"Lubię sobie popatrzeć na innych z ukrycia. Zaczęło się niewinnie, kiedy zupełnie przypadkiem nakryłem w pobliskim lasku pewną parę. Gapiłem się na nich jak zahipnotyzowany. Marzyłem, że sam kiedyś przeżyję coś takiego. Nie wiedziałem tylko z kim, bo na pewno nie z żoną. Byłem pewien, że nie jest zdolna do takich uniesień. I tu się pomyliłem... Zbyszek, 43 lata
Mam czterdzieści trzy lata, żonę i dwójkę dzieci, jestem księgowym, mieszkam w bloku. Nie piję, nie palę, nie mam hobby, nie uprawiam ekstremalnych sportów, nie nosi mnie po świecie. Jest tylko jedna rzecz, która mnie martwi. Otóż ja... lubię sobie popatrzeć...
Poszedłem na spacer z psem. Zapuściłem się w głąb brzozowego lasku, aż pod stare forty. Dotarłem do polany okolonej drzewami. Podczas gdy pies przeczesywał pobliskie zarośla, ja przysiadłem na zwalonym pniu. Wtedy od strony lasu podjechała terenówka na niemieckich numerach. Po kilku minutach z auta wyszła wysoka, ubrana w krótką kieckę blondynka, a za nią jakiś facet. Przez chwilę śmiali się z czegoś, paląc papierosy. Później ona oparła się o samochód, a on wsunął jej rękę pod sukienkę. Zaczął żarliwie ją całować, ona dosłownie zdzierała z niego koszulkę. Gapiłem się jak zahipnotyzowany. Dopiero gdy mój pies szczeknął, pojawiając się na polanie, uciekłem stamtąd.
Pamiętam, że tamtego wieczoru cały czas myślałem o scenie, która rozegrała się tuż przed moimi oczyma i marzyłem, że sam kiedyś przeżyję coś takiego. Nie wiedziałem tylko z kim, bo na pewno nie z żoną. „Ela wstydzi się kochać przy świetle, a co dopiero hasać po lesie”, westchnąłem.
Któregoś pochmurnego popołudnia nogi znów poniosły mnie w okolice fortów. Tym razem jednak nie zabrałem ze sobą psa. Z czasem te wyprawy stały się moim rytuałem. Przez cały tydzień czekałem na piątkowe lub sobotnie popołudnie, żeby móc wyrwać się do lasu i podglądać przygodnych kochanków. W pracy byłem sumiennym pracownikiem, w domu przykładnym mężem i ojcem, a w lesie... Sam nie wiem? Pewnie większość ludzi uznałaby mnie za zboczeńca, ale wmawiałem sobie, że nie robię niczego złego. Po prostu patrzę, chyba mi wolno? Żony nie zdradzam, na dziwki nigdy nie chodzę, a coś z życia mieć muszę! Początkowo chadzałem tam sporadycznie, ale z czasem te spacery przerodziły się w jakąś obsesję. Doszło do tego, że zacząłem rezygnować z życia rodzinnego na rzecz tych moich sekretnych wypraw.
– Jedziesz ze mną na grilla do Gosi i Marka? – pytała żona, a ja wciskałem jej jakiś kit, byle tylko móc lecieć do lasu.
Zadbałem też o wygodną kryjówkę. Zakryłem gałęziami przerdzewiały właz do bunkrów i tam z termosem w ręku czekałem, aż ktoś przyjedzie. Do moich ulubionych par należała okrąglutka, ruda trzydziestka ze swoim młodym kochankiem. Czego oni tam nie wyprawiali... Bardziej namiętnej babeczki dawno nie widziałem. Żeby było pikantniej, jakiś czas późnej ruda znalazła sobie nowego kochanka i z tym to dopiero dzikie harce wyczyniała! Czasem myślałem, żeby sobie kupić kamerę i filmować te wszystkie scenki, ale się nie odważyłem. Więc tylko spoglądałem przez lornetkę, ciesząc oczy coraz ciekawszymi historiami. Bo z czasem miejsce stało się częściej odwiedzane.
Dowiadywałem się o nich tego, co miało pozostać w ukryciu. Na przykład M., ta co ma męża weterynarza, z jakimś szpakowatym gościem się zabawiała i to na gołej ziemi, w deszczu! Nawet sam się zdziwiłem, bo mi w windzie zawsze baba na taką oziębłą dewotkę wyglądała, a tu proszę bardzo! O, albo ta blondyna z mięsnego! Też tutaj kiedyś ze swoim gachem przyjechała na motorze. Ja tam zawsze kupując wędliny w dekolt jej zerkałem, ale takich cudów, jakie zobaczyłem, gdy ze stanika wyskoczyła, to bym się w życiu nie spodziewał! Dziewucha pierwsza klasa, w filmach grać powinna, a nie serdelki sprzedawać.
W sobotę też wszystko szło zgodnie z planem. Żona ubrała nową kieckę, włosy ułożyła w loki i ciągnąc za sobą nutę kwiatowych perfum, weszła do salonu. Udawałem, że zainteresował mnie mecz koszykówki, i gapiłem się w telewizor, mając nadzieję, że Ela szybko wyjdzie.
– Nie idziesz dzisiaj na brydża? – zapytała.
– Nie wiem, może na chwilę – mruknąłem.
– A ty kiedy wrócisz? – A nie wiem. Do siostry jadę.
– To baw się dobrze, skarbie. Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, odczekałem chwilę i pognałem do lasu. Wlazłem do mojej kryjówki i czekałem, aż ktoś się pojawi. Minęła godzina i w końcu zobaczyłem, że na polanę podjeżdża szare kombi. Aż ręce zatarłem z radości. Z samochodu wysiadł blondyn w błękitnej koszuli, a za nim wygramoliła się... moja żona. Ela, która przecież seksu nigdy nie lubiła, sypiać ze mną nie chciała, a tu proszę!
Prędzej bym się księdza tutaj spodziewał, niż mojej Elżuni! Chciałem nawet wyskoczyć z ukrycia, jemu mordę obić, babę do domu zagnać, ale z drugiej strony... Zdemaskować się i pozbawić jedynej radości? Na zboczeńca wyjść, żonę złapać na gorącym uczynku? „Czy nie wygodniej będzie siedzieć cicho?”, myślałem, zerkając na polanę. Tymczasem kochankowie ostro się za siebie zabrali. Żeby ze mną Ela takie fikołki wyczyniała, to bym ludzi nie podglądał, a tu proszę – na masce się wyłożyła, on jej kieckę podwinął pod samą brodę, słowo daję, aż się wstydzę opowiadać, co się tam dalej działo. Siedziałem i gapiłem się, bo co było robić? Do domu dowlokłem się smutny i rozgoryczony. Tyle lat dręczyły mnie wyrzuty sumienia, a tu okazuje się, że każdy ma tajemnice! „Tak samo jak ja nigdy bym Eli nie podejrzewał o romans, tak ona pewnie nigdy nie dowie się, co ja przed nią ukrywam”, myślałem.
Żona wróciła grubo po północy.
– Zasiedziałaś się u tej siostry trochę – mruknąłem.
– Wiesz, poplotkowałyśmy sobie, serniczek zjadłam – paplała. – A tobie jak minął wieczór?
– A nudno... – skłamałem.
Żona weszła do łóżka i cmoknęła mnie w policzek. W wyobraźni wciąż miałem sceny z polany i pomyślałem, że właściwie to chyba bardziej niż seks kręci mnie to, że mogę sobie popatrzeć.
– Dobranoc – powiedziała Ela, kładąc głowę na moim ramieniu. To się nazywa małżeńska sielanka.