"Mama odrzuciła mnie i moje siostry. Kochała tylko Adasia"
Mama nigdy mnie nie kochała, byłam jej obojętna.
Fot. 123RF

"Mama odrzuciła mnie i moje siostry. Kochała tylko Adasia"

"Wiem, co się czuje, gdy umiera bliska osoba. Gdy zmarł tata, cały mój świat się zawalił... Ale tego dnia, gdy usłyszałam o śmierci matki, nie czułam nic. Gdy powiedziałam koleżankom, że nie chcę iść na jej pogrzeb, usłyszałam, że jestem wyrodną córką. A może to matka była wyrodna?" Hanna, 32 lata

Mama od małego faworyzowała Adasia. Może dlatego, że był najmłodszy, a może dlatego, że był jej jedynym synem. Ja i moje młodsze siostry – Agnieszka i Beata – nigdy się dla niej nie liczyłyśmy.

Nocami przez nią płakałam. Czułam się jak intruz

Póki żył tata, wszystko było w porządku. On sprawiedliwie rozdzielał swoją miłość. Dbał, by żadne z nas nie było pokrzywdzone. Ale tata zmarł, gdy miałam 14 lat. Rok później chciałam iść do liceum, ale mama powiedziała:
– A potem może ci się jeszcze studiów zachce, co? Nie będę cię utrzymywać nie wiadomo jak długo! Nie stać mnie na to! Wybrała dla mnie szkołę fryzjerską. Moje siostry posłała do krawieckiej:
– Na starość będzie miał mnie kto czesać i ubierać – mawiała.
Myślałam: „Trudno, nie przelewa się u nas, taki los”. Ale gdy Adam poszedł do ósmej klasy i mama od września posłała go na drogie korepetycje, by dostał się do ogólniaka, miałam do niej straszny żal. Tym bardziej że brat nie uczył się dobrze, chuliganił i nauka wcale nie była mu w głowie...
Po ukończeniu szkoły szybko znalazłam pracę w zakładzie fryzjerskim. Od tej pory mama nie dawała mi spokoju.
– Kiedy sobie wreszcie chłopa znajdziesz i się wyprowadzisz? Całe życie będziesz mi na głowie siedzieć? – mówiła.
Nie mogłam tego znieść. Nocami przez nią płakałam, czułam się jak intruz.

Szybko wyprowadziłam się z domu

Gdy trochę zaoszczędziłam, wynajęłam w Poznaniu pokój przy rodzinie i wyjechałam z miasteczka. Znalazłam pracę i jakoś wiązałam koniec z końcem. Czułam się bardzo samotna. Na początku przyjeżdżałam do mamy co dwa tygodnie. Ale wciąż dawała mi odczuć, że przyjechała kolejna gęba do wyżywienia, i tyle. Czując się jak intruz, zaczęłam przyjeżdżać coraz rzadziej, w końcu już tylko na święta. Szkoda mi było sióstr, które cały czas wysłuchiwały mamy żalów, że musi stare panny utrzymywać. Nie było to prawdą. Moje siostry miały wtedy po 18 i 19 lat i dorabiały szyciem w domu. Ściągnęłam Beatę do siebie. Mieszkałyśmy razem w pokoju, potem wynajęłyśmy małą kawalerkę. Agnieszka nie chciała przyjechać. Mówiła, że musi się opiekować mamą, bo zaczęła chorować na stawy.

Adama stawiała za wzór, nas krytykowała

Mama dzięki własnemu uporowi doprowadziła do tego, że Adam skończył liceum i dostał się na studia. Stawiała go nam za wzór i wychwalała pod niebiosa. Nas tylko krytykowała... Gdy wyszłam za mąż i urodziłam dzieci, całkiem odcięłam się od matki. Beata również zerwała z nią kontakt.
Adam rzucił studia i wyjechał do pracy na platformie wiertniczej. Z nim również nie utrzymywałyśmy kontaktów. Mama skutecznie nas ze sobą skłóciła. Agnieszka wyszła za mąż i urodziła córkę. Mieszkała z teściami, ale jako jedyna z nas opiekowała się mamą. Za to ona przepisała na nią mieszkanie. Agnieszka z mężem wyremontowali je. Pomagali mamie we wszystkim. Na jej prośbę kupili nową pralkę i lodówkę.
– I tak to wszystko odziedziczy wasza Ola – mówiła mama. – To tak, jakbyście dla niej kupowali. I namówiła ich na zakup meblościanki i skórzanej kanapy. Wkrótce potem ciężko zachorowała. Leżała w szpitalu.
– To białaczka... – mówiła Agnieszka przez łzy.

Czułam, że jest nam obca

Nie widziałam mamy kilka lat i miałam wyrzuty sumienia, że tak ją zostawiłam. Poczułam, że stęskniłam się za nią. Chciałam się do niej przytulić, opowiedzieć jej o wnukach... Przyjechałyśmy do niej wszystkie trzy. Z drżącym sercem weszłam do sali. Mama na nasz widok nawet się nie uśmiechnęła.
– O, przypomniałyście sobie o matce – rzuciła sucho. Choroba nie pozbawiła jej dawnej hardości.
– Cześć, mamuś – objęłyśmy ją i pocałowałyśmy w policzek. Czułam się, jakbym przyszła do obcej kobiety. Rozmowa się nie kleiła. Mama nawet nie spytała, co u nas słychać. Opowiadała tylko o swojej chorobie i o Adasiu, ile to on nie zarabia.
– I pieniędzy tyle mi przysyła! Kochane dziecko!
Potem Agnieszka nam powiedziała, że to nieprawda. Ale mama widziała go takiego, jakim chciała go widzieć... Wróciłyśmy z Beatą do Poznania rozczarowane spotkaniem. Kilka tygodni później dowiedziałyśmy się, że mama jest w stanie ciężkim. Pojechałyśmy do szpitala. Mama obrzuciła nas obojętnym wzrokiem.
– A gdzie Adaś? – spytała tylko.
– Może uda mu się przyjechać w przyszły weekend – wytłumaczyła go Agnieszka.
– Chcę się widzieć tylko z Adasiem – powiedziała i obróciła się do nas plecami.
Oczy zaszły mi łzami. Poczułam się strasznie. Popatrzyłam na Beatę – też miała łzy w oczach.
Obydwie jak na komendę zaczęłyśmy wychodzić z sali. Na korytarzu rozpłakałyśmy się. Objęłyśmy się mocno. Po chwili dołączyła do nas Agnieszka.
Nie wiem, dlaczego ona taka jest – powiedziała cicho i spuściła głowę. Ja też nie wiedziałam. Ale wiedziałam jedno: nie mam ochoty na kolejne spotkanie.

Gdy mama zmarła, nie poczułam nic...

W domu przytuliłam się do męża i długo płakałam.
– Dobrze, że mam ciebie – szepnęłam przez łzy.
Dwa dni później zadzwoniła Agnieszka:
– Mama nie żyje – powiedziała drżącym głosem i rozpłakała się. Wiem, co się czuje, gdy umiera bliska osoba. Gdy zmarł tata, cały mój świat się zawalił... Ale tego dnia, gdy usłyszałam o śmierci matki, nie czułam nic. Cały wieczór przepłakałam. Ale nie z żalu za nią. Płakałam, bo wcale mi jej nie brakowało, bo była dla mnie obcą osobą. Płakałam z żalu nad sobą, nad siostrami, bo poskąpiono nam matczynej miłości... A mama i zza grobu potrafiła okazać nam, jak jesteśmy jej obojętne. Wkrótce dowiedziałyśmy się, że przed śmiercią zmieniła testament i zapisała mieszkanie Adasiowi... Byłyśmy w szoku... Brat wrócił do Polski i od razu wprowadził się do jej mieszkania. Nie widział w tym nic niestosownego. Wyśmiał Agnieszkę, kiedy poprosiła go o zwrot sprzętów kupionych przez nią.
Pogrzeb organizuje Adam. My zastanawiamy się, czy w ogóle na niego iść. Ja nie czuję takiej potrzeby. Agnieszka nie chce o tym słyszeć. Ale Beata mówi, że to przecież nasza matka. Może była tylko słabą kobietą, która nie potrafiła okazywać uczuć? Może to my gdzieś popełniłyśmy błąd? Gdy powiedziałam koleżankom, że nie chcę iść na pogrzeb matki, usłyszałam, że jestem wyrodną córką. A może to matka była wyrodna? 

 

Czytaj więcej