"Kiedy mój facet został wywiadowcą, zaczął się zmieniać. Stał się wulgarny i wybuchowy. Atmosfera w naszym domu stała się nie do zniesienia. Kiedy wspomniałam o psychologu, on dostał szału. Przepłakałam wiele nocy, rozmyślania zajęły mi dziesiątki godzin, a on stawał się coraz bardziej agresywny..." Magdalena, 35 lat
Maćka znałam od dziecka, dorastaliśmy na tym samym blokowisku w Gdańsku. Najpierw były wspólne zabawy w piaskownicy, później jedna szkoła, wspólne dyskoteki. Nie byliśmy parą, ale lubiłam jego towarzystwo.
Maciek zachwycał się strażakami, żołnierzami i milicjantami. Próbował nawet pójść do szkoły podchorążych, ale mu się nie udało. Strasznie to później przeżywał i nigdy nie lubił o tym rozmawiać. Tak naprawdę do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Plotka głosi, że oblał testy psychologiczne.
Po maturze straciliśmy ze sobą kontakt. Ja studiowałam polonistykę, a on poszedł na prawo. Nie widziałam Macieja chyba ze dwa lata, a może trochę dłużej.
Spotkaliśmy się przypadkowo na ślubie mojego kuzyna, z którym Maciek kiedyś się przyjaźnił. W pierwszej chwili nie poznałam go. Zmężniał bardzo. Ze zdumieniem stwierdziłam, że mi się podoba. A przecież do tej pory nie myślałam o nim jak o mężczyźnie, a jedynie koledze z dzieciństwa. Ja jemu też wpadłam w oko. Nie odstępował mnie na krok.
– Teraz już nie znikniesz. Dopilnuję tego, Magdo, zobaczysz – obiecywał. Wcale nie żartował. Zaczął do mnie wydzwaniać, wpadać z wizytami, zapraszać do kina. Nie protestowałam. Zaczęliśmy ze sobą chodzić. Randki szybko przestały nam jednak wystarczać. Chcieliśmy być razem na stałe. Na szczęście, nie było problemu z mieszkaniem, bo siostra Maćka wyjechała za granicę i przekazała mu klucze.
Wprowadziłam się do niego bez wahania, choć postanowiliśmy poczekać ze ślubem. Chcieliśmy najpierw poukładać sprawy zawodowe. Ja znalazłam posadę w szkole, a Maciej zatrudnił się w niewielkiej kancelarii adwokackiej, ale już po kilku miesiącach miał dość. – Myślałem, że będę walczyć z niesprawiedliwością na sali rozpraw, a pracuję jako chłopiec na posyłki – narzekał. Męczył się niemiłosiernie, a na dodatek zarabiał dość kiepsko.
Wiele wieczorów straciliśmy na dyskutowanie o tym, co powinien zrobić. – A może złożysz dokumenty do policji? – rzuciłam któregoś dnia i widziałam, jak rośnie na samą myśl o tym. Maciek posłuchał mojej rady. Odpowiedź dostał bardzo szybko. – Widocznie prawnicy w policji to deficytowy towar – śmiał się. – Nie mogę uwierzyć. Tyle lat o tym marzyłem. To dzięki tobie, bo sam bym się chyba nie odważył – mówił wyraźnie wzruszony.
Maciej od razu został rzucony na głęboką wodę. Pracował po cywilnemu, stale nosił broń przy sobie i należał do wywiadowców. Tak to chyba się nazywa w policyjnym slangu. – Czym ty się dokładnie zajmujesz? – zapytałam któregoś dnia. Maciek pracował w bardzo dziwnych godzinach. Nierzadko wracał do domu w środku nocy i czuć było od niego alkohol.
– Muszę dotknąć tego brudu, aby ich rozpracować. Nie będę pił wody mineralnej, gdy przy stoliku siedzą faceci, którzy na pierwszą komunię dostali chyba kij bejsbolowy. Gdyby zaczęli podejrzewać, że jestem z policji, byłoby niemiło – tłumaczył. Mijały miesiące, a on cały czas pracował „na ulicy”. Miałam wrażenie, że podwójne życie coraz bardziej mu się podoba. Balansował na granicy, którą wielu przekroczyło, nie wytrzymując presji. To musiało go sporo kosztować.
Bardzo szybko zauważyłam, że mój facet zmienia się. Stał się wulgarny i wybuchowy. – Przez cały dzień uważam, aby czegoś nie palnąć, bo skończyłbym w bagażniku samochodu, a ty marudzisz, że podniosłem głos! Nie bądź śmieszna! – krzyczał. Robiło się coraz gorzej. Atmosfera w naszym domu stała się nie do zniesienia. Dlatego kiedyś wspomniałam o psychologu. – Przecież macie takiego w policji. Mógłby ci pomóc – rzuciłam mimochodem, a on dostał szału.
– Nie rób ze mnie wariata! Każdego wieczora narażam życie dla takich jak ty, co o mafii jedynie czytają w gazetach, a więc nic nie mów o stresie! Co ty możesz o tym wiedzieć? Widząc gościa, wkładającego rękę pod marynarkę, zastanawiam się, czy wyciągnie portfel czy pistolet. Jestem nerwowy? Tak, k...a, jestem i nic na to nie poradzę! – darł się wniebogłosy.
Przepłakałam wiele nocy, rozmyślania zajęły mi dziesiątki godzin, ale na nic mądrego nie wpadłam. Brakowało mi pomysłu, jak pomóc Maciejowi, a podświadomie czułam, że sam sobie nie poradzi. Postanowiłam skorzystać z rady przyjaciółek, będących żonami innych policjantów. Dość często spotykaliśmy się w dużym gronie na różnych grillach. Wprawdzie nie byliśmy z Maćkiem małżeństwem, ale znajomi tak nas traktowali.
Najlepiej dogadywałam się z Justyną, która była w moim wieku i mieszkała niedaleko. – Maciej wściekłby się, gdyby wiedział, o czym chcę porozmawiać. Dlatego nikomu ani słowa – prosiłam, a przyjaciółka obiecała dotrzymać tajemnicy. Justyna, słuchając opowieści o moich problemach, była wyjątkowo spokojna. Jakby spodziewała się tego, co mam do powiedzenia. I tak rzeczywiście było.
– Magda, zachowanie Maćka nie jest niczym wyjątkowym. Mój Jurek też miał problemy ze sobą. Na szczęście w porę się opamiętał, ale nie wszyscy mają tyle siły... – Przecież oni chodzą z bronią! – zdenerwowałam się. – W takim stanie mogą popełnić błąd, który będzie miał tragiczne skutki! Ich przełożeni powinni zareagować. – Masz rację. Wszyscy wiedzą, ale wolą chować głowę w piasek. Chyba że dojdzie do jakiejś katastrofy...
Rozmowa z Justyną miała dodać mi otuchy, a spowodowała, że czułam się zdruzgotana... Maciej pił coraz więcej. Nie wierzę, aby w komendzie nikt niczego nie zauważył. Paradoksalnie jednak w pracy odnosił sukcesy. Swoimi niekonwencjonalnymi metodami spowodował, że wielu groźnych bandytów trafiło za kratki. I był rozgrzeszany przez szefów za rozmaite wpadki. Nikt jednak nie wiedział, jak trójmiejski Brudny Harry zachowuje się w domu. A to był już ogromny problem.
O takich „drobiazgach”, jak brak wspólnych tematów, kilkudniowe nieobecności czy ciągłe kłótnie, nawet nie będę się rozwodzić. Gorzej, że Maciek nie potrafił rozmawiać bez krzyku. – Na komendzie możesz się zachowywać jak prostak, ale teraz jesteś w domu! – nie wytrzymałam kiedyś. Zobaczyłam, że robi się czerwony ze złości. Zamachnął się, aby mnie uderzyć. W ostatniej chwili zrezygnował. – Nie musisz tu mieszkać, jeśli nie chcesz – wydusił z siebie.
Następnego wieczoru Maciek jak zwykle wrócił bardzo późno. Już spałam, ale obudził mnie, otwierając drzwi. Był pijany w sztok. Cuchnął potem wymieszanym z odorem wódki. I nagle zebrało mu się na amory. Bełkotał coś, próbując ściągnąć ze mnie bieliznę.
– Najpierw wytrzeźwiej – odepchnęłam go. Wtedy wstał z łóżka, podszedł do krzesła, na który rzucił ubranie i wyciągnął... pistolet. – A teraz nabrałaś ochoty? – kpił, celując w moją głowę.
Leżałam bez ruchu, czekając, co zrobi. Bałam się ruszyć choćby palcem. A on brutalnie zdjął mi majtki, nie wypuszczając z lewej ręki broni. Byłam gotowa na najgorsze. Maciek okazał się jednak zbyt pijany, aby do czegoś doszło. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Miałam serdecznie dość. W dodatku Maciek nawet nie czuł się winny.
– Wypiłem trochę za dużo i pomachałem giwerą, a ty robisz aferę, jakbym wystrzelał cały magazynek – bagatelizował. Wtedy zrozumiałam, że on się już nie zmieni.
Spakowałam swoje rzeczy i przeprowadziłam się do rodziców. Jemu zostawiłam kartkę na stole: „Dobrze, że nie mamy ślubu. Odchodzę. Kocham cię, ale i boję się... Przemyśl wszystko. A jak zrozumiesz, wiesz gdzie mnie szukać”.
Maciej nigdy nie zadzwonił. Długo nie wiedziałam, co porabia. Dopiero niedawno ktoś mi doniósł, że już nie pracuje w policji. Był pijany podczas akcji, z jego winy doszło do strzelaniny. Nikomu nic się nie stało, ale takiego skandalu już nie dało się zatuszować. Podobno Maciej pracuje teraz w jakiejś firmie ochroniarskiej. Patroluje galerie handlowe…