"Chcieliśmy w Walentynki trochę zaszaleć, ale musieliśmy zorganizować opiekę nad dzieciakami. Zawsze prosiliśmy o pomoc moją mamę i mojego teścia. Oboje byli samotni i chętnie opiekowali się wnukami. Tym razem jednak odmówili. I to oboje! Ale to nie wszystko! Wkrótce poznaliśmy przyczynę tej odmowy i to dopiero był dla nas szok..." Iwona, 33 lata
– Kochanie, w tegoroczne walentynki zaszalejemy! – oznajmił mi mąż pewnego lutowego popołudnia.
– To znaczy? – zaskoczona podniosłam wzrok znad gazety.
– Zabieram cię do restauracji! – powiedział z dumą. –
Na kolację. – Do pizzerii? – próbowałam uściślić.
– Skąd! Będzie bardziej luksusowo!
– Na ośmiorniczki? – zadrwiłam.
– No już bez przesady. Czy ja wyglądam na polityka? – zaśmiał się.
– Na szczęście nie... Ale mam nadzieję, że okażesz się dyplomatą, bo trzeba będzie załatwić kogoś do opieki nad naszymi uroczymi pociechami – wyjaśniłam.
– Z tym nie powinno być problemu, bo to przecież aniołki – zaśmiał się.
W tym samym momencie z pokoju dziecięcego doszły nas krzyki.
– Ała! Mamo, tato, a ona mnie bije!!! I dusi!!! Przestań, przestań, idiotko!!! – wydzierał się Filip. Łukasz podniósł się z kanapy.
– Idę spacyfikować bachory. Wzniosłam oczy ku niebu.
Bycie matką siedmiolatki i sześciolatka zakrawało na wyzwanie życia. Emilka i Filip teoretycznie nie sprawiali kłopotów wychowawczych, pod warunkiem, że przebywali w osobnych pokojach. Wtedy zachowywali się jak aniołki. Za to w swoim towarzystwie wyrastały im różki. Dlatego zawsze, kiedy chorowali (a chorowali oczywiście we dwójkę), musieli zostać odseparowani. Jedno szło do babci, drugie do dziadka. Tak się składało, że moja mama była wdową, a ojciec Łukasza wdowcem. Zazwyczaj nie robili problemów, kiedy dzwoniliśmy do nich i prosiliśmy o pomoc przy dzieciach. Czasem proponowaliśmy, żeby oboje przyjeżdżali do naszego domu, ale odmawiali.
– Wiesz, że nie lubię tego starego komucha – tłumaczyła się mama. Z kolei teść skarżył się Łukaszowi, że moja mama jest zbyt nowoczesna. Fakt, był przyzwyczajony do kobiety, której świat ograniczał się do kuchni i garów. Moja świętej pamięci teściowa była znakomitą kucharką, a każdy obiad w jej wykonaniu okazywał się poezją, ale... Kobiecy świat nie ogranicza się do piekarnika! Moja mama była tego przykładem. Po śmierci ojca zapisała się na aqua aerobik i chodziła z kijkami. Na tych wypadach poznała kilka fajnych rówieśniczek i razem z nimi spędzała popołudnia. Zakładałam jednak, że panie po sześćdziesiątce nie spędzają razem walentynek.
Zadzwoniłam więc do mamy... – Mamuś, co robisz za tydzień we wtorek?
– Raczej nic. Aqua mam w czwartek, a kijki w poniedziałki i piątki – odparła. – A co?
– Podrzuciłabym do ciebie Emilkę... Łukasz pierwszy raz od 10 lat chce obchodzić walentynki... – powiedziałam podekscytowana.
– O rany, to we wtorek są walentynki?! – zdziwiła się mama. – Oj, kochana, to ci raczej nie pomogę... – Masz spotkanie z koleżankami?
– Hmm... W sumie... Tak, przychodzą do mnie na kawę i plotki. I film. Dla dorosłych. Naprawdę będę zajęta – tłumaczyła się gorączkowo.
– Jeden rodzic spalony – powiedziałam do Łukasza. – Dzwoń do ojca. Tylko masz trudniejsze zadanie, bo będzie musiał zająć się dwójką... Mąż wziął telefon i wybrał numer.
– Tata, jest sprawa. We wtorek są walentynki, wpadniesz do nas i zajmiesz się wnukami? – spytał. – Jak to nie masz czasu? – rzucił po chwili. – Do marketu? Naprawdę nie możesz przełożyć tych zakupów? No to trudno... – odparł i rozłączył się.
– Stary dureń. Na zakupy się wybiera. Już myślałam, że odpuścimy sobie romantyczne świętowanie, ale w pamiętny wtorek postanowiłam iść na całość i podrzucić dzieci mamie. Miała, co prawda, babskie spotkanie, ale bez przesady – dwójka dzieci nie powinna im przeszkadzać. Zwłaszcza że każde przyniesie tablet...
I tak o godzinie 18.00 całą czwórką staliśmy pod mieszkaniem babci Alinki. Długo musieliśmy dzwonić, drzwi otworzyły się po kilku minutach.
– Oj, to wy... – zmartwiła się babcia. – Pomyślałam, że może jednak zaopiekujesz się dziećmi... – zaczęłam.
– Nie ma mowy. Jestem zajęta – odparła i... nawet nie zamierzała wpuścić nas do środka.
– Duszko, kto przyszedł? – nagle usłyszeliśmy głos... mojego teścia. A po chwili stanął za plecami mamy! W samych tylko spodniach i rozpiętej koszuli narzuconej na gołe ciało! – O! To wy... – zdziwił się tak samo, jak mama dwie minuty wcześniej. – Czegoś chcieliście? – Nie, już niczego. Przepraszamy za najście – Łukasz pierwszy odzyskał rezon. – No, dzieciaki, spadamy do domu. A wy – spojrzał na rodziców – bawcie się dobrze.
Do późnego wieczora analizowaliśmy całą sytuację.
– To niepojęte! – jęczał Łukasz. – Przecież oni się nie lubili!
– Jak widać: kto się czubi, ten się lubi! – skwitowałam.
Jedno było pewne: to nie my świętowaliśmy w ubiegłym roku walentynki... A jak będzie w tym roku? Poprosiliśmy już sąsiadkę, by wieczorem zajęła się Emilką i Filipem, bo nasi rodzice stali się nierozłączni i zaplanowali wspólny wyjazd do SPA.