"W moim domu panował totalny bałagan. Zaczęłam się dusić od nadmiaru rzeczy!"
Fot. 123 RF

"W moim domu panował totalny bałagan. Zaczęłam się dusić od nadmiaru rzeczy!"

"Bałagan i chaos w moim domu doprowadzały mnie do histerii! W przedpokoju zalegał stos butów. W salonie na poręczy krzeseł wisiały ubrania, na podłodze leżały książki i zabawki. W łazience na każdej wolnej przestrzeni stały kosmetyki. – Wywal wszystko, czego nie potrzebujesz, a porządek sam będzie się utrzymywać – radziła koleżanka. Łatwo jej mówić...!"  Izabela, 33 lata 

Pewnego dnia przyszłam z pracy do domu, rozejrzałam się po mieszkaniu i dostałam ataku histerii. W końcu mąż mnie uspokoił, tuląc mocno do siebie, dał tabletki na uspokojenie i zasnęłam.

Nie pamiętałam, co robiłam poprzedniego wieczoru

Następnego dnia, kiedy się obudziłam, zobaczyłam wystraszone spojrzenia dwójki moich dzieci.
– Jak się czujesz, mamusiu? – spytała starsza, dwunastoletnia Monika.
– Zrobić herbaty? – dodał dziesięcioletni Paweł.
Poprosiłam. Nie czułam się najlepiej. Na szczęście była sobota i nie musiałam iść do pracy. Po śniadaniu mąż zapytał:
– Co się dzieje, Iza? Od jakiegoś czasu jesteś strasznie podminowana. Może pójdziesz do lekarza? Ten wczorajszy atak nas przeraził...
Nie pamiętałam, co robiłam poprzedniego wieczoru. Coś mi się kojarzyło – jakieś wszechogarniające uczucie nienawiści i wściekłość. I poczucie uwięzienia, złapania w pułapkę.
– Nie jestem chora, to był po prostu kryzys – powiedziałam. – Mam zbyt dużo obowiązków w pracy, w domu, wszystko się ciągle nawarstwia. Wczoraj dostałam opiernicz od szefowej, że nie wyrabiam się z terminami. Byłam zdenerwowana, wiedziałam, że muszę poświęcić kilka wieczorów, by nadgonić pracę. Przyszłam do domu i….

I przypomniałam sobie! Weszłam do mieszkania i zaraz potknęłam się o resoraka Pawełka. Przy drzwiach kawał przedpokoju zajmował stos butów. Na wieszaku piętrzyły się płaszcze, swetry. W kuchni czekał na mnie stos niepozmywanych naczyń, bo zmywarka się zepsuła, a ja znów zapomniałam zadzwonić po fachowca. W salonie na poręczy krzeseł wisiały ubrania, na podłodze leżały książki i zabawki. W łazience na każdej wolnej przestrzeni stały kosmetyki, proszki do prania i inne rzeczy. Z kosza na brudy wypływały ciuchy i pościel. Wiedziałam, że w sypialni jest podobnie, o pokojach dzieci nie wspomnę. Żeby móc pracować, musiałabym najpierw posprzątać. Ale kiedy to zrobię, zabraknie mi czasu na sen, nie mówiąc o pracy czy zajęciu się dziećmi…

W mieszkaniu miałam masę niepotrzebnych rzeczy

Poziom stresu podniósł się, serce przyspieszyło rytm, w uszach zaszumiało, nagle zrobiło mi się gorąco i ciasno w głowie. Poczułam taką nienawiść do tych wszystkich przedmiotów, które zabierają mi tlen, duszą mnie, że pękłam. Faktycznie, chyba krzyczałam.
– Obawiam się, że tak dalej być nie może – powiedziałam do męża. – Bo naprawdę wyląduję w Tworkach.
Tadzik popatrzył na mnie niepewnie.
– Mówisz o sprzątaniu? Nie mam czasu. Jeśli będę pracował mniej, nie wyrobimy się z kredytami.
– Wiem, ale ja ze wszystkim sama sobie nie poradzę.
– Dzieci…
– Mają się uczyć. Ten weekend muszę pracować, bo mnie wyrzucą. Potem się zastanowimy. Ale muszę zrobić coś z tym pokojem, bo ten bałagan nie pozwala mi myśleć.
Tadzik przyniósł z piwnicy wielki kosz na bieliznę. Powrzucałam do niego wszystko, co leżało i wisiało na krzesłach i podłodze. Starałam się nie zwracać uwagi na kurz zalegający na meblach. Ścieranie kurzu to mordęga, trzeba podnosić te wszystkie durnostojki…

Stanęłam i przyjrzałam się starej komodzie po babci. Jako mebel była bardzo ładna, ale to, co na niej stało… Tak naprawdę podobał mi się tylko stary zegar. No i to zdjęcie całej naszej czwórki z wakacji.
Reszta – patera ze sztucznymi owocami, szklana ryba, metalowy świecznik, gliniana figurka chińskiej tancerki – poszła do kosza na bieliznę. Wzięłam szmatkę i starłam kurz. Cofnęłam się. Lepiej. O wiele lepiej. Odwróciłam się i popatrzyłam na serwantkę. Po chwili stała już na niej tylko jedna patera. Bez sztucznych owoców, które poszły do kosza. Kwadrans później pokój był ogarnięty. I jakiś taki większy.

Koleżanka powiedziała mi, co należy zrobić

W ten weekend poświęciłam minimum czasu rodzinie, więc nadrobiłam zaległości w pracy i szefowa z zadowoleniem pokiwała głową. Odetchnęłam z ulgą. Po czternastej zrobiłam sobie kawę i usiadłam w kuchence, by zjeść lunch.
– Hej, Iza, idziemy dzisiaj na koncert. Wybierzesz się z nami?
Marysia była moją dobrą koleżanką w firmie. Może byłaby nawet i przyjaciółką, jednak dla przyjaciół potrzeba czasu, a tego mi brakowało.
– Chętnie, ale w domu mam stajnię Augiasza i żadnego Herkulesa pod ręką.
– Hm… – Marysia usiadła przy stoliku. – Jak to było? Herkules dostał od Augiasza zadanie oczyszczenia stajni. Było tam tyle koni, że ledwie sprzątnął połowę, kiedy początek znów był pełen końskich odchodów. Co zrobił? Przepuścił przez stajnię potok, który za jednym zamachem wszystko wyczyścił.
I popatrzyła na mnie tak, jakby podała mi na tacy rozwiązanie mojego problemu.
– Nie łapię – przyznałam się.
– Kochana, toniesz w cywilizacyjnych odchodach, więc musisz zaimplementować sposób Herkulesa. Pozbądź się tego, czego nie potrzebujesz, a wtedy porządek sam będzie się utrzymywać, a ty będziesz miała więcej czasu na życie.
– Mam powyrzucać rzeczy? Co ty… – i przypomniałam sobie, co zrobiłam w sobotę. No tak, ale ja tylko usunęłam je tymczasowo.
– Naprawdę myślisz, że wszystko, co zawala ci dom, jest potrzebne? Poczekaj, zadam ci jedno pytanie: czy jesteś szczęśliwa? Czy nie czujesz, że dom jest jak wampir, który wysysa z ciebie energię? Kiedy ostatni raz kłóciliście się o to, kto ma posprzątać? Kiedy ostatni raz mogłaś spokojnie poczytać wieczorem książkę, ze świadomością, że nie goni cię żadna domowa robota? Kiedy ostatnio byłaś w stresie, bo się okazało, że „musisz” kupić nowy ciuch czy gadżet, ale finanse ci nie pozwalają?
– To miało być jedno pytanie!
Marysia roześmiała się.
– Nie licz pytań, tylko na nie odpowiedz. I nie mnie, tylko sobie. A kiedy odpowiedź ci się nie spodoba, zrób to, co Herkules.
– Przepuścić potok przez dom? – powiedziałam ironicznie.
– Właśnie. I zadaj sobie ostatnie pytanie: co naprawdę jest mi potrzebne do życia. Które rzeczy, jacy ludzie i jakie zajęcia.

Poszła, a ja zaczęłam się zastanawiać. To prawda, tonęłam w rzeczach, które trzeba było czyścić, prać, naprawiać, ustawiać, odkurzać, prasować… kupować. Ciągle nowe. Przypomniałam sobie opowieść Marysi, jak to kiedyś otworzyła szafę, a z niej wysypały się na nią ubrania. Tak ją to zezłościło, że połowę wyrzuciła. I nigdy za nimi nie zatęskniła. Okazały się niepotrzebne.

Nie potrafiłam się rozstać z naszymi rzeczami

Wróciłam do domu i zaczęłam przeglądać swoje rzeczy. Wydawało mi się, że wszystkie są potrzebne – jeśli nie teraz, to kiedyś na pewno się przydadzą. Plastikowe pudełka, stare sztućce (jak będę potrzebowała łyżkę do ziemi, to nie wezmę przecież nowej), pięć kompletów filiżanek, ciuchy leżące z tyłu szafy (w końcu schudnę). Nie było nic do wyrzucenia. Usiadłam na łóżku, popatrzyłam na kłębowisko szmat w szafie, które należało znów poukładać – nie wiem, jak to jest, że porządek jest tu tylko tydzień, góra dwa – a to zabierze mi co najmniej jedno popołudnie.

„Jeśli nie używasz czegoś przez dwa lata, znaczy, że nie potrzebujesz”. To była rada, którą wszyscy znali, ale rzadko kto jej przestrzegał. Nagle odczułam jej prawdziwość i mądrość. Wstałam i zaczęłam czystkę. Wyrzuciłam wszystkie ubrania, które nie wyglądały dobrze, i których nie nosiłam od lat. To samo zrobiłam z ciuchami męża i dzieci. W ciągu kilku następnych dni wyczyściłam tak inne pomieszczenia. Dwa tygodnie później zrobiłam kolejną czystkę, aż w szafach zostały tylko te rzeczy, które używamy i lubimy, czyli są potrzebne. Mężowi kazałam przebrać książki.
– Naprawdę przeczytasz kiedyś „Kapitał” Marksa i „Anielkę” Prusa? – zapytałam go, a on od razu zabrał się do porządków.

Przebrałam kolekcję płyt, zabawek, wyrzuciłam też całą badziewną biżuterię i połowę kosmetyków. Postanowiłam przestać kupować na zasadzie „sprawdzę, jak działa” czy „będzie ładnie wyglądało na półce”, itp.

Poczułam wewnętrzny spokój

Po dwóch miesiącach mieszkanie wyglądało całkiem inaczej. W szafach był porządek i przestrzeń, tak samo jak w mojej głowie. Poczułam wewnętrzny spokój. Skończyła się nerwowa atmosfera w domu, bo żołądek przestał ściskać nieustanny stres, że nie wyrobimy się z kasą na życie i kredyty. Nagle było więcej pieniędzy, choć pracowaliśmy tyle samo. A że sprzątanie było łatwe i szybkie, zyskaliśmy czas, który mogliśmy poświęcić sobie, dzieciom i przyjaciołom.

 

 

Czytaj więcej