełniłam wiele błędów, ale nadal żyję. I będę dalej walczyła o odrobinę szczęścia dla siebie...